Gra Wroniec wpadła w moje ręce zupełnie niespodziewanie. Odkąd Jacek Dukaj zadebiutował czytam – z ogromną przyjemnością – wszystko co napisał. Szukając informacji o najnowszej jego książce „Wroniec” trafiłem na konkurs, w którym jedną z nagród była gra planszowa. Tak udało się zdobyć egzemplarz.
Wygląd i zawartość
Gra zapakowana jest w pudełko rozmiarów „Puerto Rico”, nietypowo otwierane z krótszego boku (jak pudełko kart). Efektowne grafiki Jakuba Jabłońskiego wykonane w wysokiej jakości zachęcają do szybkiego otwarcia gry. W środku zaskakująco mała plansza (składana jedynie na pół) z torem złożonym z maluśkich pól – pionek Adasia jest wyraźnie większy. Gdy kilka pionków musi stanąć na jednym polu okazuje się to niemożliwe (być może w zamyśle autorów miało to podkreślić ówczesny deficyt mieszkaniowy…).
Większość pól ma specjalne oznaczenia. Mnóstwo negatywnych i kilka rodzajów zdarzeń korzystnych dla gracza. Zdarzenia opisane są na kartach, ale jest to opis wpływu na grę (np. strata kolejki, cofnięcie się o 3 pola itp.), który jest w znacznie bardziej czytelny sposób powtórzony w instrukcji. Zatem karty – grube i solidne, w kolorze przypominającym ówczesne legitymacje – pełnią li tylko rolę pomocniczą przy poznawaniu tamtych czasów. Prócz opisu związanego z zasadami, na kartach są notki historyczne. Notki te nie mają żadnego wpływu na rozgrywkę i w moich rozgrywkach karty po prostu leżały w pudełku.
Pionki graczy, żetony Taty oraz wieża Wrońca są wykonane z prasowanego drewna, oklejonego pięknymi grafikami. Cóż z tego, skoro pionki oklejono jednostronnie! W czasie gry często trzeba obracać pionki by się zorientować do kogo należą. A wystarczyło podstawki pokolorować! Okleina ma tendencję do rozwarstwiania się, co źle wróży trwałości gry, która w zamyśle twórców ma być intensywnie używana w szkołach przez raczej przypadkowych graczy. Pionki montowane są przez graczy w podstawkach na wcisk. Już teraz, po kilku zaledwie rozgrywkach, niektóre wypadają. Żetony zdobywane w czasie wędrówki są nadspodziewanie solidne, ale znów jednostronne. Zrozumiałe, że grafiki dwustronne podrażają produkcję, ale pianka z której te żetony wycięto mogła być zróżnicowana kolorystycznie.
Reasumując. Plansza ładna graficznie, ale za mała i niepraktyczna. Pionki trwałe i oryginalne, ale niepraktyczne. Żetony duże i czytelne, chociaż powinny być dwustronnie oznaczone.
Rozgrywka
Reguły są tak proste, że aż prostackie. Rzut kostką (w kilku przypadkach wymagana jest określona ilość oczek) i ruch. Zbieranie żetonów albo odczekiwanie kar. Pól specjalnych jest na torze większość, ale nigdzie w przepisach nie ma wyjaśnienia, czy wejście na takie pole w wyniku działania innego pola (np. karne cofnięcie o kilka pól) ma ponownie wymuszać działanie specjalne. Ot, taka mała niedoróbka. Na torze jest kilka pętli. Pole rozpoczynające pętlę ma zawsze specjalne właściwości. Jednak znów brak w przepisach wyjaśnienia, co robić, gdy po prostu to pole specjalne mijamy. W zasadzie można się domyślać, że idziemy krótszą trasą, jednak pola specjalne raz kierują nas skrótem, a raz okrężnie. Ot, kolejna mała niedoróbka.
Gra ma trzy fazy. Pierwsza – dojście do wieży Wrońca polega na uzbieraniu pożytecznych fantów. Ostatnia – dojście do mety, to opłacanie trasy tymi fantami. Brzmi ambitnie, ale przypominam, że jedyny nasz wpływ na grę, to rzut kostką! Zatem głównie turlamy, a potem coraz częściej w ostatniej fazie, karnie przeczekujemy stracone tury. Zwłaszcza końcówka potrafi rozbawić – bo złościć się nie ma czym – gdy musimy wyrzucić dokładną ilość oczek, by wejść na pole meta.
Faza środkowa to sedno zabawy (?). Krążymy wokół wieży Wrońca próbując zdobyć żeton Ameryka (można go także wymienić za wcześniej zebrane fanty), by wymienić go za żeton Taty. Gdy się to uda, czeka nas sprawdzian szczęścia, bo konsultant probabilistyczny (a był taki!) tak dobrał układ pól, by prawie na pewno tych kółek było kilka.
Reasumując. Na nic, ale to zupełnie, nie mamy jakiekolwiek wpływu. Turlanie, turlanie, turlanie. Z całą pewnością chociażby Chińczyk jest grą pełną emocji, głębokiej strategii i sprytnej taktyki.
