Martin Wallace przybliżał arcyciekawe okresy historyczne w wielu swoich grach. W Railroad Tycoon opowiedział nam o rozwoju kolei w Stanach Zjednoczonych. W Byzantium próbował przenieść nas do okresu upadku Cesarstwa Bizantyjskiego. W Struggle of Empires teleportował nas w okres kolonizacji i rodzącego się imperializmu, a w Brass pozwolił zasmakować w rewolucji przemysłowej w Wielkiej Brytanii. Pewnie będzie to robił jeszcze długo, bo kolejna jego gra Toledo to znów opowieść o przeszłości.
Kosmos, a klingi z Toledo
Toledo to wypuszczona w roku 2008 gra Martina Wallace’a wydana przy udziale wydawnictwa Kosmos. Tym razem twórca pozwala nam poczuć klimat Hiszpanii, przełomu XV i XVI wieku. W tym okresie tytułowe miasto słynęło na całą Europę ze swojego płatnerstwa, w szczególności wyrobu rapierów. Dość często nie przypominały one tylko oręża do walki, ale zdobione kamieniami szlachetnymi stawały się towarem luksusowym chętnie kupowanym przez bogatą arystokrację.
autor: TomTube
Z katedry Toledo do fortecy Alcazar
Wszyscy gracze ustawiają pionki reprezentujące członków rodziny na gotyckiej katedrze. To jest nasz punkt startu. Od niego prowadzi długa i kręta droga, która kończy się na fortecy Alcazar, siedzibie naszych pracodawców. Pierwszy gracz, który dotrze tam trzema swoimi fachowcami zakończy całą rozgrywkę.
W swojej turze gracze mogą wykonać jedną z czynności:
-
wziąć dwie karty pieniędzy
-
położyć na planszy tzw. kartę biznesu
-
poruszyć się po planszy i uruchomić kartę biznesu
-
wrócić do katedry
Cała rozgrywka dzieli się zwykle na dwa etapy. W pierwszym, można powiedzieć rozgrzewającym, umieszcza się na planszy swoje biznesy. Najczęściej gdy już cała plansza jest nimi pokryta gracze przechodzą do właściwego toku rozgrywki.
Sercem gry jest zagrywanie kart pieniędzy. Ich wartość jednoznacznie wskazuje o ile pól możemy przesunąć naszego współpracownika. Warto też dodać, że jeżeli mamy wiele kart o tej samej wartości to możemy w obrębie pojedynczej tury wykonać wiele ruchów. Karty pieniędzy też są niezbędne gdy korzystamy z biznesów innych graczy lub z biznesów neutralnych.
autor: TomTube
-
pozyskiwanie kamieni szlachetnych
-
zdobywanie metalu
-
wyrabianie mieczy z kamieni szlachetnych i metalu
-
odwiedziny u fechmistrza, który może nauczyć nas fechtunku (możliwość odsyłania fachowców przeciwnika z planszy do punktu startowego – katedry) lub jazdy konnej (bardziej elastyczne poruszanie po planszy).
-
tawerna pozwala uzyskać aż trzy karty pieniędzy
-
artysta sprzeda nam obrazy El Greco (punkty zwycięstwa, niewielkie, ale pewne).
I to w gruncie rzeczy wszystko jeżeli chodzi o podstawowe zasady.
Cechy szczególne
Familijność. Chciałbym dość zdecydowanie przypomnieć kto jest wydawcą gry – to firma Kosmos. Co za tym idzie BARDZO ważne jest zdawać sobie sprawę jakiego rodzaju gry opracowuje te wydawnictwo. A wydaje gry familijne. Jest to szczególnie istotne, że możecie być fanami twórczości Wallace, mając za sobą styczność tylko z grami pokroju Age of Steam, Struggle of Empires albo Brass. Wtedy nastawicie się na grę, którą Toledo na pewno nie jest i się mocno rozczarujecie.
Toledo bowiem to gra rodzinna w pełni rozumieniu tego słowa. Ma lekki charakter, długość rozgrywki na poziomie 45 – 60 minut, proste zasady, zauważalną losowość i ograniczoną ilość decyzji. Rzadko Wallace opracowuje takie gry, ale jak na wytrawnego projektanta przystało odnalazł się w tym i wyszło mu to nieźle.
