Time’s Up! czyli bardziej swojsko – Czas minął! to gra imprezowa, której międzynarodowa rodzina z dodatkami i innymi wersjami liczy już blisko 20 pozycji. Zupełnie niedawno, dzięki wydawnictwu Rebel.pl, ukazała się polska wersja tzw. edycji niebieskiej. Tytułowy okrzyk wznoszą obserwatorzy stresującego wyzwania polegającego na wyjaśnieniu partnerom o jaką postać chodzi. Czy taka zabawa nam odpowiada? Kto chce sprawdzić slogan z pudełka może zagrać albo przeczytać niniejszą recenzję.
Małe, ale konkretne
Dość delikatne pudełko zawiera instrukcję oraz opis postaci, bloczek do notowana wyników, sekundę piaskową 30 sek., a przede wszystkim 220 kart. Pudełko raczej nie będzie miało długiego życia, dlatego w zestawie mamy też porządny i gustowny woreczek mieszczący wygodnie najważniejsze rekwizyty, czyli karty i klepsydrę. Nieco problematyczne jest schowanie do worka notesu, ale nie jest on przecież najważniejszy. Karty są przeciętnej jakości, ale nie stanowi to jakiegoś problemu, bo zwykle nie trzymamy ich zbyt długo w ręce. Osoby bardziej dbające o swoje gry uprzedzam, że przy bardziej nerwowych graczach łatwo o zagięcia kart, a imprezowe warunki – dla których gra jest zaprojektowana – sprzyjają zabrudzeniom.
Karty zawierają po dwie postacie, na żółtym i niebieskim tle. Najczęściej jest to imię i nazwisko, ale są też same imiona (postacie mitologiczne i bajkowe), a kilka osób ma nawet drugie imię. Podział kolorystyczny ma na celu lepsze wykorzystanie przestrzeni kart, a teoretycznie dobranie zestawu łatwiejszego – żółtego – do możliwości grupy. Przeglądając karty (440 postaci) uświadomiłem sobie, z pewnym zażenowaniem, że nie znam kilkunastu postaci. Nieco spokojniejszy się stałem, gdy sprawdziłem, że to aktorzy i muzycy nowego pokolenia oraz skejter. A skoro znam bohaterów, to można bezstresowo przystąpić do zabawy!
Grajmy!
O, naiwności :) Gra rozgrywana jest w trzech rundach. Na początku dokonujemy podziału na zespoły, bo to gra drużynowa. Specjalne reguły określają tworzenie drużyn przy różnej liczbie graczy, ale zupełnie spokojnie można zrobić to po swojemu, bo ta zabawa ma przede wszystkim dać dużo radości, a wyniki punktowe są raczej dalszą sprawą. Każdy uczestnik dostaje skrycie zestaw kart, z których odrzuca dwie wedle własnego wyboru. Zwykle odrzucane są nieznane nam postacie. Następnie wszystkie karty tasujemy i można zaczynać.
Zatem do pierwszej rundy gracze przystępują z bardzo szczątkową wiedzą o postaciach, które będą odgadywać. W tej rundzie, w czasie wyznaczonym przez klepsydrę, gracz stara się wytłumaczyć partnerom o kogo chodzi. Można, i trzeba!, mówić niemal wszystko – zabronione jest w zasadzie literowanie i używanie zniekształconych, zdrobniałych form. Dodatkową trudnością dla zgadujących jest to, że muszą powiedzieć zarówno imię, jak i nazwisko. Póki postać nie zostanie rozpoznana i nazwana, narrator stara się wymyśleć nowe wskazówki. Bardzo szybko kończy się czas i kolejna drużyna ma swoją szansę.
Już na tym etapie bywa zabawnie. Elokwentne podpowiedzi w stylu: „no, aktor!” wypowiadane pod presją czasu zdarzają się wcale nierzadko, a zebranie myśli okazuje się wcale niełatwym zadaniem. Każda odgadnięta postać to punkt dla całej drużyny, a runda I kończy się z wyczerpaniem kart. Wśród osób zawzięcie walczących o punkty toczą się spory o bardziej sprawiedliwe reguły pod koniec talii, ale w moich rozgrywkach emocje brały górę nad kalkulacjami.
Coraz ciekawiej
Przed kolejnymi etapami gracze zapoznają się z wybranym zestawem postaci. Chodzi o to, by spokojnie odczytać nazwiska, które w pośpiechu pierwszej rundy mogły umknąć. Tym bardziej to ważne, że zmieniają się zasady! Teraz drużyna ma tylko jedną szansę na poprawne odgadnięcie. Pomyłka, to utrata szansy i konieczność szybkiego zastanowienia się o kogo chodzi na kolejnej karcie. Także narrator ma trudniej, teraz może podpowiadać tylko jednym słowem! Wydaje się niemożliwe? A jednak gra toczy się dalej i kart ubywa. Na szczęście można odrzucać trudniejsze karty i szybko podjąć nową próbę.
