„[…] Nie pomniejszałem ofiar w świątyniach, nie umniejszałem chlebów bożych, nie zabierałem placków duszom zmarłych. […] Nie zatrzymywałem wody, gdy płynęła, nie przerywałem tam na wodzie wzburzonej, nie gasiłem ognia w czasie jego, nie odstąpiłem od dni składania ofiar z mięsa wybranego, nie związałem bydła przeznaczonego na pokarm boży, nie zatrzymywałem boga podczas procesji jego.
Jestem czysty, jestem czysty, jestem czysty, jestem czysty […]”
Powyższy cytat pochodzi z tzw. Księgi Umarłych. Dokumentu zapisywanego na papirusie i wkładanego do egipskiego grobowca. W tekście zmarły dowodził swej niewinności przed sądem boga Ozyrysa. Pytaniem jest czy szczerze będą mogli takie słowa napisać gracze po rozgrywce w grę planszową Amun-Re? Zapewniam was, że nie wszyscy. Szczególnie w punkcie: „Nie pomniejszałem ofiar w świątyniach”.
Amun-Re to produkcja z roku 2003, która przenosi nas w czasy starożytnego Egiptu. Jej wydawcą jest niemiecka firma Hans im Glück. A autorem najbardziej znana postać światowego rynku planszówkowego – Reiner Knizia. W obiegowej opinii uważa się, że Amun-Re jest, zaraz po Tigris & Euphrates, najdoskonalszą produkcją tego twórcy. Czy tkwi w tym choć ziarno prawdy? Przekonajmy się.
Otwieramy pudełko
Z okładki pudełka uderza nas klimatyczny rysunek. Faraon stojący między dwoma gigantycznymi posągami. Ręce uniesione w geście władzy. Przed nim potężny Nil i wielkie piramidy, a nad tym wszystkim najpotężniejszy z potężnych – Amun-Re przedstawiony jako symboliczne słońce. Ilustracja dokładnie oddaje wszystko co napotkamy w czasie rozgrywki.
Samo pudełko ma wielkość standardową dla produkcji tego wydawnictwa. Jest podobna choćby do Goa. Odsuwamy pokrywę i przed naszym oczom ukazuje się instrukcja. Dwanaście stron, duża czcionka, liczne przykłady i rysunki. Dokładnie tak jak trzeba. Zapoznanie się z nią nie nastręcza problemów, choć o paru elementach łatwo zapomnieć, więc warto też się posługiwać krótkim streszczeniem zasad. Tym dostarczonym z grą lub jeszcze lepiej, specjalnym, wydrukowanym z Internetu.
Dalej liczne karty wielkości tych od Ticket to Ride. Połowa z nich to pieniądze, reszta liczne karty specjalne i bonusowe. Ich wykonanie niestety jest dość przeciętne. O ile jeszcze materiał z jakiego zostały wykonane jest niezły i miły w dotyku, o tyle sama oprawa graficzna nie wywołuje zachwytu. Co prawda stylistyka trzyma się klimatu – specyficzna czcionka, piaskowa, kamienna kolorystyka, ale pragnęło by się ciekawszych rysunków. Część bonusowych kart jest naprawdę brzydkich.
Plansza też nie należy do dzieł sztuki, pełna surowości, bez ozdobników, utrzymana w jednolitej barwie. Nie mniej w jej przypadku zasługuje to na pochwałę. Jest bardzo czytelna, zawiera wszystkie ważne informacje z punktu widzenia gracza i nie wprowadza zbędnego chaosu. Graficznie przedstawia Nil, dzielący Egipt na dwie połówki: wschodnią i zachodnią. Każda z części podzielona została następnie na kilka prowincji. Plansze otacza tor punktacji, a w górnej część umiejscowiona jest tabela z ceną produktów oraz świątynia, w której będziemy składać ofiary ku czci boga Amun-Re.
Inne elementy jakie znajdziemy w pudełku to plastikowe bloki symbolizujące etap budowy piramidy oraz modele już skończonych piramid. Do tego liczne znaczniki farmerów, prowincji, startującego gracza, świątyni i pomocnicze kostki do licytacji.
Całość nie rzuca wizualnie na kolana, ale na swój sposób wprowadza w klimat gry. Dobrze też wspomaga przebieg rozgrywki.
