Kilka lat temu Klaus Teuber zdecydował, że chciałby stworzyć grę, która nie będzie po prostu dodatkiem do Osadników. Niech i będzie utrzymana w klimacie wielkiego poprzednika, niech dzieje się w świecie Catanu, ale jednocześnie ma być samoistną, pełną gra. Jak chciał tak zrobił. W roku 2004 pojawiła się pierwsza produkcja Candamir: The First Settler, należąca do Catan Adventures. Spotkała się z życzliwym przyjęciem fanów i rok później pojawiła się kolejna produkcja Elasund: The First City of Catan.
Jak sam tytuł wskazuje, fabuła przenosi nas do momentu gdy powstawało pierwsze miasto Catanu. Gracze wcielają w budowniczych, których celem będzie rozwinąć infrastrukturę osady. Rozgrywka przeznaczona jest od dwóch do czterech graczy i zajmuje od godziny do nawet dwóch, w zależności od liczby i doświadczenia uczestników.
Wygląd
Pudełko Elasunda to standardowe opakowanie jakie występuje przy większości gier z serii Osadników z Catanu. Ilustracja na okładce ukazuje kolonistów przy pracy: budują kościół, zajmują się handlem, doglądają zwierząt domowych.
W środku pudełka instrukcja. Reguł sporo, niuansów też trochę, stąd warto uważnie przeczytać wytłumaczenie zasad, szczególnie, że wspomagane jest przez rysunki i przykłady. Dalej składana na cztery części plansza. W jej centrum znajduje się główny obszar budowy, na którym będzie rosnąć pierwsze miasto Catanu. Osada z jednej strony otoczona jest przez morze. Kontakt ze światem odbywa się dzięki portowi, do którego będzie wpływać kupiecki statek. W prawym górnym rogu schemat kościoła. Gracze budując z dziewięciu części tę budowlę będą musieli trzymać się kształtu jaki widnieje na rysunku. Ostatnim ważnym elementem jest tor handlu (oznaczony przez symbol wiatraka). Przesuwamy się po nim zdobywając dodatkowe punkty zwycięstwa.
W pudełku znajduje się następnie sporo płytek z narysowanymi budynkami. Różnią się między sobą funkcjami oraz wielkością. Są np. studnie zajmujące jedno pole, jak i sala tronowa zajmująca aż sześć pól. Do tego mam jeszcze żetony pozwoleń budowy dla każdego gracza (o wartościach od 0 do 4), karty wpływów, pieniądze, kostki symbolizujące punkty zwycięstwa i kilka dodatkowych elementów.
Ogólnie zawartość typowa dla niemieckich produkcji. Schludnie, staranie, złego słowa nie można powiedzieć. Zresztą każdy kto bawił się przy grach z serii catańskiej nie będzie zdziwiony, a ci co nie grali będą mile zaskoczeni.
Mechanika
Przygotowanie do rozgrywki chwilę trwa. Trzeba rozłożyć w stosy odpowiednie budynki, rozmieścić początkowe ustawienie żetonów itp. Głównym celem gry jest zdobycie dziesięciu punktów zwycięstwa. Tym razem pomysł z zapisywaniem wyników został zarzucony na dużo wygodniejsze umieszczenie kostek (symbolizujących punkty) na planszy.
W każdej turze gracz najpierw sprawdza gdzie przypływa okręt kupiecki. Odbywa się to tradycyjnie przez rzut dwoma kostkami. Uczestnicy, którzy w odpowiednim rzędzie mają swoje budynki dostają za nie odpowiednią liczbę pieniędzy lub kart wpływów. W przypadku wyrzucenia 7 na kostkach ma miejsce atak piratów. Wtedy nikt nie zarabia, a niektóre osoby zmuszene są do wyrzucenia pewnej ilości kart. Dodatkowo aktywny gracz, który ma wieże strażnicze może część pirackich łupów przejąć na własność. To tyle jeżeli chodzi o elementy przypominające starych, dobrych Osadników z Catanu.
