Bardzo Cię proszę, nie czytaj tej recenzji. Gorąco zachęcam – kliknij w któryś z ciekawych linków na Games Fanatic i spędź miło kilka chwil nad jakimś fajnym tekstem. Błagam, odpuść sobie. Po co to czytasz? Nie widzisz opisu pod ilustracją pudełka z lewej strony? Przecież wiadomo, co się wydarzy, jak klikniesz w „Zobacz więcej…”. Nie mów tylko, że nie ostrzegałem! Recenzja Babelo, gry totalnie towarzyskiej! wydawnictwa Trefl, tu się niestety zaczyna.
Za jakie grzechy otwierałeś to pudełko?
Jeśli z jakiegoś powodu (pomijając pokusę wygrania Fiata 500 w organizowanej przez wydawcę loterii) otworzyłeś pudełko Babelo, to znajdziesz tam:
- mnóstwo powietrza śmierdzącego drukarską farbą
- 165 kart z pytaniami
- planszę
- 6 ohydnych, plastikowych pionków do gry, wyciągniętych z zasobów magazynowych wydawcy z początku lat 90. (ok, konfabuluję, ale bym się nie zdziwił)
- kostkę K6, która na pewno leżała na półce w magazynie obok wspomnianych pionków
- klepsydrę (fajnie, przyda się do jakichś innych gier)
- notes do rysowania
- instrukcję
Rozwinę nieco temat pionków i kostki… Albo nie, niczego nie będę rozwijał. Spójrzcie sobie na zdjęcie. Śliczne, prawda? Dodam też, że nie ekscytowałbym się zbytnio 165 kartami, bo się powtarzają. Wyobrażacie sobie? Grasz w grę kalamburową i ciągniesz to samo hasło, co poprzednik, bo w grze po prostu powtarzają się karty. No, rewelka. Plansza. Przepraszam, ale na sam widok można dostać oczopląsu. Jeden z moich mniej subtelnych współgraczy zapytał czy ktoś się na nią zrzygał sałatką owocową. Szczerze mówiąc nie wiem, ale brzmi to jak naprawdę sensowne wyjaśnienie zamysłu designera. I jeszcze ten zapach. O co chodzi z tymi zapachami, to już kolejna polska gra, która dziwnie pachnie w ostatnich miesiącach. Była promocja na farby drukarskie, czy co? Ludzie, przecież gracze też mają nosy. Litości!
Skoro już otworzyłem, to zagram
No i zagrałem. Niestety kilka razy – przekleństwo recenzenta. No dobrze, ale o co chodzi w Babelo? Musimy dojść od startu do mety. Wiecie, jak w Wężach i Drabinach. Albo chińczyku. Rzucamy kostką i w zależności od koloru będziemy opowiadać, pokazywać lub rysować hasło. Hasła zapisane są na kartach i przedstawiamy to hasło, które przypisane jest do liczby oczek, wyrzuconej przez nas podczas ruchu. Czas prezentacji odmierza klepsydra. Jeśli ktoś zgadnie nasze hasło, otrzymuje kartę (przydadzą się później), a my zostajemy w miejscu, do którego doszliśmy. Jeśli nikt nie zgadnie – karta jest odrzucana, a my cofamy się tam, skąd przyszliśmy. Co to oznacza?
Że przy odpowiednio złośliwych graczach nigdy nie wejdziemy na pole mety, bo po prostu nie będą zgadywać, kiedy to my będziemy rzucać kostką. Dobra, idziemy dalej. Jeśli nasz pionek wyląduje na polu z teleportem, to – o ile zgarnęliśmy po drodze kartę z Kluczem – możemy śmignąć do drugiej bramy teleportu. Jeśli jednak wdepniemy w tę drugą bramę nie mając karty Kotwicy, cofamy się do pierwszego pola teleportu. Co lepsze, kiedy lądujemy na teleportach, nie przedstawiamy haseł. Co to oznacza? Przy odpowiednio pechowym rzucaniu kostką przez godzinę można kręcić się w kółko, nigdy nie prezentując żadnego hasła (casus bratowej). Wyobrażasz to sobie? Godzina gry w kalambury bez grania w kalambury?! Mniam! Oprócz kart z Kluczem i Kotwicą mamy jeszcze sześć innych kart, które możemy zdobyć odgadując prezentowane przez kogoś hasła – rusz się o +/-1 pole więcej, wykonaj jeszcze jeden ruch, przedstaw wylosowane hasło w dowolny sposób, przedstaw dowolne hasło albo zaatakuj przeciwnika, każąc mu wykonać polecenie z zagrywanej karty. On może się bronić odrzucając podobne karty… No generalnie spory galimatias, do którego nie ma na mapie żadnej legendy. Nie ma też legendy do oznaczeń kolorów na mapie, więc ciągle trzeba sprawdzać w instrukcji, czy na fioletowym polu pokazujemy, opowiadamy czy może rysujemy. Gra kończy się, gdy ktoś dojedzie do mety, a w wariancie drużynowym dodatkowo musimy upewnić się, czy wszyscy członkowie drużyny prezentowali już jakieś hasło.
