Przy okazji listopadowych zakupów świątecznych dorzuciłem do koszyka kilka rzeczy w obniżonych cenach, a wśród nich były właśnie „Potwory do szafy”. Robiłem to bez wielkiego namysłu, a przekonały mnie nazwisko autora (Antoine Bauza: Tokaido, 7 Cudów Świata, Hanabi, Ghost Stories), ładne pudełko i cena. Wcześniej niczego o grze nie wiedziałem, więc zakup był prawie w ciemno, ale 25 złotych można zawsze odżałować. W końcu kupno gry dla własnych dzieci da się obronić nawet przed niegrającą rodziną/żoną/teściową (niepotrzebne skreślić).
Pierwszy kontakt jest zachęcający – nieco surrealistyczne obrazki potworów na pudełku, zrobione w miłej dla oka kolorystyce. Wykonanie też przekonuje. W pudełku jest instrukcja, talia 20 kart, 15 żetonów, a sama wkładka/wypraska to majstersztyk – zrobiona w kształcie tekturowej szafy z otwieranymi drzwiami. Ma to znaczenie, bo właśnie tutaj będą wkładane tytułowe „Potwory do szafy” i ten element nie tylko został ładnie zaprojektowany, ale też doskonale wykonany. Zresztą żetony i karty też są przepiękne. Ogromna tu zasługa polskiego ilustratora Macieja Szymanowicza (m.in. Piraci, Mali Powstańcy i wiele gier dla dzieci) – polskie wydanie ma zupełnie inną szatę graficzną, niż francuski oryginał. I oczywiście jest to kwestia gustu, ale dla mnie polska wersja jest dużo ładniejsza i zachęcająca do kontaktu z samą grą. Francuskiej brakuje trochę lekkości i jest taka… siermiężna.
Fabularnie gra ujęła mnie nietypowym, ale bajkowym podejściem. Spod naszego łóżka wychodzą kolejno potwory i musimy je odesłać do szafy, żeby móc spokojnie pójść spać. Ponieważ każdy z potworów boi się konkretnej zabawki, musimy je tymi właśnie zabawkami odsyłać do zamknięcia. I tyle. „Potwory do szafy” to typowa kooperacja – wszyscy współpracujemy i albo razem wygramy, albo potwory nas pokonają.
Setup przebiega szybko: wykładamy na stół zakryte żetony zabawek, na środku kładziemy zakrytą talię potworów, a obok pudełko z szafą. Następnie odkrywamy pierwszą kartę i kładziemy ją obok talii. Rewersy kart mają ilustrację dziecka leżącego w łóżeczku, więc stos kart do dociągu pełni rolę łóżka, spod którego wyczołgują się potwory. Czyli poprzednie zdanie mogłoby wyglądać inaczej: spod łóżka wyczłapuje potwór i układa się na dywaniku, żeby nas straszyć.
Każda karta zawiera bajkowy i nieco odrealniony obrazek kolorowego potwora oraz ikonkę zabawki, której ten się boi, a na żetonach pokazano te właśnie zabawki. Mechanizm rozgrywki to prościutkie i wiekowe memory – odkrywamy dowolny zakryty żeton i wykonujemy jedną z dwóch akcji, po czym odkładamy żeton na miejsce. Jeśli odkryliśmy żeton zabawki, której boi się odkryty potwór, odkładamy jego kartę do pudełka/szafy, a na to miejsce dociągamy nową. Albo: w stosie zabawek znaleźliśmy właściwą i potwór z piskiem ucieka schronić się do szafy. Jeśli odkryliśmy niepoprawną zabawkę, odkładamy żeton na miejsce, a dodatkowo odwracamy jeden segment trzysegmentowego potwora zębogona. Albo: wyciągnęliśmy niewłaściwą zabawkę i potwór zębogon śmieje się złośliwie. Po odwróceniu trzeciego segmentu zębogona musimy odkryć nową kartę potwora. Albo: swoim trzecim złośliwym śmiechem zębogon przywołuje spod łóżka nowego potwora.