Następnie gracz może coś zbudować. Do wyboru są cztery budowle. Po pierwsze mury miejskie. Dają albo kartę wpływu albo punkt zwycięstwa. Po drugie można postawić jeden z elementów kościoła. To kosztowna konstrukcja, ale opłacalna, bo nikt nigdy nie ma prawa już jej zabudować. I nikt nie zabierze nam właśnie zdobytego punktu zwycięstwa. Trzecim typem budowli jest któraś z naszych pracowni. Jedna dostarcza pieniądz, druga kartę wpływu. Opłaca się je umieszczać szczególnie na początku rozgrywki, w miejscach statystycznie najbardziej prawdopodobnych. Będą nam generować pewny zysk. Czwarty typ to różnego rodzaju budynki neutralne. Każdy z nich różni się wielkością i funkcją. Jedne dają pieniądze, inne karty wpływu, a jeszcze inne dużo punktów zwycięstwa.
Oczywiście samo budowanie nie daje tyle frajdy co niszczenie, stąd autor połączył obie czynności w jedno. Zawsze mamy prawo zabudować większym budynkiem mniejszy. To jednak nie wszystko. Płacąc odpowiednią liczbę kart wpływu możemy nawet zabudować konstrukcje wzajemnie równe. Wtedy stara znika z planszy, a my na jej miejscu ustawiamy nową. Dzięki tym czynnościom obniżamy przeciwnikom liczbę budowli, z których czerpią zyski lub oddalamy ich od wygranej przez zabranie punktów zwycięstwa.
Postawienie wielu budynków nie odbywa się jednak ot tak sobie. Aby w ogóle mieć prawo do własnej konstrukcji trzeba w miejscu przyszłych prac postawić pozwolenie na budowę. A to robimy w kolejnej fazie naszej tury. Oprócz niszczenia innym budynków jest to kolejny moment gdy wchodzi w grę interakcja oraz rywalizacja z innymi graczami. Wszak zdobywanie miejsca pod budowę bywa często istnym polem bitwy. Tak jest i tu. Na czym dokładnie to polega? Wiele budynków wymaga więcej niż jednego pozwolenia. Reguły Elasunda umożliwiają wykorzystywanie cudzych pozwoleń, o ile mamy przewagę w wartościach jakie są zapisane na żetonach. Stąd w czasie gry odbywają się prawdziwe „harce” wokół miejsca przyszłych prac konstrukcyjnych. Jeden gracz podbija wartości by zdobyć przewagę, inny odpowiada ripostą dodając kolejne pozwolenie na planszę. Taka walka może trwać przez wiele tur. Bywa, że jest to jeden z najciekawszych i najbardziej emocjonujących fragmentów w czasie rozgrywki.
Do tego dochodzą liczne akcje specjalne aktywowane po wydaniu pewnej liczby i konfiguracji kart wpływów. Można zmieniać położenie wcześniej ustawionego pozwolenia, zwiększać jego siłę. Jesteśmy też w stanie umieścić kolejne pozwolenie na dowolnym miejscu planszy. Ewentualnie jeszcze sprzedać karty wpływów i zarobić przy tym trochę gotówki.
Spostrzeżenia
Klaus Teuber, tak jak w innych swoich grach, postawił na interakcję między graczami. To najważniejsza zaleta Elasunda. Jednak tym razem trochę inaczej do niej podszedł. Odrzucił pokojowe negocjacje, wymienianie się zasobami, przekupywanie się darami. Tutaj wszystko ma charakter negatywny. Burzymy graczom ich budynki, przeszkadzamy w rozkładaniu ich pozwoleń na budowę, jednym słowem robimy wszystko, aby popsuć im krew. Daje to sporo frajdy i lekkie złośliwości dostarczają dużo satysfakcji. Co więcej nie przekraczają one pewnej granicy, gdy wkurzanie innego gracza faktycznie go denerwuje i sprawia, że zaczynają się kłótnie, pomówienia i obrażanie się na siebie nawzajem. Tego tu nie ma.
Mechanika wręcz kipi od liczby wyborów i możliwych taktyk. Można wygrać w najróżniejszy sposób. Idąc tylko w punkty handlu zdobywają wiatraki albo korzystając z pewnego źródła punktów jakim jest kościół albo po prostu budować gigantyczne budynki neutralne. Ewentualnie robić najróżniejsze konfiguracje wspomnianych rozwiązań. Wszystko może mieć swoje uzasadnienie i doprowadzić nas do zwycięstwa.