Oczywiście teraz śmiechu jest znacznie więcej. W zestawie kart jest wielu aktorów, piosenkarek, polityków, modelek – zatem takie podpowiedzi rzadko pomagają. Teraz ważne jest znalezienie słowa-klucza! Co ciekawe, i dla mnie stanowi jedną w kapitalnych zalet tej gry, zdarza się w każdej rozgrywce, że podpowiedź – dobra podpowiedź! – bywa absurdalna :)
W pierwszej rundzie może być tak, że ktoś nie znając postaci użyje jakichś niepasujących określeń. Mnie rozbawiła próba podpowiedzi imienia Borys przez skojarzenie z nazwiskiem Boruc (no, tak jak ten bramkarz). I to było to! W kolejnej rundzie, zamiast mało czytelnego – aktor, wystarczyło powiedzieć – bramkarz, i hasło odgadnięte. W innej rozgrywce ktoś próbował opisać nazwisko Jacka Cygana przez wskazanie podobieństwa do mieszkańców Rumunii. I znów, szybka podpowiedź – Rumunia i Jacek Cygan punktuje na naszą korzyść. Oczywiście w gorączce zmagań z czasem, popędzającymi wspólnikami i rozbawionymi przeciwnikami skutkuje to salwami śmiechu – a o to przecież chodzi w grach imprezowych.
Przed trzecią rundą znów odczytujemy nazwiska – dla utrwalenia. Tym razem zasady zmieniają się nieznacznie – żadnych słów!
Jest chyba oczywiste, że wygibasy, łamańce, grymasy i miny pokazywane w tej rundzie skutkują dziką wesołością całej ekipy. Przy okazji można poobserwować jak niezwykle kreatywni są ludzie, gdy muszą się wykazać. Fantastycznie!
Kilka problemów
Oczywistą oczywistością jest drętwe towarzystwo. Jednak to nie jest problem gry, ale ludzi.
Niestety gra generuje też kilka problemów, które warto mieć na uwadze przed zakupem albo wyborem gry na konkretną imprezę.
Ze sporym zaskoczeniem uświadomiłem sobie jak wiele postaci związanych jest z danym pokoleniem albo grupą społeczną. Okazało się, że próba podpowiedzi córce postaci Tadeusza Mazowieckiego jest beznadziejna – młodsi nie mieli zbyt wielu okazji by to nazwisko zapamiętać. Z drugiej strony młodzi rozkładają bezradnie ręce, gdy mają wyjaśnić kim jest Kylie Minogue czy Stephen Hawking. To znak, że gra jest albo dla omnibusów albo należy zwiększyć możliwości odrzucania/dobrania postaci, by były znane większości grających. Oczywiście można to uznać za dodatkowy element zabawy – jak podpowiedzieć nazwisko osoby, której nie zna nikt z drużyny? I bywa to zabawne. Częściej jednak frustrujące dla wszystkich uczestników, a dla osoby mniej zorientowanej może być powodem sporego dyskomfortu zamiast dobrej zabawy. Przecież nikt nie lubi ujawniać swojej ignorancji. Wstępna selekcja jest o tyle wygodna, że te 220 kart (łącznie 440 postaci) daje duże pole manewru – w jednej rozgrywce wykorzystujemy mniej niż 50 kart.
Pewną pomocą, zachętą edukacyjną, jest mini leksykon postaci dołączony do gry. Ambitniejsi być może poczytają i przygotują się do zabawy, ale przecież trudno wymagać od ludzi spotkanych na imprezie, by przed grą nauczyli się kilkuset notek biograficznych!
Te spostrzeżenia powodują, że uznaję Time’s Up! za grę imprezową o dość szczególnym, ograniczonym charakterze. Trzeba spełnić kilka warunków, aby taka zabawa wszystkim odpowiadała. Warunków niebanalnych, co dla gry imprezowej jest rzadko spotykane.
Z drugiej strony chcę podkreślić, że w odpowiednim towarzystwie – podobne zainteresowania, szerokie horyzonty, zbliżone doświadczenia – gra sprawdza się nadzwyczajnie! Podpowiedzi, zwłaszcza te niebanalne, zostają na długo w pamięci uczestników wzbogacając własny, grupowy żargon i dając okazję do porozumiewawczych uśmiechów.
Obserwacja specyfiki rozgrywki tak mocno zależnej od poziomu graczy skłania mnie do oceny 3 albo 4 w zależności od grupy odbiorców. Zaznaczam 4, ale proszę pamiętać, że nieco naciągane wobec pewnych rozczarowujących rozgrywek.
I jeszcze dla purystów…
Ze zdziwieniem zauważyłem, że co najmniej kilkanaście kart ma niepoprawne (albo niespójne z zastosowanymi w innym przypadku) formy nazwisk. W grze, która tylko te nazwiska używa, a wymaga od graczy poprawnego ich użycia jest to niefrasobliwość wręcz utrudniająca zabawę (albo zwykłe niechlujstwo).
