Ta gra zaciekawiła mnie przypadkiem już niemal dwa lata temu. Przyjrzałem jej się i uznałem, że warto by ją mieć – ot przeczucie, nic więcej. Mam do swoich przeczuć zaufanie, rzadko kiedy mnie zawiodły. Recenzja Toma Vasela była entuzjastyczna, ale Vasel jest generalnie bardzo łagodny w swoich recenzjach – większość gier mu się podoba (tak samo jak mi zresztą). Jednak mi bardzo pasował klimat i grafiki Feudo, wszyscy chwalili jakość wydania. I tak Feudo za mną chodziło od stycznia 2005. W międzyczasie kupiłem świetną Sienę tego samego autora, kupiłem Wallensteina, czyli inną hybrydę gry wojennej i eurogry. Wszystko przemawiało za Feudo (na mojej prywatnej liście planowanych zakupów na BGG dopisałem nawet do Feudo komentarz „Wypróbowałem Wallensteina; priorytet Feudo wzrasta wyraźnie”). Gra nie jest tania, kosztuje ok. 40 EUR, jednak w końcu we wrześniu przy okazji większych zakupów kupiłem też Feudo. I odłożyłem na półkę. Podobnie jak wcześniej w przypadku Sieny, wahałem się czy grę sprawdzić – a nuż się rozczaruję? Czekałem na właściwy moment. Nie wiem czy ten moment już nadszedł, ale dzisiaj wreszcie zagrałem w Feudo.
Klimat gry przenosi nas w Średniowiecze, w zieloną, pagórkowatą krainę, w której widać pięć warowni i kilkanaście wsi. Oprócz nas panoszy się tam jeszcze kilku wrogich Baronów i ich zastępy. Im śmielej będziemy wycinać wrogie drużyny i podbijać warownie, tym więcej zyskamy szans na ostateczny triumf. Mamy do dyspozycji 10 oddziałów, w tym własnego Barona, cztery oddziały rycerzy, dwa oddziały piechoty, dwa oddziały najemników i… Milady. Rycerze i Baron, to trzon naszych sił, najbardziej ruchliwi i najsilniejsi, jednak nie są w stanie sami szturmować warowni. Potrzebują do tego powolną piechotę i najemników. A szturmowanie i obrona warowni to źródło dużej liczby punktów zwycięstwa. Milady… Milady, to szczególny element tej gry. Element humorystyczny. O Milady za chwileczkę.
Najpierw bowiem napiszę o postrachu średniowiecznych miast i wsi – o zarazie. Po planszy krąży żeton zarazy, losowo przemieszczając się między wsiami i zarażając wszystkie oddziały w okolicach nawiedzonej wsi. Zarażone oddziały są osłabione, a jeśli w stanie osłabienia znowu ulegną zarażeniu – giną. Na środku planszy znajduje się klasztor, w którym każdy zarażony oddział może wrócić do pełni sił.
Teraz Milady. Otóż rolą Milady nie jest walka. Nie można jej zaatakować i zniszczyć. Za to ona może zbliżyć się do wrogiego Barona i go… uwieść. Wówczas całą armię tego Barona ograrnia paraliż – nie jest w stanie się przemieszczać w tej rundzie (chociaż może walczyć). Po takiej przygodzie Milady musi wrócić do macierzystego zamku i odpocząć zanim znowu się wybierze na miłosne podboje. Niestety zaraza nie omija też Milady. Zarażona Milady już nie uwiedzie żadnego Barona. Jednak nadal jest przydatna (kto wie czy nie bardziej). Może zbliżyć się do wrogich oddziałów i… tak, tak. Może je zarazić.
Co rundę najsłabszy gracz określa kolejność wykonywania ruchów. Następnie wszyscy gracze wybierają karty z oddziałami, które chcą poruszyć (trzy karty z dziesięciu). Potem okazuje się, na którą wieś uderzy zaraza (niewątpliwie krzyżując część planów Baronów). A potem, w ustalonej wcześniej kolejności, gracze na przemian poruszają wybrane wcześniej oddziały. Na końcu każdy gracz (znowu w ustalonej kolejności) może wykonać jeden atak. O wygranej decyduje przewaga siły – jeśli suma siły atakujących jest większa niż broniących – broniący giną.
I tak w kółko, ustaloną z góry liczbę rund.
Grałem dopiero raz, w dwie osoby. Muszę powiedzieć, że grało się świetnie. Wyborna mieszanka strategii, szczęścia (zaraza!), humoru (Milady!) i średniowiecznego klimatu. Rozgrywka jest nieco szachowa – trzeba kombinować jak napaść na oddziały przeciwnika, jak obronić posiadane twierdze i zdobywać nowe. Czy warto zabić piechotę przeciwnika, jeśli on w odwecie zabije naszego rycerza? Przeciwnik zarobi więcej punktów, ale nie będzie mógł podbić naszej twierdzy bez piechoty… Na to wszystko nakłada się element losowy (zaraza) i działanie z zaskoczenia (wydając pieniądze można zyskać dodatkowe punkty ruchu). Muszę w Feudo pograć w więcej graczy, ale dziś wydaje mi się, że to strzał w dziesiątkę.
ZdjęciaMilan Spiele: EUR 38.40 PlayMe: EUR 39.95 |
Ogólna ocena:
Złożoność gry:
Oprawa wizualna:
Faktycznie pomysł z zarazą i Milady (szczególnie tą przenoszącą choroby weneryczne ;) ) bardzo fajny.
Pomysły i mechanika brzmią smacznie, ale taka ciężka kasa ze grę Tak Szpetną? O ile pudełeczko jest ładne, o tyle zawartość jest paskudna jak dla mnie :9
Moim zdaniem gra jest śliczna. Wprawdzie plansza rzeczywiście nie jest specjalnie piękna, ale za to jest funkcjonalna. Natomiast pionki i karty są niesamowicie klimatyczne – przypuszczam że powstały przy wykorzystaniu oryginalnych grafik z epoki. Zwłaszcza żeton zarazy – czarnego anioła śmierci lecącego z kosą nad jakąś osadą – jest rewelacyjny.