Było to kilka Pionków temu, gdy poznałem Kwiatosza. Zaproponował mi wtedy, byśmy zagrali w grę Bruno Cathala i Ludovica Maublanca o bardzo intrygującym tytule – Mr. Jack. Chodziło oczywiście nie o jakiegoś nikomu nie znanego Jacka, tylko o Kubę Rozpruwacza (Jack the Ripper). W trakcie zabawy gracze wcielają się w dwie postaci, jeden w tytułowego Kubę, drugi w detektywa starającego się go złapać. Gra zauroczyła mnie, przy najbliższej okazji kupiłem ją i od tego momentu wiele razy gościła na moim stole. W ubiegłym roku po targach w Essen udało mi się poznać spory ciekawy dodatek to Jacka, wprowadzający nowe postaci, ale na kolejny przełom musiałem czekać jeszcze rok.
16 października 2009 roku na łamach Games Fanatic pojawił się wpis Yosza z linkiem do filmu, w którym Bruno Cathala opowiada o nowym dodatku, a właściwie nowej grze – Mr. Jacku w Nowym Jorku. Niestety zobaczyłem ten film i wiedziałem, że muszę Jacka zdobyć!
Przypomnę pokrótce o co chodzi w klasycznym Mr. Jacku. Na planszy przedstawiającej Londyn znajduje się osiem postaci (między innymi Sherlock Holmes i dr Watson), jedną z nich jest morderca – poszukiwany Kuba Rozpruwacz. Gracz wcielający się w postać Jacka wie kto jest Kubą, gracz detektyw stara się to wydedukować – ma na to tylko osiem godzin. Jeśli nie dowie się tego, lub w międzyczasie Jack ucieknie – przegrywa. Jeśli odgadnie pod którą postacią skrywa się Kuba i złapie go – wygrywa. W jaki sposób gracz dowiaduje się o tożsamości Jacka? Bardzo prosto, na koniec każdej godziny, gracz kierujący Kubą oznajmia czy Jack jest widoczny czy też nie… widoczny tzn sąsiaduje z inną postacią lub źródłem światła. Każda z postaci to dwustronny żeton (podejrzany i niewinny), gdy detektyw dowiaduje się, że Kuba jest np. niewidoczny, odwraca wszystkie postaci widoczne na stronę niewinny – w ten sposób zawęża grupę osób podejrzanych… Gdy już wie który to Jack, przemieszcza inną postać na żeton Kuby i w ten sposób go łapie. Cała zabawa to połączenie tej genialnie prostej mechaniki i specjalnych zdolności postaci. Ta gra to dla mnie świadectwo przebłysku geniuszu… która ma wadę. Niestety po kilku partiach okazuje się, że gra jest nie najlepiej zbalansowana, Kuba w konfrontacji z detektywem ma słabe szanse.
Wracamy więc do nowego Jacka, który uciekł do Nowego Jorku. Podobnie jak w wersji klasycznej gracze to detektyw i Kuba, podobnie detektyw stara się odkryć która z ośmiu postaci „opanowana” jest przez Jacka, podobnie ma na to osiem tur. Czym w takim razie różnią się te gry oprócz miejsca akcji i postaci? Właśnie miejsce zmienia bardzo dużo. Nowy Jork to prawie pusta plansza, która w trakcie gry powoli zapełnia się budynkami, stacjami metra – którymi można się przemieszczać; lampami i parkami. Te ostatnie zmieniają trochę rozgrywkę, postać znajdująca się w parku jest zawsze niewidoczna, nie ważne czy sąsiaduje z inną, czy jest oświetlona lampą. Zmieniły się również możliwości ucieczki Kuby, tym razem może opuścić miasto jednym wyjściem, lub odpłynąć jednym z dwóch statków, które przypływają do pięciu portów. Jako ciekawostkę na planszy umieszczono Wyspę Wolności (na której znajduje się Statua Wolności) na początku gry znajduje się tam informator, który daje dodatkowe informacje o tożsamości postaci (dla znających Mr. Jacka – działa jak Sherlock Holmes).
