Mnemotechnika to słowo wywodzące się od greckiego mneme czyli pamięć. Jest to zespół sposobów ułatwiających zapamiętywanie czegoś na zasadzie skojarzeń. Za prekursora tej techniki uważa się Symonidesa z Keos, żyjącego w VI w. p.n.e., choć według mitologii boginią pamięci była Mnemosyne, córka Gai i Uranosa. We współczesnym świecie było wielu mnemonistów m.in. Salomon Szereszewski, który miał fenomenalną pamięć. Co wspólnego ma mnemonika z grą dla dzieci „Pluszaki rozrabiaki – opowieści z podróży”, wydaną przez wydawnictwo Egmont? Czy nasze dzieci mają szansę stać się dzięki tej grze mnemonistami?
„Pluszaki rozrabiaki – opowieści z podróży” to gra dla dzieci od czwartego roku życia. Została ona zaprojektowana przez Reinera Knizia, a jej oryginalny tytuł to „Der kleine Sprechdachs”. Polska wersja tej gry oparta jest na marce własnej Egmontu i nawiązuje do serii „Pluszaki Rozrabiaki”, która uzyskała główną nagrodę w IX edycji konkursu (2011 r.) „Świat Przyjazny Dziecku”, w kategorii „Pisma dla dzieci”.
Pluszakowo.
Na początku muszę zaznaczyć, że w pudełku nie znajdziecie pluszowych zabawek. Nie ma też biletów na wymarzoną wyprawę do Peru czy Tybetu, ani pamiątek po znanych podróżnikach. Jest tylko kilka elementów niezbędnych do gry. Zwykła kostka, 5 dwustronnych plansz, 40 kartoników z obrazkami i jedna, niepowtarzalna kotka Zdrapka. Wszystkie tekturowe elementy pozytywnie przeszły przez serię testów na wytrzymałość (rzucanie, wyginanie, próby gryzienia, ślinienia, używanie do celów innych niż granie, itp.). Są naprawdę solidnie wykonane. Plansze do gry podzielone są na dwie części, na każdej z nich widnieje jakaś scenka z życia Pluszaków Rozrabiaków czyli: Kolca (jeż), Pusi (owca), Tulka (miś), Łatka (pies) i Zdrapki (kot). Na jedną planszę przypadają więc cztery różne obrazki. Nie są to jakieś nudne wydarzenia z życia Pluszaków, ale momenty beztroskiej zabawy w czasie wolnym od obowiązków. Są to podróże do miejsc bliskich i dalekich, podróże w różnych porach roku. Pluszaki spotykamy więc w wesołym miasteczku, nad stawem, na łące, na boisku, w mieście i w egzotycznych krajach. Tych miejsc jest tyle ile wszystkich obrazków czyli 20. Pomyślcie tylko ile ciekawych rzeczy można tam robić. Przygoda goni przygodę. To się dzieciom podoba. Samo oglądanie tych wszystkich scenek i opowiadanie co się na nich znajduje wywołuje błysk w oku i wypieki na twarzy – to zauważyłam u (prawie) pięciolatków. Nawet ponad dwuletnie dzieci, z dobrze rozwiniętym słownictwem, potrafią patrzeć i nazywać różne przedmioty, albo ciągle pytać „co to jest być?” (tak formułuje pytanie moja pociecha). Kolejnym elementem o ogromnej wartości są kartoniki z obrazkami.
Są gry, w których narzeka się na ich niewielką ilość, ale nie w tym przypadku. Czterdzieści rysunków, na których są Pluszaki, różne przedmioty znane z życia codziennego i zwierzęta, naprawdę daje sporo możliwości. W żadnej z rozegranych partii niczego nam nie brakowało i każdy obrazek pasował do całości. Wykorzystując choćby te elementy, można zadawać maluchom, tym ciut większym, bardziej złożone pytania np. o zastosowanie danego przedmiotu, a mniejsze dzieci wystarczy pytać „co to jest”. Myślę, że to dobry sposób na zapoznawanie się z elementami gry. Mamy też do dyspozycji sympatyczną kotkę Zdrapkę, która pełni ważną rolę.
Mistrzyni gry – kotka Zdrapka.
