Balloon Cup to gra swego czasu rozreklamowana przez Uieka i jego recenzję w serwisie Gry planszowe. W tamtym czasie miałem dużą ochotę na tę pozycję. Przypominała mi Zaginione Miasta, w które bardzo dobrze grało mi się ówcześnie z żoną. Tytuł pojawiał się wielokrotnie na moich listach zakupowych, ale zawsze wskutek cięć znikał z nich. Wreszcie miałem możliwość sprawdzić go osobiście, gdy jax przyniósł Balloon Cup na spotkanie do Alibi.
Temat nie ma wielkiego związku z samą rozgrywką, ale co z tego skoro jest uroczy. Latamy sobie balonami, ścigamy się w zdobyciu poszczególnych trofeów, to unosząc się wysoko na niebie, to nisko nad ziemią. Oprawa wizualna jest skromna, ładnie wykonana, ciesząca oko. Pudełku identyczne jak przy Zaginionych Miastach, tak więc mamy typową produkcję wydawnictwa Kosmos dla dwóch graczy.
Sama mechanika jest prosta, ale potrafi wciągnąć. Mianowicie mamy cztery miejsca nad którymi będą przelatywać nasze balony. Każde z pól ma na sobie kilka drewnianych kostek w różnym kolorze. Po zdobyciu określonej ilości kostek będziemy mogli kupować konkretne trofea. Kto zdobędzie jako pierwszy trzy pucharki wygrywa. Nie powiedziałem najważniejszego jak zdobywa się drewniane kostki? Trzeba wygrać w danym miejscu. A jak to się robi? Pola dzielą się na dwa rodzaje. Takie, w których trzeba zdobyć więcej punktów lub takie, w których trzeba mieć niższy wynik. W swojej turze każdy gracz dokłada jedną kartę obok danego pola po lewej stronie (dla przeciwnika) lub po prawej (dla siebie). Karty mają różne wartości, tak więc albo sobie pomagamy, albo przeciwnikowi przeszkadzamy. Na przykład jeżeli w danym miejscu wygrywa kto ma więcej punktów to przeciwnikowi dodajemy niskie karty, a sobie wysokie itd. Poza tym karty mają różne kolory. Co jest ważne, ponieważ w danym miejscu możemy używać tylko kart o kolorze, który pokrywa się z kolorem kostki występującej w danym miejscu. I tyle.
A jak rozgrywka sprawdza w praktyce? No niestety bardzo się na Balloon Cup zawiodłem. Trzykrotnie dawałem jej szansę i trzykrotnie pojawiły się identyczne irytujące elementy. Ogólnie połowa partii przebiega bardzo sympatycznie. Przeszkadzamy przeciwnikowi, sobie pomagamy, on odwdzięcza się w podobnym sposób. Jest walka, są emocje. W pewnym momencie jednak gra zaczyna się blokować. Na ręce zaczynają nam się gromadzić karty, których nie można w żaden sposób wystawić (ani się ich pozbyć). Dochodzi często wreszcie do takiego momentu, że pozostaje nam jedna karta, którą można użyć. Pozostałe siedem, można spokojnie sobie odłożyć i o nich zapomnieć. Jak gdyby nigdy nie istniały. I nasza rozgrywka sprowadza się do położenia tej jedynej karty na polach i pobranie nowej. Jeżeli nowa nam przypasuje (kompletny los) to się może uda, jak nam nie przypasuje to pomożemy przeciwnikowi. Co więcej, ponieważ zawsze jest mus położenia karty możemy nawet dać przeciwnikowi przez to wygrać w danym miejscu. Miałem coś takiego trzy razy pod rząd. Nic nie ma dla mnie bardziej irytującego niż zasady gry, które ograniczają twoje zasób decyzji do jednego, obowiązkowego kroku i do tego jeszcze z wielką korzyścią dla przeciwnika. Niestety nie była to wyjątkowa sytuacja w jednej partii, ponieważ w pozostałych dwóch rozgrywkach powtórzyło się to też. Brakuje po prostu elementarnej możliwości odrzucenia na zawołanie kart. Na przykład: o te karty mi się nie podobają, wyrzucam je i biorę nowe. Tak jak np. w Blue Moon City.
Podsumowując pomysłowa gra, ale zbytnio losowa. Nie czuję niechęci do gier o większym czynniku losowym, ale bez przesady! Balloon Cup przekroczył granicę dla mnie do zaakceptowania. Przez co rozgrywka jest bardzo irytująca. Czujesz taką bezradność podczas gry, aż odechciewa się mieć z nią więcej styczność. Mógłbym pograć w Balloon Cup co najwyżej z żoną, bo klimat i wykonanie by się jej podobało, przez co sprawiłbym jej przyjemność. A poza tym w żadnym innym wypadku.
Ogólna ocena:
Złożoność gry:
Oprawa wizualna:
Zdjęcia |
Milan-Spiele: EUR 19,20
PlayMe: EUR 19,95
Thought Hammer: $14.92
Funagain Games: $18.35