Ślady obecności klaunów w życiu społecznym odnaleziono około 2400 r. p.n.e., w czasach panowania V Dynastii w starożytnym Egipcie. Około 4000 lat temu, klauni zostali wprowadzenie na dwór chiński i zwyczaj ten kontynuowany był przez następnych władców. Jednym z najsłynniejszych starożytnych klaunów był YuSze, który dzięki swojemu żartowi, ocalił życie tysięcy chińczyków zatrudnionych przy budowie Wielkiego Muru Chińskiego. Obecnie klauni nie mają już tak wielkiego znaczenia społecznego i psychologicznego jak w starożytności, nie mówią w trakcie występu, co najwyżej wydają dźwięki odzwierciedlające nastrój, a mimika odgrywa bardzo ważną rolę. Ich zadaniem jest rozśmieszanie publiczności. Dziś opowiem Wam o niezwykłej szkole klaunów „Grimassimix”.
„Grimassimix” to gra wydana w 2009 r. przez austriackie wydawnictwo Piatnik, na naszym rynku jest dostępna całkowicie spolszczona wersja. Jest to gra przeznaczona dla 2-4 graczy, w wieku od 4 lat. Gra ma aż czterech autorów i wszyscy są specjalistami w dziedzinie… logopedii. W grach dla dzieci uwielbiam fakt, że w większości przypadków uczą je czegoś. Jednak nigdy nie spotkałam się z grą planszową: ciekawą, dobrze wykonaną, pełną humoru i w dodatku sięgającą do zagadnień, które są bardzo ważne w rozwoju młodego człowieka. W Grimassimix ćwiczy się mięśnie twarzy, warg, języka, których sprawność jest ważna m.in. dla prawidłowej wymowy.
Szkoła klaunów od środka.
W pudełku otrzymujemy: planszę, lusterko, 30 kartoników (w 6 kolorach) przedstawiających buzie dzieci strojących różne miny, 55 odpowiadających im kart (po dwie na minę, oprócz kart z obramowaniem czerwonym), 4 kolorowe drewniane znaczniki, instrukcję do gry. Elementy wykonane są na bardzo wysokim poziomie, są trwałe, estetyczne, wyraźne i przyciągają uwagę dzieci. Mam zastrzeżenie tylko do wykonania lusterka. Przypomina ono kawałek blachy, a uzyskane odbicie jest bardzo niewyraźne. Dziwię się temu wykonaniu, bo nawet dla niemowląt robi się bezpieczne lusterka o bardzo dobrej jakości. Lusterko ma tu dość duże znaczenie. Młodsze dzieci nie do końca zdają sobie sprawę z ruchów swojej twarzy, starsze i najstarsze (ja) też czasem potrzebują zerknąć i zapytać „lustereczko powiedz przecie, kto jest najśmieszniejszy w świecie?”. Kolejnym elementem jest trzyczęściowa plansza, przedstawiająca dom z 15 oknami. Na każdym oknie umieszcza się kartonik z buzią dziecka. Przykładowo: twarz ze zmarszczonym nosem i zamkniętymi ustami, lub twarz z zaciśniętymi zębami i rozchylonymi ustami w szerokim uśmiechu, itd. Dokładne omówienie poszczególnych min znajduje się w informacjach dodatkowych, dołączonych do instrukcji. Wszystkich min jest 30, do wykonania są i trudne, i łatwe, śmieszne i zwykłe.
Z tej puli intuicyjnie odrzuciłam dwie (czyli kartoniki i odpowiadające im karty), w których dzieci robią zeza. Konsultacja z okulistą utwierdziła mnie w decyzji. Robienie zeza jest niebezpieczne dla wzroku – zaburza się równowagę obuoczną. Nawet przy niewielkim zezowaniu, w celu korekty, zakleja się dziecku oczko. Rozumiem, że klauni robią zeza i jest to śmieszne, ale w tym przypadku nieodpowiedzialne.
Szkoła klaunów w praktyce.
Jak już się pewnie domyślacie, w grze dzieci stroją miny. Rozgrywka polega na tym, że dzieci kolejno ciągną ze stosu karty z minami, które odpowiadają piętnastu kartonikom rozłożonym na planszy. Wybór min jest dowolny. Dla wprawnych graczy wystarczy losowe ich rozmieszczenie, jednak jeśli ma być ta gra stosowana w celach terapeutycznych, to trzeba wcześniej wybrać odpowiedni zestaw min i kart. Niestety przygotowanie gry jest pod tym względem czasochłonne. Dziecko, które pociągnęło kartę, nie pokazuje jej pozostałym uczestnikom. Przy pomocy lusterka, bądź całkowicie samodzielnie odtwarza minę z karty. Pozostałe dzieci muszą znaleźć w którymś oknie domu jej odpowiednik. Dziecko, które jako pierwsze położy na kartoniku swój drewniany znacznik, zabiera kartę do swojej puli. Gracz, który jako pierwszy zbierze 5 kart, zostaje, według instrukcji, mistrzem szkoły klaunów.
