Rzadko się zdarza, aby jedna osoba popełniła trzy wpisy na temat jednej gry. Nawet, jeśli jest to tak genialna gra jak Tash-Kalar Vlaady Chvatila. No, ale stało się. Wpierw relacjonowałam zauroczenie po ubiegłorocznym Essen, następnie już na spokojnie opisałam wrażenia w późniejszej recenzji. Wciąż jednak był jeden problem – nie mogłam grać w grę w domu z uwagi na sporą zależność językową. Na szczęście – i ku wielkiemu zaskoczeniu też – Rebel postanowił zaryzykować i wydał Legendarną Arenę po polsku! Nareszcie mogę grać do woli…
Czemu „zaryzykować”? Bo tę grę albo się kocha, albo się jej nienawidzi. Ale przejdźmy do meritum. Polska edycja, oprócz oczywistego plusa z uwagi na przetłumaczony tekst na kartach (a jest go naprawdę sporo) posiada jeszcze jedną przewagę nad egzemplarzem z ubiegłorocznego Essen. Otóż, została wykonana w formacie drugiej edycji, która – jak to zwykle bywa – jest edycja poprawioną. Wizualnie li tylko. Merytorycznie wszystko zostało po staremu.
I z uwagi na to pozwolę sobie odnieść się jedynie do tłumaczenia i oprawy graficznej, gdyż po kolejnych partiach, zarówno w wariancie na zadania jak i pojedynkowym, moje uwielbienie dla samej mechaniki pozostało nietknięte. Jeśli ktoś pragnie zaznajomić się z zasadami bądź wrażeniami z rozgrywki, odsyłam do moich wcześniejszych tekstów. Ale uprzedzam, że znajdziecie tam same „ochy” i „achy” :)
- Pudełko i jakość komponentów
Podobnie jak w pierwszej edycji, solidność pudełka, plansz, żetonów i kart nie pozostawia wiele do życzenia. W zasadzie, nie pozostawia nic do życzenia oprócz może podstawek na karty, które przydałyby się, aby nie pocić ich w dłoni. Kolega takie podstawki ma i sprawdzają się świetnie, chyba że ktoś akurat przebiegnie obok stolika, co kilkakrotnie zdarzyło nam się na Pionku… W skrócie: gruba tektura, kredowy papier instrukcji, duże przyjemne karty o średniej sztywności.
- Grafika
Dopiero widząc drugą edycję człowiek orientuje się, jak bezbarwna była pierwsza. I docenia zmysł grafików. Za pomocą subtelnych detali wzbogacili oprawę o wrażenie trójwymiarowości, nasycili kolory, uwypuklili poszczególne pola planszy, nadali wyrazu ważnym szczegółom oraz żetonom. Symbole czterech szkół zyskały finezyjny, acz dostojny rys. Naprawdę, trzeba niezłego kunsztu, aby tak subtelnie poprawić dobre na lepsze i to w taki sposób, aby wszystko zostało tym, czym było.
Tłumaczenie
Jako że znałam wcześniej zasady gry, nie czytałam całej instrukcji, a jedynie ją pobieżnie przejrzałam. Styl, w jakim została przetłumaczona przywodzi na myśl wielkość i klasykę. Wstawki fabularne, przywołanie zasad, wszystko ładnie się komponuje. Ewentualnych pomyłek nie stwierdzę, gdyż – jak wspomniałam, instrukcji jako tako nie czytałam.
Czytałam jednak, siłą rzeczy, treść kart. I wraz ze swoim stałym współgraczem mamy odmienne opinie na temat wykorzystanej terminologii. Polska edycja, za angielską, uprzedmiotowiła żetony graczy, tj. w ślad za angielskim beznamiętnym „piece” poszedł polski „pion” przywodzący na myśl gry logiczne, którą to grą Tash-Kalar poniekąd przecież jest (jeśli odrzeć go z wszelkiej fabuły). Koledze „piony” się nie spodobały, mnie natomiast jako gracza nie uwierały. Charakter gry taki właśnie jest, przesuwamy dziabągi po modularnej planszy. Skojarzenie z pionami niemalże automatyczne. Czemu jednak na przykład nie „jednostki”? Tutaj włącza się do rozmowy druga moja osobowość – tłumacza. Odniesienia do żetonów występują na tyle gęsto, że podejrzewam, iż celowo zdecydowano się na stosunkowo krótkie słowo jakim jest „pion”, gdyż dłuższe w skrajnym przypadku mogłoby zmniejszyć przejrzystość zagęszczonego tekstu. Co zaś się tyczy nazw kart, to może kilka nie brzmi wyjątkowo dobrze, ale też żadna nie brzmi jakoś szczególnie źle.
Szczerze polecam polskie wydanie gry. Jeśli jeszcze nie znacie Legendarnej Areny, to zarówno jako miłośnicy gier logicznych, jak i taktycznych pojedynków, szczególnie w konfiguracji jeden na jeden, powinniście z powodzeniem i przyjemnością odnaleźć się na starożytnej arenie Tash-Kalar.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(10/10):
Ogólna ocena
(10/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra praktycznie bez wad, genialna i to nie tylko w swojej kategorii. Ma ogromną szansę spodobać się nawet ludziom, którzy dotąd omijali ten typ gier szerokim łukiem.
Koń z włócznią w dłoniach(?) kontra paker z zanikiem głowy? Oj, to nie jest gra dla mnie, pomyślałem. Po czym spojrzałem na Leśną Księżniczkę i doszedłem do wniosku, że może za szybko się zrażam? ;)
Dla miłośników Leśnej Księżniczki wkrótce recenzja Dark Tales :) Andy – Ty już się szykuj na interesujące wrażenia wizualne ;)
Wkładam okulary i czekam w gotowości! :)