Comuni początkowo nie było na mojej liście gier do sprawdzenia i wskoczyło na nią ostatniego dnia przed wyjazdem. Jak się okazało w myśl powiedzenia „ostatni będą pierwszymi” gra okazała się jednym z odkryć targów, a wysoka pozycja na liście magazynu Fairplay (tworzonej jest na podstawie dobrowolnych głosów ludzi będących na targach i oceniających wszystkie pozycje, jakich udało im się spróbować) potwierdza, iż moje wrażenie nie było odosobnione.
Do gry ciężko było się dopchać – nigdy nie widziałem wolnego stolika (co zresztą nie było niczym dziwnym). W końcu w piątek wieczorem poszedłem do jednego z prowadzących (jak się później okazało szefa stoiska) i poprosiłem o rezerwację stolika na sobotę rano. Nie wiem, czy to mój urok osobisty, czy przepustka dziennikarska (wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że to pierwsze), ale udało się umówić na 09:30 rano z zastrzeżeniem, że po tej godzinie stolik będzie puszczony w obieg dla innych. Targi generalnie zaczynały się o 10:00, ale kto by tak długo spał. Jak się okazało spaliśmy krótko, ale niektórzy z nas (ukryjmy jego tożsamość pod pseudonimem „dziadek”) tempo jedzenia śniadania mieli na tyle sprinterskie, że o już o 9:30 raźno ruszyliśmy spod hotelu. Mimo braku nadziei na znalezienie miejsca, gdy o 10:00 dotarłem na stoisko TENKIGAMES okazało się, że stolik ciągle na nas czeka. Mój urok musiałby być naprawdę wyjątkowy. Był stolik, byłem ja i był prezenter gry…ale ekipa gdzieś się rozlazła. Pancho poleciał po 3 kopie Le Havre, Mockerre grzebał w grach za 5-10 Euro (i wygrzebał China), a Konrad i Jax parkowali samochód. Zaledwie 20 minut później, po siedmiu telefonach i samotnym wysłuchaniu połowy zasad z radością powitałem ekipę dzielnych chwatów z Polski. Całkiem udany początek dnia…
Comuni to nowa gra twórcy Leonardo da Vinci, gry niezłej i posiadającej kilka interesujących mechanizmów, która jednak przeszła bez echa w wielkim zalewie eurogier. Jego najnowszy tytuł ma szansę na dużo lepsze oceny. Comuni opowiada o rozwoju i obronie miast włoskich w XII wieku. Każdy z graczy wciela się we władcę jednego z miast. Przez szereg tur będzie je rozwijał rozbudowując cztery typy budynków (kościelne, finansowe, militarne i budowlane), tworząc mury obronne, korzystając z właściwości budynków zbierając określone zasoby i wreszcie broniąc je przed inwazjami wrogów.
Pierwszy rzut oka może zaklasyfikować tę grę, jako kolejną sztampową pozycję o produkowaniu kosteczek i rozmieszczaniu swoich pracowników. Nic bardziej mylnego! Comuni oferuje szereg ciekawych i oryginalnych rozwiązań, które, co najważniejsze, tworzą spójną i smakowitą całość, dającą graczom dużo swobody w konstruowaniu strategii i satysfakcji ze zwycięstwa.
Budynki mają postać kart zawierających na awersie informację o poziomie budynku i jego rodzaju, a na rewersie symbol murów. Każda ma więc dwie, wykluczające się funkcje. W czasie swojej tury możemy zbudować jeden poziom budynku oraz jeden poziom murów. W momencie budowy budynku aktywujemy jego rodzaj umożliwiając korzystanie z jego możliwości (czerpanie surowców). Każde zebranie zasobów deaktywuje ten rodzaj budowli. Chcąc wielokrotnie korzystać z możliwości budynku należy go sukcesywnie rozbudować. Karty rozkładane są losowo na specjalnym torze, a zdobyć je można używając swoich pomocników. W swojej turze gracz może postawić pomocnika przy wybranym torze, wziąć karty przy wszystkich swoich pomocnikach albo zebrać zasoby z budynków. Stawiając pomocnika może wyrzucić z miejsca pomocnika innego gracza pod warunkiem, iż postawił przy nim więcej złota, niż konkurent. Innymi słowy, żeby zebrać karty Twój pionek musi stać przy torze przez całą kolejkę i nie zostać wyrzuconym przez żadnego z graczy.
Każdy budynek daje inne surowce – złoto pomaga w zdobywaniu kart, pielgrzymi umożliwiają przesunięcie pomocnika na inny tor, gdy został wyrzucony przez konkurenta, architekci pozwalają budować więcej budynków lub ułatwiają ich budowę. Wojsko potrzebne jest natomiast do obrony przed inwazją, będącą kolejnym nowatorskim mechanizmem.
