Autor: Paweł Kraska (Seeker)
Gdzieś niedaleko od farmy starego Toma McDonalda odezwało się pianie koguta. Chwilę później na zaróżowionym niebie pojawił się rąbek słońca. Wkrótce pierwszemu kogutowi zaczęły wtórować inne. McDonald, od lat nawykły do wstawania ze świtem, otworzył jedno ślipie, potem drugie. Leżał i nasłuchiwał. „Coś się dziś spóźniasz mój ty kurzy Casanovo. Chyba zrobię z ciebie w końcu jaki rosół” mamrotał do siebie. Jednocześnie dziwił się – przecież jego kogut był zawsze najpierwszy w witaniu dnia spośród wszystkich w okolicy. „Pewnieś zabalował z jaką kurką, stary świntuchu, i nie masz siły wstać, hłe hłe” obleśnie zaśmiał się stary Tom, jednak mówił te głupstwa, by zagłuszyć zaniepokojone myśli. Nie, to nie było normalne, coś nowego było w tym poranku. Farmer prędko się ubrał i wyszedł na podwórze. Nie zauważył niczego dziwnego w obejściu. W stodole krowy flegmatycznie zjadały słomę, świnki w chlewiku radośnie chrumkały. Owce w zadaszonej zagródce też były spokojne a koń w stajni cicho zarżał na widok swego pana. Tom udał się do kurnika. Idąc kopnął coś niechcący. Spojrzał pod nogi… i zmroził go widok szczątek Casanovy.
Nachylił się i doświadczonym okiem prędko poznał, że to lisia sprawka. Pełen obaw otworzył kurnik. „O w mordę!” pomyślał na widok jedynej żywej kury, która niemal całkiem pozbawiona pierza uciekła panicznie na podwórze. „Diablo głodny musiał być ten rudy hultaj. A może więcej ich było?” wyszeptał mocno zafrasowany.
Księżyc był w pełni. Piękny, srebrny owal od zawsze urzekał starego farmera. „Cóż, dostałem od syna w prezencie parkę królików, te maluchy prędko się rozmnażają, na nich sobie kurki szybko odbić spróbuję. No i jakiegoś kundelka coby szczekiem rudzielca odstraszył kupię. Grunt to się nie poddawać i nie załamywać, kłopoty ludzka rzecz” kalkulował wpatrzony w ziemskiego satelitę. Odwrócił się w stronę domu i gdy zrobił pierwszy krok usłyszał z dali wycie wilka. „Diabli nadali, ciebie mi tu jeszcze trzeba…” zaklął cicho McDonald. Owieczki zabeczały trwożliwie…
Kiedy byłem małym chłopcem i chodziłem do przedszkola to wraz z innymi dziećmi czasami śpiewałem piosenkę o starym McDonaldzie, który miał farmę i na niej hodował różne zwierzątka. Melodia pogodna, słowa też i z pewnością większość Czytelników piosenkę tę kojarzy. Ot, takie wspomnienie miłe, które obudziła we mnie gra „Superfarmer”.
Tutaj też hodujemy świnki, owce, krówki i konie. Co prawda brak w superfarmerskich posiadłościach kaczuszek i kurek, jednakże niejako w zamian hodujemy niezmiernie płodne króliki. Jesteśmy hodowcą pełną gębą i interes szedłby gładko i cacy, gdyby nie wilki i lisy pojawiające się niekiedy w okolicy, dla których nasze stadko to przepyszne kąski. Do tego humor nam psuje sąsiad zza miedzy, mający ten sam cel co my – jak najszybciej zgromadzić odpowiednio liczne stadko. Nie ma lekko – i dobrze. Twardy jest żywot farmera. Zwłasza takiego, który chce zostać Superfarmerem.
Gra została wymyślona w roku 1943 przez polskiego profesora matematyki, Karola Borsuka. Nazwał on swoją grę prostym i wszystko niemal mówiącym tytułem „Hodowla zwierzątek”. Jak dowiadujemy się z instrukcji dołączonej do gry, profesor opracował ją jako sposób na zarabianie pieniędzy, gdyż stracił pracę po zamknięciu przez Niemców Uniwersytetu Warszawskiego. W takich to niewesołych okolicznościach powstała znakomita gra, o której dalszych losach zainteresowany Czytelnik wyczyta z wspomnianej już instrukcji – dość powiedzieć, że mało brakowało, aby „Hodowla zwierzątek” przepadła bezpowrotnie w wichurze czasów wojennych… W każdym bądź razie od 1997 roku gra, pod zmienionym tytułem, wydawana jest ponownie – i za to duże brawa dla firmy Granna.