Losowość. Jak przystało na grę familijną w Toledo jest zauważalna losowość. Występuje ona w dwóch momentach. Po pierwsze w doborze kart pieniędzy. Nie jest to jednak zbyt bolesne, bo możemy odpowiednio budować sobie rękę i specyficznie poruszać naszymi współpracownikami. Drugi losowy moment to pojedynki szermiercze między graczami. Tu reguły są jasne. Jeżeli żaden z nas nie przeszedł nauki u fechmistrza to pojedynek jest losowy tak jak rzut monetą. Jednak każde spędzenie czasu na nauce posługiwania się orężem to zdecydowany wzrost szans na zwycięstwo w przyszłych pojedynkach.
autor: TomTube
e jest tu rozstawianie budynków (czytaj biznesów), które dostarczają usług, jak i tam. Jest odpalanie tych usług i system darmowego korzystania z naszych własności albo płacenia graczom za korzystanie z ich. To fakt. Ale Wallace tak sprytnie to stworzył, że wszystko jest wyśmienicie zakamuflowane. Poza tym mechanizm poruszania naszych ludzi za pomocą kart oraz kilka innych rozwiązań powoduje, że w czasie rozgrywki naprawdę ciężko odczuć wiszący nad Toledo cień Caylusa.
Wygląd. Toledo na pewno nie urzeka wyglądem zewnętrznym, ale też nie gryzie w oczy. Można powiedzieć przeciętniak. Ważne, że plansza jest czytelna, wszystko ma swoje miejsce i nie musi walać się po stole, a pudełko ma odpowiednio zrobioną wypraskę. Jednym słowem standardowy planszówkowy wyrób z Niemiec, bez wodotrysków.
Podsumowanie
Muszę przyznać, że Toledo z gry bardzo dobrej zjechało po kilku rozgrywkach do gry pomiędzy dostateczną a dobrą. Główny powód jest jeden. Mianowicie sama gra dostarcza potencjalnie dużo możliwości na zdobywanie punktów zwycięstwa, a tym samym różnych dróg do zwycięstwa. Mamy różnego rodzaju miecze, trudniejsze w tworzeniu, ale cenniejsze albo łatwiejsze w zrobieniu, ale tańsze punktowo. Mamy żetony pojedynków i jazdy konnej, które niby pozwalają na różnego rodzaju taktyki. Mamy to wszystko, a tak naprawdę prawie zawsze wygrywa tylko jedna strategia. Zrobienie bardzo cennego miecza i natychmiastowe wysyłanie swoich pracowników, aby przyśpieszyć koniec rozgrywki. Nie wszystkie z moich rozgrywek tak się kończyły, ale jednak bardzo poważna ich większość.
Co nie zmienia jednak faktu, że z przyjemnością siadam do rozgrywki. Toledo mnie nie męczy, potrafię się przy nim zrelaksować i pobawić. Nie mam przed nim żadnych oporów. Podejrzewam też że, wszystkim tym, którzy preferują gry familijne, nie mają do nich uprzedzeń ten tytuł też podejdzie. Natomiast w żadnym wypadku nie wolno szukać w nim drugiego Brassa lub czegoś podobnego. To gra z zupełnie innej półki, skierowana do innego odbiorcy.
Ogólna ocena:
Złożoność gry:
Oprawa wizualna:
Liczba Graczy: 2 – 4 Czas gry: 45-60 minut Zdjęcia |
Z grubsza zgadzam się z wnioskami Marka. Jak dla mnie, wynik rozgrywki w Toledo rozstrzyga się nieco zbyt brutalnie jak na grę rodzinną. Taki blitzkrieg – najpierw szybko zrobić duży i drogi miecz, potem go szybko donieść do fortecy, a potem to już na maksa wyrzynka, kto kogo wytnie po drodze i przeszkodzi mu w dojściu do końca. Lepiej byłoby grać tak jak w Verflixxt – do końca, wszystkie piony dochodzą do mety i wtedy gra się kończy. To by uspokoiło rozgrywkę chyba i zlikwidowało ten brutalny aspekt. No, ale wtedy grałoby się pewnie ze 2 godziny…
Po jednej rozgrywce stwierdzam, ze gra jest nijakai nic mnie do niej nie ciagnie. Obserwujac kolejna gre tylko sie w tym utwierdzilem. Lepiej o tej pozycji zapomniec.
Ja po jednej rozgrywce mam poczucie – niezła gra, ale bez tego „czegoś”. I absolutnie nie woła „zagraj we mnie jeszcze raz”. Dla graczy zbyt nijaka, jak na rodzinną też niezbyt mi pasuje, właśnie przez to szybkie zakończenie i abstrakcyjność.
Zaraz zaraz, wygrywa ten, kto dojdzie do „mety” swoimi pionkami? losowość? można cofać na start przeciwników? Chińczyk? Człowieku, nie irytuj się?
Martin Wallace? jestem porażony. Ten gościu zrobił AoS i Brassa, a tu taka wtopa…
bloody baron: Dojście do mety kończy grę, nie gwarantuje wygranej. Ważne żeby zdobyć coś fajnego po drodze i (jeśli ta zdobycz to miecze) donieść to do mety. Ale ogólnie Twoje wrażenia odpowiadają prawdzie. Nijak nie jest to ten sam kaliber co AoS czy Brass.