25 sierpnia 2005 – to wtedy zanotowałem sobie nazwę Medici. Była wtedy już 10 lat na rynku, jednak nakład się wyczerpał i nie dało się jej kupić. Gra zwróciła moją uwagę świetnymi ocenami graczy, nazwiskiem autora – wówczas moim ulubionym, renesansowym tematem i dobrym działaniem dla sześciu graczy. Dziś – cóż, dziś prawie wszystko jest inaczej. Medici zdążyłem sobie kupić i mój entuzjazm nie jest aż tak wielki jak cztery lata temu. Reiner Knizia też jakby nie ten sam co kiedyś. Renesansowy temat to chyba największa moja pomyłka – nazwać go śladowym byłoby grubą przesadą. Na BGG wprowadzono rekomendacje gier dla określonej liczby graczy i według tej ankiety Medici najlepiej się sprawdza przy pięciu a nie sześciu graczach (z czym zresztą się zgadzam).
A w dodatku dziś Medici jest tylko jedną z trzech gier o zbliżonej mechanice i „temacie”. Po kilkunastu latach Knizia wydał jeszcze dwie wariacje – dwuosobową Medici versus Strozzi oraz Strozzi i to ta ostatnia jest (wbrew pozorom) przedmiotem tej recenzji. Wszystkie trzy gry są dość podobne, jednak muszę przyznać, że gra się w nie zadziwiająco odmiennie. Strozzi – podobnie jak Medici – jest przenaczona dla 3-6 graczy i zachowuje pozory gry licytacyjnej, choć w rzeczywistości wcale taką nie jest. W pudełku można znaleźć dużą (zbyt dużą) planszę, drewniane piony symbolizujące worki z towarami (po cztery na gracza), 29 kart ze statkami, monety do zaznaczania punktów zwycięstwa, żetony mecenatu w trzech dziedzinach i po trzy służące do pseudolicytacji flagi dla każdego gracza.
Mechanika
Na planszy widać szlachetny kształt Półwyspu Apenińskiego, na którym zaznaczono cztery najsłynniejsze chyba miasta – Florencję, Wenecję, Rzym i Neapol. Trzy ostatnie są portami (tak, tak, w przypadku Rzymu to nieco naciągane) i przy nich umieszczono tory punktacji z symbolem oczekiwanego tam towaru. Obok Florencji umieszczono tor w kształcie zwoju, który symbolizuje… hm. Nie wiadomo właściwie co on takiego symbolizuje.
Aktywny gracz dobiera z talii kartę ze statkiem i decyduje, czy chce tę kartę przejąć, czy też nie. Swoją decyzję opiera na ocenie wartości tego statku, wynikającej z jego kilku atrybutów. Na każdej karcie statku widnieje liczba oznaczająca jego szybkość. Oprócz niej mogą tam być ikony towarów – tych samych, na które niecierpliwie czekają kupcy we wspomnianych portach. Na karcie mogą też widnieć symbole zwoju do złudzenia przypominające ten obok Florencji oraz kwadrat przypominający kontur żetonów mecenatu.
Jeżeli gracz chce przejąć statek, kładzie na nim jedną ze swoich flag. Ma do wyboru flagę z napisem „+1” – ta flaga przy okazji zwiększy szybkość statku, flagę z symbolami towarów – one zwiększą wartość ładunku statku oraz flagę piracką, która przymiotów statku nie zwiększa, za to bardzo skutecznie cały statek potrafi zawłaszczyć. Tak więc gracz wybiera flagę i kładzie ją na statku. Jeżeli nie jest to flaga piracka, kolejni gracze mają prawo i szansę przebić tę ofertę i użyć swojej karty pirackiej. W przypadku takiego przelicytowania flaga poprzednio umieszczona na statku wraca do właściciela.