Podstawowe pytanie jakie nasuwa się po poznaniu zasad Mr. Jacka w Nowym Jorku to: „czy zmiany poprawiły balans gry?”. Nim na to odpowiem, mała dygresja. W grach często niuans kompletnie zmienia rozgrywkę. Bawiąc się w tworzenie gier, miałem sytuacje gdy niewielka zmiana, wręcz niezauważalna dla osób testujących kompletnie przemieniała grę. Szczególnie ważne jest to przy balansie rozgrywki. By balans był dobry, potrzebne są testy… w przypadku Mr. Jacka in NY Cathala wspomina o ponad 600!! takich partiach. To ogromna liczba, stosunek zwycięstw do przegranych wynosił podobno 50/50 i… wierzę mu. Oczywiście nie rozegrałem tylu partii (na pewno w życiu tyle nie rozegram :-) ) ale czuć, że obie strony mają równe szanse.
Po pierwszych partiach wydawało mi się, że w przeciwieństwie do wersji klasycznej, łatwiej jest teraz grać Kubą, że balans został przesunięty w drugą stronę. Po kolejnych partiach mam wrażenie, że Jackiem jest łatwo (łatwiej) dotrwać do końca rozgrywki, dużo trudniej jest uciec… Dlaczego? Powód jest prosty, uciec można tylko wtedy, gdy Jack jest niewidoczny, a dużo prościej jest pozostać widocznym, przetrwać kolejną rundę, niż ryzykować ucieczkę. Z drugiej strony detektyw może prościej złapać Jacka w pułapkę, otoczyć budynkami (i lampami) tak by ten nie umiał z miasta uciec. Kuba ma więcej dróg ucieczki, ale można kilka z nich na pewien czas odciąć… na pewien, bo budynek może zamienić się w park… a wszystko dzięki nowym bohaterom.
Pozostanie nieodkrytym do ostatniej godziny ma jednak wadę, gracz-detektyw może „strzelić” i wskazać postać pod którą ukrywa się Kuba, jeśli trafi to wygra, jeśli nie – przegra… osobiście nie lubię tego elementu, ale taki jest i nic nie da się tu zmienić.
W grze nie spotkamy już Sherlocka, Watsona, Gulla czy inspektora Lestrade. Na szczęście nowi bohaterowie mają równie interesujące, a czasami wręcz ciekawsze zdolności. Większość z nich powoduje pojawianie się nowych elementów na planszy. Niestety nie są tak charakterystyczni, jak Ci znani z wersji klasycznej, przynajmniej dla osób wychowanych na prozie Doyle’a.
Mr. Jack w Nowym Jorku podobnie jak wersja klasyczna jest świetnie, wręcz pancernie wydany. Karty, żetony, plansza są bardzo grube, piony postaci czytelne, wydaniu nic nie można zarzucić.
To co trochę irytuje, to rewersy kart w innym kolorze niż w pierwszej części. Zdaję sobie sprawę, że większość z nich nie można wykorzystać naprzemiennie, ale z ciekawością wypróbowałbym jak w Londynie poradziłby sobie Eastman czy Tumblety. Z chęcią poeksperymentowałbym i poprzenosił postaci z jednej części do drugiej. Być może autorzy doszli do wniosku, że gracze posądziliby ich o brak balansu i dlatego zdecydowali się na taki krok. Osobiście żałuję tego.
Niestety, Kubie w Nowym Jorku brakuje klimatu, jaki jest w części klasycznej. Nowy Jork to nie Londyn z czasów Dickensa. Pusta początkowo plansza nie ma tego czegoś, co domki, latarnie miasta z nad Tamizy, a Callahan, Ely Beach czy Howard Latimer nie dorównają Holmesowi, Gullowi czy pocziwemu Lestardowi. Mimo mniejszego klimatu Mr. Jack w Nowym Jorku przewyższył swojego poprzednika. Lepsze zbalansowanie czyni ją lepszą grą dla Graczy, ale z drugiej strony trudniejszą. O ile przy wersji klasycznej trzeba trochę pogłówkować, to przy części drugiej mózg potrafi parować ;-) Bardzo polecam tą grę, jestem nią zachwycony, z wielką przyjemnością do niej zasiadam, ale podobnie jak autorzy, uważam że to lepszy zakup dla bardziej zaawansowanych graczy. Miłośnicy klasycznego Jacka muszą część drugą kupić, na pewno Wam się spodoba. Osoby początkujące… chyba lepiej będą bawić się przy części pierwszej… o ile nie przeszkodzi im nie najlepsze zbalansowanie. Wtedy również polecam przygody Kuby w Nowym Jorku.
