Navigare necesse est, vivere non est necesse |Żeglowanie jest konieczne, życie nie jest konieczne| – rzekł Pompejusz w chwili, w której załadowany zbożem okręt miał odpływać do Rzymu, a wokół rozpętała się wichura i załoga nie chciała odbić od brzegu. Pompejusz chciał przekonać podwładnych do wypłynięcia w morze, podkreślając że w tych okolicznościach ich obowiązkiem jest dostarczyć żywność do Rzymu, nie zważając na niebezpieczeństwa. Ja tymczasem spróbuję przekonać Was do tego, że bardziej niż navigare, konieczne jest gravigare (mój fantazyjny neologizm) w kolejne cudowne dziecko Kramera i Kieslinga, jakim jest Nauticus. Zatem w rytmie szantów morskich opowieści: Hej ha! Kolejkę nalej! Hej ha już planszę mamy! Hej ha! No i dalej w Nauticusa gramy!
Nauticus przycumował do portu moich półek na stałe. Rozegrałam kilka partii w każdym wariancie osobowym. Nikogo nie trzeba było do tego zmuszać, ani prosić o wytrwałość przy planszy. Gdy odwiedzają mnie znajomi, jest to tytuł, który aktualnie jest jednym z najbardziej pożądanych. Zakup tej gry można potraktować w kategorii – strzał w dziesiątkę. Wydawnictwo Kosmos jak zwykle spisało się wzorowo jeśli o chodzi o wykonanie i estetykę gry. W pudełku otrzymujemy mnóstwo kolorowych, klimatycznych (maszty, towary, żagle, płytki dziobu, kadłuba, rufy) i solidnej jakości komponentów. Jest ich bardzo dużo, dlatego rozłożenie gry wymaga poświęcenia czasu, ale jeśli mamy wszystko odpowiednio posegregowane, ów czas przygotowania rozgrywki można naprawdę skrócić. Na pochwałę zasługuje świetnie skonstruowana instrukcja. Zasady, mimo że nie należą do najłatwiejszych, są bardzo dobrze opisane, a co najistotniejsze (przynajmniej dla mnie) posiadają skrót na każdej stronie, dzięki któremu łatwo przypomnieć sobie poszczególne działania.
(instrukcja wersja PL dostępna na stronie jednego ze sklepów)
Niekonwencjonalność
To, co cenię w dziełach duetu Kramer&Kiesling to niesamowita pomysłowość i niekonwencjonalność rozwiązań mechanizmów. W Nauticusie na planszy umieszcza się obrotowe koło, które wskazuje ilość robotników. Obręcz koła stanowią dodatkowe bonusy, które może zyskać gracz rozpoczynający daną turę. Dookoła obręczy z kolei ustawiamy płytki akcji. Tak więc po rozłożeniu powyższych elementów układ planszy wygląda następująco:
Działa to tak, że decydując się na daną akcję, w pierwszej kolejności gracz, który ją wybrał otrzymuje przypisany do niej bonus. Bonus otrzymuje się niezależnie od tego czy akcja zostanie wykonana czy spasowana. Następnie rozpatrywana jest liczba niebieskich pracowników na kole. Każde pole, z wyjątkiem pola kotwicy pokazuje 1, 2 lub 3 pracowników. Siła danego gracza jest zależna od ilości niebieskich robotników. Aby ją zwiększyć trzeba dołożyć robotników z własnej ograniczonej puli.
Kolejny krok to już akcja główna (np. zakup żagli, masztów, części statku, transport itp.). Ale, ale…wszystko ma swoją cenę. W zależności od ułożenia płytek na planszy dany rodzaj żagla, masztu lub części statku, kosztuje odpowiednią ilość monet. Ten, który jest za darmo, zgodnie ze złotą regułą musi wylądować w magazynie. Najciekawsze w Nauticusie jest to, że w każdej rundzie zupełnie inaczej ustawione są akcje w koneksji z bonusem i liczbą pracowników. Zmieniają się także ceny na części statku. To wszystko sprawia, że gra staje się różnorodna i niezwykle dynamiczna. Oczywiście strategia jest szablonowa, ponieważ sprowadza się do tylko budowania statków (choć znajdzie się jeszcze kilka miejsc, w których można zdobyć punkty), niemniej jednak w ogóle się to nie nudzi.
Pokrótce, o co biega?
Wiem, że opisywanie zasad nie jest tym, czego człowiek chce się dowiedzieć z recenzji, ale żeby pokazać niesamowitość mechaniki, postaram się w niebywałym skrócie nakreślić o co chodzi w Nauticusie. Każdy z graczy otrzymuje magazyn w swoim kolorze, na którym bardzo dobrze opisano możliwości oraz efekty poszczególnych działań. W magazynie przechowujemy materiały, które otrzymaliśmy za darmo, albo takie, których w danym momencie nie można wykorzystać. Uwaga – podobnie jak w grze Książęta Florencji istnieje zasada – raz położone, nie może się ruszyć. Usytuowane w magazynie części statku nie zmieniają swojego położenia. Zwolnić miejsce można jedynie poprzez akcję transportu. Ponadto każdy zaczyna rundę z potencjalnie 6 ujemnymi punktami. Pozbyć ich się można wyłącznie poprzez zrezygnowanie z wykonania akcji. Wówczas odwracamy kafel na drugą stronę z koroną. Korona liczy się do puli koron, które przynoszą punkty podczas wykonywania jednej z akcji dostępnych na kole. Jest to element, który świetnie balansuje rozgrywkę. Z jednej strony można uprzeć się, by wykonać wszystkie akcje, co wiążę się niestety z utratą sześciu punktów, albo spasować raz czy dwa (w desperacji trzy, choć w ostatniej rundzie to się może opłacać) i nie tracić cennych PZ.