Karty budynków podzielone są na cztery talie. Gdy talia kończy się następuje inwazja – każda kolejna jest silniejsza. W kolejności od najsłabszego gracze ustawiają swoje znaczniki inwazji na torze punktacji – ostatni na poziomie inwazji, a kolejni o tyle więcej o ile są od niego lepsi. Zatem w przypadku pierwszej inwazji gracz ostatni będzie na poziomie „4”, a ten, kto ma od niego 10 punktów zwycięstwa więcej na poziomie „14”. W tajemnicy każdy wybiera ilu żołnierzy przeznacza na obronę całych Włoch, a ilu na obronę tylko swojego miasta. Jednocześnie wszyscy ujawniają swoje decyzje. Następnie obniża się wskaźnik każdego gracza o sumę obrony Włoch i jego własnej obrony (powiększonej o poziom jego murów obronnych). Końcowy poziom pokazuje ile ujemnych punktów gracz otrzymuje. Mechanizm jest niezwykle oryginalny i wspaniale wpleciony w klimat. Im więcej budynków (punktów zwycięstwa) ma gracz, tym bardziej przyciąga najeźdźców i tym większe ryzyko przegrania inwazji. Im więcej gracze poświęcą na obronę Włoch tym łatwiej będzie wszystkim (dodatkowo ten, kto najbardziej wykazał się w obronie państwa zyskuje dodatkowe punkty), ale pomaga się w ten sposób konkurentom. Trzeba umiejętnie wyważyć możliwości obrony z rozwojem miasta.
Gra przeznaczona jest raczej dla bardziej doświadczonych graczy i choć przepisy nie wydają się specjalnie skomplikowane łatwo zapomnieć o pewnych niuansach. Osoba, która tłumaczyła nam zasady niezbyt dobrze mówiła po angielsku, stąd w czasie rozgrywki odkrywaliśmy czasem nowe przepisy. Co więcej po jednym z pytań Mockerre okazało się, że wersja angielska i niemiecka różnią się, co wzbudziło konsternację wśród prowadzących pokazy (okazało się, że angielska jest prawidłowa). Mimo tych problemów wszyscy byliśmy zgodni, że gra wybija się ponad przeciętność i świetnie się bawiliśmy. Warto dodać, że wykonanie jest naprawdę śliczne, przez co klimat rozbudowy i obrony Włoch jest bardzo dobrze wyczuwalny, a mechanika nie sprawia wrażenia sztucznie doczepionej.
Jeszcze w trakcie rozgrywki podjęliśmy decyzję o kupnie czterech egzemplarzy gry, co najlepiej świadczy o tym jak zgodni byliśmy w jej ocenie. Pudełka pojechały do Warszawy i Gdańska, więc mam nadzieję, iż duże grono polskich graczy będzie miało możliwość zapoznać się z tą pozycją. Obok Dominion jest to dla mnie najlepsza gra targów, a fakt, iż mimo braku olbrzymiej machiny marketingowej w/w tytułu, zauważyło ją tyle osób tym bardziej dowodzi jej wielkości. Po pierwszej partii – zdecydowanie kupić!
Oj, Szymon nie znasz Włochów. Jak się umawiają na konkretna godzinę, to zawsze zostawiają sobie godzinkę na spóźnienie. :)
Cos takiego nie dziala na targach, gdzie ZAWSZE masz kolejke ludzi czekajacych na wolne miejsce.
Podpisuję się pod wszystkim, co powiedział Don Simon. Teraz pozostaje sprawdzić czy gra nie traci trochę ze swojego powabu po kolejnych rozgrywkach (każdy wie, że atmosfera gry, nastawienie współgraczy etc. mogą mieć duży wpływ na odbiór rozgrywki) i jak się skaluje.
Bardzo dobra gra. Twarda. Wszędzie trzeba lawirować, żeby jakoś to wyszło. Ciągle brakuje nam zasobów, z licytacji nas wyrzucają, ciężko poradzić sobie z najazdem i dostajemy ujemne punkty, ciągle kombinujemy jak tu aktywować to co chcemy. Dla ludzi o stalowych nerwach :)
aaa, XII wiek, od razu lepiej..
ci abstrakcyjni najezdzcy z gry gnebiacy wloskie panstweka moga wiec byc utozsamiani w duzej mierze z Fryderykiem Barbarossa
OK :-)
Zagrałem dzisiaj partię dwuosobową, bardzo ładnie działa w tym trybie. Jest trochę luźniej, nie czułem takiego napięcia jak przy 5 graczach. Chyba największą wadą gry jest zapominanie o kilku zasadach. Ciągle zapomina się o pobieraniu dodatkowego przychodu z osłonki, dodawania punktów za budynki czy odwracaniu kart income’u. Mam nadzieję, że po kilku rozgrywkach jednak wejdzie to w krew.
No i co najgorsze przegrałem z Alicją :(