Elasund ma znacznie mniejszy element losowy niż Osadnicy. Nawet jeżeli w kostkach nam nie idzie, statek omija nasze budynki to i tak dzięki możliwością przesuwania pozwoleń i wykorzystywaniu kart wpływów możemy całkiem sporo zrobić. Kiepskie rzuty kostką nie eliminują nas z walki o zwycięstwo. Poza tym gra świetnie się broni przed syndromem kingmakingu. Nawet jeżeli kroczymy po wygraną możemy bronić się przed atakami innych. Jeżeli widzimy, że stawiają nam pozwolenia w okolicach naszych budynków to możemy też tam swoje, wyższe położyć. Jeżeli chcą nam psuć nasze inicjatywy to możemy rozrzucić kilka pozwoleń po całej planszy, tak, aby zawsze coś można było zrobić i obronić się przed atakiem sfrustrowanych przeciwników.
Plansza jest specjalnie przygotowana do konfigurowania jej w zależności od liczby uczestników. Jeżeli jest ich więcej to przesuwamy linię murów miejskich i poszerzamy dostępny obszar gry. Jeżeli przeciwnie uczestników jest mniej to pole do działania ulega zwężeniu. Osadnicy cierpieli na tę wadę, że byli przeznaczeni jedynie na trzy i cztery osoby. W dwójkę można było pograć tylko przy użyciu specjalnych wariantów i to bez interakcji między sobą. Elasund natomiast jest świetnie przygotowany do grania też w dwie osoby. Rozgrywka prawie w niczym się nie zmienia, nadal mamy dużo walki i przeszkadzania sobie. Interakcja w trybie dwuosobowym w żadnym wypadku nie zmienia się na gorsze. Gra się doskonale.
Największą wadą tytułu jest spora liczba możliwych akcji jakie można zrobić używając kart wpływu. Jedne wymagają użycia trzech kart, inne dwóch, jedne w takim samym kolorze, inne w różnym. Trudno przez pierwsze tury zapamiętać co za co odpowiada. Niezbędna staje się wtedy pomocnicza karta z pudełka, ale jeżeli mamy grę sprowadzoną z Niemiec to na wiele ona nam się nie zda. Chyba, że język zachodnich sąsiadów nie jest dla nas problemem. Możliwości Elasund ma mnóstwo i początkowo ciężko nad wszystkim zapanować. Jednak jeżeli je ogarniemy to będziemy czerpać prawdziwą przyjemność z tworzenia różnego rodzaju strategii. Często zupełnie od siebie różnych.
Dodatkowo warto wspomnieć o oficjalnym minidodatku, który można ściągnąć sobie za darmo. Są to cztery nowe budynki dla doświadczonych graczy zwiększających jeszcze bardziej możliwości w grze. Oprócz tego zasady gry może poznać również w wersji interaktywnej (o ile znamy język angielski). Umożliwia to edukacyjna strona Prof. Easy.
Podsumowanie
Elasund to niezwykłe połączenie ludzkiego pragnienia konstrukcji z przyjemnością destrukcji. Budowanie, tworzenie zawsze dobrze się sprawdza w grach planszowych i tego w najnowszym tytule Klausa Teubera jest mnóstwo. A dodając możliwość lekkich złośliwości, niszczenia, ciągłej interakcji z przeciwnikiem uzyskano produkt niezwykle wciągający i zwiększający emocje podczas rozgrywki.
Ostatnio pisałem o Mesopotamii i o tym, że jeden z weteranów Eurogier – twórca Carcassonne – Klaus-Jürgen Wrede wyrwał się pozytywnie z zaklętego kręgu dodatków i sequeli. Drugą taką osobą jest bez wątpienia Klaus Teuber i omawiana gra. Elasund potrafi wciągnąć wreszcie tych nielicznych, którym Osadnicy z Catanu nigdy nie przypadli do gustu (bo byli zbyt losowi, mieli zbyt mało możliwości taktycznych) oraz tych wielu, dla których Osadnicy z Catanu byli kiedyś wspaniali, ale się przejedli, znudzili, stali się zbyt mało wymagający. Elasund to nie jest gra dla początkujących jak jej wielki poprzednik, to gra dla tych kto już mieli styczność z Eurogrami. Szczerze polecam.
Zalety:
ładne, staranne wykonanie.
mnóstwo możliwości, taktyk i strategii.
emocjonujące walki o miejsce na budowę.
bardzo dużo interakcji.
świetnie się skaluje. W dwóch gra się bardzo dobrze, podobnie jak i w trzech i czterech.
Wady:
pomimo, że zasady nie są trudne, jest ich sporo, potrafią się mylić, występują niuanse. Gra dla doświadczonych.
zmienny, ciężki do ustalenia czas rozgrywki. Gra może się mocno przedłużać, jeżeli gracze stale zabierają sobie punkty zwycięstwa.
