Minęło już 11 lat od pojawienia się na rynku Dragon’s Gold Bruno Faitudttiego. W natłoku setek nowych gier oczekujących na rodzime wydania, wydawnictwo Bard sięgnęło do tego starego tytułu. Jednych może to dziwić, inni wyśmieją, a jeszcze inni bardzo się ucieszą. Ja jestem w tej trzeciej grupie. W końcu, to co stare też jest dobre. Nieważne czy w wersji nadgryzionej zębem czasu, czy odświeżonej. Liczą się ludzie zgromadzeni przy stole i funkcjonowanie mechaniki.
Łowcy smoków zostali zapuszkowani. Znaczy się, polskie wydanie gry jest w metalowej puszce z tłoczonym wieczkiem. W środku zaś klimatyczne karty łowców, smoków i przedmiotów magicznych, płócienny worek z drewnianymi znacznikami, mini-zasłonki dla graczy i klepsydra. Karty i worek oznaczają sporo losowości, która na szczęście nie jest istotą mechaniki.
Opowieść o niej zacznę od końcowego wniosku: „Paniom z długimi paznokciami wstęp wzbroniony!”. W zależności od poziomu twardości, agresywności graczy, grę można nawet zakończyć z urazami. Może nie fizycznymi, bo tu bym przesadziła(?), ale kłótnie, dąsy i zerwanie znajomości mogą mieć miejsce. Wynika z tego, że w grze są emocje. Bardzo duże. Tak samo duże jak interakcja między graczami, która jest silniczkiem całej gry. Bez niej gra byłaby przeciętna. Gracze dysponują 4 łowcami smoków o różnej wartości punktowej od 1 do 4. Są to czarodziej i złodziej o specjalnych zdolnościach, oraz wojowniczka i rycerz. Zadaniem wszystkich łowców jest pokonanie smoków. Jest tu więc element kooperacji, która kończy się na wysłaniu wojowników do walki ze smokami.
Każdy smok ma określoną siłę w postaci punktów – jeśli siła wysłanych wojowników jest równa lub większa od siły smoka, wtedy zostaje on pokonany i zastąpiony nowym. Gracze w swojej turze decydują, którego łowcę wyślą do 1 z 4 smoków na polu bitwy. Decyzja uzależniona jest od posiadanych aktywnych kart łowców (po pokonaniu smoka karty łowców są nieaktywne i wracają do gry, gdy gracz nie posiada na ręce żadnego łowcy), wielkości i jakości skarbu posiadanego przez smoka, siły smoka, oraz kart łowców innych graczy wystawionych do walki. Ten element gry przebiega zawsze bardzo szybko, nie traci się czasu na głębsze analizy. Pokonanie smoka rozpoczyna bardzo ważny, najtrudniejszy i najbardziej emocjonujący element gry. Negocjacje, w wyniku których gracze zdobywają smocze skarby, jawne i ukryte, skarby bardzo wartościowe lub o mniejszym znaczeniu, jednak też przynoszące punkty na koniec gry. Negocjacje same w sobie są trudne, w tej grze wręcz bardzo trudne, ponieważ każdorazowo przebiegają w czasie 60 sekund. Wierzcie mi, to naprawdę bardzo mało, szczególnie wtedy gdy do podziału jest sporo osób, jest nierówna liczba znaczników i są wśród nich te o wysokiej wartości punktowej. Negocjacje można prowadzić na dwa sposoby: zgodnie z wytycznymi w wariancie strategicznym, określającymi sposób podziału skarbu i kolejność zabierania swojej części; zgodnie z własnymi umiejętnościami negocjacyjnymi. Uwielbiam tę drugą wersję, choć pierwsza świetnie się nadaje dla dzieci i graczy „bez pazurów”. Uczestniczenie w potyczkach słownych, w których każda ze stron chce wywrzeć wpływ na drugą, jest naprawdę ciekawym doświadczeniem. Trzeba przekonywać i jednocześnie nie dać się oszukać, stwarzać dla łowców korzystne propozycje i samemu wiele zyskiwać. Gdzie są negocjacje, tam są silne emocje. Upływający czas jeszcze bardziej je podsyca. Jeśli negocjacje się nie powiodą, tracą wszyscy – znaczniki są odkładane do pudełka. Czasem lepiej jest iść na ustępstwo, w myśl zasady, że w negocjacjach ważne są i ambicje, i empatia.
