– To co mówisz jest niegodziwe, Cesarze.
– Spójrzmy prawdzie w oczy, moja królowo. Naród egipski schodzi na psy! Nadajecie się tylko do tego, by być półniewolnikami Rzymu.
– Mój naród wzniósł Piramidy! Latarnię morską w Faros! Świątynie! Obeliski!
– To było dawno! Teraz potraficie tylko czekać na wylewy Nilu…
– DOSYĆ! Udowodnię ci Cesarze, że Egipt wciąż rośnie w siłę, a jego lud jest genialny! Każę zbudować dla ciebie w ciągu trzech miesięcy tu, w Aleksandrii, wspaniały pałac!
– Królowo, jeśli tego dokonasz, przyznam, że się myliłem i uznam, że twój naród jest wciąż wielkim narodem…ale bardzo w to wątpię.
„Asteriks i Kleopatra” R. Gościnny, A. Uderzo
Właśnie na tej historii musieli wzorować się Bruno Cathala i Ludovic Maublanc tworząc najnowszą produkcję Days of Wonder pod tytułem Cleopatra and the Society of Architects. Jest to tym bardziej pewne, ponieważ Asteriks jest najsłynniejszym rysunkowym bohaterem francuskim, a obaj autorzy to rodowici Francuzi. Tu nie może być przypadku.
Obu twórców znamy już z kilku produkcji. Bruno Cathala to autor takich tytułów jak Shadows over Camelot czy Boomtown, a Ludovic Maublanc stworzył lekkie Ca$h’n Gun$. Najnowsza produkcja tego duetu przenosi nas do starożytnego Egiptu. Wcielamy się w role architektów pracujących dla Kleopatry. Naszym zadaniem jest zbudować pałac dla Jej Wysokości, przy okazji pomnażając swój majątek ile się tylko da.
Wygląd
Z Days of Wonder sprawa jest prosta. Gdy w pobliżu obeznanych osób pojawia się nowa produkcja tej firmy, zaczyna wzrastać poziom adrenaliny, a zmniejsza się poziom kultury osobistej. Rozpoczyna się przepychanie, poganianie, negocjowanie kto pierwszy otworzy pudełko, kto obejrzy najpierw karty, kto rozłoży planszę. W tym momencie zanika familijny charakter gry, a pojawia się brutalność, agresja i dzika rywalizacja. Kto pierwszy dobierze się do kolejnej pięknie wydanej gry.
Cleopatra and the Society of Architects nie jest wyjątkiem, a wręcz pogłębia to zjawisko. Już ciężar całości sugeruje, że wykonawcy elementów do gier musieli siedzieć po godzinach.
Po otwarciu pudełka pierwsze co rzuca nam się w oczy to instrukcja. Standardowo wykonana jak na gry tego wydawnictwa. Czyli pozostaje pisać w samych superlatywach. Kolorowa, pełna rysunków, przykładów, świetna pod względem merytorycznym i wizualnym. Do tego mamy jeszcze przeznaczone dla graczy dwustronne pomoce, zawierające spis najważniejszych reguł. Bardzo przydają się podczas rozgrywki.
Pod instrukcją znajdują się dwie plansze. Pierwsza symbolizująca wejście do pałacu, druga przedstawiająca jego wnętrze. Stawiamy je koło siebie przed rozgrywką i korzystamy z jednej części pudełka, aby zasymulować dwupoziomowy wygląd budynku.
Dalej znajduje się najważniejszy element pudełka – mnóstwo plastikowych elementów. Każdy z nich to jakaś część pałacu, a więc mamy sfinksy, obeliski, tron, mozaiki, kolumny i ramy drzwi. Wszystko starannie umieszczone w przegródkach, tworząc tzw. kamieniołom. Jakość tych elementów nie jest może najwyższa (aby za bardzo nie zwiększył się koszt produkcji), niemniej rozstawione na planszy robią świetne wrażenie.
