Na polskim „rynku” autorów planszówek wciąż mało jest gier wagi ciężkiej. Sporo gier rodzinnych, kilka gier dla graczy średniozaawansowanych (jak choćby Magnum Sal czy Neuroshima Hex), ale potężnych kobył raczej brak. Nie wiem z czego to wynika, może z lęku wydawców przed wciąż jeszcze jednak niewielkim rynkiem (Filip Miłuński w wywiadzie udzielonym niedawno Dziennikowi Gazecie Prawnej oszacował, że geeków, skłonnych wydać 100 i więcej złotych na grę, mamy w kraju około 3 tysięcy)? Tak czy siak, gdy usłyszałem, że Krzysiek Matusik stworzył kolosa, długą, optymalizacyjną grę produkcyjną, zastrzygłem uszami. Co z tego strzyżenia przyszło? Zapraszam do zapoznania się z recenzją gry „Craftsmen”.
Sugerowana cena detaliczna Craftsmenów to 99,95 PLN. Za tę kwotę dostajemy zaskakująco niewielkie pudełko (co jest plusem, niektórzy, również polscy, wydawcy lubią pakować do pudła gigantyczne porcje mieszanki azotu, tlenu i innych gazów) a w środku:
- ponad sto wydrukowanych na dobrym, lakierowanym papierze kart
- planszę
- trochę żetonów
- naprawdę sporo drewna – ponad 150 znaczników
- instrukcje w 3 językach
Graficznie gra prezentuje się naprawdę atrakcyjnie, a instrukcja ma 8 stron i jest napisana jasnym, przejrzystym językiem. Czasem wręcz niepotrzebnie powtarza się różne zasady, ale to chyba taka zachodnia moda – by upewnić się, że gracz czegoś nie przeoczył. Niestety, nie ustrzeżono się błędu w instrukcji, nie jest to może jakaś gigantyczny problem, ale na pewno ma wpływ na rozgrywkę. Dostępny FAQ załatwia sprawę, ale jakiś tam zgrzyt jest. No cóż, jak będzie dodruk, pewnie się poprawi.
Plansza jest bardzo ergonomicznie zaprojektowana, niewiele miejsca się na niej marnuje, jest przejrzysta, przywodzi na myśl może nieco tę znaną z Le Havre. W ogóle, cały tytuł gdzieś tam prosi się o takie porównanie, całość bowiem sprowadza się do tworzenia ciągów produkcyjnych. No właśnie, o co chodzi?
W dużym skrócie chodzi o to, by:
- Rozstawić swoich robotników na planszy przy polach akcji, gdzie liczba miejsc jest ograniczona.
- Rozpatrzeć po kolei pola akcji, wykorzystując czasem ich ulepszoną wersję.
- Zarządzać pieniędzmi, za pomocą których kupimy projekty budynków, które później będziemy mogli również za pieniądze wybudować…
- … po to, by produkować surowce, które zamienimy w lepszych budynkach na półprodukty, które zamienimy w najlepszy budynkach na końcowe dobra…
- … który poupychamy na statkach handlowych (troszkę jak w Puerto Rico, tylko tu możemy wypchnąć czyjeś towary do wody) i zdobyć za to punkty.
Oczywiście gra ma więcej zasad i możliwości zdobywania punktów też jest jeszcze kilka, ale nie będziemy tutaj robić bryku z instrukcji. Natomiast warto wspomnieć o:
- Kolorowej walucie, która pozwala kupować projekty w odpowiadających jej kolorach, a z kolei zebranie kilku kart w tym samym kolorze skokowo zwiększa ich wartość. To fajne rozwiązanie, które pozwala mocno ograniczyć wynikającą z samego faktu użycia kart losowość.
- Bardzo fajnym mechanizmie zarządzania punktami pracy, dzięki którym produkujemy towary, choć ja bym może wolał ich jeszcze mniej, by skrócić bardziej kołderkę.
- Możliwości wypychania się z magazynów kupieckich i statków, co wymusza na graczach ostrą walkę o pierwszeństwo i implikuje trudne strategiczne decyzje.
- Wyścigu technologicznym – kto pierwszy stworzy dany łańcuch produkcyjny, dostaje dodatkowe punkty.
