Czytając historyczno-biograficzną notkę dołączoną do gry można odnieść wrażenie, że oto obcujemy z growym absolutem. Ktoś wpadł na rewelacyjny pomysł, ktoś inny go docenił, trzecia osoba mimo sceptycyzmu dała się w mig oczarować i dzięki temu możemy teraz cieszyć się przełomem w kostkach na miarę Dominiona, czy 7 Cudów Świata. Rewelacja i rewolucja w jednym! A tu kicha… Nic z tych rzeczy.
Trudno powiedzieć, gdzie chował się autor gry, aby uznać, że uzyskanie na dziesięciu kościach tych samych wyników w kolejnych rzutach jest super nowe i porywające. Pewnie w tym samym miejscu, w którym chowali się przed światem i postępem ci, którzy powiedzieli mu, że pomysł jest wart wydania.
Oto mamy cztery zestawy po 10 kości. Nie powiem, kości solidne, ładne, ciężkie i przyjemnie grzechoczą. Do tego krótką instrukcję. Nic więcej. Jednym więc z plusów/minusów gry jest fakt, że zrobienie „samoróbki” nie wymagałoby większego wysiłku od przejścia się do najbliższego sklepu z zabawkami i zakupienia 40 kostek luzem. Tylko wyjść mogłoby nieco drożej.
W instrukcji dostajemy bogactwo wariantów. Na ile sposobów można bawić się garścią kości? Oprócz standardowego (kulaj tak długo, aż odłożysz na wszystkich kościach ten sam wynik, który wybrałeś podczas pierwszego rzutu i zrób to szybciej od przeciwników) siedem innych dających iluzję urozmaicenia. Podczas gdy tak naprawdę to wciąż tylko zwykłe kulanie z większym lub mniejszym elementem zręcznościowym. Możemy z odłożonych kostek tworzyć wieżę (ale już w „obszernej” instrukcji nie ma słowa o tym, co należy zrobić, gdy wieża się przewróci – a przewróci się na pewno); możemy podzielić kości na dwie grupy i starać się uzyskać dwa różne wyniki; możemy umówić się przed pierwszym rzutem, jaki nominał zbieramy, możemy walczyć z przeciwnikami, możemy tylko z czasem, można sparować czynnik ludzki w dwie drużyny, można czynnik kościany w dwa kolory na łeb, można w końcu zrobić to, co daje jeszcze jako-taką frajdę i zagrać w Tenzi podbierane, w którym musimy ogarnąć nie tylko swoje rzuty, ale i innych graczy i zgarniać „swoje” wyniki na cudzych kościach (oddając tyle samo swoich) i tym samym szybciej doczekać się kompletu.
Recenzowano już wiele gier, w tym gier prostych, banalnych, zadziwiająco ubogich w reguły lub po prostu mechanicznie „ciekawych inaczej”, które okazywały się w praktyce wciągające i emocjonujące (wbrew wszelkiej logice oraz naszemu wygórowanemu mniemaniu o swoim potencjale i ambicjach). Tenzi taką grą nie jest. Przynajmniej nie dla dorosłych. Ale Tenzi okazało się świetną grą dla dzieci i tylko z tej perspektywy ją oceniam. (Moje doświadczenie jest w tej materii zgoła inne od doświadczenia Pingwina, którym Asia podzieliła się na końcu recenzji). Jako że w tym roku dostałam także godziny na szkolnej świetlicy, mam pole do popisu, aby postarać się wychować nowe pokolenie graczy. Krok pierwszy osiągnęłam – odciągnęłam całkiem pokaźną grupkę 6-9 latków od komputera. Tylko że dzieci nie polubiły wariantów. W zamian wymyśliły jakieś dziwne swoje własne. Ale grunt, że grają. W tę losową do granic możliwości mało odkrywczą grę (?), w której większe dłonie zawsze będą mieć teoretyczna przewagę nad mniejszymi (szybciej będą przerzucać kości), ale w której tak naprawdę chodzi tylko i wyłącznie o szybką zabawę z losem i miłe grzechotanie kolorowych sześcianów.
PLUSY: ładnie wydana, odciągnęła dzieci od komputera
MINUSY: nic nowego, nic ciekawego
Pingwin (5/10) – To jedna z najgłupszych gier w jakie grałam. Głupsze już może być tylko grzybobranie. Jedno ją ratuje – wariant Wieża Tenzi. Ułożyć 10 kostek jedna na drugiej pod presją czasu nie jest łatwo. A jeszcze trudniej pogodzić się z upadkiem wieży. Uczucie jakie towarzyszy dokładaniu ostatniego elementu trzęsącymi się rękoma warte jest zagrania w tę grę przynajmniej raz. Na imprezie w odpowiednim towarzystwie ma szansę się sprawdzić, natomiast zdecydowanie nie jest to gra dla dzieci, przynajmniej w tej – IMHO jedynie słusznej – wersji. Widziałam zaskakująco dużo zapłakanych maluchów odchodzących od stolika. W żadnej innej grze mnie to nie spotkało. Nie rozumiem zachwytów nad nią.
Złożoność gry
(1/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(6/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.