Najpierw słowo wprowadzenia – trzeba napisać o istocie tego obłędu. Ogarnął on zwykłych szarych ludzi – zasadzić tulipana mógł przecież każdy. Kwiaty te są przepiękne i występują w wielu niezwykle zróżnicowanych kształtach i kolorach. Przypadek – choroba lub mutacja – mógł spowodować, że zasadzony przez nas pospolity okaz zmieni się w unikalną, nową odmianę. Jeśli w dodatku uda nam się tę odmianę rozmnożyć, fortuna może być nasza. Ceny kolejnych powstających gatunków z dnia na dzień rosły w zawrotnym tempie. Władze dostrzegały skalę problemu i płynące stąd zagrożenia i tępiły ten proceder, stąd handlarze tulipanów spotykali się potajemnie w tajnych lokalach. Pojawienie się każdej nowej twarzy kwitowano głośnym ostrzeżeniem dla innych – rozlegało się wtedy „Pojawił się tu obcy!”. Jeżeli nowy potrafił odpowiedzieć na to umówionym sygnałem (np. gdakaniem kury), był przyjmowany do grona handlarzy.
Z tymi wydarzeniami wiąże się wiele anegdot. Odmiana długo utrzymująca się na szczycie notowań – Semper Augustus – biały tulipan, którego płatki są na zewnątrz pokryte czerwonymi żyłkami, a w środku niebieskie – osiągał równowartość domu z rozległym ogrodem. Za jedną cebulkę! Cały czas trwały też próby wyhodowania legendarnego Czarnego Tulipana. Gdy rzekomo udało się to ubogiemu szewcowi z Hagi, natychmiast wybrała się do niego delegacja związku handlarzy tulipanów. Po twardych negocjacjach handlowych, szczęśliwy szewc uzyskuje za swój kwiat mniej niż jedną trzecią ceny Semper Augustus i przerażony ogląda jak kupcy rzucają go na podłogę i rozdeptują na miejscu na miazgę. Po czym wyznają, że nawet 7-krotność tej ceny nie byłaby za wysoka. Kupili by ten kwiat tak czy owak i zniszczyli tak jak zrobili to właśnie przed chwilą. Wszystko w imię zachowania własnego monopolu na Czarnego Tulipana.
Tytułowy rok 1637 to koniec tego szaleństwa. Bańka spekulacyjna pryska i ceny lecą na łeb, na szyję. Zawodowcy, wytrawni handlarze tulipanów minimalizują straty (a raczej maksymalizują zyski), wiedzą bowiem od dawna co się w końcu musi wydarzyć i są na to przygotowani. Zwykli mieszczanie, którzy zachęceni stabilnym wzrostem, inwestują wszystkie swoje oszczędności w ten rynek – kończą z niczym. Rok 1637 pełen był łez i rozpaczy w Holandii.
Tulipmania 1637 wydaje się pięknie odzwierciedlać te wydarzenia. Plansza do gry nie jest zbyt imponująca – to po prostu siatka z kursami tulipanów, połączona siecią strzałek obrazujących możliwe ścieżki jakimi podążają ceny. Na tej planszy przemieszczają się znaczniki odpowiadające aktualnej cenie kilku odmian tulipanów będących w grze. Poniższy obrazek, to fragment ekranu komputerowej wersji gry.
W swojej rundzie gracz ma prawo wykonać trzy akcje. Po pierwsze musi sprzedać cebulkę. Wybiera jedną z odmian i proponuje ją innym graczom. Każdy z przeciwników może zrobić jedną z pięciu rzeczy – kupić osobiście cebulkę podbijając cenę, napuścić naiwnych mieszczan żeby kupili tę cebulkę przepłacając, kupić cebulkę za aktualną cenę rynkową, napuścić znajomego kmiotka żeby kupił za cenę rynkową lub spasować. Decyzje gracze podejmują w ciemno i ogłaszają równocześnie – transakcji dokona ten, kto najbardziej zaszalał. Jeżeli przepłacamy (osobiście lub przez pośredników), cena tej odmiany skacze do góry na kolejne jasne pole na siatce kursów, a my płacimy cenę pośrednią – z małego szarego pola.