W grę miałam przyjemność zagrać z dziećmi z przedszkola przy SP nr 3 w Trzebini. Przekrój wiekowy maluchów był od 4 do 6 lat. Zanim rozpoczęliśmy zabawę, musiałam poćwiczyć z dziećmi śmieszne miny. Choć rysunki są bardzo wyraźne, do każdego kartonika potrzebny był komentarz i ćwiczenie. Już na tym etapie okazało się, że dzieci mają ogromny problem z niektórymi minami np. układanie dolnych zębów na górnej wardze – ciągle myliły z układaniem górnych zębów na dolnej wardze, wydymanie jednego policzka czy też marszczenie nosa. Na pewno nie był to ich strach przed obcą osobą, bądź też zawstydzenie. Dzieci były bardzo otwarte, tym bardziej, że demonstrowałam im w praktyce miny, ubarwiając je przy tym zabawnym komentarzem i zachęcając dzieci do wspólnej zabawy w sposób bardzo przyjazny. Dzieci miały problem z wieloma minami i gdy nie potrafiły danej wykonać, wyciągałam karty z łatwiejszym zadaniem. Problemem również okazało się… wskazanie zwycięzcy w każdej turze, ponieważ spostrzegawczość dzieci i szybkość wskazywania odpowiedniego okna w domu była niewiarygodnie duża u większości z nich. Wydaje mi się, że w tej grze powinni być wyłonieni dwaj mistrzowie: od refleksu i od strojenia min. Tak też i ja zrobiłam. Grę wygrał 5letni chłopiec, a wszystkim biłam brawo za ukończenie z wyróżnieniem szkoły min. Ogromnym pozytywnym zaskoczeniem było pytanie postawione mi na końcu gry: „Przyjdzie pani jeszcze z tą grą?”. Wnioskuję, że dzieciom bardzo się podobało.
Sprawdzałam też grę na moim 2,5letnim dziecku. Może nie w formie rywalizacji między uczestnikami, ale ćwiczyłyśmy robienie różnych min z kartoników, oraz wskazywanie na kartoniku demonstrowanej przeze mnie miny. Oczywiście w tej ostatniej wersji zabawy, ilość min ograniczyłam do kilku znacznie zróżnicowanych między sobą.
Lustereczko powiedz przecie…
„Grimassimix” w sposób bardzo zabawny zachęca dzieci do ćwiczenia tych partii mięśni, które są ważne dla prawidłowej wymowy, z czego dzieci nawet nie zdają sobie sprawy. Połączenie mimiki ze zmysłem obserwacji i refleksem sprawia, że gra w swojej prostocie jest niezwykła. W dodatkowych informacjach dołączonych do instrukcji można przeczytać, że dzięki tej grze: uzyskuje się poprawę przy zaburzeniach mowy, rozluźnia i rozwija mięśnie, o których wcześniej już wspominałam, wspomaga się leczenie zaburzeń sprawności nerwów ustno-twarzowych i wspomaga naukę prawidłowego sposobu połykania. Grę można wykorzystać w pracy indywidualnej z dzieckiem, z grupą podczas zajęć w przedszkolu i podczas zajęć korekcyjno-kompensacyjnych. Nie jestem ekspertem w dziedzinie logopedii, ale jako mama i dobry obserwator, polecam tę grę. Zresztą ćwiczenia z mimiki rozpoczęłam, jak każda mama, w dniu narodzin mojego dziecka. I nie muszę pytać: „Lustereczko powiedz przecie, kto ma najzabawniejszą minę na świecie?”, bo próby naśladownictwa mojego dziecka i jego śmiech, są wystarczającą odpowiedzią na nurtujące mnie pytanie.
Ogólna ocena
(5/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(4/5):
Z korespondencji z jedną z autorek na temat zeza: „The doctors in Austria don’t think that cross-eye is dangerous-
especially if it is done as part of a game and not for a long time.”
Mnie w dzieciństwie straszono, że jak wiatr powieje podczas zezowania to już mi tak zostanie, więc gdybym miał tę grę także usunąłbym obydwie niebezpieczne kartki :)
Pomysłowa gra. Podrzucę kilku rodzicom, aby pobawili się ze swoimi dziećmi, również w celach terapeutycznych.
Bez względu na to czy zeza można się nabawić czy nie… uwielbiam czytać recenzje Agnieszki, kolejna świetna :)