Każdy kot chodzi własnymi ścieżkami, stąd Zdrapka wyruszyła w podróż, by szukać ciekawych przygód, o których będzie można opowiadać przyjaciołom. Jednak jak zapamiętać te wszystkie wydarzenia, spotkane osoby, ciekawe przedmioty? No właśnie. Ta rola spada na graczy, a kto ma najlepszą pamięć ten wygrywa. Na pierwszy rzut oka gra ta wygląda jak klasyczne memory. Nie lubię tego typu gier, bo z dzieciakami zawsze przegrywam. Kiedyś miałam nawet podejrzenie, że elementy gry są znaczone! Podeszłam więc do „Pluszaków…” jak do jeża, a może jak do jeżozwierza, bo również grafika mi nie przypadła do gustu. Jak się okazało gra nie została stworzona dla mnie, ale dla dzieci, a one są zachwycone. Przyzwyczaiłam się, ale zachwalać będę merytorykę. Zacznę od początku czyli rozłożenia planszy. Jest to bardzo elastyczny moment gry. Ilość plansz ze scenkami rodzice dopasowują według uznania, podobnie jest z kartonikami. Większe ilości używa się: gdy jest więcej uczestników (do 5 graczy), gdy możemy poświęcić dużo czasu na grę lub gdy dzieci świetnie radzą sobie z zapamiętywaniem. Na początku zaczynałam zwykle od 3 plansz i 18 kartoników – wystarczająca ilość na rozgrzewkę. Kartoniki dobiera się losowo ze stosu. Wyciągnięty kartonik dopasowuje się do dowolnie wybranej scenki, przy której nie ma jeszcze zakrytego kartonika. Zanim jednak gracz położy kartonik (obrazkiem do dołu) musi go wszystkim pokazać i opowiedzieć jakąś historię spajającą przedmiot z wybraną scenką. Proste. Trudność zaczyna się gdy trzeba sobie przypomnieć co na danym kartoniku było. Zatrudniamy w tym miejscu kotkę Zdrapkę i kostkę. Ile oczek wypadnie to o tyle scenek przesuwa się kotka. Gdy Zdrapka znajdzie się na odpowiednim polu, wtedy trzeba sobie przypomnieć jaki kartonik leży przy scence. Pamiętasz? Super. Nie? To masz jeszcze jedną szansę, dzięki przypomnieniu sobie spajającej historyjki. Pamiętasz? Super. Bierzesz kartonik do swojej kolekcji. Nie? To przynajmniej na chwilę odsłaniasz kartonik, by sobie utrwalić jego zawartość. Miejsce zebranego kartonika zapełnia się nowym, również stosując opowiadanie historii. I tak dalej, do wyczerpania stosu i do momentu, w którym kocica nie stanie na scence, przy której nie ma już zakrytego kartonika.
W klasycznej wersji gier typu memory pozycje elementów są stałe i gracze sami decydują o tym, które elementy odkrywają. W „Pluszaki…” nie ma typowych par, łączenie elementów opiera się na wymyślonej historyjce. Tylko w pierwszej rundzie sami wybieramy scenkę, którą łączymy z kartonikiem. Potem wybiera dla nas, za pośrednictwem kostki, mistrzyni gry – Zdrapka. Przez ten element losowy gra staje się dynamiczna i trudniejsza. W miejsce zebranego kartonika pojawia się nowy, z nową historią przy tej samej scence. Oj, może się pomieszać. Z tego względu najtrudniejsza jest gra wykorzystująca wszystkie kartoniki, szczególnie przy mniejszej ilości plansz ze scenkami. Gra się nie nudzi, nie jest powtarzalna, bo ilość kombinacji łączenia ze sobą elementów jest bardzo duża, zaś ilość możliwych opowieści nie da się obliczyć.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy.
Reguły w grze „Pluszaki rozrabiaki – opowieści z podróży” są bardzo proste, ale w tej prostocie siła. W świetny sposób, od najmłodszych lat, gra uczy dzieci techniki zapamiętywania. Opowiadając historie jest duża szansa na to, by były to opowieści śmieszne, absurdalne, żywe i intensywne. Do tego słowa łączące się z rysunkiem, różnego typu skojarzenia i wręcz wizualizacje. Wszystko to wpływa na skuteczne zapamiętywanie. Ta gra troszeczkę kojarzy mi się z techniką „rzymskiego pokoju” – scenki to „haki”, na których zawiesza się dany przedmiot i przy dobrej asocjacji odtworzenie informacji nie sprawia kłopotu. „Pluszaki…” stymulują kreatywne myślenie, uczą formułowania myśli i ich wypowiadania. Dzieci często utożsamiają się z bajkowymi bohaterami a odpowiednie wykorzystanie takich postaci pozwala na rozwiązanie niejednego problemu. Taką możliwość stwarza również ta gra. Rola mistrza opowieści spada wtedy na rodzica, który w trakcie gry musi stworzyć krótką, treściwą i adekwatną historyjkę. W życiu często bywa tak, że mądry Pluszak po szkodzie, a w zaistniałej sytuacji trzeba też pewne wydarzenia wyjaśnić, zwerbalizować. Pluszaki Rozrabiaki na pewno w tym pomogą.
Ta gra potrafi podbić serca dzieciaków i rodziców, nie tylko poprzez dobrą zabawę, ale i naukę z tej gry płynącą. Oby więcej tak mądrych gier dla dzieci.
Sprintem po ocenach:
draco (4/5) – Knizia się skończył, bo zaczął chałturzyć masowo gry dla dzieci? Niekoniecznie. Wymyślenie gry, która łączy w sobie element pamięciowy z opowiadanie historii jest genialny w swojej prostocie i dotychczas był niewykorzystany. Moja córka (prawie 5 lat) wspaniale bawi się przy tej grze. Uznała nawet, że jest jej ulubioną i zabierze na wakacje do dziadków. Cieszy mnie to, bo gra uczy prawidłowego budowania logicznych zdań. Gra ma małe wady – 10 obrazków dość łatwo zapamiętać, więc trudno stracić punkty. Nie da się grać na poważnie jak w Re re kum kum, służy raczej do zabawy. Obawiam się o powtarzalność. Wszystkich kombinacji jest 800, ale jak długo można „mielić” te same 40 obrazków?
Ogólna ocena
(5/5):
Złożoność gry
(1/5):
Oprawa wizualna
(4/5):