Niełatwo dziś o oryginalne pomysły. Nowe propozycje wydawnictw planszówkowych raz za razem spotyka fala krytyki za wtórność i brak świeżych i zaskakujących rozwiązań. Ale na szczęście ciągle zdarzają się wyjątki. Gry których autorzy wymyślili coś, na co nie wpadł nikt przed nimi. W dodatku to coś okazało się bardzo dobrze sprawdzać jako mechanika gry planszowej. Wyprzedzając nieco fakty mogę zdradzić, że trzej autorzy Nefertiti byli wśród tych szczęściarzy, choć temat gry jednak nic takiego nie zapowiadał. Na pierwszy rzut oka to nic szczególnego – ot, kolejna z wielu gier o Egipcie.
Fabuła
Nie było wielu rzeczy, których nie wolno było zrobić faraonowi Echnatonowi. W zasadzie wolno mu było zrobić wszystko. Nikt nie mógł mu się sprzeciwić. Hm, chociaż…. OK, być może była jedna rzecz zakazana nawet dla faraona. Oczywiście „zakazana” nie w sensie dosłownym, ale w każdym razie była to rzecz, której faraon zrobić by nie chciał. Z pewnością nie chciałby zapomnieć o rocznicy ślubu z boską Nefretete.
Cóż począć kiedy właśnie to nieszczęście się wydarzyło. Zostało tylko kilka dni, a Echnaton nie zadbał o żaden prezent dla swej lubej. Żaden – wyobrażacie sobie? A przecież żona faraona nie zadowoli się byle czym. Prezent musi być wyjątkowy: piękny, pomysłowy, kosztowny. Ale przede wszystkim musi być oryginalny i liczny jednocześnie. Oryginalny, bo nikt inny nie powinien go mieć. Liczny, bo władczyni powinna być nim obsypana od stóp do głowy, dokładnie tak jak na to zasługuje.
Wewnątrz niedużego pudełka znajdziemy sporą planszę do gry, podzieloną na cztery strefy (targowiska) i otoczoną torem punktacji. Będą tam też dwie talie kart – to prezenty, które można zdobyć na targowiskach i karty specjalne z osobami których usługi możemy wykorzystać do walki o lepszy rezultat rozgrywki. Dodatkowo znajdziemy zestaw pionów w czterech kolorach – to nasi sługusi, którzy będą ganiali po targowiskach w poszukiwaniu pomysłu na prezent. Ponadto nieco żetonów z pieczęciami otwierającymi wszelkie drzwi w starożytnym Egipcie, pięknie wykonane monety i krzyż egipski. Do kompletu trzeba dorzucić jeszcze instrukcję i kartę pomocy w dwóch językach oraz dwie małe, zgrabne, drewniane kości.
Rozgrywka
Plansza do gry jest podzielona na cztery obszary – targowiska. Każde targowisko ma wydzieloną strefę, w której układamy karty prezentów. W górnym rzędzie kładziemy zestaw złożony z karty i pieczęci, a w dolnym rzędzie – trzy karty prezentów, ale już bez pieczęci. Te prezenty można zdobyć, jeśli wyślemy nasze sługi na właściwy bazar. Poniżej strefy z prezentami są dwa regiony przeznaczone do licytacji – tam ustawiamy nasze pionki. Każde pole ma swoją cenę – tyle trzeba zapłacić, żeby zakupić prezenty. Każdy z tych regionów jest inny, ma inny układ pól i cen, ale dla każdego targowiska tylko jeden z nich jest w danej chwili dostępny. Każde targowisko ma też inny warunek zamknięcia rynku zależny od tego kto, ile i jak ustawi tam swoje piony. Gdy ten warunek zostanie zrealizowany, rynek się zamyka i dochodzi do transakcji.
Gracz który w momencie zamknięcia rynku prowadzi w licytacji musi zapłacić cenę pola, na którym stoi i w zamian ma prawo wziąć sobie zestaw z górnego rzędu (jedna karta oraz pieczęć), lub wybrać sobie dwie karty z dolnego rzędu. Następni gracze mają nieco inny wybór – mogą albo zapłacić cenę pola i wziąć jedną kartę (nawet tę z pieczęcią jeśli jeszcze tam leży), albo zebrać połowę pieniędzy wpłaconych do kasy tego rynku wcześniej. Gdy zakupy się zakończą, rynek jest zamykany. W zamian otwiera się inny rynek, do tej pory nieczynny, pojawiają się w nim prezenty i zabawa zaczyna się od nowa. W ten sposób w grze cały czas są trzy czynne rynki i jeden zamknięty.
Gra kończy się, gdy skończy się talia prezentów i zamkną się wszystkie rynki. Następuje podliczenie zdobytych punktów. Każda karta prezentu jest warta od kilku do kilkunastu punktów, jednak jest ona tym cenniejsza, im mniej graczy posiada tego typu karty (pamiętacie? ma być oryginalnie). Z drugiej strony dużo kart to dużo punktów, nawet jeśli nie są bardzo oryginalne. Ale jeśli są jednocześnie oryginalne i liczne, Nefretete z pewnością to dostrzeże.
