Jää Sulaa, co z pewnym mozołem udało mi się przetłumaczyć jako „Już się topi” (cóż za chwytliwy tytuł dla polskiej edycji!) to gra przypominająca z okładki jak żywo Hej, to moja ryba!. Podobieństwo dotyka jeszcze charakteru rozgrywki, można powiedzieć, że bardziej kierującej się w stronę nurtów logicznych oraz odbiorcy – czyli rodzin. To, co propozycję fińską wyróżnia to fakt, że jeszcze nigdy nie miałam tylu problemów z otwarciem pudełka…
Jest ono strasznie ciasne. Najlepiej w tym względzie radziły sobie dzieci, wciskając swoje małe paluszki między zakleszczone krawędzie. Ale do otwarcia i tak potrzeba co najmniej dwóch osób. Nic to, kilka mniej sentymentalnych podejść i pudełko w końcu się podda.
Gra zawiera raczej ascetycznie prezentującą się garść elementów, których przeważającą część stanowią sześciokątne kafelki kry. Kafelki po rozłożeniu na planszy, która kompletnie nie chce leżeć płasko zaczynają po niej „pływać”, bo tworzą zlodowaciałą powierzchnię gry na zasadzie stykania się ze sobą. Przy poruszeniu jednego kafelka mamy więc efekt domina. A poruszać je trzeba nader często.
Gra polega na zebraniu wokół mamy-pingwina (duży pionek) wszystkich jej dzieci (małe pionki). Na koniec gry za każde swoje dziecko uczepione maminej spódnicy dostaniemy punkt dodatni, za każde cudze ujemny. W trakcie swojego ruchu gracz po pierwsze „topi” jeden dowolny, byle pusty, kafelek kry, a następnie wykonuje ruch na jeden z trzech sposobów. Dodatkowo, na topniejących kafelkach znajdują się nierzadko oznaczenia akcji specjalnych, które jak na grę rodzinną przystało – są zakryte, więc dostają nam się losowo. Gra toczy się szybko, pingwinki chodzą po lodzie, pływają, lub suną po wodzie na krze i dość szybko dochodzi do sytuacji, gdy każda rodzina okupuje inny skrawek lądu i zaczyna się wyścig z czasem, aby wszystkich zebrać razem.
Gra nie jest wymagająca, nie przepali nam żadnej żaróweczki, ale jest nawet sprytnie pomyślania i w sam raz do gry z dziećmi. Sami dorośli raczej się przy niej nie zabawią, w przeciwieństwie do Hej…! Natomiast dzieci we własnym towarzystwie świetnie sobie poradzą, za wyjątkiem kwestii sunięcia po krze, która została dosyć mętnie opisana w instrukcji i którą trzeba zaprezentować dzieciom na kilku przykładach.
Grając z dzieciakami (12 lat) na kole gier w swojej szkole zostałam bezczelnie ograna, dzieci przemyśliwały swoje ruchy, załapały możliwości brzydkiego blokowania (tak, aby pingwin nie mógł ani chodzić, ani sunąć), a potem bawiły się w swoim gronie tłumacząc grę jedni drugim. Bardzo im się spodobała, choć do estetycznych fajerwerków jej daleko (na mój gust, to za wyjątkiem pionków jest ona po prostu brzydka, co zdjęcia skrzętnie tuszują). Dzieci nie miały także takiego odruchu jak ja, by co chwilę poprawiać rozłażącą się planszę.
Zasady skromne, wykonanie skromne, więc i recenzja niezbyt obfita. Ale gra daje radę, akuratnie trafiła do dzieciaków, choć nie kusi ich żadnymi planszowymi cuksami, a wręcz każe myśleć. Dzieci jednak w swoim gronie lubią robić sobie na złość, a na to fińska gra o melodyjnym tytlule akurat pozwala, nawet gdy podział terytorialny już sie ustali. Nie sądzę jednak, aby rodzice celowo musieli wypatrywać tego tytułu, bo ani piękny, ani wyjątkowo oryginalny nie jest. Na pewno w podobnej kategorii znajdzie się jeszcze kilka, tak samo dobrych, jak i kilka lepszych pozycji.
P.S. Charakterystyczną cechą wydawnictwa Roll D6 Games jest dorzucanie do pudełka zielonej kostki do gry. Na szczęście wydawnictwo nie postawiło sobie za punkt honoru budowania mechaniki wokół jej wykorzystania.
PLUSY: szybka, nie głupia, ciężkość w sam raz na rodzinne rozgrywki, rozgarnięte dzieci we własnym gronie nie będą mieć problemów, odpowiednia dawka negatywnej interakcji
MINUSY: niezbyt porywające wykonanie, wykrzywiająca się plansza i przesuwające się kafelki, mało oryginalna
Jää Sulaa, autor: Jarno Siekkinen
Liczba graczy: 2-4
Czas gry – do 45 minut
Dziękujemy firmie Roll D6 Games za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(4/10):
Ogólna ocena
(6.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.
Mnie ta gra bardziej niż z Hej, to moja ryba kojarzy się z Alaską
Mozół się jednak nie opłacił. Jak ktoś słusznie zauważył, tłumaczenie tytułu to raczej „Lód” się topi”. Co ciekawe, wpisując w słownik google pierwsze słówko tytułu nie wyskakiwało mi polskie tłumaczenie jako „lód”, ale wpisując odwrotnie już tak.