Zalety
- Mechanika
- Balans
- Klimat
Wady w porównaniu do klasycznego Mr. Jacka
- Trudniejsza
- Mniejszy klimat
Veridiana – 3.5/5 – Grałam raz i wolę wersję londyńską. Oprócz mniejszego klimatu, dla mnie główną wadą jest oczopląs. Na planszy znajduje się więcej elementów i oznaczeń dzięki czemu mózg parował mi podwójnie w stosunku do pierwowzoru. Niemniej, same zasady Mr Jacka są rewelacyjne, choć in New York odrobinę, jak dla mnie, przekombinowane. Gdyby nie było pierwszej części ocena zapewne byłaby wyższa.
yosz (5/5) – Rewelacyjne wcielenie Mr Jacka, które moim zdaniem przewyższa swój pierwowzór. Klimat jak dla mnie jest o wiele wyraźniejszy niż w wersji londyńskiej – grając przypominają mi się m.in Gangi NY czy sam Manhattan. Wszystkie zdolności postaci są bardzo przydatne dla obu stron, a jednocześnie nie odczuwam, że któraś z postaci jest za mocna. Pojedynek między Kubą a detektywem trwa zazwyczaj też dłużej. Obawiam się, że do oryginału nie będę już chciał wracać odkąd Mr Jack zawitał w NY.
Dziękujemy firmie Hobbit za przekazanie gry do recenzji.
Ogólna ocena
(5/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
(zdjęcie by Antony Hemme)
A czemu nie „zdjęcie: Antony Hemme”, albo „photo by Antony Hemme”?. To łączenie polskiego i angielskiego wygląda zabawnie. Lepiej się zdecydować na jeden język.
To byłem ja, tylko zjadłem „k” ze śniadaniem.
„Wady w porównaniu do klasycznego Mr. Jacka
* Trudniejsza”
Czy „trudniejszość” jest wadą? Dla mnie to zaleta nowego Jacka. Jest teraz mniej przypadkowych zwycięstw. Choć fakt, że teraz nowicjusz nie ma szans z doświadczonym graczem, który wie jak optymalizować ruchy i zdolności postaci.
„Mr. Jack w Nowym Jorku podobnie jak wersja klasyczna jest świetnie, wręcz pancernie wydany. Karty, żetony, plansza są bardzo grube, piony postaci czytelne, wydaniu nic nie można zarzucić.”
Dodam jeszcze, że gra okazała się również „coloodporna”. Naprawdę wydana jest rewelacyjnie. Jedyne do czego można się przyczepić to biały pionek kapitana, przez co nie widać na pierwszy rzut oka czy już go uniewinniliśmy, czy ciągle znajduje się w kręgu podejrzanych.
Chciałem tylko sprostować: w artykule jest mowa o ośmiu dniach, ale z tego co wiem, akcja w Mr Jacku (cz. 1) dzieje się w ciągu jednej nocy w 8 godzin.
Trochę brakuje odpowiedzi na pytanie, na ile sens jest kupować nową wersję, posiadając starą. Piszesz Folko, że na pewno nam się spodoba, jeśli podoba się poprzednia. Ale czy widzisz sens kupowania?
Zaryzykuję, że odpowiedź jest prosta. Jak masz Mr. Jacka i czasem w niego pograsz, to nie potrzebujesz wersji nowojorskiej. Jak bardzo dużo grasz w Mr. Jacka, kupiłeś dodatek i nadal Ci mało – kupuj wersję nowojorską.
Melee, Geko:
Zdecydowanie warto kupić nowa wersję posiadając/znając starą. Wbrew pozorom zmiany są bardzo istotne.
Wszystkim podzielającym powszechny pogląd, że w podstawowej grze trudniej jest grać Mr. Jackiem, polecam ten zbiór zwycięskich strategii dla niego: http://www.boardgamegeek.com/thread/424006/strategies-for-winning-as-jack
Mr. Jack’a kupiłem zanim na dobre pojawił się w polskich sklepach. Przez pierwszy miesiąc graliśmy w niego po 2-3 razy dziennie i doszliśmy do takiej wprawy, że niemal każda rozgrywka kończyła się gdy detektyw musiał wybierać pomiędzy dwoma zakrytymi postaciami (co teoretycznie daje oczywiście szanse 50/50). Jackiem wcale nie gra się dużo trudniej – iluzoryczna jest tylko możliwość ucieczki, to raczej element o który musi dbać detektywowi, aby nie popełnić błędu. W każdym razie nie uważam oryginalnego Jacka za niezbalansowanego.