Zakładamy dynastie i zdobywamy prowincje
Reiner Knizia nastawił się, aby oddać w pigułce przebieg życia w dolinie Nilu. Gracze w Amun-Re wcielają się w rywalizujące egipskie dynastie. Będą próbowali zdobyć jak najbardziej dochodowe prowincje, zbudować jak najwięcej piramid, inwestować w handel wielbłądami lub pola uprawne, wreszcie złożyć ofiarę bogowi urodzaju i płodności jakim był Amun-Re. Co może dać im jego błogosławieństwo i urodzaj w żniwach. Wszystko to powinno trwać około półtorej godziny, bo tyle wynosi średni czas rozgrywki.
Przebieg gry dzieli się na dwa etapy: rozwój Starego i Nowego Królestwa. Są to umowne nazwy na dwa momenty obliczania punktów jakie wystąpią w grze. Wspomniane połówki dzielą się następnie na trzy identyczne rundy, symbolizujące sezon, w którym rozwija się nasze starożytne państwo.
Każda runda zaczyna się od zdobywania prowincji. Odbywa się ona przy użyciu licytacji – jednego z ulubionych przez twórców Eurogier mechanizmów rozdzielania zasobów dla graczy. Jednak Reiner Knizia to osoba, która nawet w tak „wytartej” mechanice doszuka się oryginalności. Pierwszy raz jak zetknąłem się z systemem kupowania prowincji w Amun-Re, byłem wprost zachwycony. I do teraz mi nie przeszło.
Mianowicie losujemy prowincje, których liczba odpowiada ilości graczy i ustawiamy je na planszy. Każda z kart przedstawiająca ziemie do zdobycia zawiera pola, ponumerowane od 0 do 36. Teraz poczynając od startującego gracza, każdy z uczestników po kolei kładzie swój znacznik na polu z liczbą. Jest to jego deklaracja ile za daną prowincję może dać pieniędzy. Jeżeli wszyscy wybrali inne ziemie faza się kończy i każdy płaci odpowiednią liczbę pieniędzy. Od tej pory odpowiedni fragment kraju przechodzi w posiadanie każdego z graczy. Prawdziwa zabawa następuje jednak jeżeli mamy konflikt. Osoba, która dała wyższą ofertę może pozostać na tym lądzie, ale pozostali muszą się wynieść i podać nową ofertę w obrębie innego miejsca.
Wprowadzony mechanizm jest niezwykle elegancki i dostarcza emocjonujących pojedynków. Musimy dobrze rozplanować nie tylko ile możemy zapłacić za daną prowincję, ale też zastanowić się jak w ogóle do niej się dobrać. Nie zawsze najlepiej jest od razu uderzyć na najbardziej atrakcyjne ziemie. Bo jest prawie pewne, że ktoś nas w nich przebije i będziemy musieli szukać szczęścia gdzie indziej. Podobnie słabym pomysłem jest wybrać najgorszy rejon, bo nikt się o niego nie będzie bił. Dobrze wybierać pośrednie. W których i tak ciekawe rzeczy zyskamy jeżeli nas nie przebije przeciwnik, a jeżeli podniesie rękawice to będziemy mieli możliwość przenieść się w jeszcze lepsze miejsce.
Dodatkowo można sobie ułatwiać życie kartami specjalnymi. Jedna z nich ma taki skutek, że inny gracz musi dawać mocniejsze oferty niż zwykle, żeby nas przebić. Inna natomiast pozwala na licytacje cały czas w obrębie tej samej prowincji. Dzięki czemu możemy zignorować zasadę, że przy przebijaniu stawki trzeba opuścić dotychczasowe ziemie.
Sam wybór danej prowincji to też nie prosta sprawa. Każda z nich dostarcza innych korzyści i ma ścisły związek z wybraną przez nas taktyką. Część pozwala na handel wielbłądami, inne na uprawianie roli, jeszcze inne dostarczają pewnego zysku niezależnie czy będzie urodzaj czy nie. Są też takie, które poszerzają liczbę kart jakie możemy mieć na ręku, dostarczają świątyń (a te dodatkowe punkty zwycięstwa), wreszcie kilka z nich daje darmowe zasoby. Jest w czym wybierać.
Rozwijamy nasze ziemie
Posiadając już własne prowincje możemy przystąpić do jej rozwoju i zakupów. Ceny wszystkich surowców są takie same i liczone na podstawie tabeli umieszczonej na planszy. Zasada opłat jest prosta. Im więcej chcemy kupić sztuk danego zasobu tym coraz bardziej wzrasta jego cena.