Helen Ripley – najbardziej rażące! Przecież filmowa bohaterka to Ellen Ripley
Johannes Gutenberg – który w polskiej literaturze występuje prawie wyłącznie jako Jan Gutenberg
Emmanuel Kant – kto to może być? Czyżby chodziło o Immanuela Kanta
Columbo – bohater serialu, który W Polsce wyświetlany był pod tytułem Colombo!
Dimitrij Mendelejev – jakaś angielska transliteracja od lat występującego w j. polskim Dymitra Mendelejewa
Nefertiti – tu nie jestem pewien swego, ale jakoś znacznie częściej spotykałem się z formą Nefretete
Blaise Pascal – który w polskiej literaturze występuje prawie wyłącznie jako Błażej Pascal
Tom Sawyer – który w polskiej literaturze występuje jako Tomek Sawyer
Ramses – gdy polska forma to Ramzes
I jeszcze zagadkę stanowi dla mnie akcent w imieniu Noe (w grze Noé).
Zapewne można by machnąć na to ręką, ale w tej akurat grze wymagana jest forma identyczna z tą na karcie. I zapewne nie jeden raz prowadzić to będzie do zbędnych swarów.
yosz ( 4/5) – Znakomita gra imprezowa, która ma swoje wady. Jeżeli nie boicie się czasami zrobić z siebie głupka (wg mojej ostatniej gry to Jimi Hendrix gra reggae – czytałem Jimi Hendrix, a myślałem Bob Marley) to kupujcie Time’s Up. Ja mam nadzieję, że Rebel wyda Time’s Up Title Recall gdzie zamiast postaci są tytuły książek, piosenek i filmów.
Time’s Up! – Polska Edycja
autor: Peter Sarrett
rok wydania: 2009 (w Polsce: Rebel.pl 2012)
graczy: 4 – 12
czas gry: 45 minut
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(1/5):
Oprawa wizualna
(4/5):
Z mojego doświadczenia wynika, że aby fajnie się bawić – wszyscy uczestnicy muszą jednak mieć minimum 20, najlepiej 25 lat. W przeciwnym wypadku naprawdę nie ma jak ich nakierować na Władysława Gomułkę czy Gustawa Holoubka. W towarzystwie 25+ prawie wszyscy powinni znać prawie wszystkie postacie – chociaż oczywiście w stresie ciężko sobie przypomnieć jak wiele z nich się nazywa :) Ja mam za sobą przeszło 100 partii i nadal mi się bardzo podoba. Przy okazji czegoś się nauczyłem (chociaż część tej wiedzy jest totalnie bezużyteczna jak np. to że Artur Żmijewski grał jakiegoś lekarza :)).
Co do wersji Recall – nie wiem czy ją wydamy, na razie planujemy wydanie jednego dodatku – czerwonego albo żółtego pudełka z kolejnymi postaciami.
Albo kim jest Tomasz Jacyków ;)
Nataniel, w Brzegu, w finale turnieju całkiem nieźle radziły sobie dwie czternastolatki, takoż nieźle radził sobie na Bieszczadkonie 13-letni syn Rysława. O ile pierwsza runda może być dla nich faktycznie dość trudna, to potem liczy się już dobra pamięć i refleks.
Time’s Up pokochałam miłością wielką na wakacjach – chyba żadna z bieszczadkonowych rozgrywek nie przyniosła mi tyle radości, co cowieczorna, obowiązkowa partyjka zgadywanek. Pamiętny Braille czy Forrest Gump przeszli już do historii :)
Yosz, a kim jest Iga Wyrwał? :)
„modelką” – cudzysłów zastosowany nie bez powodu :P
Zresztą przy większości nazwisk, jeżeli nic Ci nie mówią to prawdopodobnie dana osoba jest „Celebrytą” ;)
Mnie najbardziej rozbawiło opisanie podczas jednej z gier Fryderyka Chopina: „ten… no… gra Mozarta!” :) Czego to ludzie nie wymyślą pod presją czasu :)
Z Chopinem kiedyś było łatwiej – można było powiedzieć „ten za 5 tysięcy”
@Nataniel „Z mojego doświadczenia wynika, że aby fajnie się bawić – wszyscy uczestnicy muszą jednak mieć minimum 20, najlepiej 25 lat.”
No to jednak coś nie halo… Bo gra jest opisana jako 12+
Mechanika gry jest 12+ natomiast część kart nie. To niestety problem wszystkich gier typu Trivia, że występujące w nich postacie „celebrytów”, a przede wszystkim związane z nimi skojarzenia są znane osobom w określonym przedziale wiekowym
od lat na wszelkich wyjazdach gramy w „coś w na podobieństwo” sami sobie wymyślając hasła.
jak ustalimy, że wrzucamy też „hardy” to nie ma opcji, żeby ktoś – bez względu na wiek – wiedział wszystko.
Ale dzięki temu jest fajnie :).
(a rozstrzał jest spory od Matki Teresy przez Warlikowskiego po Teresę Orlovsky :) a i jakiś Knizia czy Feld się czasami załapie).