Oczywiście innych elementów mamy jeszcze całe mnóstwo. Są talenty czyli środek płatniczy używany w czasie rozgrywki, są żetony korupcji, są płytki reprezentujące kupców rzecznych, plastikowe figurki Kleopatry oraz Anubisów, specjalne kostki, piramidki do ukrywania aktualnego stanu korupcji i talia kart. Uff. Naprawdę sporo. Wszystko utrzymane w klimacie starożytnego Egiptu. Występują charakterystycznie dla tego okresu stylizowane znaki i hieroglify. Ilustracje na kartach narysowane są przez profesjonalistę i również robią duże wrażenie.
Całość prezentuje się na pierwszy rzut oka po prostu oszałamiająco. Bogactwo dołączonych elementów jest porażająca i mało która gra może pochwalić się takim przepychem. Mówi się, że Cleopatra and the Society of Architects to przerost formy nad treścią. Do treści jeszcze dojdziemy, ale forma jest nadzwyczajna. Prawie każda osoba, która będzie przechodzić obok i zobaczy ten tytuł podczas rozgrywki zatrzyma się, podejdzie i przyjrzy się z zaciekawieniem. To trzeba wyraźnie zaznaczyć. Wizualnie całość robi wielkie wrażenie.
Mechanika
Zasady Cleopatra and the Society of Architects są bardzo proste, a gra ma charakter familijny, tak więc dowolne osoby w wieku powyżej 10 lat powinny dobrze się bawić. Celem gry, jak wspominałem, jest uzyskanie jak największych zysków przy budowie pałacu dla Kleopatry. W czasie stawiania konstrukcji będziemy mogli korzystać z legalnych lub mniej legalnych środków. Niemoralne sposoby pozwalają przyśpieszyć nasze prace, ale też dostarczają amuletów korupcji. Na koniec gry osoba o najwyższym wskaźniku skorumpowania wpada do krokodyli i odpada z walki o zwycięstwo. Dopiero z pozostałych graczy wybierani są kandydaci do wygranej. Całość rozgrywki powinna zająć uczestnikom około godziny.
W każdej turze gracz musi wybrać jedną z dwóch akcji. Albo wybiera się na zakupy na targowisko, albo idzie do kamieniołomów i stawia kolejny element pałacu Kleopatry. Decydując się na pierwsze rozwiązanie uczestnik bierze jeden z trzech zestawów kart. Część z nich jest odkryta, część zakryta. Sięga po ten stosik, który mu najbardziej odpowiada. Karty reprezentują przede wszystkim surowce potrzebne do stawiania poszczególnych fragmentów pałacu. Ale nie tylko. Niektóre z nich to postacie, które można wykorzystać do różnych celów. Na przykład, aby dokonać próby wyciągnięcia od innych graczy jakiś zasobów albo przejrzeć stos kart odrzuconych i wybrać sobie którąkolwiek.
Po tym wszystkim odbudowujemy targowisko przez dodanie do każdego zestawu po jednej karcie. Ważne jest, aby po zakupach gracz miał co najwyżej dziesięć kart. Za nadwyżkę będzie ukarany amuletami korupcji.
Druga akcja jaką możemy wykonać to wyprawa do kamieniołomu. Tutaj przybywamy gdy mamy już odpowiednią liczbę surowców. Wybieramy na początku fragment pałacu jaki chcemy dodać do powstającej konstrukcji.
Każdy element różni się między sobą ilością i typem surowców jakie wymaga. Wydajemy nasze zasoby, dołączamy nową część konstrukcji i otrzymujemy zarobek. Liczba uzyskanych talentów zależy od różnych czynników. Po pierwsze jaką część pałacu zbudowaliśmy. Po drugie ile naraz elementów postawiliśmy (większa ilość jest odpowiednio premiowana). Wreszcie niektóry fragmenty dają dodatkowe pieniądze jeżeli łączą się bezpośrednio z określonym elementem.