Gdy rozstrzygnie się kwestia właściciela staku, ten może go skierować do jednego z trzech portów. Układa wówczas kartę statku wraz ze swoją flagą obok tego portu – w kolejności wyznaczonej przez szybkość statków, im statek szybszy tym wyżej jest w tej hierarchii. Swój pion na torze tego portu przesuwa o tyle pól, ile towarów właśnie do portu dostarczył (oczywiście liczą się tylko te towary, na które ten port oczekuje). Jeżeli na statku jest symbol (lub symbole) zwoju, przesuwa również swój pion na torze Florencji. Wreszcie może pobrać jeden z trzech widocznych (wylosowanych z puli) żetonów mecenatu. Ma do wyboru architekturę, naukę i sztukę. Na tych żetonach najczęściej również widać symbol towaru, który od razu daje dodatkowy punkcik w odpowiadającym mu porcie.
Gdy skończą się graczom flagi, lub gdy skończą się karty ze statkami (co jest możliwe gdy więcej niż trzy z nich nie zainteresowały żadnego z graczy) kończy się jedna z trzech rund i gracze podliczają punkty. Każdy z torów umieszczonych przy miastach oraz każdy zestaw statków jest podliczany według tego samego schematu. Gracz prowadzący otrzymuje 15 punktów, następny dostaje 10 punktów, a trzeci z nich – 5 punktów. Flagi wracają do graczy, statki wracają do talii i rozgrywana jest kolejna runda. Po trzeciej rundzie podliczane są także żetony mecenatu. Zwycięzca każdej z trzech dziedzin otrzymuje 30 punktów, wicelider – 20 punktów i zdobywca trzeciego miejsca dostaje 10 punktów.
Wrażenia
Po pierwsze trzeba rozwiać pewien mit, który bardzo często wpływa na odbiór gry. Medici była grą licytacyjną. Taka mechanika pojawiła się także w Medici vs Strozzi. Stąd oczekiwanie graczy, że kolejna gra z tej serii również będzie licytacyjna. Tymczasem w Strozzi gracze teoretycznie licytują przy pomocy swoich flag, ale aby przelicytować przeciwnika trzeba użyć flagi pirackiej. A więc przelicytować kogokolwiek można najwyżej trzykrotnie w trakcie rozgrywki (bo gra trwa tylko trzy rundy). Gra licytacyjna, w której można kogoś przelicytować tylko trzy razy musi wypaść blado.
Na szczęście jeśli się zapomni o szufladkowaniu i podejdzie do gry z otwartą głową, okazuje się że gra działa całkiem nieźle. Krótka, godzinna rozgrywka dostarcza sporo okazji do podejmowania istotnych decyzji. Ważne może okazać się zarówno staranne zaplanowanie tego na czym chcemy się skupić, jak i właściwe wykonanie planu. Nie warto rzucać się na każdą okazję przejęcia statku, trzeba cierpliwie czekać na statki pasujące do obranej strategii. Warto mieć też trochę szczęścia i doczekać się statku, który nam odpowiada, ale trzeba umieć zaryzykować i poczekać na niego przepuszczając inne, mniej atrakcyjne.
Podoba mi się także wiele płaszczyzn rywalizacji, na których toczy się rozgrywka. Najważniejsze – trzy tory portowe – to tylko jedna z opcji. Można uzyskać dobry wynik zupełnie je zaniedbując. Chociaż inwestowanie w nie może być intratne – zbieramy tam punkty przez całą rozgrywkę i wysiłek może przynosić punkty przez wszystkie trzy rundy. A dodatkowo pod koniec możemy zarobić nawet ekstra premię – trzy ostatnie pola na tych torach dają dodatkowe punkty tym, którzy się tam wdrapią. Jednak aby to zrobić trzeba naprawdę nad tym popracować, to musi być prawdziwym priorytetem gracza.
Alternatywne metody punktowania spokojnie mogą zrekompensować mikry dorobek w dostarczaniu towarów. Szybkie statki zazwyczaj mają pustawe ładownie, ale są też zazwyczaj mniej atrakcyjne dla przeciwników. Łatwiej je przejąć i na szybkości można zarobić tyle samo co na towarach. Pozostaje jeszcze tor Florencji i żetony mecenatu – bez tych ostatnich nie da się wygrać w Strozzi. Trzeba obserwować co robią inni i tak dobierać żetony mecenatu żeby utrzymywać dobry wynik w poszczególnych sponsorowanych dziedzinach. Warto dodać, że remisy w uzbieranych żetonach mecenatu rozstrzyga właśnie tor Florencji, a więc warto również na nim walczyć o dobrą pozycję.
