Reiner Knizia to jeden z najbardziej płodnych twórców gier planszowych. Jego gry są przykładem klasycznego stylu niemieckiego: interesującej mechaniki, szybkiej rozgrywki. Niestety to, co mu się zarzuca, to brak klimatu.
W ubiegłym roku na rynku gier pojawiła się kolejna pozycja pana Knizia, Beowulf. Gra, która z założenia miała oddawać klimat przygód legendarnego rycerza, która pod względem graficznym została przygotowana przez jednego z bardziej znanych ilustratorów fantasy – Johna Howe.
Beowulf ubiera się
Wygląd gry jest ważny. Nie jest najważniejszy, ale milej siada się do gry ładnej, niż odpychającej swoim wyglądem. Beowulf „ubrany” jest bardzo ładnie. Duże pudełko wielkości Osaników mieści w sobie bardzo klimatyczną planszę, 110 kart i przeszło sto żetonów, przedstawiających punkty chwały, skarby, zwoje (to ukryte punkty chwały lub skarby), skaleczenia, rany, nieszczęśliwe zdarzenia. Dodatkowo do gry dołączona jest figurka bohatera i 7 drewnianych znaczników. Wszystko zapakowane jest do plastikowej wypraski, nic się nie przewraca, każdy element ma swoje miejsce.
Plansza jest nietypowa. Ma kształt litery L, z wyciętym miejscem na tarczę Beowulfa. Na planszy znajduje się świetna ilustracja przedstawiająca historię życia tego legendarnego wojownika, od walki z Grendelem po śmierć. Każdy kolejny etap jego drogi, zobrazowany został jednym z trzech rodzajów zadań. Obrazki na kartach bardzo dobrze współgrają z planszą, są równie klimatyczne.
Żetony, znaczniki i figurka Beowulfa dopełniają bardzo dobry „ubiór” gry.
Oczywiście do gry dołączona jest instrukcja, kolorowa, wydana na kredowym papierze, na której końcu umieszczony jest spis wszystkich zadań, wraz z krótkim opisem. Instrukcja jest jasna i przejrzysta.
Beowulf rusza na wyprawę
Poszczególne zadania, a co za tym idzie – cała gra, oparte są o mechanizm licytacji. Gracze, wraz z Beowulfem towarzyszą mu w jego trudnych i chwalebnych momentach życia. Pomagają wykonać je, dzięki temu zdobywają punkty chwały, oraz skarby. Te drugie w pewnym momencie również pomagają powiększyć zasób punktów chwały. Gracz, który zdobędzie ich najwięcej, wygrywa.
Uczestnicy zabawy, mają do czynienia z trzema rodzajami zadań. Małymi – które pomagają zwiększyć możliwości gracza (dobieranie kart, wymiana kart na punkty chwały, skarby, zwoje), a pod koniec gry nawet wyleczyć rany. Średnimi, których są trzy rodzaje. Pierwsze – ryzyko, gracze mogą zaryzykować i pobrać dwie karty z puli, jeśli wyciągną odpowiednią, zyskują kartę, w przeciwnym wypadku dostają skaleczenie. Pojedyncze skaleczenie nie jest niebezpieczne, ale już trzy zamieniają się w ranę. Trzy rany na koniec gry to -15 punktów i właściwie gra przegrana. Na szczęście jest coś takiego jak Selekcja – drugi rodzaj średnich zadań. Gracz może powiększyć swój dorobek wybierając pomiędzy dwoma punktami chwały, dwoma skarbami, kartami, zwojem lub lecząc dwa skaleczenia. Trzeci rodzaj średnich zadań to licytacja z wykorzystaniem skarbów. Można wiele zyskać, na szczęście nic nie tracąc. Cała gra tak naprawdę skupia się na dużych zadaniach. To od nich zależy czy dostaniemy ranę, czy ujemne punkty nieszczęśliwych zdarzeń. Tu też można najwięcej zyskać. Duże zadania, to licytacja za pomocą kart, które zyskujemy w zadaniach średnich i małych. Kart jest 6 rodzajów: podróży, przyjaźni, sprytu, siły, walki i karty Beowulfa – jokery. Licytacja opiera się o jeden, lub dwa rodzaje kart. Właściwy ich rozkład, planowane zużycie prowadzi nas do zwycięstwa. W grze mamy do czynienia z dwoma rodzajami licytacji, zakrytymi – gracze kładą zakryte karty w dowolnej ilości, mogą blefować, wygrywa ten, kto dał ich najwięcej, oraz odkrytymi – polegającymi na przebijaniu lub wyrównywaniu propozycji przeciwników. W przypadku tych drugich pojawia się możliwość zaryzykowania i wzięcia dwu kart w ciemno (z konsekwencjami jak w średnim zadaniu).