Trochę dziwnie zabrzmiało moje zdanie, że na planszy jest więcej szczegołów w kontekście niemal pustej planszy Nowego Jorku na zdjęciu :) chodziło mi o to, że podczas gry dochodzi wiele ruchomych żetonów, które słabo się od siebie różnią. zdolności postaci też takie mniej intuicyjne. ale po kilku rozgrywkach, akurat z tym drugim elementem nie byłoby problemu.
co do balansu to się nie wypowiadam, bo tak samo fatalnie gram Kubą jak i Detektywem :)
Kmiernik, no właśnie. Jak graliście kilkadziesiąt razy, to można wtedy wysuwać teorie na temat balansu. Jak ktoś zagra 5 razy, w dodatku nastawiając się np. na ucieczkę, to potem ma zdanie, że gra jest niezbalansowana. W grach niesymetrycznych często wydaje się, że brak jest balansu, a tak nie jest. Trzeba tylko więcej pograć i inaczej podejść do rozgrywki.
Pamiętam jak graliśmy z żoną w WP: Konfontacja. Najpierw wydawało się, że biali mają dużo łatwiej. Potem okazało się, że pewne zmiany w taktyce powodują, że czarni nie mają wcale tak źle. A przecież wiele osób na początku uważało, że czarni mają łatwiej.
Nie grałem w klasycznego 50 razy… grałem około 30-tu. Faktem jest, że nie z tym samym partnerem, więc może wada balansu nie jest taka… ale różnicę czuć. Dla mnie w NY jest lepiej zbalansowany.
Czy kupić mając klasyka, na pewno jeśli grasz mało to zakup może nie mieć sensu, jeśli sporo to jak najbardziej ;-)
Opis zdjęć poprawiłem, dziękuję za zwrócenie uwagi.
No to popraw jeszcze „osiem dni” na „osiem godzin” i będzie super! ;)
Andy, przecież obie formy są poprawne ;-)
Poprawiłem dzień na godzinę… ciekawe, nie wiem dlaczego ale zawsze wydawało mi się że to 8 dni :o Ot głupota :-)
Folko: o ile akcja „jedynki” rzeczywiścia miała miejsce w ciągu 8 godzin, o tyle w nowym Jacku trzeba mówić o rundach, bo akcja dzieje się w miesiącu styczniu (raczej ciężko było by wybudować stacje metra, czy stworzyć park w ciągu kilku godzin:>)
Z innej beczki, ostatnio dzięki Pancho czytam sobie Prosto z Piekła… po takiej lekturze rozgrywka w pierwszego Jacka to całkiem inna zabawa… W.Gulla od razu chce się łapać ;-)
Tytuł recenzji powinien brzmieć: I’m an Englishman in new York… chyba, że się Sting obrazi. :)
Nie zgodzę się z Folko, ze gra jest wydana świetnie. W moim egzemplarzu rewersy kart alibi są w 6 przypadkach identyczne (mniej więcej równo nadrukowane), a w dwóch ramki są przesunięte na skutek nierównego nadruku w stosunku do nacięć kartonu, z którego się je wyjmuje. Być może gdyby były to normalne karty, a nie kartony do wypychania wydawca nie przepuściłby takiej niedoróbki. A jakość ma tu zasadnicze znaczenie, gdyż wszystkie karty powinny być z założenia nierozpoznawalne, a ja niestety wiem, jakie postaci kryją się pod dwiema. W takiej sytuacji przez niedbalstwo wydawcy gra staje się bublem i żeby miało sens dalsze granie muszę chyba okleić rewersy, by karty były nierozpoznawalne.
@BenObi1 przykro mi ale trafił Ci się faktycznie jakiś słaby egzemplarz :( Może zwróć się do wydawcy, może pomogą :(
W końcu udało mi się zagrać. Dopisałem swoją ocenę.
Folko: nie wiedziałem, że jest też książka – oglądałem za to film „From Hell” z Johnnym Deepem grającym detektywa Abberline :) Co ciekawe klimat filmu bardziej pasuje mi do mroczniejszego Mr Jack in NY niż do pierwowzoru :)
@yosz – jest komiks, potężna cegła z kilkudziesięcioma stronami przypisów. Mroczny, ciężkawy…
Folko: mówisz że Pancho ma? :)
No prawie… obecnie mam ja ;-)
Hej! chciałem oddać swojego Mr Jack in NY do domu dziecka. Niestety zgubiłem gdzieś polską instrukcję. Może Ktoś z Was dysponuje wersją elektroniczną/skanem czy coś…
Proszę o kontakt mailowy: lukaszniemyjski@gmail.com