Zasady gry są proste i łatwe do przyswojenia. Również dzieci nie powinny mieć większych problemów z ich zrozumieniem. Instrukcja nie pozostawia niedomówień, jest napisana jasno i rzeczowo. Cel rozgrywki to zostać Superfarmerem, czyli stać się jako pierwszy właścicielem stadka zwierząt złożonego z co najmniej jednego przedstawiciela królików, owiec, świń, krów oraz koni. Gra ma przebieg turowy, gracze grają kolejno po sobie, lecz raczej nie zdarzy się sytuacja, by ci oczekujący na swą kolejkę narażali na szwank własną cierpliwość. Rozgrywka przebiega dynamicznie, prostota i czytelność gry wręcz uniemożliwiają rozwlekłe przeciąganie swojej tury.
Jest to duży plus, bo mało co tak irytuje jak anemicznie grający swą kolejkę przeciwnik. Wygodne jest też to, że w trakcie gry nie trzeba niczego notować, rekwizyty z pudełka wystarczają w zupełności.
Gracze rozpoczynają grę od zera. Liczą się – jak w każdej rozgrywce zresztą – wielkie chęci i wiara w powodzenie, a w praktyce tej gry szczęście w turlaniu kostkami i pomyślne decyzje w gospodarowaniu posiadaną zwierzęcą gromadką. Zwierząt przybywa, również przeciwnikom. Z czasem zacznie brakować w głównym stadzie żetoników (głównie zajęcy), gracze będą blokowali swe ruchy i wymieniali swe stadka wg tabeli wymian. Po paru turach tabelę tę ma się już w pamięci i sięganie do udanej ściągi stanie się zbyteczne. Ten aspekt gry moim zdaniem stanowi wielką siłę Superfarmera, czyniąc z niego znakomite narzędzie do nauki umiejętnego przeliczania równowartości pomiędzy jednostkami różnych rodzajów. Wygrać może tylko jeden i wyścig szybko zrobi się bezpardonowy.
Jednak nie tylko rywale stanowią przeszkodę w osiągnięciu celu. W okolicach farmy grasują wilki i lisy, wprost oblizujące się na widok naszego zwierzęcego dobytku. Obydwa te drapieżniki potrafią nieźle przetrzebić nasze stadko. Lisy mają wielką chętkę na króliki, z kolei wilki swój większy apetyt kierują na wszystkie zwierzęta gospodarskie, jedynie koniowi nie potrafiąc wyrządzić szkody. Nie jesteśmy na szczęście bezbronni – mały piesek i duże psisko chronią nasze zwierzaki i gotowe są poświęcić dlań nawet swe żywoty. O ile hodowca nabędzie tych psich ochroniarzy, to psinka przegoni lisa, wilkiem natomiast zajmie się duży pies. Oj, o psy gracze też pokonkurują, bo nie ma ich dużo do dyspozycji. Często atak wilka na niechronioną hodowlę odwraca kolejność graczy w tym osobliwym wyścigu. Często też we wspólnym stadzie brakuje psów i gracze się cieszą, gdy rywalowi napad lisa czy wilka któregoś psa odbierze. Słowem, trochę jak w życiu. Nieszczęścia jednych są pomyślnością dla drugich… I trudno – się mówi! I dobrze – że tak! Dzięki temu gra robi się nieprzewidywalna a łaskawość szczęścia może prędko przejść na innego gracza. Pozwala to również na zachowanie sporej niepowtarzalności następnych rozgrywek.
Czuć w Superfarmerze oczywiście matematykę i rachunek prawdopodobieństwa. Znać ducha profesorskiego, który uczy logiki, podstaw liczenia, zrozumienia równoważności. Gra zachęca także do podejmowania ryzykownych decyzji – niekiedy ciężko dokonać wyboru typu: wymienić na dużego psa czy na krowę? Taka nauka myślenia i odwagi decyzyjnej, czyniona poprzez miłą, pogodną zabawę – a chyba mądrzej i lepiej uczyć się nie da.