Beowulf walczy
To, co w tej grze jest najprzyjemniejsze, to planowanie.
Czy daną kartę zużyć teraz, czy może w kolejnym zadaniu. W tym dużo nie stracę, ale mogę zyskać… a w kolejnym, w którym również potrzebuję danych kart, mogę stracić dużo więcej. Może spasować w trakcie licytacji już na początku… tylko wtedy pozostali gracze zbyt dużo zyskają, małym wysiłkiem. Pozostanie przy danej licytacji zbyt długo, spowoduje jednak, że można stracić wiele kart, a te są najważniejsze.
Planowanie rozgrywki daje dużą frajdę. Element losowy, który jest znaczny, czasami burzy nasze plany, ale Beowulf to nie jest gra logiczna czy strategiczna. To luźna, przyjemna gra rodzinna. Gdy w ten sposób podejdziemy do rozgrywki, wszyscy powinni być zadowoleni.
W trakcie kolejnych licytacji wzrasta zaangażowanie poszczególnych graczy w zadania. Atmosfera się zagęszcza, zaczyna brakować kart. Czym dalej tym ciekawiej. Walka często toczy się do ostatniej chwili, a dokładnie do dwu ostatnich zadań, w których w sumie można zyskać nawet 12 punktów chwały.
Beowulf ginie
Koniec gry, zaczynamy liczyć punkty. Ten, kto wykazał się największym męstwem, siłą, sprytem, zdolnością przewidywania – wygrywa. Bohaterowie dotarli do końca podróży i… chcą zacząć ją od nowa.
W Beowulfa może grać od 2 do 5 osób. Osobiście gry tego typu nie sprawiają mi radości w dwie osoby. Beowulf jak już wspomniałem to gra rodzinna i najlepiej sprawdza się przy 4-5 graczach, ale przy trzech jest również bardzo miło. W takim zestawie grę mocno polecam, proponuję również pominąć wariant szybki (mniejsza ilość zadań, żetony skarbów liczone są jak punkty chwały), który jest dużo słabszy.
Na zakończenie nasuwa się pytanie, czy gra ma klimat, czy tym razem udało się Knizi wyjść poza mechanikę?
Szczerze mówiąc dla mnie klimat jest tylko w planszy i kartach. Równie dobrze mogliśmy towarzyszyć „ufoludkom” w podróży planetarnej, smerfom w wyprawie po jagody itp. Podróżowaliśmy z Beowulfem, było bardzo przyjemnie… ale klimat? Nie tym razem.
Zastanawiałem się również nad niezbyt wysoką pozycją na BGG. Wydaje mi się, że powodem jest właśnie połączenie klimatu wykonania, skierowane raczej do starszego gracza, i mechaniki oraz miodności, która podobna jest do Osadników. Kupujący, który po wyglądzie spodziewa się mrocznej, klimatycznej rozgrywki, będzie rozczarowany, a rodzic szukający miłej luźnej gry rodzinnej spoglądając na okładkę Beowulfa raczej go nie kupi (a to błąd). Beowulf jako gra rodzinna sprawdza się wyśmienicie.
Beowulf mówi po niemiecku
Moja wersja gry jest niemiecka, nie przeszkadza jednak w zabawie. Opisy na planszy odnoszą się tylko do rodzaju zadań, typu: Ryzyko, Selekcja itp. W grze występuje 5 kart z opisami, których znaczenie można odczytać ze ściągi (odkryte karty) i które już po jednej partii pamiętamy.
Za
mechanika
wykonanie
duża grywalność
dość dobra skalowalność (3-5)
Przeciw
słaby klimat
stały układ planszy
spora losowość
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
No ta opinia pokrywa się z moimi odczuciami. To ciekawa gra licytacyjna, trzeba planować, ryzykować, kombinować jak najlepiej wykorzystać posiadane karty i skąd wziąć nowe. Niestety klimatu rzeczywiście nie stwierdzono. Chociaż poszczególne pola na planszy odpowiadają zdarzeniom z legendy o Beowulfie i podobno pasują dobrze do legendy (trzeba się wykazać odpowiednimi walorami i można zyskać lub stracić to co w legendzie), to jednak nigdy raczej gracze nie znają legendy na pamięć (o ile w ogóle o niej słyszeli). Nazwy wydarzeń na planszy są po niemiecku i nikomu nic nie mówią (a zaglądanie do instrukcji w celu wyjaśnienia każdego zdarzenia mija się z celem). Więc gra ma wymiar abstrakcyjny i tyle. Liczymy liski, miecze, statki itp. i kombinujemy ile czego nam potrzeba. Ale w tym wymiarze gra sprawdza się bardzo dobrze.