Zdobycie znaczników nie jest równoznaczne ze zwycięstwem. Jeśli w pokonaniu smoka brał udział złodziej, to ma możliwość kradzieży 1 znacznika zza zasłonki innego łowcy (biorącego udział w negocjacjach). Jest również inny sposób na zmianę wyniku. W grze występują dwa warianty. W pierwszym nie używa się kart magicznych przedmiotów, jest określony sposób zdobywania czerwonych znaczników i jest drobna różnica w końcowej punktacji znaczników. Używa się go przede wszystkim do nauki gry i wśród starszych dzieci (jak już potrafią dodawać, to sobie poradzą z grą).
Drugi wariant jest wzbogacony o karty magicznych przedmiotów. Daną kartę najczęściej można zagrać raz na całą grę. Mają one spory wpływ na ostateczny wynik gry, sposób negocjacji i bitwę ze smokiem. Ingerują w liczbę i jakość skarbów, podnoszą wartość siły smoka lub określonego łowcy, aktywują lub dezaktywują łowców, dają różne możliwości w obszarze działania karty Złodziej, pozwalają nawet zablokować gracza, by nie mógł dołożyć swojego łowcy do danego smoka itd. Zdobycie takiej cudownej karty też nie jest proste. Trzeba spełnić 3 warunki: skarb smoka musi zawierać czerwony znacznik, wśród łowców trzeba mieć czarodzieja i umieć wynegocjować ten właśnie znacznik (daje dodatkowo 1 punkt). Liczba znaczników jest ograniczona, więc w rozgrywce tych kart jest niewiele. Dzięki temu cała gra bardzo zyskuje.
Podsumowanie
Sama mechanika jest bardzo prosta, szybka do nauczenia, reguły są dobrze napisane, choć w polskim wydaniu zabrakło punktu dotyczącego usunięcia z gry znaczników po nieudanych negocjacjach. Wydanie jest bardzo ładne, co dodatkowo przyciąga uwagę, choć zasłonki są stanowczo za małe. Rozgrywka jest lekka, szybka i dobrze się skaluje. Cechuje ją duża interakcja i emocje, włączając w to strach przed kradzieżą. Niestety, gra nie jest uniwersalna – wielu ludzi nie lubi gier negocjacyjnych. Tu dodatkowo odpychającym czynnikiem może być presja czasu zwiększająca agresywność negocjacji. Kolejnym minusem, raczej dla zaawansowanych graczy, jest losowość i chaos panujący w trakcie negocjacji szczególnie przy 6 graczach (zdarzyć się może, że gracze tracą orientację kto następny w kolejności ma wystawić łowcę), oraz trudne do przewidzenia zwycięstwo. Pomimo tych wad Łowcy smoków to bardzo interesująca pozycja.
Typ gry: rodzinna, filler
Liczba graczy: 3-6
Wiek graczy: 8+
Czas gry: 45 min.
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
No właśnie. Ja nie cierpię gier negocjacyjnych, a zaczęło się od… Łowców Smoków. ale jeszcze w wersji oryginalnej. Dawno dawno temu, gdy byłam małą dziewczynką, po raz pierwszy przestąpiłam próg wodzisławskiego klubu gier i zostałam poczęstowana walką o smocze klejnoty (dziwnie brzmi…). Nowa, w grupie kilku chłopa, nieskora do negocjacji nawet targowych, musiałam przynajmniej spróbować coś ugrać. Jaki streeeeees! A na dodatek przy Złodzieju chłopcy sie pokłócili i atmosfera siadła już doszczętnie. Cud, że nie uciekłam ;)
Grom negocjacyjnym mówimy zatem zdecydowane NIE.
A mnie gra urzekła!
Jest kilka decyzji na etapie ubijania smoków – dołożyć swojego złodzieja czy magika, aby innym nie było zbyt łatwo? ubić smoka, by uwolnić swoich do kolejnych wypraw? i w końcówce możliwość zablokowania przeciwników na mocnych stworach ;)
Ale najfajniejsze są negocjacje! Umiejętność przekonania przeciwników, że właśnie to czego nie chcemy ;) jest najbardziej potrzebne :P i za to musimy mieć jakąś rekompensatę.
Do tego – w wariancie zaawansowanym – możliwość agresywnego blokowania, jeśli się ma czarną perłę…
Dla mnie ta gra jest perełką wśród lekkich i stworzonych z humorem gier.
@Veridiana: ta gra ma też interesujący wariant bez negocjacji. Najsłabszy ustawia kupki ze „smoczymi klejnotami”, a kupki wybiera najpierw ten, kto najsilniejszy na danym smoku, itd.
Co więcej, w tej grze jest prawo Veta, więc nie musisz się zgadzać na żadne podziały i będę straty dla wszystkich, w końcu pojawią się łapówki dla ciebie :)
Fajna gierka, ale się ekipa nie popisała z instrukcją.