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
Czy mozesz Pancho powiedziec cos o powtarzalnosci gry? To co mi sie najbardziej podoba w Osadnikach, to losowa plansza, ktora powoduje, ze w zaleznosci od jej ustawienia trzeba przemyslec swoja strategie. Przy jednych ustawieniach lepiej bedzie isc w miasta (kamien i zboze na „wysokich” liczbach), kiedy indziej lepiej rozszerzac siec domkow, czasami mozna budowac drogi o dlugosci kilkunastu elementow, czasami tylko kilku. Ta zmiennosc mnie fascynuje – startowe ulozenie nie determinuje rozgrywki, ale czyni poszczegolne gry bardzo od siebie roznymi. W Elasundzie tego elementu nie ma – czy wiec nie ma zwycieskiej strategii?
Co do trudności w opanowaniu zasad na wspomnianej już stronie http://www.profeasy.com jest bardzo dobry tutorial, a po zakończeniu można sobie ściągnąć jedną stronę pomocy – bardzo pomocne dla znających angielski.
Co do zdjęć w recenzji, to jedno przedstawia chyba sytuację niezgodną z regułami. Chodzi mi o to, na którym budynki i pozwolenia wychodzą poza miejskie mury :-)
Co do samej gry – polecam!
1. Powtarzalności nie ma z racji bogactwa taktyk i strategii. Niby najbardziej opłacalne jest umieszczanie budynków na środku planszy (najbardziej prawdopodobne, że pojawi się tam statek). Ale to zależy od tego jakie na początku będą rzuty kostką (czy damy radę postawić tam pozwolenia albo dostać karty wpływów, które umożliwią nam przestawienie pozwolenia z innego miejsca na te po środku). Dużo zależy po prostu od samych graczy i ich kroków. W jednej partii ktoś pójdzie w zdobywanie punktów handlu, w innej ktoś wcześnie zacznie budować kościół i demolować istniejące budynki graczy. Nie zauważyłem istnienia taktyki zwycięskiej, rozgrywka zbyt dynamicznie się zmienia i nie można wszystkiego przewidzieć. Nawet powszechnie stosowana taktyka szybkiego budowania murów została z czasem obalona przez Safari, który wygrał nie budując ani jednej ściany.
2. No tak zdjęcie ma błąd. Nie budynki są źle ustawione, ale mury, ponieważ to była partia dla czterech osób. Później je już dobrze ustawiłem, ale widać złapały się zdjęcia z niepoprawnym ustawieniem. Sorki.
Elasund jest prawdziwą perełką. Łata wszystkie dziury Osadników będąc przy tym całkiem inną grą.
Zasad nie ma co się obawiać. Na początku gry i tak nie wykonujemy akcji specjalnych. W pierwszej partii bardzo pomaga karta pomocy.
Miło, że pan Teuber nie poszedł na łatwiznę (w końcu gry z Catanem w tytule i tak będą się dobrze sprzedawały). Taką grę można tylko polecać.
Zasady nie są jakieś bardzo skomplikowane. Wystarczy tylko dobrze wyjaśnić 4 fazy i możliwości, jakie kryją się za kartami wpływów. Plus kilka razy to powtórzyć przy pierwszej rozgrywce i myślę, że będzie dobrze.
Wydaje mi się, że największe problemy dla nowych graczy wiążą się z przepisami o ustawianiu, a zwłaszcza przestawianiu pozwoleń na budowę oraz z użyciem kart do różnych specjalnych akcji w 3 i 4 fazie
Proponuje zrobic angielskie naklejki na karty pomocy (sa na bgg). Bardzo ladnie to wyglada i jest praktyczne. Tylko jedna sprawa: na kartach pomocy (nawet oryginalnych) nie ma mowy o jednej z czterech opcji dostepnych w ostatniej fazie tury gracza.
mam przerobione te karty na polski
jeśli ktokolwiek byłby zainteresowany – proszę o kontakt
albo proszę podać info jak to można wrzucić na serwer :-)
Elasund wskoczył do mojej listy zakupowej. Po demku prof. Easy mam straszliwą ochotę zagrać. Gra należy do mojej ulubionej kategorii wagowej – średnia-niemiecka. Odrobinę żałuję, że kupiłem Catan the Card game zamiast Elasunda, ale to się nadrobi.
niech admin usunie za jakis czas e-mail podany publicznie
Co się stało ze zdjęciami?