Wrażenia
Po pierwsze – mechanika gry jest niespecjalnie elegancka. Każdy rynek ma przypisane dwa różne mechanizmy licytacji i warunki zamknięcia – każdy z nich jest unikalny i nie występuje w żadnym innym targowisku. Te mechanizmy są bardzo różne, z drugiej strony można by z łatwością stworzyć drugie tyle nowych. Skąd akurat taki dobór mechanizmów do gry? Niezbyt oczywiste, niespecjalnie przejrzyste – nieeleganckie. Znajdą się tacy, którzy wręcz rzekną – udziwnione. Podobnie ma się sytuacja z kartami specjalnymi. Tego typu karty zawsze zaburzają organizację gry i nie są zbyt pięknym rozwiązaniem. Wprowadzają dodatkową trudność – gracze muszą ocenić która z tych kart jest najsilniejsza. I znowu pojawia się pytanie dlaczego akurat tak dobrano te karty, dlaczego nie wprowadzono do rozgrywki innych. Jak udowodnić, że są one zbalansowane? Nieeleganckie.
Jednak ku mojemu zdziwieniu w Nefertiti gra się bardzo miło. Jest to lekka gra, z umiarkowaną interakcją (ograniczoną do licytacji i niektórych kart specjalnych, które możemy użyć w zamian za zdobyte pieczęcie). Możliwości manipulowania pionami, polowanie na najcenniejsze karty w połączeniu z dbaniem o odpowiedni stan kasy sprawiają że gra jest emocjonująca i ciekawa.
O dziwo wady gry, opisane w pierwszym akapicie tego rozdziału, okazują się być jej główną zaletą. Różnorodność warunków zamknięcia rynków sprawia że rozgrywka się nie nudzi. Umiejętne wykorzystanie kart specjalnych może okazać się kluczem do wygranej. Nefertiti bez kart specjalnych i z czterema identycznymi rynkami byłaby nudna jak dyskografia Ich Troje. Jeśli więc szukać wad gry, to pozostaje tylko jedna. Jest to gra przeznaczona tylko dla trzech lub czterech graczy.
Sprintem po Nefertiti
Don Simon: Szybka, prosta i przyjemna. Zwykle nie gustuje w takich grach, ale muszę przyznać, że grało się całkiem przyjemnie. Niby wszystko to już gdzieś było, ale mechanizm otwierania i zamykania rynków jest na tyle ciekawy, że wrażenie wtórności nie dominuje odczuć. Zagrać warto, choć na pewno ta gra nie trafi do Waszej ulubionej dziesiątki.
Pancho: Nefertiti to powiew najlepszych wzorców ze starej szkoły tworzenia eurogier. Takimi pozycjami zachwycał kiedyś Knizia i inni wielcy twórcy. Z drugiej strony gra posiada mocne strony współczesnych tytułów, rozgrywka jest krótka i dynamiczna. Krótko mówiąc – takie gry właśnie lubię.
Mst: Nefertiti to znakomita gra licytacyjna. Świeża, miodna i niebanalna. Podczas pierwszej rozgrywki pomyślałem, że autorem mógłby być Knizia w swoich najlepszych latach. Bardzo polecam.
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(3/5):
Oprawa wizualna
(4/5):
Zakupiłem Nefertiti świeżo po debiucie na naszym rynku. Właściwie w ciemno, bo dostępna była na BGG tylko jedna recenzja, a żaden użytkownik forum g-p chyba tego jeszcze nie miał.
Gra bardzo mi się spodobała. Powiedziałbym, że zmiksowano w niej kilka ciekawych mechanizmów, ale zachowano we wszystkim odpowiednie proporcje. Interakcja jest akurat taka, żeby zadowolić wszystkich – zarówno spokojnych ciułaczy, jak i złośliwców. Losowość jest obecna (rozkład kart, rzuty kością przy niektórych rynkach), ale jest jej akurat tyle, by dodawała grze interesującego posmaku.
A że tylko na 3-4 osoby? Przynajmniej w obu tych wariantach gra się równie dobrze i autorzy sztucznie nie zwiększają liczby osób.
Nefertiti bez kart specjalnych i z czterema identycznymi rynkami byłaby nudna jak dyskografia Ich Troje.
Uwielbiam takie soczyste porównania :-p
Neferetiti to jedna z niewielu gier które pojawiły się ostatnio i okazały się dla mnie warte zakupu.
Plusami tej gry jest jej szybkość i małe przestoje przy turach poszczególnych graczy.
Dodatkową jej zaletą jest to że na razie zawsze w nią wygrywam :]
Minusy hmmm mogła by być na większą ilość graczy no i w moim towarzystwie trochę odstraszyła potencjalnych graczy wyglądem.
cóż za zgodny chór, bo ja też należę do zwolenników Nefertiti ;)
Dobry pomysł z tymi komentarzami kilku osób do recenzowanego tytułu jak w ŚGP. Dzięki temu można zobaczyć czy opinie innych osób pokrywają się z opinią recenzenta czy może ktoś ma odmienne zdanie, zawsze to szersze spojrzenie. Fajnie jakby się to przyjęło przy każdej recenzji.
Spoko, spoko. Tak właśnie będzie w kolejnych recenzjach. Oczywiście pod warunkiem, że ktoś z nas także grał w daną grę.
Na stronach gazeta.pl jest tekst, że Nefretete nie była jednak taka piękna :)
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,6446175,Naukowcy_ujawniaja__Nefretete_wcale_nie_byla_taka.html
Jak pewnie większość „pięknych” osób sprzed wieków uwiecznionych na obrazach, czy w rzeźbach :-p
Jakoś musieli sobie radzić bez Photoshopa :)