Kilka ciepłych słów podsumowania
Po pierwszej partii chciałem odesłać grę do wydawcy, ale koledzy i koleżanki z redakcji uparli się, żeby dać szansę, wypróbować inne warianty… No to dałem. Było suuuper. Serio. Udało mi się na przykład zrazić bratową na tyle, że powiedziała, że ona już chyba jednak nie chce grać w te nasze planszówki, bo to idiotyczna zabawa jest. Ba, w rozpaczy naciągnąłem nawet moją kochaną mamę na partię. Tu przynajmniej było miło i rodzinnie, bo po dwóch i pół godzinie gry (graliście kiedyś na trzeźwo w zepsutą grę kalamburową przez dwie i pół godziny?) rozpacz udzieliła się i jej. Wariant drużynowy sporo zmienia. Wtedy, oprócz naszej wątpliwej zabawy, możemy nudzić się i frustrować drużynowo. Gra ciągnie się niemiłosiernie. Serio. Przez 2,5 godziny w 5 osób nie dokończyliśmy gry, bo już nam się po prostu nie chciało. Karty się powtarzają, więc hasła też się powtarzają i to w jednej rozgrywce. Wykonanie jest koszmarne, kolory fatalne, zasady nieintuicyjne. Pionki i kostka wyjęte z poprzedniej epoki nie poprawiają wrażenia. Naprawdę, nie wiedziałem, że możliwe jest schrzanienie gry kalamburowej. A jednak Treflowi się udało. Szkoda, bo kiedy usłyszałem o loterii z Fiatem, pomyślałem, że planszówki w Polsce jadą pełną parą. No to sobie pojeździły.
To jest zepsuta, zła gra. Nikomu jej nie polecam i nigdy już w nią nie zagram. Szanuję pracę osób, które ją przygotowały i wydały, ale boję się, że ich energia poszła na marne, a samo Babelo ma służyć jedynie pompowaniu marketingowego bąbello.
Plusy:
+ Można sobie wziąć klepsydrę
+ Można wziąć sobie karty i (po wywietrzeniu z tego okropnego smrodu) zagrać w zwykłe kalambury
Minusy:
– wszystko inne
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(1/10):
Ogólna ocena
(1/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Krótko mówiąc: nie da sie grać.
Zgadzam się w pełnej rozciągłości.
Na Festiwalu Gramy byłem w ramach konkursu „Obiegówka” zmuszony zagrać w Babelo i to był jakiś dramat. Durne hasła, obrzydliwa plansza, a do tego wszystkiego obraz nędzy i rozpaczy pogłębiała pani z Trefla, która grała z nami i sama nie była w stanie połapać się w zasadach, zerkała co chwilę do instrukcji i była wyraźnie zagubiona.
Swietny tekst. Co do produktu, to jest to kpina, ktora moze tylko zniechecic ludzi do planszowek.
ostra recka, no ale ostry recenzent ;) Ja kalamburowatych gier zbytnio nie lubię, szkoda czasu, jak tyle ciekawych fillerków wokoło. Dzięki za ostrzeżenie. A pudełko jakoś tak mi się kojarzy z proszkami do prania. Wygląda kiczowato już na zewnątrz a co dopiero w środku.
Mi tekst się niespecjalnie podoba. O tym, że „targetem” gier Trefla nie są geekowie, lecz klienci supermarketów (i że poziom tych gier zazwyczaj jest… ekhm… adekwatny), to chyba wszyscy stali czytelnicy GF wiedzą od dawna.
