W 1978 r., w świecie automatów do gier, wielki sukces odniosły strzelanki typu „Space Invaders”. W tym samym roku, Toru Iwatani z firmy Namco zaczął myśleć nad stworzeniem innego rodzaju gry. Zależało mu by jego gra nie skupiała się na przemocy i konfliktach, dzięki czemu mogłaby się cieszyć zainteresowaniem zarówno kobiet, jaki i mężczyzn. Inspiracją stała się bajka o stworzeniu, które chroniło dzieci przed potworami zjadając je. Iwatani oparł się na dwóch kluczowych japońskich słowach: taberu – jeść i kuchi – usta. To ostatnie słowo, o kształcie przypominającym kwadrat jest prototypem głównego bohatera gry. Później zaokrąglono jego kształt i zaczął przypominać pizzę bez jednej cząstki. Takie były początki znanej do dziś na całym świecie gry Pac-Man, wydanej w 1980 r. Dwa lata później, pojawiła się wersja… planszowa.
Pac-Man to gra planszowa dla dzieci w wieku 7 – 14 lat, przeznaczona dla 2 – 4 graczy. Jest jedną z pierwszych gier wideo przeniesionych na planszę, w tym samym roku pojawiło się jeszcze 9 takich gier, w latach wcześniejszych tylko dwie. Nawet mogę pokusić się o stwierdzenie, że adaptacje z początku lat 80-tych stały się podwaliną dla współczesnych gier, choćby Sid Meier’s Civilization.
Wakacyjne porządki.
Grę można zdobyć w drugim obiegu np. na niemieckich Flohmarktach, odkryć po latach na strychu, w piwnicy bądź w garażu. Moja niemieckojęzyczna wersja już się pokryła grubą warstwą kurzu i szukając miejsca na inne (bardziej wartościowe) zabawki mojego dziecka, wpadła w moje ręce. Zakręciła się łezka w oku na wspomnienie zabaw z czasów dzieciństwa, na wspomnienie mojego Atari 65XE zaopatrzonego w magnetofon z trybem turbo do wgrywania gier z kaset. Przypomniały mi się godziny spędzone na zjadaniu kropek i ucieczki przed duchami. Szał na punkcie Pac-Man’a. Te same sentymenty spowodowały, że za kilkadziesiąt centów nabyłam kiedyś wersję planszową. Jeśli spodziewacie się dostać elementy takie same jak w wersji elektronicznej, to Was rozczaruję. W pudełku znajdują się: plansza, 4 różnokolorowe Pac-Man’y i pojemniczki na kule, 2 duszki, 2 zwykłe kostki, oraz 60 szklanych kul – 56 białych i 4 żółte. Po tych prawie trzydziestu latach jakość naprawdę jest zadowalająca: plastik się nie sypie, plansza nosi ślady użytkowania tylko na zgięciu, szklane kule są lepiej wykonane niż w mojej wersji Pentago Solid Birch Edition. Wszystko jest duże, dzięki czemu wzrok się nie psuje. Gra działa w trybie multiplayer, stąd na planszy znajdują się 4 pola startowe dla Pac-Man’ów. Prócz tego, w centrum planszy jest pole startowe dla duszków, trasy po których poruszając się bohaterowie i 4 wejścia/wyjścia z planszy. Na trasach oznaczonych kropkami znajduje się 60 otworów, w których umieszcza się kule białe i żółte. Te ostatnie mają specjalnie dla siebie oznaczone miejsca i pełnią bardzo ważną rolę w grze – pozwalają na przesunięcie duszka na jego pole startowe, a po zużyciu z powrotem wracają na planszę. Duszki są dwa, w dodatku ja posiadam tylko niebieskie. Jak pamiętacie, w oryginalnej wersji gry są 4 duchy: Blinky – czerwony, Clyde – pomarańczowy, Inky – jasno-niebieski, Pinky – różowy. Duszki te zmieniały kolor na niebieski, gdy Pac-Man zjadał energetyzującą kropkę. Widocznie dla mojej wersji planszowej zakodowano wyłącznie tryb easy. Pomysł na Pac-Man’a z plastiku jest genialny, tak samo jak sposób pochłaniania kulek i ich usuwania. Głowa zaopatrzona jest w ruchomy element przypominający szczękę i otwór – jamę gębową, przez którą wciska się kulkę. Z drugiej strony głowy jest znacznie większy otwór, służący do przesypywania kul do pojemniczków. Cały cykl przypomina mi nieco proces trawienia, od początku do końca :D. Jak to wszystko funkcjonuje można oglądnąć na filmikach dostępnych w serwisie BGG.
