Warcraft to tytuł znany chyba każdemu miłośnikowi gier komputerowych. Bazując na olbrzymiej popularności serii Blizzard udzielił licencji amerykańskiemu wydawcy planszówek – firmie Fantasy Flight Games – na stworzenie gry bazującej na komputerowym RTS. Ten natomiast wywiązał się ze swego zadania znakomicie.
Na początek napiszę coś o wydaniu gry… Czegoś takiego w Polsce w ogóle nikt nie robi i przy tych nakładach pewnie nikt długo robił nie będzie. Gra wydana jest w twardym, kartonowym pudełku z facjatą orka spoglądającą na nas z lakierowanej powierzchni. Po otwarciu ukazują nam się żetony z twardej tektury, drewniane (!) pionki, śliczne karty doświadczenia i jednostek oraz instrukcja wydana na błyszczącym kredowym papierze, z mnóstwem kolorowych rysunków. Po prostu totalny odjazd.
Po wyjęciu wszystkich elementów i przewertowaniu instrukcji (nie jest długa ani skomplikowana, niestety wyłącznie po angielsku) przystąpiliśmy do gry. Ja zacząłem moimi ulubionymi orkami, natomiast moja pani (także wielka fascynatka gier planszowych oraz Warcrafta) – wzięła elfów. Grać można jeszcze ludźmi oraz umarlakami, czyli standard, jak w wersji komputerowej.
Poszczególne rasy różnią się od siebie po pierwsze specyfiką najmocniejszych jednostek (Elfy mają najmocniejszych łuczników, Orki najmocniejszych wojaków) oraz kartami czarów (np. Ludzie mają dużo kart obronnych i leczących). Sprawia to, że wybór rasy w pewnym stopniu determinuje strategię, jednak nie są to różnice na tyle duże by nie dało się z tego wyłamać.
Sama rozgrywka nie jest specjalnie skomplikowana dla kogoś kto wychował się na Gwiezdnym Kupcu. Gra jest podzielona na tury, w których gracze wykonują naprzemian odpowiednie czynności – ruszają jednostkami, prowadzą bitwy, zbierają surowce (drewno i złoto), budują budynki i udoskonalają jednostki. Jest to wszystko fajnie przemyślane – chociaż gra wzoruje się na pierwowzorze komputerowym – to nie jest jego bezmyślną kalką.
Sednem gry jest oczywiście walka. Jednostki bojowe podzielone są na trzy rodzaje – do walki wręcz, łucznicy i jednostki latające. Dla każdej rasy są one trochę inne – orki mają mocnych wojowników, elfy – łuczników a ludzie i umarlaki wszystkiego po trochu. Walka podzielona jest na etap ataku łuczników, ataku jednostek latających oraz ataku wojowników. Starcie wszystkich jednostek danego rodzaju rozgrywane jest jednocześnie, natomiast po każdym etapie zdejmuje się jednostki zabite. Czyli najpierw strzelają łucznicy, zdejmujemy trupy, potem latające, zdejmujemy trupy i na koniec siepacze. Tutaj niestety pojawia się największy mankament gry – łucznicy są po prostu strasznie mocni, ponieważ atakują przed wszystkimi innymi! Starcie trzech łuczników z trzema napakowanymi wojakami kończy się zwykle śmiercią tych drugich, co jest szalenie nielogiczne!
Od czego jednak mamy rozum. Wystarczy wprowadzić drobną modyfikację – łucznik zadaje jednostce do walki wręcz tylko 1/2 obrażeń. W ten sposób mamy zasadę kamień-nożyce-papier, która sprawdza się w większości gier. Łucznicy są dobrzy na jednostki latające, latające na wojowników a wojownicy na łuczników. Wyłącznie wystawienie odpowiednio zbalansowanej armii gwarantuje sukces. W momencie wprowadzenia tej drobnej modyfikacji – gra staje się od razu zbalansowana i przyjemna :-)
Wracając do samej rozgrywki – toczy się ona na planszy złożonej z 13 elementów, które można układać na wiele sposobów, także kombinacji jest dosyć sporo (każdy element jest dwustronny). W instrukcji opisane jest kilka scenariuszy, które definiują ułożenie mapy i warunki zwycięstwa – co więcej – dodatkowe scenariusze można sobie ściągnąć ze strony producenta.
Mapa na pierwszy rzut oka wydaje się dosyć mała, jednak już po pierwszej rozgrywce okazuje się, że jest w sam raz, zarówno na 4 graczy jak i na 2 osoby. Jest ona na tyle duża, że nie da się zbyt szybko zaatakować wroga i na tyle mała, że cały czas tereny bliskie bazy są zagrożone. Nie ma możliwości zabudowania się i nastawienia wyłącznie na obronę własnego terytorium, ponieważ stosunkowo szybko kończą się dostepne surowce. Trwa więc ciągła walka o zajęcie nowych terenów i wydobycie z pozostałych jeszcze na mapie kopalni.
W planszowego Warcrafta gra się naprawdę rewelacyjnie i z czystym sumieniem mogę tę grę polecić każdemu miłośnikowi strategii, który lubi spędzać czas ze znajomymi (od komputera warto się czasami oderwać!) – dobra zabawa gwarantowana. Najlepsza jest oczywiście rozgrywka w komplecie (4 osoby), jednak gra we dwójkę także w niczym jej nie ustępuje (dobrym pomysłem jest np. użycie pozostałych pionków i ustawienie ich w roli neutralnych jednostek broniących kopalni).
Jedynym poważnym minusem jest cena – około 250-270 złotych :-( Tyle niestety kosztuje zarówno samo wydanie jak i sprowadzenie gry do Polski. Gdy złoży się jednak 4 osoby – nie jest to już cena tak przerażająca, więc warto się nad tym zastanowić. Na pewno warta jest tych pieniędzy.
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
One comment
Pingback: WarCraft: The Boardgame – recenzja: Nataniel – gamesfanatic.pl | metakrytyka.pl - recenzja gry książki muzyki i filmu