Niestety, choć bardzo chciałem zakochać się w Craftsmenach, to nie mogę. Z kilku powodów. Po pierwsze, czas gry. Ja rozumiem, ze to gra dla zdecydowanie zaawansowanych graczy. Ale 50-70 minut na gracza (bo tyle wychodziło mi w trakcie kilku partii, które zagrałem), oznacza nawet 5 godzin gry przy pięciu osobach. To po prostu mordęga, szczególnie, że ten czas nie wynika z multum decyzji, ich tak naprawdę w grze nie ma tak wiele, ale po prostu z oczekiwania na swoją kolej. Jeśli w którymś polu akcji nie wstawiłem się w ogóle, a jest tam na przykład sześć pionów akcji, to na swoją kolej będę czekał ze dwadzieścia minut. Niefajnie.
Wspomniałem o braku wielu decyzji. No właśnie. Gra pozornie daje nam gigantyczne możliwości wyboru – czy pójść w taką produkcję, czy taką, czy kupować projekty, stawiać budynki, etc… Ale tak naprawdę, to inni gracze podejmują decyzje za nas. Jeśli Kasia wzięła ten budynek, to ja muszę wziąć inny, żeby nie dublować się w ciągach technologicznych i zwiększyć swoje szanse na dodatkowe punkty. Czy wystawiać towary na statek? To nie decyzja, to sens gry. Czy i co produkować? Tak, produkować. To, co mogę. Czy wstawiać się na dane pole akcji? Jeśli nie trzeba za nie płacić, to się wstawiać, jeśli muszę to zrobić, to się wstawiać.
Kolejnym felerem są wspomniane mankamenty instrukcji, ale to taki mały minusik.
Podsumowując: Craftsmen to gra z olbrzymim potencjałem, który został zatarty przez, moim zdaniem, za dużo chęci. Autor i wydawnictwo chcieli zrobić polskiego Rosenberga, więc nawciskali tyle potencjalnych wyborów, że zrobił się z tego… brak wyboru. Robisz, to co musisz. I robisz to długo. Zdecydowanie za długo. Naprawdę fajne pomysły i fajne mechanizmy same się pozjadały. Niektórzy narzekają na losowość, ale tutaj akurat będę bronił kart – taki jest urok gier, w których karty stanowią istotny element mechaniczny. Deal with it, albo nie graj w takie gry. Zwłaszcza, że ograniczników tej losowości jest naprawdę sporo (można szybko mielić wybraną talię, choć za odpowiedni koszt).
Podsumowując podsumowanie: Solidny, ciekawy tytuł, ale niepotrzebnie przekombinowany. Za mało faktycznych decyzji jak na tak długi czas gry. Może się spodobać miłośnikom Le Havre, ale niech nie oczekują powtórki z rozrywki. A ST Games (G3) i Krzysztof Matusik mam do powiedzenia jedno: Pionierom jest najtrudniej, ale to im się należy największa chwała. Czekam z niecierpliwością na Wasze kolejne gry!
Za przekazanie gry do recenzji dziękuję autorowi gry, Krzyśkowi Matusikowi.
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.
Kubo, popatrzyłem na ten ciąg budynków, na towary i statki wchodzące do portu. I nie wiedzieć czemu przypomniała mi się sobota ;)
Och, mylne wrażenie, ze Speicherstadt Craftsmeni mają bardzo niewiele wspólnego :)
Interesująca recenzja. Początek strasznie mnie nakręcił, już sprawdzałem stan konta, a potem zimny kubeł na głowę. :(
Choć przy tej cenie (jednak poniżej 100 zł), może warto dać wyraz uznania w nadziei, że będą dalsze – lepsze – tytuły w tym gatunku?
@Adam: moim zdaniem jeśli lubisz gry „settlersopodobne” (np. Neuland) i nie przeraża Cię czas rozgrywki (bo faktycznie taki jest), to spróbować warto.
Adam gra w 18XX, więc Craftsmeni przy tym trwają tyle co chwilerek :)
Tak, dobry jako taki wypoczynkowy przerywnik. ;)
Lizardy Strikes Back:)
Dobra recenzja. Miałem cichą nadzieję, że właśnie te minusy, jakie wymieniłeś, w grze się nie pojawią ;) Ale ten tytuł wypróbuję na bank, jak tylko pojawi się okazja.