Otrzymując grę do recenzji, mamy określony czas na zapoznanie się z nią, pogranie, opisanie. Przeważnie wywiązywałem się z terminów, miałem kilka małych wpadek, ale raczej nie dużych. Niestety zawaliłem z ostatnią grą, ostatnią jaką recenzuję, dodatkiem do Rekinów Biznesu – Szare eminencje. Jest mi z tego powodu głupio, źle oszacowałem swoje możliwości w okresie wakacyjnym, myślałem że uda mi się wszystko zrobić przed wakacjami, a tu wtopa. Jest jednak w tym mały plus, grę zabrałem ze sobą na urlop… i tam trochę pograłem.
Mój (nasz – rodziny) urlop w tym roku był specyficzny. Poszliśmy na pielgrzymkę do Santiago de Compostela. Szliśmy pieszo, niosąc wszystko co potrzebne na plecach. Nie była to długa trasa, tylko 190 km, ale długo zastanawiałem się, czy zabrać jakąś grę. W końcu padło na dwie karcianki, z czego graliśmy tylko w jedną – dzisiaj opisywaną. Dlaczego tylko w jedną, bo po dojściu na miejsce noclegowe byliśmy dosyć zmęczeni i nic nam się nie chciało ;-)
Rekiny biznesu opisywałem w ubiegłym roku, nie będę tu opisywał zasad, bo po co się powtarzać, osoby nie znające gry mogą przeczytać moją recenzję tutaj. Gra podobała mi się, aczkolwiek nie rzucała na kolana. Miałem nadzieję, że dodatek z dobrej gry zrobi lepszą, że pojawią się nowe możliwości itd., a jak wyszło?
Gra zapakowana jest do małego pudełka, tej samej wielkości co podstawka. Zawiera 60 nowych kart, instrukcję oraz 40 małych drewnianych kosteczek – znaczników. Gra nie jest ciężka (w sensie wagi, co było istotne przy jej wyborze wakacyjnym ;-)), w sam raz by zabrać ją do plecaka, w porównaniu do podstawki, brakuje w niej pieniędzy, są za to wspomniane znaczniki, które bardzo mnie intrygowały. Wiedziałem że będą, że coś zmienią w grze… pytanie brzmiało co i jak.
W Rekinach (przypominam) każda karta jest inna, każda inaczej działa. Nie inaczej jest w przypadku zestawu z dodatku. Karty są różne, niejednokrotnie bardziej szalone niż te w podstawce. Czy to dobrze? Jeśli znasz podstawkę i przeszkadzały Ci „niezbalansowane” karty, to tu nic się nie zmieniło, ba jest tego więcej. Od razu tłumaczę, że ten balans jest inny niż zwykle postrzegany. W grze licytujemy pojawiające się karty, należy być przygotowanym na to, że pojawią się takie bardzo potrzebne nam, lub współgraczom. Niestety nie da się być na to zawsze przygotowanym, ale taki jest urok tej gry. Dodatek nic tu nie zmienił, wydaje mi się nawet, że trzeba o tym pamiętać jeszcze bardziej. Karty z dodatku różnią się od tych podstawowych jeszcze jednym. Na wielu pojawia się możliwość wykorzystania wspomnianych, tajemniczych znaczników. Po co one są? Można je użyć na kilka sposobów (w zależności od karty). Pozwalają daną kartę zagrać kilka razy, pozwalają zamienić znaczniki na pieniądze, na punkty zwycięstwa, pozwalają próbować stworzyć jeszcze większe „kombosy” niż w podstawce. Ogólnie bardzo ciekawie zmieniają działanie kart, to taki mały smaczek w mechanice gry. Przypominając sobie historię powstania gry (ponownie odsyłam do recenzji podstawki), jak innowacyjny był to tytuł – prekursor LCG – wykorzystanie znaczników jest jeszcze bardziej innowacyjne.
W podstawce nie podobała mi się słaba skalowalności. To, że im mniej jest graczy, tym mniejsze są szanse nad zapanowaniem nad grą. Dlaczego? Bo w grze gra się liczbą kart równą iloczynowi 15 i liczby graczy. Z tego wynikało, że w pełnym składzie znało się karty, a w mniejszym… już nie, część losowo należało odrzucić. Z dodatkiem problem ten wzrasta, kart na dzień dobry jest 120, przy 4 osobach połowa jest odrzucana. Co w związku z tym proponuje autor? Przed grą należy przetasować i rozdać wszystkie karty, a następnie każdy z graczy zostawia sobie 15. Następnie wszystkie pozostawione należy przetasować i nimi grać. Pomysł ciekawy, znamy część kart występujących w grze, acz wydłużający przygotowanie… chociaż muszę przyznać, że moim córkom bardzo przypadł do gustu.
Tu od razu wspomnę o jednej sprawie, która wyskoczyła w czasie naszych wakacji. Dwa razy okazało się, że graczy chętnych jest więcej niż 4. Gra niby jest dla 4, co zrobić? Postanowiłem spróbować w piątkę, kart jest przecież wystarczająca liczba. Okazało się, że grało się dobrze, problemem mogą być jedynie brakujące pieniądze, chociaż u nas było ich dość. Naprawdę nie rozumiem dlaczego na pudełku nie ma informacji, że gra sprawdza się w większym gronie.
Dodatek do Rekinów nie zmienił podstawki. To prawie ta sama gra. Znaczniki są ciekawe, ale nie odwracają wizerunku tego tytułu. Jeśli nie podobała Wam się wersja podstawowa, to dodatek niczego nie zmieni, jeśli dobrze bawiliście się przy starterze, to warto w dodatkowe karty zainwestować. Tym bardziej, że dzięki nim będziecie mogli bawić się w większym gronie. U mnie ocena gry nie uległa zmianie, dalej bawię się przy tej grze dobrze, jest to tytuł lekki, pozytywnie humorystyczny, na pewno nadający się do zabawy rodzinnej, czy wakacyjnej ;-) Jedyne o czym należy pamiętać to o negatywnej interakcji, która była wcześniej i jest nadal.
Ps. Zawsze sam robiłem zdjęcia recenzowanych gier, niestety tym razem nie jestem w stanie. Nasz aparat został gdzieś w Madryckim metrze… z większością zdjęć z wakacji. Jeśli ktoś znalazłby starego Sony DSC H2… to proszę o kontakt… :( Aparat można sobie zostawić, zależy nam tylko na zdjęciach… W związku z powyższym przepraszam wydawnictwo, za podebranie zdjęć z Waszej strony internetowej ;-)
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(4/5):