Na koniec wyprawy do kamieniołomów rzucamy specjalnymi kostkami. Niby jest to zwykła szóstka, ale tylko na jednym oczku ma symbol Ankh. Jeżeli wypadnie właśnie ten znak to odkłada się tą kostkę na ołtarz Wielkiego Kapłana i w kolejnych turach rzuca się mniejszą liczbą kostek. Jeżeli w którymś momencie na ołtarzu będzie pięć znaków Ankh to odbywa się składanie ofiary Wielkiemu Kapłanowi. Każdy z graczy przeznacza na to daną sumę talentów. Ten, który ofiaruje najwięcej będzie mógł odrzucić trzy amulety korupcji. Pozostali za skąpstwo zostaną ukarani dodaniem żetonów korupcji.
Innym sposobem na pozbywanie się powyższych znaków przestępstwa jest korzystanie z mozaiki. Jest to jedna z części pałacu. Jeżeli postawimy ją tak, że pozostawiona wolna przestrzeń nie pozwala na dołączenie żadnej innej już mozaiki, to możemy zbudować w tym miejscu Sanktuarium. Sprowadza się to do postawienia tam jednej ze swoich figurek Anubisa. Na końcu gry w tym miejscu będziemy mogli wyłożyć amulety korupcji i tym samym zmniejszyć sobie ich ostateczną liczbę.
Spostrzeżenia
Generalnie sam pomysł w Cleopatra and the Society of Architects jest dość ciekawy. Szczególnie na pochwałę zasługuje system zdobywania amuletów korupcji i wrzucania najbardziej przestępczego gracza do krokodyli. Tak, więc potencjał był. Niestety został on zmarnowany na skutek wprowadzonej mechaniki. Jest ona dość prymitywna i nie urzeka. Na parę słów krytyki zasługują sobie też karty postaci. Są one kosztowne, bo ich zagranie wymaga dodania sobie amuletów korupcji, a nie dają zbyt atrakcyjnych bonusów. Wydaje się, że zostały opracowane w zbytnim pośpiechu i bez odpowiedniego przemyślenia. Szczególnie bezużyteczna wydaje się karta Eunucha.
Co by jednak nie mówić gra nie jest zła. Bardzo dobrze wpasowuje się w rozgrywkę familijną, gdy gramy z dziećmi, ludźmi zupełnie niedoświadczonymi w grach planszowych, gdzie dobrze ma się bawić cała rodzina, od dziadków po najmłodszych. Wtedy tytuł spisuje się bardzo dobrze.
W grze nie można budować dalekosiężnych strategii. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć co nam przyjdzie i co planują zrobić przeciwnicy. Głównie kombinujemy krótkodystansowo, na jedną, dwie tury w przód. Jako, że celem jest zdobywanie talentów nie obejdzie się bez wykorzystywania nielegalnych metod budowy pałacu. Przyśpieszają nam one nasze ruchy i pozwalają rywalizować z resztą uczestników. Stąd niezwykle ważne jest pozbywanie się nadmiaru korupcji przez budowanie Sanktuariów albo składanie ofiary Wielkiemu Kapłanowi. Często podczas moich rozgrywek zdarzało się, że gracz potencjalnie przegrany (bardzo dużo amuletów) rzutem na taśmę budował Sanktuarium i potrafił uniknąć wrzucenia do krokodyli.
Początkowo rozgrywka przebiega falami. Wszyscy gracze zbierają surowce, wszyscy gracze budują fragment pałacu i znów wszyscy gracze zbierają surowce. Ale w pewnym momencie ten system rozsynchronizuje się i tury tak się już nie powtarzają.
W Cleopatra and the Society of Architects występuje dość duży element losowy. Targowisko zawiera raz karty odkryte, raz zakryte. Mamy niewielki wpływ na to jak budowane są zestawy kart. A i tak szybko ciekawy stos zostanie zabrany nam z przed nosa przez konkurentów.