W pudełku są też dwa żetony specjalne: jeden powoduje przymusową zamianę dwóch żetonów miejscami, a drugi natychmiastowe wyjście nowego potwora spod łóżka. Obydwa żetony można też usunąć z rozgrywki, kiedy gra się z najmłodszymi i początkującymi.
Gra kończy się na dwa sposoby: albo odeślemy ostatniego potwora z talii do szafy (wygraliśmy), albo na stole będą leżeć cztery odkryte potwory (przegraliśmy). Ostatni potwór z piskiem schował się szafy i możemy spokojnie zasnąć, albo wokół naszego łóżka zgromadziły się cztery potwory i musimy zawołać rodziców po pomoc.
I od razu mała uwaga do instrukcji – niby gra jest prosta i nieskomplikowana, ale zabrakło opisu sytuacji, co robimy, gdy został nam ostatni potwór i właśnie odwróciliśmy trzeci segment zębogona. My graliśmy zawsze tak, że po prostu szukaliśmy żetonu do skutku, ale równie dobrze można sobie wyobrazić, że w tym momencie przegrywamy.
Gra skaluje się dobrze – w każdym składzie (1-6 osób) przebiega tak samo sprawnie i charakter rozgrywki się nie zmienia. Choć wariant solo dostarcza jakby mniej emocji. Całość trwa maksymalnie 10 minut (zwykle krócej), więc zwykle dzieci chcą rozegrać kolejną partię. I za drugim razem bawią się tak samo dobrze. Dodatkowo w instrukcji są jeszcze opisane dwa warianty: dla młodszych graczy i rywalizacyjny. Pierwszy powoduje, że nie da się przegrać (gramy bez zębogona), a w drugim karty potworów zbieramy przed sobą i wygrywa osoba, która uzbiera/przegoni ich najwięcej. Jest to jednak nieco mniej klimatyczne, bo nie wyganiamy potworów do szafy i z tego choćby powodu nie przekonuje mnie do siebie.
Grę testowałem intensywnie na swoich trzyletnich trojaczkach – stanowią naprawdę wymagającą grupę graczy i o ile na początku trzeba ich było trochę powstrzymywać przed podglądaniem żetonów, o tyle później już same pilnowały reguł a nawet uczyły grać innych dorosłych. Czyli z ogranymi trzylatkami można posadzić babcię i zostanie przez nie dokładnie wprowadzona w rozgrywkę. Starsze dzieci raczej się szybko znudzą (w końcu jest to prostu kolejna wariacja na temat memory – 10-latka i 12-latek nie byli zainteresowani rozgrywką), ale dla kilkulatków jest to świetny tytuł i do takiej grupy jest w końcu skierowany (3-8 lat). Ja też – o dziwo – dobrze się bawiłem. Na pewno była to zasługa zarówno mechaniki, jak i pięknego wykonania – dodawanie fabuły przychodziło nam bez wysiłku i dzieci same opowiadały, co się dzieje.
W tej chwili (choć preferencje w tym wieku zmieniają się szybko i zdecydowanie) jest to ulubiony tytuł moich dzieci, tuż przed „W ogrodzie”. Obie gry są oparte na podobnym mechanizmie, i o ile „W ogrodzie” wygrywa wykonaniem (piękne drewniane i sznurkowe elementy), o tyle „Potwory do szafy” zdecydowanie prowadzą w kategorii tematyki. W końcu co może być bardziej satysfakcjonującego, niż zwycięska walka z potworami gramolącymi się spod łóżka?
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(10/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.
U mnie w domu także był to hit! Z 5 letnią córką rozegraliśmy kilkadziesiąt partii. Jest troszeczkę za prosta (dla pacholęcia planszówkowo wytrenowanego) – ale to nie koniecznie jest wada ;) nic nie dostarcza dziecku takiej satysfakcji jak wygrana z bandą potworów.
Gra testowana na dzieciach. Sprawdziła się w domu, była z nami nad morzem. Aż nastąpił przesyt :) prosta alternatywa dla typowej pamięciówki. potwory ładnie zachęcają dzieci do współpracy.
całkiem niezła gra -polecam