Uczta.
Celem gry jest zdobycie jak największej ilości białych kulek. Odbywa się to na dwa sposoby: poprzez zjadanie kulek znajdujących się na trasie wędrówki Pac-Man’a, oraz poprzez odbieranie kulek przeciwnikowi. Ten drugi sposób związany jest z zasadami poruszania figur w grze:
– ani Pac-Man’a, ani ducha nie można przeskoczyć;
– jeśli nasz Pac-Man znajdzie się na polu zajętym przez ducha i w dodatku gdy posiadamy żółtą kulę, wtedy duch wraca na swoje pole startowe, a przeciwnik oddaje nam 2 swoje białe kule;
– jeśli duch, którym poruszamy znajdzie się na polu zajętym przez innego Pac-Man’a, wtedy ów Pac-Man wraca na swoje pole startowe i otrzymujemy od właściciela 2 białe kule.
Wszystkimi ruchami zarządzają 2 kostki. Gracz w swojej turze, po rzucie kostkami, przesuwa swojego Pac-Man’a i dowolnego ducha. Wyrzucona liczba oczek wskazuje o ile pól (a dokładniej szklanych kul) należy przesunąć obie figury. Przypisanie figury do kostki jest dowolne – jest to pierwszy czynnik ograniczający losowość. Drugim jest możliwość wyboru różnych tras, włącznie z wykorzystaniem wejść/wyjść znajdujących się na brzegu planszy. W wersji elektronicznej były tylko 2 takie miejsca, w wersji planszowej dostajemy aż 4, co dodatkowo daje możliwość wyboru 3 różnych kierunków. Jeśli nie możemy wykonać legalnego ruchu, to tracimy kolejkę. Po zakończeniu tury gracz przesypuje zdobyte kule do pojemniczka. W przypadku gry 2-osobowej różnice w wyniku końcowym potrafią być znaczne, wersja 3- i 4-osobowa daje bardziej wyrównane wyniki. Jednak rekordu z wersji elektronicznej, wynoszącego 3,333,360 punktów, i tak nie pobijemy.
Das spannende Kugelfresser-Spiel?
„Interesująca gra o pochłanianiu kulek” – tak brzmi hasło reklamowe z pudełka. Jak się to przekłada na rzeczywistość? Jest tu trochę strategii, są możliwości kontrolowania losowości, jest sporo śmiechu. Klimat na pewno jest inny niż w wersji elektronicznej, może nawet lepszy ze względu na ciekawy pomysł z mechanizmem pochłaniania kulek i wersję dla kilku graczy. Choć z drugiej strony brakuje tu przede wszystkim osobowości 4 duszków (każdy inaczej się zachowuje), różnych bonusów, napięcia związanego z szybkością atakujących duszków. Gra planszowa jest bardzo łatwa, szczególnie w wersji 2-osobowej. Poziom trudności trochę wzrasta w większym gronie. Dorosłym do szczęscia wystarczy tylko jedna partia – dla rozrywki. Z dziećmi próbowałam grać częściej, stosując metodę: jedną ręką gram, a drugą np. piszę recenzję. Okazało się, że pochłanianie kulek wymaga wprawy i koncentracji, bo mają tendencję do uciekania sprzed jamy gębowej Pac-Man’a. Musiałam więc z jakiejś czynności zrezygnować i zgadnijcie co wybrałam. Oczywiście, że wszystko byleby więcej nie grać. Bezdyskusyjnie jest to gra dla dzieci i właściwie tylko dla nich. Tak jak ja w dzieciństwie, tak i one zachwyciły się Pac-Man’em, każdym szczegółem. Na początku lat 80-tych, w okresie Pac-Mani gra faktycznie była interesująca dla wszystkich odbiorców. W dodatku przeniesienie wersji elektronicznej na planszę było nowością i na pewno przyciągało jak magnes. Na szczęście obecne czasy oferują nam znacznie ciekawsze formy spędzania wolnego czasu niż dokarmianie wygłodniałych Pac-Man’ów i ciągłe gonitwy po planszy. Wspomnieć jednak warto.
P.S. Po namyśle, gra w domu zostanie, dopóki dzieci się nią nie znudzą.
Chce kupić tę gre