Jeśli kupimy po cenie rynkowej, cena po tej transakcji wzrasta wolniej, wzdłuż ukośnych strzałek. Jeżeli kupujemy przez mieszczan, tulipan wraca na rynek, a płatność jest dokonywana z banku. Jeżeli kupujemy osobiście, tulipana dostajemy my, ale płacimy też my. Aby kupić przez mieszczan, trzeba mieć karty z kupcami w kolorze odpowiadającym kolorowi kupowanej odmiany. Aby podbijać cenę trzeba odrzucić dwie takie karty, aby kupić po cenie rynkowej trzeba odrzucić jedną.
Gdy sprzedamy tulipana, możemy wziąć do ręki kartę kupców (z puli wyłożonej na stole) i kupić z banku cebulkę (po cenie rynkowej, powodując wzrost kursu po ukośnej linii).
Jeżeli dowolna odmiana osiągnie cenę maksymalną – jedną z cen na jasnych polach umieszczonych najwyżej – bańka pęka. Cena leci na łeb na szyję. Jeżeli mamy tulipany tej odmiany na ręce i chętnych na nie kmiotków (czyli karty kupców w kolorze tej odmiany), to możemy kolejno sprzedać jeden kwiat. Po każdej transakcji cena spada na kolejne, niższe jasne pole. Na końcu możemy sprzedać resztki na rynek (bez kart kupców), znowu patrząc jak cena spada. Gdy wszystko wyprzedamy, dana odmiana całkowicie wypada z gry, a pozostałe gatunki nadal mają się dobrze.
Gra kończy się gdy pęknie przedostatnia bańka. Wyprzedajemy resztę kwiatów i liczymy kasę. Wygrywa najskuteczniejszy cwaniak.
Jak widać, mechanika jest elegancka i kapitalnie oddaje istotę zjawiska. Mamy szalony wzrost cen, zupełnie niezależny od rzeczywistej wartości kwiatów. Mamy naiwnych mieszczan, którzy nie orientują się w rynku i posłuchają każdej naszej rady podbijając dla nas cenę odmiany. Mamy wreszcie krach, po którym trzeba już tylko minimalizować straty. Na pierwszy rzut oka może się okazać, że siatka cen jest troszkę za mała żeby rzeczywiście obserwować i rozkoszować się tym procesem. Może się okazać, że zanim kolejka do nas wróci, nasze zapasy z całkiem bezpiecznych staną się w najwyższym stopniu zagrożone i nikt nie będzie chciał już od nas tych tulipanów kupować. Cóż – okaże się to w praniu, znając wiedzę i doświadczenie autora jestem dobrej myśli. Ja mam na ten tytuł oko, dzięki sentymentowi jaki żywię do książki Herberta i dzięki mechanice, która mnie zaintrygowała.
Strona gry na BGG
Tu możecie obejrzeć zasady i wersję komputerową
W sumie nie interesowała mnie ta gra, ale Twój świetny opis Jacku sprawił że na pewno spróbuję w nią zagrać… a może coś więcej… :-)
Gra dobrze oddająca spekulacyjne szaleństwo? Zobaczymy, na pewno chętnie spróbuję. Już kiedyś mnie ta gra zaciekawiła, a po powyższym opisie, jeszcze bardziej.
Przez Ciebie pewnie kupie to na Essen. Cale szczescie, ze inne tytuly z listy sie opozniaja :-).
Przez Ciebie pewnie kupie to na Essen. Cale szczescie, ze inne tytuly z listy sie opozniaja :-).
Dopiero przeczytałem. Podobnie jak Folko, z początku nie interesowałem się tą grą, ale teraz zainteresowałem i grą i książką :) Ten tekst to znakomita zachęta po sięgnięcie po jedno i drugie.
Książkę gorąco polecam, ale jednocześnie ostrzegam, że to zbiór esejów w większości traktujący o malarstwie. Jeden z tych tekstów dotyczy fenomenu tulipomanii.