Drei Magier Spiele to wydawnictwo założone w roku 1994 i przejęte przez Schmidt Spiele około 2007 r. Początkowo był to dwuosobowy zespół, stworzony przez Kathi Kappler i Johann Rüttinger. Trzecim „magikiem” jest Rolf Vogt, który jest odpowiedzialny za oprawę graficzną produktów tego wydawnictwa. Wszystkie produkowane przez nich gry i drewniane zabawki są wysokiej jakości, ale czy pomysłowością potrafią przyciągnąć dzieci i ich rodziców? O tym opowiem Wam w kilku najbliższych recenzjach.
Po raz pierwszy „Straszne schody”, autorstwa Michelle Schanen, zostały wydane w 2003 r. i uzyskała wiele nominacji i nagród w kategorii gier dla dzieci: 2004 r. Japan Boardgame Prize Winner, The Best Childgame (Japonia); 2004 r. Kinderspiel des Jahres Winner (Niemcy); 2005 r. Vuoden Lastenpeli Winner, Best Children’s Game (Finlandia); 2006 r. Årets Spel Winner, Best Children’s Game (Szwecja); 2006 r. Årets Barnespill Winner, Children’s Game of the Year (Norwegia). Gra przeznaczona jest dla 2-4 graczy, w wieku od 4 lat, czas rozgrywki to 10-15 minut, doczekała się również rozszerzenia „Flaschengeist” pozwalającego na grę w 5-6 osób i wprowadzającego dodatkowe zasady.
Po przeczytaniu instrukcji i pierwszych testach recenzenckich, zaczęłam się zastanawiać za co ta gra dostała tyle nagród. Dowiedziałam się tego dzięki moim małym przyjaciołom. Zacznijmy jednak od początku. Pod względem wykonania ta gra ma wszystko, co lubię: dużą, mocną, tekturową planszę, duże drewniane elementy (4 duchy, 4 pionki dzieci, 4 kolorowe znaczniki i kostkę do gry) i świetną, klimatyczną grafikę. Do tego kolorowa polska instrukcja i kolorowa polskojęzyczna wkładka na tył pudełka. Ja lubię, dzieci zaś uwielbiają. Największą atrakcją okazał się jednak „klik”, czyli dźwięk towarzyszący przez chwilę tej grze. Skąd się wziął? O tym opowiem za chwilę.
Buu!
Nie ulega wątpliwości – straszne schody są straszne. Tematyką sięgają do zjawisk znanych bardziej z opowieści, niż rozpraw naukowych. Ciemne, opuszczone i nawiedzone ruiny przyciągają amatorów przygód. Nawet dzieci. Celem gry jest dotarcie na sam szczyt schodów i wystraszenie starego ducha okrzykiem „Buu!”. Świetny efekt, gdy gra się wieczorem, przy niewielkim oświetleniu. Podskakują wszystkie dzieciaki. Gra mechanicznie jest bardzo prosta. Jest to najzwyklejsze roll and move. Gracz rzuca kostką i przesuwa swój pionek o odpowiednią ilość schodów (maksymalnie 4). Mechanika została urozmaicona zastąpieniem oczek na 2 ściankach kostki wizerunkiem ducha. Służą one zamętowi. Gdy na kostce wypadnie duch, gracz musi nałożyć na swój pionek lub przeciwnika drewnianą osłonkę-ducha. Wtedy słychać właśnie wspomniane „klik” i pionek znika. Dzięki wykorzystaniu właściwości magnesu, który wbudowano w ducha i zdolności przyciągania ferromagnetyków (czyt. metalowa blaszka) na szczycie pionka, następuje dość mocne połączenie obu elementów. W zależności od losu, prędzej czy później wszystkie pionki zamieniają się w duchy. Nie życzę nikomu sytuacji skrajnej, w której dzieje się to dopiero pod koniec gry – nie ma wtedy ani emocji, ani dobrej zabawy. Od chwili zamiany pionków w duchy dzieją się rzeczy niezwykłe: pozycje 2 duchów mogą być zamienione między sobą, gdy znów wypadnie na kostce duch; gracz w ramach blefu lub pomyłki może poruszyć obcym duchem; w wersji zaawansowanej (szczególnie polecam), może dojść nawet do zamiany znaczników przypominających graczom jakiego koloru mieli pionki. Zamęt całkowity. Kto nie ma dobrej pamięci lub na chwilę zdekoncentruje się, ten traci kontrolę nad pozycją swojego pionka. Grając z dorosłymi, już w połowie schodów był chaos pozycyjny. Wiedza zamieniała się w niewiedzę, pewność w domniemania. Dzieciom takie gry pamięciowe idą znacznie lepiej, w tym samym gronie, z rozgrywki na rozgrywkę coraz lepiej. Jednak w wielu przypadkach, na końcu gry, po odkryciu pionka znajdującego się pod osłonką-duchem, można usłyszeć pełne zdumienia „Przegrałem? A myślałem, że to mój pionek prowadzę do celu”.