Wykonaniu gry nie można nic zarzucić. Kartoniki są porządne, estetyczne, łatwo wyjąć je z prasek. Zwierzątka narysowane są bardzo sympatycznie, wszystkie oczywiście uśmiechnięte i szczęśliwe. Pokolorowane rewersy kartoników ułatwiają segregację zwierząt co do rodzajów. Dwie kostki dwunastościenne, każda w innym kolorze, wykonane są porządnie. Do instrukcji i tabeli wymian też nie można się przyczepić. Całość mieści się w twardym, dość wytrzymałym pudełku, które zmieści się do większej kieszeni np. kurtki. Gdybym miał się czepiać to uważam, iż przydałyby się jakieś woreczki czy pudełeczka do segregacji kartoników, jednak to już takie tam wygodnickie marudzenie. Istnieją dwie wersje gry, mała (kieszonkowa) kosztująca około 16zł oraz, powiedzmy, nie kieszonkowa, do kupienia za około 35zł.
Na koniec parę uwag co do reguł gry. Co prawda instrukcja wspomina jako warunek wygranej posiadanie co najmniej jednego zwierzęcia spośród królików, owiec, świnek, krów i koni – jednak uważam że warto zasadę tę nieco rozbudować, przynajmniej gdy gra się w dwie, trzy lub cztery osoby. Przykładowo można ustalić, że wygrany musi posiadać konia, dwie krowy, cztery świnie, dziesięć owiec i dwadzieścia królików. Albo co do tabeli wymian – może warto zastosować inny kurs wymiany dla małego psa, świnki lub jeszcze innego zwierzęcia? A może wilk nie lubi królików? Pomysłów może być wiele. Zachęcam do eksperymentów, naprawdę warto.
UWAGA. Opis gry powstał na podstawie jej wersji kieszonkowej, spodziewam się jednak, że zasadniczo nie odbiega ona od wersji „więcej ważącej” i różni się bodaj tylko opracowaniem graficznym.
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
W sobotę zwiedzałem Muzeum Powstania Warszawskiego. Stojąc w kolejce po bilet, zauważyłem na jednej z półek z pamiątkami z muzeum, pudełko a na nim dwunastościenną kostkę. Ku memu zaskoczeniu była to reedycja Hodowli zwierzątek, właśnie pod takim tytułem. Reedycja stylizowana była na wydanie wojenne, uboższa graficznie w porównaniu do wydania Granny. Niestety nie planowałem zakupów, więc gra pozostała w sklepie… może ktoś z mieszkańców Warszawy kupi taki egzemplarz i przedstawi bliżej :)
Mam dużą wersję i recenzja pasuje także do niej. Gra jest miła, ale recenzent ma rację, że warto pozmieniać zasady zwycięstwa podczas późniejszych rozgrywek – na tych z instrukcji kończy się zbyt szybko…
Ja też mam większą wersję „SF” – widziałem żetony zwierzątek w wersji kieszonkowej i za nic bym się nie przerzucił na mini. Niby grafika w podobnym stylu, ale jakaś taka przaśna – a poza tym kostki są wygodniejsze w wersji maxi. Na mniejszych często trzeba by się było pochylać, żeby odcyfrować, cośmy wyhodowali.
super ta gra
ja chce na kompa ta gre
Nie wiem czy ta gra jest odpowiednia do prezentu Gwiazdkowego dla dziecka który nie może usiedzieć na miejscu.Czy ta gra jest wciągająca?
Tak ta gra jest wciągająca i jest to odpowiednia gra dla dziecka w wieku od 7-99.Ta gra jest eXstra
ta gra jest super tylko mam pytanie gdzie ją można kupić i za ile złotych?
Proszę:
http://i-szop.pl/index.php?szukaj=1&text=super+farmer&sort=1
Tylko miej trochę cierpliwości przy otwieraniu strony.
Moja córka nie ma jeszcze 4 lat i gra z nami zawsze…co rusz wymyslamy nowe zasady i jest po prostu suuuper;)
jakoś nie mogę wyobrazić sobie gry w superfarmera z czterolatkiem, chociaż jak gram ze znajomymi to też zmieniamy zasady ;)