Ostatnią rzeczą na jaką warto zwrócić uwagę jest czas. Z jednej strony warto poczekać na odpowiedni statek zanim go przejmiemy, ale z drugiej strony jeśli w danym porcie cumują dwa równie szybkie statki, wygrywa ten, który był tam pierwszy. Podobnie jest na torach towarów – remisy wygrywa ten, kto pierwszy swoje punkty uciułał. Warto mieć to na uwadze przepuszczając niezły, jednak niekoniecznie idealny statek.
Jakość wydania nie pozostawia miejsca na narzekanie. Wręcz można powiedzieć, że jest przesadzona. Wielka plansza sprawia, że do gry potrzeba całkiem sporego stołu, a karty ze statkami i tak najlepiej układać poza planszą, obok toru odpowiedniego portu. Gdyby znacząco zmniejszyć planszę i umieścić na niej tylko tory z towarami, gra wymagałaby o wiele mniej miejsca. Z drugiej strony grafiki na mapie Włoch są całkiem ładne i klimatyczne, a klimat w tej grze wymaga dopieszczania i chuchania, bo jest naprawdę chuderlawy.
Podsumowanie
Strozzi jest trzecią grą serii… właśnie. Jest trzecią grą serii Medici-Strozzi-Bardi. Tak przynajmniej głosi instrukcja. Oznacza to, że nie jest dopełnieniem trylogii. Będą kolejne zbliżone tytuły, w których usłyszymy co nieco o trzecim renesansowym klanie – o Bardich. Trudno ocenić na ile jeszcze gier wystarczy Knizii inspiracji albo chociaż pomysłu na kolejną konfigurację tych samych klocków dającą nowe wrażenia nam – graczom. Moim zdaniem Strozzi jest najbardziej udanym tytułem tej serii, chociaż nie wpisuje się w schemat gry licytacyjnej, do którego pasowały poprzednie tytuły.
Rozgrywka jest angażująca, emocjonująca i nie ma w zwyczaju się przeciągać. Nawet jeśli pozbędziemy się swoich flag szybko, nie będziemy długo czekać na koniec rundy żeby wrócić do gry. Pierwszy raz grałem w Strozzi na gliwickim Pionku, drugiego dnia zlotu. Było już popołudnie i moi współgracze byli mocno zmęczeni zarwaną nocą (oczywiście grali do wczesnych godzin rannych). Ku mojemu zdumieniu Strozzi postawili ich na nogi. Dali się wciągnąć i zaangażowali się w rozgrywkę. Gra im się spodobała, co w tej sytuacji graniczyło z niemożliwością. Mi spodobała się również – i wtedy i teraz. Może nie jest to super przebój, brak tu świeżych, oryginalnych pomysłów, ale to rzetelny tytuł, dobrze działający, dający sporo przyjemności z rozgrywki. Mogę z czystym sumieniem polecić.
Sprintem po Strozzich
Pancho: Medici vs Strozzi jako dwuosobowa gra licytacyjna (wyjątkowo rzadkie połączenie!) sprawdzał się dobrze. Niestety na krótką metę, szybko nam się z żoną nudził. Podejrzewam, że podobnie byłoby ze Strozzi. Po pierwszej rozgrywce miałem wrażenie, że to miła, lekka i szybka gra licytacyjna. Do trzeciej partii wątpie aby ktoś mnie namówił.