Ostoją gry są rzecz jasna statki. Gracze budują okręty, które w zależności od liczby masztów są warte odpowiednią ilość punktów. Niezbędne do budowy statków części zdobywamy poprzez odpowiednie akcje. Maszty i żagle muszą mieć identyczne herby, ewentualnie warto inwestować w korony, które są jokerami, a ponadto mogą stać się źródłem punktów (patrz wyżej).
W momencie, w którym jakikolwiek gracz ukończy statek gra się zatrzymuje, a ów szczęśliwiec w zależności od liczby masztów otrzymuje gratyfikację. Za każdy maszt w konstrukcji można otrzymać jedną bardzo ciekawą nagrodę.
W końcowej punktacji najwięcej PeZetów przynoszą, rzecz jasna, najbardziej rozbudowane statki – czteromasztowce (aż 35pkt!). Niestety ich konstrukcja wymaga poświęcenia czasu (co w grze dwie osoby jest dość odczuwalne, ponieważ mamy tylko 4 rundy). Nie ma jednak rzeczy niemożliwych. Jedni gracze stawiają na ilość statków, inni inwestują w rozbudowę. Z każdym nowym podejściem do gry można spróbować innego wariantu.
Dodatkowa akcja
Każdy z graczy ma do dyspozycji dodatkową płytkę jednorazowej akcji. Dzięki niej otrzymujemy dwóch pracowników z ogólnej puli. Następnie możemy wybrać jedną z 8 dostępnych akcji na kole i wykonać ją zgodnie z zasadami. Z mojego doświadczenia dodatkowa akcja przydaje się w szczególności przy finałowej rundzie, ponieważ niejednokrotnie pozwala zdobyć mnóstwo cennych punktów. Mechanizm dodatkowej akcji czyni grę bardziej rozbudowaną i umożliwiającą konstrukcję strategii z „asem w rękawie”. Kiedy innym zdaje się, że już niczego nie wykombinujemy, gromimy ich dodatkowym ruchem.
Kto chętnie zagra w Nauticusa?
Na pewno ktoś, kto w planszówkach jest co najmniej średnio zaawansowany. Jest to gra, która stawia wymagania. Rasowi gracze będą czerpać z niej maksimum przyjemności. Każda rozgrywka gwarantuje mnogość kombinacji i pozwala na odmienne strategie. Do tej pory skupiałam się na budowie statków, zaniedbując przy tym akcje z towarami, ale obserwując innych uczestników gry, stwierdziłam że przy kolejnej okazji zainwestuję w jedzenie, ponieważ przynosi to wiele korzyści. Obserwacja przeciwników jest niekiedy kluczowa. Decydując się na daną akcję, warto sprawdzić czy nie przyczynimy się za bardzo do sukcesu przeciwnika. Nauticus, na pozór, wydaje się grą, w której każdy sobie statek skrobie, ale tak nie jest. Centrum interakcji to mechanizm nieustannie zmieniającego się koła. Dzięki temu nigdy nie wiadomo jak ułożą się poszczególne obręcze i co będzie warto wziąć. Może się okazać, że maszt, który w poprzedniej rundzie był najtańszy (dlatego go kupiliśmy) teraz jest już najdroższy i zdobywanie kolejnych wiąże się z większym wydatkiem. Nie wyklucza to jednak możliwości planowania na dłuższą metę, ponieważ zawsze każdy ma więcej niż jeden statek i kolekcjonuje różne maszty.
Pierwsza partia to czas na oswojenie się z grą i mechanizmem koła akcji. Trzeba się wdrożyć w rytm dyktowany przez zmienne ustawienie kafelków i powiązania z liczbą pracowników oraz bonusami. Kolejne spotkania z Nauticusem to już świetna zabawa i uczta dla miłośników kombinowania. Umysły kipią od pomysłów. Kluczem do osiągnięcia sukcesu jest planowanie na zasadzie zębatki – wszystko powinno idealnie pasować (działanie na kole, ilość pracowników, bonus), co pozwoli wyprowadzić niesamowitą i zaskakującą przeciwników złożoną akcję.
Tymczasem chyba muszę zmienić mój opis, albowiem dzięki Nauticusowi, duet Kramer&Kiesling awansował w panteonie moich ulubionych twórców na jedno z czołowych miejsc.
Dziękujemy firmie Kosmos za przekazanie gry do recenzji.
Złożoność gry
(8/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.