Podsumowanie
Wroniec, to antygra. Jest mi szczególnie przykro. Uwielbiam prozę Dukaja. Teraz wiem, że będzie ona kojarzona także z grą-gniotem. Płacę podatki i po raz kolejny widzę, jak zostały wydane na rzecz po prostu niedobrą. Okres stanu wojennego to czas pełen emocji, a ta gra oferuje jedynie frustrację z powodu nieudanych rzutów kostką. Efektowna oprawa graficzna to jedyne co warto zapamiętać (dobrze, że chociaż żetony zapewne da się wykorzystać do innych gier).
Ogólna ocena
(1/5):
Złożoność gry
(1/5):
Oprawa wizualna
(3/5):
Podkradacie sobie metafory? :D
Zgadzam się z recenzentem. po zastanowieniu dam te same oceny. TO nie gra, ale materiał promocyjny nazywany grą. szkoda czasu nie tylko na granie ale i na oglądanie rekwizytów. Kiedy usłyszałem, że gra towarzyszy książce, naiwinie się ucieszyłem. Syn mojego kolegi (Adaś) dostał na gwiazdkę (prawdopodobnie od kogość z WL) więc oglądam. Rodzice chłopca udają zachwyt, inni goście również, bo przecież przy darczyńcy tak wypada… NIe mogłem się powstrzymać od komentarzy. Bo jak można wypuścić nawet jako gadżet takiego gniota!?
„… „Wrońca” z kraju przepędzimy
Bóg nam dopomoże!”
druga negatywna recenzja jednego dnia na GF, brawo! stop samym pozytywnym recenzjom ;)
„Uwielbiam prozę Dukaja. Teraz wiem, że będzie ona kojarzona także z grą-gniotem.”
To moim zdanie lekka przesada :D
Po pierwsze: gry planszowe to bardzo, bardzo niszowe hobby, więc gra nie będzie miała żadnego wpływu na ocenę twórczości Dukaja. Za pół roku o grze nikt nie będzie pamiętał, zresztą teraz znaleźć coś na jej temat graniczyło z cudem.
Po drugie: nawet graczom-hobbystom ciężko jest dotrzeć do tego tytułu, a co dopiero reszcie. Nawet gdy nie-gracz dotrze do tej gry, to przecież nie będzie miał pojęcia, że istnieją lepsze gry niż „poturlaj i do przodu”, więc specjalnie rozczarowany nie będzie.
@Lunacy
:) a wiesz jak ja się czułem, gdym poczytał metaforę z Colonii? :)
@redy
zgoda, przesadziłem… może powinienem był napisać, że mi tylko będzie się ten gniot źle kojarzył…
nie od razu Kraków zbudowano… Może po jednej czy drugiej wtopie komuś w końcu przyjdzie refleksja, żeby zrobić jakąś lepszą mechanikę pod dobry temat. Nie skreślałbym w czambuł kolejnych podobnych projektów. W końcu po wyczerpaniu formuły chińczyków i monopoly ktoś w końcu sięgnie po lepsze mechaniki. Gry – promosy czy gry edukacyjne widać przechodzą tą samą ewolucję, co świadomość graczy: musi dojrzeć. A że początek drogi to turlanki w duchu powyższego, na to się nic nie poradzi
Przyjdzie refleksja, albo nie przyjdzie. Czy poza cichym narzekaniem geeków faktycznie gra zostanie określona klęską?
Zrobiono „Zaczęło się w Polsce”, odtrąbiono sukces, pogratulowano sobie i wypłacono premie. Zrobiono „Wrońca”, ścieżka będzie podobna. Gra trafi do szkół, nadwyżka do składziku, a pomysłodawcy już dawno będą w innych resortach, kiedy ktoś otwarcie przyzna, że to było nudne i sto lat za Murzynami.
Dopóki świadomość nowoczesnych gier jest niewielka, nie ma potrzeby starać się, wyciągać wnioski, ani podążać za rynkiem.
Zakładam, że na jakość z pewnością będziemy mogli liczyć, kiedy Polacy będą tyle grali w planszówki, co np. Niemcy. Ale nie, że po dwóch mało porywających tytułach wyewoluuje trzeci na miarę dobrej eurogry.
Nie sądzę by była jakakolwiek szansa na to by tworzone przez ,,państwo” gry miały kiedykolwiek jakikolwiek poziom.
Zapytajcie siebie, dlaczego gry są coraz lepsze to będziecie wiedzieli jakich przesłanek nie spełniają takie gry i dlaczego zawsze będą gniotami.
Z drugiej strony. Hasbro robi gnioty i jest najbogatszym wydawcą gier na świecie.
Przypomina mi to ten stary kawał o różnicy między kapitalizmem a komunizmem.
Kapitalizm to wyzysk człowieka przez człowieka a Komunizm odwrotnie.
Mimo wszystko to wspaniale, że nisza gier ,,inteligentnych” potrafi przyciągać tysiące ludzi na całym świecie.
To pewnie dlatego że ,,Pan Bóg nie grał ze wszechświatem w kości”. ;)
To przy okazji odpowiedź na pytanie, kiedy rozegrano pierwszą eurogrę? ;)
@Dominusmaris – Twoje komentarze mnie rozbrajają ;)
Odpis z IPN:
„Z przykrością informuję, że Instytut Pamięci Narodowej nie posiada już gry „Wroniec”. Gra była wydana w niewielkim nakładzie, jedynie do celów akcji społeczno-edukacyjnej.”
Zatem wpływ pomijalny… bo pewnie i nie o to chodziło…