Ilu z nas w tej przedwiosennej plusze nie marzy o wyjeździe do ciepłych krajów, do luksusowego hotelu, do pięknych krajobrazów i ciepłego morza? No ja nie, ale wielu zapewne tak :) Gra „Hotel Samoa” przenosi nas na tę piękną tytułową wyspę, ale nie w roli turystów, lecz właścicieli hotelików konkurujących o miano popularnych miejsc wypoczynku i przede wszystkim miejsc, w których skutecznie opróżnia się kieszenie tych, co na pytanie początkowe odpowiedzieli odwrotnie niż ja.
Gra jest stricte ekonomiczna…
…i wygrywa ten z domorosłych Hiltonów, który na koniec gry będzie mógł się pochwalić największą gotówką. Gotówka pochodzi z portfeli turystów i, aby wygrać, musi płynąć ku nam wartkim strumieniem. Doświadczyłam tego boleśnie ani razu nie wygrywając konkurencji. A jednak mi się podobało!
Cel jest więc jasny, środki do niego prowadzące proste: początkowy hotelik dobrze by było trochę rozbudować, unowocześnić, ale bez przesady z wydatkami, aby zdążyły się zwrócić, najlepiej z dużą z nawiązką. Następnie ustalić przystępne ceny, aby zachęcić turystów do kwaterunku właśnie w naszym przybytku, a potem… pozbyć się ich jak najszybciej, aby zwolnić pokoje pod nowych właścicieli pękatych portfeli. A jak się pozbyć? Obniżając poziom usług – obsługa sama wypoczywać też musi, a na urlop może przecież pójść cała na raz ;)
Tak więc gra przypomina nieco symulacje typu „zbuduj własny kurort”…
… bądź „bądź Rockefellerem kolei!”.
Osnowa fabularna tej typowo lekkiej, rodzinnej gry jest też całkiem zatem sympatyczna i nieźle przenosi się na mechanikę. Rozgrywka toczy się przez 12 rund (miesięcy?). W każdej z nich na wyspę przylatują turyści jednej z czterech narodowości (Niemcy, Japończycy, Norwegowie, Brytyjczycy). Reszta świata nie wie widocznie, gdzie leży Samoa. Na początku każdej rundy poznajemy dostępne udogodnienia, w które możemy zainwestować. Może to być dodatkowy pokój (a zaczynamy z sześcioma), przemiana pokoju w apartament, lub budowa basenu, żeby turyści mieli do czego sikać. Poznajemy też profil grupy, która nawiedza wyspę. Mogą wśród nich być bogacze płacący słone napiwki, pływacy zostawiający dodatkowy szmalik jeśli damy im możliwość realizacji swego hobby, zakochani łączący się w pary na potęgę nawet międzynarodowo, a nawet gwiazdy filmowe, za których sąsiedztwo inni turyści są gotowi zapłacić podwójnie! Turystów zwykłych turystów jest najmniej i stanowią zazwyczaj niechciany margines, który często prosto z lotniska wraca do kraju heh. Marketing is brutal.
Wiedząc już co jest do zdobycia w danej rundzie gracze wykładają zakryte karty ofert. Na karcie widnieją dwie wartości, jedna określa, ile jesteśmy gotowi zapłacić za udogodnienie, druga to opłata za pokój, jaką oferujemy w naszym hotelu. Teraz równocześnie odkrywamy karty i przystępujemy do wyścigu o kasę.
Wpierw gracz, który postawił najwięcej na rozbudowę może za zadeklarowaną sumę wybrać jedno z udogodnień. Następnie kolejni gracze z coraz mniejszymi ofertami mogą to uczynić, dopóki jest co budować. Gracz nie ma obowiązku inwestowania, tak więc nawet z niską ofertą możemy się czegoś doczekać. Podobnie jest z drugim elementem – przyciąganiem turystów. Lecz tu kwaterunek rozpoczyna gracz z najniższą ofertą. Wiadomo, ludzie pchają się tam, gdzie najtaniej. Gracz kwateruje tylu turystów, ile chce i ilu może. Generalnie na wyspę przyjeżdżają sami single i trzeba ich rozlokowywać w pokojach pojedynczo. Wyjątkiem są zakochani. Ponownie, w kolejności narastających ofert gracze mogą dokonać kwaterunku.
I Tu następuje clue całej idei gry:
Wartości na kartach są albo obie wysokie, albo obie niskie. Tak więc, trudno w jednej rundzie zarówno załapać się na dobre udogodnienie jak i na tłum spoconych turystów. Po drugie, jeśli kartę do czegokowiek wykorzystamy to ją tracimy. Po trzecie, nie sztuką jest zwabić wielu turystów niską ceną, sztuką jest zwabić najlepszych i za opłacalną cenę. A jak to zrobić, by równoczesnie zapewnić sobie dostęp do turystów (niską ceną) i zarobić (wyższą) to właśnie największa zabawa.