Gra się słabo skaluje. Najlepsza jest dla pięciu i czterech osób. Dużo traci na jakości w trybie dla trzech graczy. Na oficjalnej stronie Cleopatra and the Society of Architects jest jeszcze wariant dla dwóch. Ale podobnie jak i dla trzech gra dużo traci.
Podsumowanie
Stronę wizualną na pewno należy zaliczyć do największych autów Cleopatra and the Society of Architects. Rozstawione obeliski, sfinksy czy tron robią duże wrażenie i wzbudzają zainteresowanie. Trochę gorzej z samą jakością rozgrywki. Trzyma poziom, ale nie rzuca na kolana. Na szczęście tury graczy są bardzo dynamiczne, nie ma niepotrzebnych przestojów i sama partia nie jest nużąca.
Cleopatra and the Society of Architects, podobnie jak Pirate’s Cove, należy do tytułów bardzo lekkich, niewiele wymagających od gracza. Można w czasie tej gry rozmawiać na najróżniejsze tematy, nie koncentrować się w pełni na przebiegu rozgrywki, a jednocześnie wszystko będzie się toczyć odpowiednim torem. Osoby preferujące złożone, oryginalne mechaniki powinni trzymać się z dala od tego tytułu, bowiem mocno się zawiodą. Gracze, którzy lubią bardzo luźną rozgrywkę, często grają z dziećmi lub przyjmują gości o bardzo małym doświadczeniu planszówkowym powinni być zadowoleni. Tymi kryteriami trzeba się kierować przy zastanawianiu się czy ją kupić czy nie.
Zalety:
piękna, wizualnie robi oszałamiające wrażenie
bardzo proste zasady
dobry pomysł ze zdobywaniem punktów korupcji i w przypadku porażki wrzucaniem do krokodyli któregoś z graczy
dynamiczne tury
Wady:
bardzo mało oryginalna mechanika, powiela stereotypy bez żadnych konstruktywnych rozwiązań
słabo się skaluje, dobra dla czterech, a przede wszystkim pięciu osób
można grać w nią tylko od czasu do czasu, ponieważ niezbyt chce się powtarzać partię po partii – wielokrotnie eksploatowana szybko się znudzi
duża losowość
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
Przylaczam sie do opinii Pancho – ladnie wyglada, ale mechanika to kompletne nieporozumienie – mix roznych zapozyczen, dziwaczne rozwiazania. Poza wymienionymi przez Pancho jako wade uwazam takze bardzo kiepsko dobrane koszty budowy roznych elementow pałacu – przez co co chwile zaglada sie do sciagawki, aby je sprawdzic i porownac z tym, co mamy na reku. W Osadnikach na przyklad po pierwszej partii zapamietuje sie co do czego jest potrzebne, tutaj jest to jednak wydaje mi sie to zupelnie nieintuicyjne.
O planowaniu trudno mowic – przy 4-5 osobach miedzy kolejnymi naszymi ruchami zwykle wiekszosc lub wszystkie oferty z marketu zostana zabrane i pozostnie nam znow adaptacja do tego co wyskoczylo. Pierwsza gra Days of Wonder, na ktorej sie zawiodlem.
Z pewnymi obawami zasiedliśmy w weekend do rozgrywki (3 osoby) i… kompletne zaskoczenie! Po wszystkich negatywnych komentarzach u nas i na BGG oczekiwałem totalnego gniota, gra jednak w naszym przypadku obroniła się nieźle.
Przede wszystkim nie mogłem pozbyć się skojarzeń z Ticket to Ride, za którą nota bene nie przepadam. I tu herezja – mnie osobiście Kleopatra podobała się bardziej.