Don Simon: Strozzi to moje pierwsze (i trwające zaledwie jedną rozgrywkę) spotkanie z tą trylogią, stąd nie jestem w stanie porównać tego tytułu do jego starszych braci. Grało mi się całkiem przyjemnie, choć nie wiem, czy było to zasługą atmosfery Pionka i zgranej ekipy, czy obrazem rzeczywistej jakości gry. Jest to lekki i dosyć szybki, pseudo-licytacyjny (za wiele tej licytacji nie ma) tytuł, w którym od pierwszego rzutu oka widać rękę Knizii. Może kiedyś zrobiłby na mnie większe wrażenie – teraz, po dziesiątkach gier doktora wydaje się zbyt „typowy” i nijaki. Nie mogę go z czystym sumieniem polecić – jest ok, ale w roku 2009 to za mało, by wcisnąć się do kolekcji. Zagraj u kolegi, lub bez żalu zapomnij, że kiedykolwiek istniał.
Folko: Grałem w dwie gry z serii. Medici-podobał mi się średnio, nie zachwycił ale i nie odrzucił, do Strozzi usiadłem z pewną rezerwą i… udało się. Gra spodobała mi się dużo bardziej niż jej starsza siostra. Wielość dróg punktowania, ciekawy pomysł na minilicytację, w końcu ładne wydanie to zalety tej gry. Ostatnimi czasy gry doktora są dość wtóre, tu poczułem delikatny powiew świeżości. Warto spróbować.
Bazik: Medici to elegancki klasyk, ciekawa emocjonujaca gra licytacyjna. Medici vs Strozzi to fantastyczna 2 osobówka gdzie gracze czują się jakby grali w grze wieloosobowej; genialne połączenie niemożliwego – licytacji i gry 2 osobowej. Strozzi wydaje się jakimś wczesnym pierwowzorem dwóch pozostałych gier – dużo lżejsza, kilka raptem decyzji w grze, prawie całkowita zależność od kolejności losowanych statków i tego które w danej rundzie odpadły. Tylko dla alergików na gry licytacyjne, pozostali niech sięgną do gier wcześniejszych.
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(3/5):
ja grałem tylko w Strozzi i Medici vs Strozzi. z tych dwóch zdecydowanie lepiej wypadł Strozzi. gra bardzo ciekawa, połączenie taktyki z lekkim ryzykiem. dobrze zbalansowana(z tego co czytałem na bgg w komentarzach to nawet zbyt dobrze) i można zagrać nawet w 6 osób a to spora zaleta. ja grę bardzo polecam.
Zacznę tradycyjnie: grałam w Medici i w Strozzi. druga dużo lepsza i ciekawsza. myślą przewodnią systemu, na którym bazuje jest fakt, że każdą kartę można wykorzystać do punktowania na różne sposoby. nie powiedziałabym więc, że jest tylko kilka decyzji do podjęcia. wręcz przeciwnie, na co uderzyć, co koniecznie przejąć, gdzie się ustawić – oto orzeszki do zgryzienia. i to bardzo smaczne orzeszki ;)
Bardzo dobra recenzja całkiem miernej gry. Ja się przy Strozzi wynudziłem niemożebnie. Gra składa się w większości z czekania na te kilka właściwych momentów kiedy warto zalicytować, a i tak może się okazać że czekaliśmy za długo, albo że później przyjdzie jeszcze lepszy statek, ale aktualna kolejność (na którą nie mam wpływu) sprawia że ktoś mi go zgarnia sprzed nosa. Odradzam granie. Spalić koledze, ewentualnie przestać z nim grać;)
Grałem w Medici, mam M v S, miałem zagrać w Strozzi, ale ja_n zrobił mnie w piątek w jajo. Na bgg trylogia nosi nazwę florenckiej.
Draco, i jak Ci się teraz toczy, jak już zostałeś jajem?
Recenzja bardzo dobra. Podoba i mi się zwłaszcza zgrabny opis mechaniki. Często przy takich opisach wysiadam. A tu wszystko jasne.
Geko, na okrągło.
„trzy najsłynniejsze chyba miasta – Florencję, Wenecję, Rzym i Neapol”…trzy? Kiedyż do nastąpiła schizma Rzymu i Neapolu? ;)
Gratulacje, udało Ci się zainteresować mnie tytułem. :)