Sądzę, że lepiej było zaadresować reckę, do przypadkowych gości i spokojnie wykazać dlaczego „Bubelo” nie ma startu do masy kalamburowych gier na rynku (choćby do skądinąd wydanej przez Trefl Pictomanii).
Utyskiwanie na pionki i kostkę niezbyt adekwatne do przewinienia (nie widzę w tego typu grze wielkiej wartości dodanej w „kastomowych” meeplach i kościach) – raczej pokazuje negatywne nastawienie emocjonalne recenzenta i poddaje w wątpliwość dalsze tezy (casus Wookiego;)
Leser, trochę niesprawiedliwie chyba porównałeś mój tekst do krotochwilki Wookiego o Tash Kalar. Ja spędziłem nad Babelo kilka zlanych potem godzin, udało mi się trwale lub czasowo zrazić do planszówek kilka osób, wyraźnie wskazałem miejsca, w których gra jest zepsuta, a ocena wartswy wizualnej również należy do moich obowiązków, jako recenzenta. Co do argumentu o tym, że gry kalamburowe nie są dla geeków, a dla „klientów supermarketów”, jak byłeś łaskaw ich określić – kwestia dyskusyjna. Dixit to gra kalamburowa a jakoś „chodzi” wśród geeków. Trefl dokonał niemożliwego – zepsuł grę kalamburową. I dlatego otrzymał tak niską notę.
Pozdrawiam,
Kuba
No geek na wakacjach też gra w kalambury, sam byłem świadkiem grania w Pictomanię, Dixity, Timesupy itp.
Te pioneczki… produkuje się je od lat. Dlatego są taniutkie, taniusieńkie. Ale przeciętnemu klientowi z marketu to nie musi przeszkadzać. Gorzej z tym, że można się kręcić w kółko…
Ale ja nie twierdzę w żadnym wypadku, że gry kalamburowe nie są dla geeków, tylko że gry Trefla nie są do nich (do nas) adresowane. Zatem obśmiewanie ich z geekowskiego punktu widzenia, to trochę taka „oczywista oczywistość” (niestety), a przypadkowy człek, który postanowił znaleźć coś o tego typu grach w necie z tekstu niewiele się dowie o alternatywach. Tylko do tego piję.
Do filmiku Wookiego porównuję tylko pod względem emocjonalności. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że ból wykonywania obowiązku recenzenckiego był w Twoim przypadku o niebo większy i szczerze go współczuję!
No Trefl coraz odważniej sobie poczyna na rynku gier planszowych. Zatrudnia specjalistów i zaprasza designerów do współpracy :). Jest nadzieja, że nie robi tego dlatego, bo puzzle gorzej się sprzedają, a trzeba jakoś zapełnić wykupione w marketach regały – choćby licencjonowanym crapem. Choć Babelo temu przeczy jak widać ;).
Leser – rozumiem, że chciałbyś, żeby w tekście pojawiły się propozycje innych, lepszych tytułów kalamburowych? Brzmi sensownie, ale może o takie porównanie postaram się ja, albo inny członek redakcji pokusić w osobnym tekście. A może sam miałbyś ochotę taki gościnny tekst popełnić?
Emocje, przyznam, pojawiły się, ale powtarzam, były wynikiem pracy, a nie jednorazowego rzutu okiem w przypadkowo wybranym trybie i składzie osobowym ;)
Dokładnie o to mi się rozchodzi. Podkreślę tylko jeszcze, że wszystkie uwagi zgłaszam w dobrej wierze, a nie tylko po to, by sobie na internetech popyskować ;)
Dzięki za propozycję debiutu! Bardzo mnie kusi, aby popełnić jakiś tekst, ale niestety z gier kalamburowych jestem za cienki w uszach (znam dobrze tylko Dixit, Barbarossę i Time’s up – bez ogrania Pictomanii, Identika, Pixa, czy choćby Activity chyba nie ma się, co porywać)
Myślę, że najlepiej byłoby porównać Babelo z Activity, bo w obu są te same sposoby odgadywania haseł: na podstawie słow, rysunków i przekazu na migi
Leser. jeśli gra jest do kitu, to wmawianie klientom supermarketów, do których domniemanie jest skierowana, że DLA NICH jest okey świadczyłoby o traktowaniu ich jako graczy gorszego sortu, a nie o to chodzi w propagowaniu naszego hobby
Veridiana. Wielkie dzięki za uzmysłowienie mi na czym polega propagowanie naszego hobby. Sam bym na to zdecydowanie nie wpadł. Jednocześnie byłbym niezmiernie, niewypowiedzianie, dozgonnie wdzięczny gdybyś zechciała wskazać jakieś zdanie w którym sugeruję aby ukrywać fakt że gra jest do luftu. Z góry dziękuję i życzę powodzenia.