Pierwsze co możemy zdobyć to karty specjalne. Jest ich sporo i służą najróżniejszym celom. Niektóre pozwalają zdobyć za nic pieniądze, inne mogą wpływać na wielkość składanej ofiary bogu Amun-Re, a jeszcze inne zwiększają dochód z pól. Dużo jest też kart-zadań. Jeżeli spełnimy pewne założenia np. uda nam się zdobyć wszystkie prowincje po jednej stronie Nilu, dostaniemy dodatkowe punkty zwycięstwa.
Kolejna sprawa to zainwestowanie w farmerów i wysłanie ich do pracy na polach. Za każdego rolnika otrzymamy przychód, które jest ściśle uzależniony od tego, jakie będą żniwa. Czy urodzajne czy wręcz przeciwnie – słabe. Stąd trzeba podchodzić do ich zakupów ostrożnie. Bo nasza inwestycja przy pewnych sytuacjach może się zwrócić z nawiązką, a przy innych zarobimy marne grosze.
Ostatnią rzecz jaką możemy kupić to kamienne bloki – elementy piramidy. To najważniejszy element, który może przesądzić o tym czy odniesiemy zwycięstwo w grze czy poniesiemy porażkę. Aby postawić pojedynczą piramidę musimy w prowincji wystawić trzy kamienne bloki. Są też karty specjalne, które pomniejszają ten wymóg do dwóch bloków.
Składamy ofiarę dla Amun-Re
Nic w starożytnym Egipcie nie zdarzało się bez boskiej interwencji. Stąd też i wielkość plonów z pól zależy od tego jak wysokie ofiary złożą Amun-Re poszczególni gracze. Wszyscy uczestnicy wybierają w ukryciu sumę pieniędzy jaką są w stanie oddać. I równocześnie odkrywają swoje stawki. Warto dodać, że każda osoba ma na ręku również kartę okradania ofiary, którą może zagrać zamiast pieniędzy. Następnie liczy się otrzymaną sumę pieniężną i zagląda na plansze. Tam poszczególne zakresy datków przyporządkowane są konkretnym dochodom z farmerów. Czyli za każdego rolnika możemy otrzymać jedną, dwie, trzy lub cztery monety. Dodatkowego smaczku dodaje zasada, że tylko słabsze zbiory, a więc te dające jeden i dwie monety, pozwalają handlarzom wielbłądów coś zarobić. Jeżeli jest urodzaj i zyski wynoszą trzy lub cztery monety za rolnika handlarze wielbłądów nie zarabiają nic.
Osoba, która wystawiła największą stawkę zostaje graczem startowym. Otrzymuje też boską nagrodę w wysokości trzech dowolnych zasobów. Drugi w kolejności gracz dostaje dwa zasoby, a pozostali po jednym. Wyjątkiem są osoby, które okradały datki. Te nie otrzymują błogosławieństwa Amun-Re. Jedynie co dostają to trzy monety, które rąbnęli ze stołu ofiarnego.
Przebieg tej fazy ma ścisły związek na to, jaki będziemy posiadać budżet na kolejną fazę. Niezwykle ważne jest obserwowanie czym dysponują gracze. Czy posiadają dużo farmerów, czy jednak więcej zainwestowali w wielbłądy. Ile wydali pieniędzy na budowle i jaką mogą dysponować gotówką. Jeżeli niską to bardzo możliwe, że będą próbowali okradać ofiarę.
Z autopsji stwierdzam, że w większości przypadków zyski z pól nie przynoszą jakiś wielkich dochodów. Gracze skąpią na ofiary lub wręcz je obniżają. Pozwala to wyciągnąć wniosek, że bardzo ostrożnie trzeba inwestować w farmerów. Nie są tani, a zysk z nich nie jest pewny. Możemy przez nich bardzo łatwo wpaść w poważne tarapaty finansowe i już się z nich nie wydostać. Z drugiej strony przy odpowiednich graczach, a przede wszystkich przy prowincjach jakie posiadają i taktyce jaką wybrali, pola mogą przynieść niezły zysk. Wtedy prawdopodobnie będą gracze inwestować w ofiarę w większym stopniu, co się przełoży jednocześnie na większy dochód.