Hotel Samoa to naprawdę sympatyczna gierka,…
… w której trzeba odgadnąć zamysły przeciwników, aby zrealizować swoje pięciogwiazdkowe zapędy. Zarządzanie kartami, pokojami, wyczucie, kiedy odpuścić, którą kartę oszczędzić i kiedy wysłać obsługę na urlop, aby przewietrzyć pokoje i zyskać miejsca pod nowych rezydentów… Ogólnie zasady licytacji ładnie się wpasowują w tematykę, za wyjątkiem dość istotnego faktu, że turyści płacą jednorazowo za cały pobyt bez względu na jego długość (a zostają do rundy, w której przybywa kolejna grupa turystów z tego samego kraju). Tak więc, w interesie właścicieli jest zameldowanie delikwenta i jak najszybsze jego wypędzenie, aby zwolnić tak cenne miejsce.
Oczywiście, są też wady. Jak nie ma, jak są.
Pierwsza to pieniądze. Monet jest niewiele i szybko, nawet w grze na trzech, brakuje mniejszych nominałów, zaczyna się wymienianie, rozmienianie, szukanie itp. Zlewające się kolory i wielkości niektórych monet nie pomagają. Poza tym, nasz stan finansów jest ponoć tajny, ale jak to zrobić, skoro nie ma żadnych zasłonek, a monety są dwustronne? <myśli> Druga wada – bardziej abstrakcyjna – trudno, nawet po kilku grach, rozgryźć, co tak naprawdę decyduje o wygranej. Zwycięzca zazwyczaj jest zaskoczony faktem bycia zwycięzcą i nie potrafi wskazać momentu przełomowego, a konkurenci jakichś konkretnych błędów. Trudno więc mówić o jakiejś strategii, dalekosiężnym planowaniu, czy chociażby prostym wyciągnięciu wniosków na przyszłą grę. Ale być może tak właśnie wygląda przemysł turystyczny? Nie wiem…
Stare dobre podsumowanie
Nie oszukujmy się, po Hotel Samoa geek raczej sięgać nie będzie, chyba, że przyjedzie akurat niegrająca rodzinka i to nie po ostatnich feriach spędzonych w Egipcie… Dla rodzin, dla relaksu, z braku laku i dla dobrej zabawy – Hotel Samoa jest idealną propozycją. Propozycją dla 3-6 graczy, gdzie im więcej tym niby weselej. Jeśli jednak chcemy mieć możliwość choćby namiastki świadomego planowania – wskazana jest mniejsza liczba przeciwników. W moim odczuciu liczba graczy nie powinna przekraczać sztuk 4. Losowość jest bowiem głównie generowana przez decyzje współgraczy, choć obserwacja iloma miejscami i jakimi udogodnieniami dysponują znacznie ułatwia sprawę w każdej obsadzie.
Zaskoczyła mnie doza frajdy, jaką zabawa w hotel mi dała. Zaskoczyło mnie piękne wykonanie i mimo wszystko decyzyjność „tu i teraz”, gdzie trzeba pomyśleć sensownie nad wykorzystaniem pokojów, nad opłacalnością inwestycji i w końcu nad realną ceną za to wszystko. Dla domorosłych (czyli ostrożnych, powściągliwych i kredo papierowych) biznesmenów – w sam raz :) A to między innymi ja!
Dla programu Gejms Fanatik z pokładu prywatnego helikoptera mówiła Paris Hilton…
Konkurs nie-smsowy: z jakimi dwoma imionami powinna się skojarzyć ta recenzja? Ewentualnie, z trzema… No, czterema też może być. Pięcioma?
PLUSY:
– zaskakująco przyjemne wykonanie
– na 3-4 osoby lekka, a jaka ciekawa
MINUSY:
– na 5-6 graczy zbyt chaotyczna
– cała ta sprawa z tajnie jawnymi niewystarczającymi monetami
Autor: Kristian Roald Amundsen Østby
Czas: ok. 1h
3-6 graczy
Gdzieś wśród nich są enerdowscy pływacy…
Folko (3+/5) – Hotel Samoa z jednej strony zaskoczył mnie pozytywnie, z drugiej… o tym dalej. Zaskoczył mnie sposobem oddania tematu, bardzo przyjemnym i klimatycznym. Zaskoczył zabawą jaką oferuje. Zaskoczył samą grą, która nie jest zła, albo inaczej, jest dużo lepsza niż oczekiwałem. A co z drugiej strony? Zagrałem raz, zagrałem drugi i… to tyle. Raczej nie mam ochoty na kolejne partie. Rozgrywka wydaje mi się trochę za bardzo powtarzalna (mimo kilku elementów, które zmieniają każdą kolejną), a sama gra nie chwyciła mnie za serce. Mimo to wydaje mi się, że może się spodobać, bo to dobra gra. I to tylko „dobra” to jej wada…
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
Czytajac te recenzje zaraz mi sie przypomniala gra z 1986 roku, w ktora kiedys sporo gralam: http://www.boardgamegeek.com/boardgame/1502/hotels
Tez bylo budowanie hoteli (3D) i zbijanie kasy na klientach a banknotow bylo az nadto ;-). Ech te wspomnienia…
z opisu For Sale na poziomie wyższym o max pół levela :) za to trwające dwa razy dłużej…
jak będę miał okazję to spróbuję…