A tak jak jakoś przebijało z tonu… ;)
Ale czym miało by się różnić utyskiwanie nie-geeka na tę grę od utyskiwania KubyP? oprócz zaproponowania alternatywnych tytułów, które zespute nie są?
To ja może jeszcze raz postaram się spokojnie to wytłumaczyć:
Geekowie mało interesują się grami Trefla (a może się mylę?), ponieważ te gry w ogromnej części adresowane są do niedoświadczonego, niewyrobionego odbiorcy (mylę się?) i przy ich tworzeniu nikt takimi drobiazgami, jak np. zgrabna mechanika, się nie interesuje.
Mnie druzgocąca recenzja kompletnie nie zaskoczyła i nie sądzę, by ktokolwiek ze stałych czytelników był specjalnie zdziwiony (ktoś jest?).
Jeżeli jednak trafiłby tu jakiś przypadkowy internauta to mógłby się zdziwić. W treść recenzji uwierzyłby lub nie i… zostałby bez dalszych wskazówek, gdzie i czego szukać. Dla takich osób sądzę warto by wtrącić kilka zdań o porządnych „kalamburówkach”. Kilka zdań, parę tytułów – to wszystko. Po prostu sądzę, że podniosłoby to wartość merytoryczna tekstu.
Dosyć. Miała być niewinna uwaga, a wyszła dyskusja a’la Pnącza ;)
Leser, nie rozumiem, czemu recka Ci się nie podoba. Negatywne nastawienie i frustracja przelana na papier brzmiała bardzo zabawnie. Zapewniła obecnym tu geekom chwilę rozrywki. Brak kontrpropozycji nie sprawia, że tekst mi się nie podoba, tylko jest to co najwyżej drobny minus. Ja się ubawiłem! :)
Baartoszz, negatywne nastawienie? Frustracja, nie przeczę, pojawiła się w ilościach ogromnych, ale negatywne nastawienie? Gdybym nie lubił gier kalamburowych, to bym nie brał tego tytułu do recenzji. Chyba chciałeś napisać coś złośliwego i dowcipnego, ale Ci nie wyszło ;)
Jak widać, nie tylko Kuba ma negatywne odczucia w stosunku do Babelo
http://wpajeczejsieci.blogspot.com/2014/02/babelo.html
Krytka poniżej pasa ;( Hm…jaki to problem modyfikować sobie grę na swój użytek i co za tym idzie dla lepszej zabawy …? Babelo może stać inspiracją :)ja bawiłam się świetnie z rodzinką dwa pokolenia a w porywach może trzy…. niedogodności można przeskoczyć!
a tak abstrahując niechaj autor recenzji zaproponuje coś lepszego w tej kategorii .
@pulpencja
To ja Ci sprzedam świetną grę pt. „Super-ektra-luks-kalambury” w pudełku notesik+ołówek. Cena 50zł (promocja: ostatnie sztuki!) Zasady sobie wymyśl i zmodyfikuj jak Ci się podoba. Grunt żebyś się dobrze bawiła. Brak instrukcji z mej strony to tylko niewielka niedogodność, którą na pewno dasz radę przeskoczyć. ;)
Hm. Cieszę się, że gra Ci się spodobała i na dodatek Cię zainspirowała. Niedogodności z pewnością można przeskoczyć, kwestia chęci, których mi zdecydowanie zabrakło po zderzeniu się z niewyobrażalną dla mnie w świecie profesjonalnego wydawania gier nonszalancją.
Co do lepszych gier kalamburowych i słownych, polecam Time’s Up, Tabu, Koncept, Activity, a nawet Party Alias czy choćby zwykłe kalambury.