Zdobywamy punkty zwycięstwa
W momencie gdy zakończy się żywot Starego lub Nowego Królestwa wszyscy gracze przystępują do obliczania uzyskanych punktów zwycięstwa. Odbywa się to w następujący sposób:
otrzymujemy 1 punkt za każdą piramidę
jeżeli udało nam się w trzech prowincjach zbudować po jednej piramidzie otrzymujemy 3 punkty, jeżeli po dwie dostajemy 6 punktów itd.
gracz, który posiada najwięcej piramid po którejś ze stron Nilu otrzymuje dodatkowe 5 punktów
osoba, która posiada prowincje ze świątynią otrzymuje tyle punktów jaki był ostatni zysk ze zbiorów
za każde spełnienie wymagań na karcie bonusowej otrzymujemy 3 punkty
na koniec gry osoba o największym posiadanym budżecie dostaje 6 punktów, następna w kolejności cztery punkty i jeszcze kolejna dwa punkty.
Warto jeszcze zwrócić uwagę, że na koniec istnienia Starego Królestwa wszystkie wcześniej zdobyte przez graczy prowincje są tracone, natomiast piramidy jakie zostawili pozostają. Co dostarcza emocjonującej walki w drugim etapie gry, bo każdy chce zdobyć te lepiej rozwinięte miejsca. Pozwala też graczom, którzy mieli gorszy start na nadrobienie punktów do czołówki.
Podsumowujemy
Amun-Re niestety nie skaluje się zbyt dobrze. Przeznaczone jest od trzech do pięciu uczestników. Ideałem jest granie w pięć osób. Wtedy gra ukazuje swoje prawdziwe oblicze i jest niezwykle wciągająca. W cztery osoby już nie ma takiego impetu, ale nadal gra się sympatycznie. W trójkę Amun-Re dużo traci i już tak nie zachwyca.
Pozostaje mi tylko powiedzieć, że Amun-Re to wspaniała gra. Zachwyty na świecie nad nią nie są przesadą. Mnie osobiście podoba się nawet bardziej od słynnego Tigris & Euphrates. Elegancja mechaniki i cudowne zasymulowanie życia nad Nilem urzekło mnie. Gra jest dość złożona, wymaga błyskotliwości, dobrego planowania i ciągłych obserwacji ruchów graczy. Bardziej spodoba się zwolennikom Caylusa niż Cleopatry. Nie jest to lekka gra, w której grając na kompletnym luzie możesz do czegoś dość. Z mojej strony wielkie brawa dla twórcy i szczera rekomendacja. Dobra robota, panie Knizia.
Zalety
wysoka grywalność
wspaniale ukazane w pigułce życie nad Nilem w starożytnym Egipcie
mnóstwo taktyk, budowania dalekosiężnych strategii
niezwykle elegancka mechanika, znane mechanizmy użyte w oryginalny sposób
Wady
nie urzekająca oprawa graficzna
czym mniej osób tym grywalność drastycznie spada
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
Ze swojej strony przyłączam się do rekomendacji recenzenta. Gra mnie zaskoczyła – nie spodziewałem się aż tak ciekawej rozgrywki. Jedna z moich ulubionych pozycji. Osobom poszukującym dodatkowych wrażeń graczy mogę polecić wątki warszawskie w dziale Spotkania, konwenty, kluby na forum – tam Amun Re było grane i jest nieco wrażeń graczy w relacjach (szukajcie „amun-re”)
Rzeczywiście jest tak kiepsko ze skalowalnością? Gra dobra tylko dla 5, może dla 4 ale już nie dla 3? To mnie martwi ;-(
To niestety przykry aspekt tej gry, ale rzeczywiście tak jest. Przy trzech osobach pierwsza faza licytacji traci cały blask – bardzo szybko się kończy, prawie bez walki. Ponadto efekt składania ofiar na Amun-Re też praktycznie nigdy nie wychodzi poza 2 sztuki złota – za mało zrzutkowiczów. To całkiem przekreśla strategię grania na farmerów. Jeżeli szukasz gry, w którą często będziesz grał w 3 osoby, to Amun-Re zdecydowanie odpada. Dla 5 graczy – rewelacja, gra się tak dobrze, że praktycznie nie ma sensu grać w mniejszym składzie. Przy 4 graczach grywalność nieco odbiega od tej dla 5 graczy, ale niewiele – nadal stanowczo można tę grę polecić.