Rosyjskie wydawnictwo Rightgames gościło dotychczas na naszych łamach z uwagi na kilka gier, z czego ja miałam okazję recenzować średniopasjonującą propozycję planszówkową pt. Założyciele Imperium. Brzmi odrobinę znajomo, ale z gierką Portalu nie ma niestety nic wspólnego i rosyjska bałałajka odeszła szybko w zapomnienie. Kolejna pozycja zza wschodniej granicy jest już zdecydowanie lepsza, choć… mechanicznie uboższa. Ma jednak ciekawszą i ładniejszą oprawę, solidniejsze wykonanie i temat, który podoba się dzieciom. Zasady gry są na tyle proste, aby narybek szybko wszystko załapał i na tyle świeże, że i dorosły zmuszony zasiąść przy stole ma szansę nie zasnąć.
Bug Race, jak sama nazwa wskazuje, jest grą o wyścigu. Ściga się biedronka, żuczek i jakieś dwa inne paskudztwa. Każdy truchta swoim leśnym torem, owady więc sobie nie przeszkadzają i kto pierwszy dotruchta (ewentualnie dopełznie lub doskacze) do pięknego czerwoniutkiego jabłuszka, ten wygra. Zero komplikacji. Kombinacji też zresztą nie za wiele.
Pierwszy myk czai się w oprawie fabularnej i tym samym graficznej. Otóż, gra ma dwa oblicza. Możemy ścigać się typowymi, genetycznie niezmodyfikowanymi zwierzątkami po pięknych leśnych ścieżkach ALBO robo-owadami po stacji kosmicznej (tu nie do jabłuszka, tylko świetlistego jądra). Zmiana scenografii powoduje, że gra znajduje szersze grono odbiorców. I co ciekawe, prawie wszystkie dziewczynki na świetlicy wolą grać stroną kosmiczną (!).
Jak już przy najmłodszych jesteśmy. Gra została przez autorów określona jako nadająca się dla wieku 11+. Tymczasem w mojej świetlicy grają z powodzeniem już pierwszoklasiści. I to grają wykorzystując pełen potencjał gry. Jak się okazuje, dzieci wychowane na grach komputerowych mają dużą wyobraźnię, potrafią przewidzieć skutki pewnych działań i zaplanować swoje ruchy do przodu. Oczywiście, nie wszystkie. Ale nawet te, które nie tracą czasu na przemyślenie ruchu, świetnie się bawią popychając swojego dwuwymiarowego robaczka do przodu.
To mnie dziwi. I nie dlatego, że preferuję gry, w których gracze robią byle co, byle się działo, bo obserwowanie i nadzorowanie dzieci nie ma na celu wyciśnięcie z nich ostatnich potów umysłowych – ale dlatego, że gra sama w sobie powinna być nużąca. A jednak nie jest. Podczas całej rozgrywki wykonujemy dokładnie te same sekwencje ruchów. Po pierwsze dobieramy dwie losowe karty ze stosu, potem przekazujemy jedną kartę innemu graczowi i od innego gracza jedną kartę dostajemy, a w części głównej realizujemy obie karty na przesuwanie odnóży i w konsekwencji – jak się da – całego robaczka. I tak w koło macieju. Dla dorosłych potencjalna nuda. Dla dzieci, jak widać, nie.
Na plus tej gry na pewno należy zaliczyć wykonanie. Gry na świetlicy szkolnej mają raczej krótki termin przydatności do spożycia. Kości do Tenzi pogubiły się już w ponad ¼, nie ma też już wszystkich żetonów do Hej, to moja ryba! Ale Bug Race trzyma się dobrze. Nawet kilka zgubionych kart (choć takich, odpukać, jeszcze nie ma) nie zrobi większej różnicy. Trzeba jednak dbać o 4 owady i komplety 6 nóżek dla każdego. No i dobrze jakby poszczególne części planszy zachowały się na dłużej, w przeciwnym razie zabraknie torów dla wszystkich graczy.
Osobne tory to zresztą ciekawe rozwiązanie. Skoro uczestnicy wyścigu nijak sobie nie wchodzą w paradę, to nie ma bólu, gdy któryś z nich nagle stwierdzi, że jednak nie chce mu się grać. Zdejmujemy robaczka, zdejmujemy jego tor i gramy dalej. Bez względu na liczbę graczy, zawsze dobiera się tyle samo kart i nasz robak ma zawsze tyle samo nóg.
Same nogi to też fajna sprawa. Zazwyczaj w wyścigach sterujemy całym uczestnikiem, czym lub kimkolwiek by nie był. Czasem bywają w tym względzie wariacje, typu Snow Tails, gdzie sanie są podzielone na osobno sterowaną prawą i lewą stronę. W Bug Race ścigamy się odnóżami. Za pomocą kart staramy się po kolei przesuwać je do przodu w taki sposób, aby owad się nie potknął, nie poplątał i nie rozerwał, gdy mu tylne szłapki zostawimy w dokach startowych, podczas gdy resztą popędzimy do przodu. I dopiero jeśli układ odnóży pozwoli, możemy, niejako z automatu, posunąć do przodu i tułów.
Monotonne, ale jednak ciekawe. Gra się na tyle krótko (choć nie błyskawicznie), żeby się ową monotonią sześciu-odnóżowego chodu nie znużyć. No i wyścig, w przypadku dzieci, to chyba najlepsza kategoria gier, bo najbardziej emocjonująca. Choć ten akurat swoim tempem niczego nie urywa ;)
PLUSY: wykonanie, dwa miejsca akcji do wyboru, pomysł na kierowanie odnóżami
MINUSY: powtarzalność działań, brzydkie nóżki odbiegają wyglądem od reszty
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.