Idea kompletowania kart w celu zakupu fragmentu pałacu przypomina mi jako żywo kompletowanie tras, oczywiście w zupełnie innym klimacie i na inną skalę. Blokowanie tras w TTR można porównać z krytykowanym przez Nataniela wykupywaniem przez poprzedników najbardziej wartościowych elementów pałacu, jednak w Kleopatrze bolało mnie to jakoś mniej. Poza tym – sorry, trzeba sie uwijać, przecież to w końcu wyścig :o) Wybudowanie kilku elementów pałacu naraz to jakby dłuższa trasa w TTR itp. itd.
Element losowy? Moim zdaniem nie większy niż w TTR, oczywiście sporo zależy od kart, mamy jednak jokery w postaci kupców nilowych jak i karty zastępujące dowolny surowiec. Ilość kart na ręce jest ograniczona, można ją na jakiś czas zwiększyć (jednak nic za darmo – korupcja!) w celu wybudowania kilku fragmentów. Słowem – można trochę pokombinować.
Pancho nie docenił moim zdaniem roli mozaiki bogów. Nie tylko wymaga odrobiny przestrzennego myślenia (jak wydzielić największy obrzar pod sanktuarium – taki puzel w planszówce – Ubongo?), ale może być również strategią prowadzącą do zwycięstwa: korumpujemy na potęgę, budując jednocześnie świątynie. „Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek” ;o)
Że mechanika mało oryginalna? Sorry, ale im więcej gier widziałem, tym bardziej się przekonuję, że wszystko już było. Oczywiście są wyjątki, ale ciężko wymyślić dzisiaj coś absolutnie odkrywczego. I trochę się nie zgodzę, że stereotypowa mechanika może zapewnić dynamiczne tury. A rozgrywka była naprawdę emocjonująca, i to w trzy osoby. Poza tym połaczenie amuletów korupcji i mozaiki bogów naprawdę takie odtwórcze nie jest.
Reasumując: dla mnie jest to kolejna świetna FAMILIJNA gra ze stajni DoW. Nie jest to El Grande, ale chyba nie o to chodzi. Do wciągnięcia do zabawy dzieciaków, rodziców czy dziadków jak znalazł. Cały ten plastyk naprawdę pozwala sie wciągnąć w klimat, nawet jeżeli jakość komponentów nie powala. Po którym razie się znudzi nie wiem, to trzeba jeszcze sprawdzić, cała ta przydługa wypowiedź ma Was jednak skłonić do dania Kleopatrze szansy – może w praniu gra nie okaże się taka straszna?
Zgadzam sie z Wojtkiem. Srednie opinie co poniektorych osob poczatkowo nastawily mnie do tej gry, powiedzmy, „ostroznie” :). Jak sie okazalo – strach ma wielkie oczy, gierka okazala sie bardzo przyjemna. Proste zasady, ladne wykonanie, mechanika wcale nie toporna, sporo kombinowania (ciagle trzeba pilnowac balansu na linii zetony korupcji-talenty). Co prawda jest duzo lepszych gier (gorszych rowniez), cena tez niezbyt przyjazna, ale mimo wszystko absolutnie nie zawiodlem sie na tej grze. Kolejny udany produkt – nic odkrywczego, ale chociaz klimat jest :).
Gra sprawia wrażenie, jakby jej mechanika powstała z niezależnych zlepków innych gier, z których część nawet ujrzała światło dzienne :) Ogólnie gra się przyjemnie, a zakończenie dostarcza dużo emocji, jednak nie czuć przy niej „iskry”, że wszystko jest spójną częścią jednej gry. Męczące jest upychanie plastykowych elementów w wytłoczce przy sprzątaniu gry, ale za to napięcie, gdy świątynia jest z nich budowana i Kleopatra powoli kroczy chodnikiem jest większe niż w Filarach Ziemi ;)
Świetny rodzinny tytuł, bardzo polecam do grania z mniej grającymi znajomymi czy rodziną – same zalety i zero wad w takim gronie, mnóstwo emocji, spora losowość, wujki, babcie, mamy i dawno niewidziani przyjaciele będą grać z wypiekami na twarzy :)