Nowe wydawnictwo Cube Factory of Ideas na swoje pierwsze tytuły wybrało gry lżejsze i prostsze. Polskie wydanie przeboju sprzed lat Schotten-Totten oraz dość nowych karcianek Goblins: Epic Death i Jungle Brunch otwierają portfolio poznańskiego edytora. Jungle Brunch od pierwszego wejrzenia przykuwa wzrok. Mauro Pelosi postarał się, by ilustracje zachęcały do rozgrywki i uważniejszego analizowania szczegółów. Dwaj Łukasze – Luca Bellini i Luca Borsa – nie mają na swoim koncie wielu gier (to praktycznie ich debiut), ale ten tytuł wydaje się być kompletny.
Większe od typowego pudełko zawiera kilka talii kart o bardzo charakterystycznych grafikach zwierząt z gorącej Afryki.
5 indywidualnych talii dla graczy oraz talia pożywienia z bananami, orzechami i trawą stanowią zasadniczą część wyposażenia. Szkoda trochę, że nie ma żadnej przegródki i karty bardzo łatwo się mieszają ze sobą. Trzeba zawczasu jakoś je odseparować, by nie zaczynać partii od segregowania kart.
Grafiki są niesztampowe, widać od razu styl autora. Co prawda bawoły i małpy mogą się czasem mylić, ale reszta zwierząt – słonie, tygrysy, guźce, nietoperze, sępy i węże – prezentuje się wyśmienicie.
Zwierzęta są radosne i uśmiechnięte i na pewno będą przyciągać do gry milusińskich lubiących przecież wszelkiego rodzaju przytulanki.
Na żer!
Początek partii może przywołać skojarzenia z Packą na muchy, bo wykładamy karty pożywienia aż spełnione zostaną pewne warunki zależne od liczby graczy. Jest tu dość znaczący element losowy, bo zależenie od potasowania kart może się ich pojawić minimalna liczba albo i znacznie więcej. Co nieco irytujące, rozkład kart żywności również może być bardzo niezrównoważony. Tym bardziej, że karty mają różną wartość punktową – a o te punkty przecież walczymy.
Z jednej strony gwarantuje to różnorodność i niepowtarzalność kolejnych partii. Jednak z drugiej strony niemal wyklucza jakieś poważniejsze zmagania, bo mając na ręce tylko 6 kart z naszej talii często nie możemy wykorzystać tego bogactwa punktów.
Każdy z graczy (poczynając od rozpoczynającego) zagrywa dwie karty – jedną zakrytą i drugą jawną. Każdy następny grający może dostosować swoje zagranie do tego co już widzi. Wreszcie odkrywamy wszystkie karty i przydzielamy karty pożywienia…
Różnorodne smaki
Jednak każdy gatunek ma swoje preferencje zaznaczone czytelnie na kartach. Zatem warto zagrać karty zwierząt tak, aby zgarnąć najcenniejsze pożywienie. Niestety, do karmy pierwsze dorwą się zwierzęta silniejsze, a w razie remisu rozstrzyga kolejność tury. Można nieco spekulować jak inni zagrają, ale skromny zestaw kart na ręce nie daje dużego pola do trafnych prognoz.
Aby było ciekawiej w talii są także drapieżniki – tygrysy, które polują na małpy i bawoły. Niestety czasem także nasze własne, o ile są najsilniejsze spośród zagranych.
Należy zwracać uwagę na preferowane pożywienie, bo mimo że obok leży karta o wyższej wartości to często musimy ją zostawić, gdyż inny smak jest wyżej na liście.
Walka o łupy
Pierwsze karmią się zwierzęta najsilniejsze – zwykle będą to słonie… Nie każdy chce po prostu zjeść ;) Nietoperz osłabia wybrane zwierzę – czasem nasze, by korzystniej ustawić się w kolejce po jedzenie… Wąż przegania najsilniejsze (o największej wartości) zwierzaki. Wreszcie sęp czyha na tych nieszczęśników, którzy muszą zjeść zgniłe jadło.
Tygrysy będą atakować, ale sukces nie jest pewny, bo dwa zwierzaki tego samego gatunku będą mogły się skutecznie obronić tworząc gang. Nie jest to prosta decyzja, bo gang je jak pojedyncze zwierzę, ale mina głodnego tygrysa (czy tego kto go zagrał) jest warta takiego poświęcenia. Jeśli jednak tygrysie łowy się powiodą, to stos punktów znacząco się wzbogaci. Czasem do jedzenia próbują dopchać się młode. O ile nic nie przeszkodzi rodzicom, to one też coś chapną. Jako ostatni do żarcia dobiera się guziec – ten bliski kuzyn świni żre podwójnie ;)
Śmiech generowany chaosem
Losowa ręka oraz równie losowy układ kart pożywienia powodują, że zabawa nakręcana jest zaskoczeniami ujawnianymi wraz z odkryciem wszystkich kart. Zdarzają się najdziwaczniejsze układy – tygrysy szaleją albo obejdą się smakiem, gdy nie ma samotnych małp i bawołów. Słonie powinny być pewniakami, ale węże działają wrednie. Guziec czasem jednak zostaje przed pustym zupełnie stołem…
Jeśli potraktować Jungle Brunch jako poważne wyzwanie, to gra rozczaruje. Niewiele możemy zaplanować wobec tak wielu zmiennych czynników. Jednak gra powinna się świetnie sprawdzić w luźniejszych klimatach albo właśnie w gronie młodszych. Dla dzieciaków będzie to na pewno świetny generator emocji przez całe 9 tur. Partia mija na tyle szybko, że bez problemu można zagrać ich kilka szukając rewanżu za nieprzychylny los.
Chwila niepewności czy nasze karty złapią cenne punkty. Albo lekko skrzywiony uśmiech, gdy ktoś nam sprzątnie sprzed nosa wartościowy łup czy wręcz zabierze naszą kartę…
Gra się sprawnie, raczej nie ma problemów z objaśnieniem zasad, a każdy może wygrać z każdym. W sam raz na deszczowe, letnie popołudnie.
Resume
Planszomaniakom ten tytuł chyba nie sprawi wielkiej satysfakcji. Stąd ocena w stylu BGG 6.5/10 – można zagrać przy odpowiednim nastroju. I tak się to przekłada na ocenę końcową 3/5. Gra ma fajny pomysł na blefowanie podczas zagrywania kart, a ryzyko związane z kilkoma możliwymi sytuacjami nie pozwala na beztroskę. Losowość doboru kart ogranicza dość wyraźnie nasze opcje i gra pełna jest zaskoczeń generowanych bardziej przez los niż świadome wybory graczy. Jednak osoby mające okazję do grania z młodszymi albo szukające lekkiej, zabawnej i niestresującej gry na lato mogą spokojnie podciągnąć ocenę o jeden w górę.
Ogólna ocena
(3/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(4/5):