Dzieci cenią tę grę:
Za krótki czas rozgrywki, dynamikę, elementy tajemniczości i niespodziankę, emocje i możliwość prostego blefowania, prościutką mechanikę, wykonanie, świetny pomysł z „przyklikaniem” pionków do duchów, duże elementy. Gra niestety ma jedną wadę – zagrają w nią dzieci w wieku 4-7 lat, dla starszych już nie jest atrakcyjna. Z doświadczenia wiem, że rodzice zagrają z dziećmi we wszystko, co maluchom sprawia przyjemność i cieszy się zainteresowaniem. W gronie dorosłych lepiej do tej gry nie zasiadajcie. Gra po prostu nie ma większej głębi.
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(1/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
Dzięki za recenzję. Autentycznie zastanawiałem się nad zakupem jakiejś gry Drei Magier Spiele, gdyż wyglądają cudnie, a i magnesy obiecują ciekawą rozgrywkę dla dzieciaków :). Teraz jednak się wstrzymam i poczekam na dalsze odcinki. Może w innych tytułach jest więcej gry w grze.
W małym dodatku do tej gry jest butelka, która pozwala przykryć danego ducha i zatrzymać go na jakiś czas. Moja córka jej nie lubi i za każdym razem jak wyciągam tą grę krzyczy przy gościach: „Tato, tylko gramy bez flaszki!” :)
Konev: Ja od „dusznych schodów :)” bardziej cenię „magiczny labirynt”, który też wykorzystuje magnesy. Natomiast „Noc magów” radzę omijać szerokim łukiem, ewentualnie zagrać u dziecka kolegi.
Scherezade: dzięki za recenzję. Jak dasz radę, to napisz kiedyś parę słów o tych małych karciankach od 3 magów. Jest tego ostatnio sporo w sprzedaży i ciekawy jestem czy to pełnokrwiste gry.
oczywiście w poprzednim poście miało być: 'scheherazade’, tylko za szybko pisałem.
w najbliższym okresie, dzięki uprzejmości dystrybutora, będą recenzje większych gabarytowo gier ;-), sama jestem ciekawa tych karcianek
Ja wspominam Straszne schody bardzo dobrze. Dzieciom się podobały, a nawet w starszym gronie był lekki ubaw… oczywiście tego rodzaju co przy Pędzących żółwiach ;-)
#charlie_brown – ciekawe co piszesz o Nocy magów. Ta gra często lądowała na stole u moich dzieci i ich znajomych… to jeden z tytułów który był hitem.
Folko, może trochę zbyt ostro sie wyraziłem. Po prostu ta gra mnie irytuje. 10 minut rozkładania i 5 minut samej gry to jak dla mnie bardzo złe proporcje. Dzieciom się zazwyczaj podobało (zgaszone światło robi swoje), ale ja jakoś się zżymałem. A muszę dodać, że gry zręcznościowe bardzo lubię.
W Labirynt i Schody zdarzało nam się grać kilka razy pod rząd, natomiast po skończonej rozgrywce w Noc Magów nikt nie pytał: „może jeszcze raz?” Ale to może moja wina, bo za szybko chowałem grę do pudełka :)