Okey, kolejna gra rodzinna na tapecie. Kto mnie zna, wie, że za takowymi średnio przepadam i wciąż szukam świętego graala, czyli gry prostej, do pogrania z każdym, ale wciągającej i mimo wszystko wymagającej. Buccaneer jest tego celu bliżej niż dalej. Na szczęście, recenzowanie gier z własnego koszyczka ma ten plus, że mogę opiewać gry przyjemne, co przy recenzowanych nowościach zasadą już nie jest. Przedstawiam zatem grę niedocenianą, na konwentach wzrokiem omijaną i częstokroć myloną z innymi tytułami o tym samym, nomen omen, tytule. Bo „Piraci” to tytuł wielce oryginalny…
Stefan Dorra nagrody Spiel des Jahres nigdy nie dostał, ale kilkakrotnie się o nią otarł poprzez nominacje bądź rekomendacje. Buccaneer należy do tej pierwszej grupy, gra została nominowana w roku 2006 i choć uległa Thurn and Taxis zwróciła uwagę wydawnictwa G3, dzięki czemu jest obecna na polskim rynku, mimo iż językowo niezależna. Kolejny dobry wybór chłopaków (i dziewczyn?) z Konina.
Przykazanie 1: Nie oceniaj gry po pudełku
Na jednym z ostatnich Pionków zaproponowałam rozgrywkę w Piratów grupie młodych ludzi i na szczęście moją rekomendację przyjęli za dobrą monetę, gra się spodobała. Nie zmyliła ich na szczęście ani nie zniechęciła tematyka, małe pudełko i krótki czas gry. Piratów cechuje ta zaleta, że gra ma naprawdę proste zasady (jest bardzo lubiana na kole gier w mojej podstawówce), ale jest na tyle interakcyjna, że i grono samych dorosłych pragnących lżejszej rozrywki dobrze się przy stole pobawi.
Pudełko stylizowane w środku na skrzynię ze skarbami kryje drewniane krążki piratów w kolorowych zestawach, duże ładne karty statków i porządne żetony monet oraz skarbów. Gra, jak na rodzinną, jest uboga w losowość, co przy tej kategorii jest raczej rzadkością. Rozgrywka toczy się przez 5 rund, w każdej rundzie do przejęcia wystawione są trzy statki. I to, jakie statki lądują na stole jest jedyną niewiadomą niezależną od graczy. Znamy jednak zawartość małej talii i wiemy, że wszystkie statki w grze się pokażą, więc można się z leksza tym sugerować i przygotować.
W swoim ruchu gracz albo rekrutuje załogę, albo napada na statek. Rekrutacja polega na tworzeniu stosów krążków. Bierzemy jeden ze swoich stosików (może to być także pojedynczy krążek), nakładamy na stos innego dowolnego gracza i całość kładziemy przed sobą. Stosiki leżące przed nami to nasze załogi, krążek na wierzchu to kapitan. Jeśli w naszym ruchu stwierdzimy, że któraś załoga jest już na tyle liczebna, że możemy atakować wybrany statek – posyłamy pachnących i ogolonych łobuzów ze scyzorykiem w pełnym uzębieniu po łupy. Łupy są dwojakie, z jednej strony pieniążki, z drugiej skarby. Czasem skarbem poczęstuje się także pierwszy oficer (tj. gracz, którego krążek znajduje się bezpośrednio pod kapitanem).
Przykazanie 2: Zawsze wypatruj ciekawego elementu
Najciekawsza rzecz następuje zaraz potem. Załoga, która złupiła statek składała się przecież z piratów różnych graczy, a oni nam wolontariatu uprawiać nie przyszli. Każdy pirat oferuje swe usługi za konkretną sumkę. Zatem po wyprawie należy wypłacić żołd. W tym celu zwracamy każdemu z graczy jego piratów wraz z zapłatą. Spryt kryje się w dobrym szacunku. Stosików w trakcie gry podglądać nie można, można ewentualnie zapamiętać, co jak się w nich układało. Należy więc wyczuć moment, w którym opłaca nam się atakować, aby zdobycze przewyższyły koszty. Często chcąc uniemożliwić przeciwnikom abordaż zabieramy im ich stosiki i w pewnym momencie możemy być zmuszeni atakować dużą załogą mały stateczek z lichym ładunkiem, dzięki czemu tylko dokładamy do interesu. Gracz ruch wykonać musi, więc inni mogą go skutecznie pozbawić innej alternatywy rekrutując jego piratów i zostawiając go z jedną załogą. A nowa trójca statków pojawi się dopiero, gdy z powierzchni mórz zniknie poprzedni komplet.
Przykazanie 3: Kombinuj, dziewczyno…
Kombinować więc w tej niepozornej gierce można. Nawet dzieci szybko załapały, że należy rekrutować tanich piratów innych graczy, a w stosikach narażonych na przejęcie umieszczać swoich ceniących się zabijaków. Warto też uważnie dobierać skarby, aby na koniec gry zebrać za nie jak najwyższe premie. Dzięki tym niespomplikowanym zabiegom lubię Piratów bardziej od triumfującego w 2006 roku symulatora początków niemieckiej poczty, aczkolwiek w grupie domowej, jeśli chodzi o łupienie statków, bardziej przyjęło się Strozzi, choć zupełnie inne mechanicznie.
Wykonanie Piratów jest naprawdę porządne i przyjemne. Mój osobisty egzemplarz nadal trzyma się w szkole dobrze. W tę morską przygodę gra się równie dobrze w 3, w 4 jak i w 5 graczy, choć wytrawnym graczom może jednak jej lekki klimat nie podejść. Ponadto, gra bywa podatna na zespół „nie wiem, jak to zrobiłem, że wygrałem”, gdy wyniki są zbliżone, a trudno wskazać konkretną strategię, która wepchnęła nas na najwyższy stopień podium. Kiedyś w klubie próbowałam pograć z chłopakami (średnia wieku 30 parę ;) i był to pierwszy i ostatni raz heh. I chociaż nie mam zbytnio okazji grać, nadal tę grę lubię, coś po prostu w niej jest. Podobnie jak z drugą lekką i niedocenianą pozycją, która będzie bohaterką czwartej odsłony Starej Półki :)
PLUSY:
– ładne wykonanie, proste sprytne zasady, mało losowości
MINUSY:
– niektórych nudzi, zdarzają się zbliżone wyniki bez względu na stosowane strategie
Piraci (Buccaneer), rok wydania: 2006
Autor: Stefan Dorra
Liczba graczy: 3-5
Czas gry: ok. 45 minut
Wydawca w Polsce: G3
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
Żetony są drewniane? Czy w takim razie nie jest aby częstym problemem przewracanie się stosu?
Są to bardzo solidne żetony :)
veridiana, widzę, że Twoja stara półka jest podobna do mojej. Oczywiście jeżeli chodzi o zawartość.
Czemu miałyby się się stosy krążków przewracać? Nigdy mi się nie zdarzyło. a żetony (skarby i pieniądze) są tekturowe ;)
poza tym, stos nie może liczyć więcej niż 9 krążków, co przy ich średnicy nie sprawia żadnych kłopotów.