No i dałam się złapać. Na piękne słówka, kolorowe gadżety, porównania, nawiązania i generalnie rozhuśtany marketing. Jako fanka Seasons sięgnęłam po Panów Xiditu. Co ma jedno do drugiego? Tylko grafiki. Nic innego. A nie, przepraszam, w pudełku Lordsów znajdziemy jeszcze promocyjną kartę do Seasons. Ale jedna jaskółka sequela nie czyni. Od razu mówię, zamiast przejechać się majestatycznie z rozwianym włosem po królestwie Xidit, przejechałam się na nim. I o tym opowiem Wam w ten piękny wigilijny poranek…
Zacznijmy od komponentów i oprawy graficznej.
Proszę nie strzelać do pianisty, ale mało co mi się w tej grze podoba. Plansza jest za duża, puste przestrzenie między poszczególnymi istotnymi fragmentami aż kłują w oczy. Encyklopedyczny przykład planszówkowej akromegalii. Żetony miast (oczywiście duuuże) są zwyczajnie brzydkie. Nie ratują ich postacie z Seasons, które w Porach Roku grają, są namacalne, pomagają swoim wizerunkiem ogarnąć karty, podczas gdy w LoX jedynie zajmują miejsce w centrum żetonu. Bez żadnego nawiązania do niczego. Rewers żetonu to już maksymalne brzydactwo. Nie wiem, czemu ostatnio zapanowała w architekturze moda na szare elewacje, ale widać przeniosła się i do planszówek. Idąc dalej, siermiężne symbole jednostek, symbole zasobów, tory punktacji. Wszystko jakoś takie mało finezyjne. Część planszy odpowiedzialna za czynności techniczne odbiega ogólnie znacząco od jakości mapy, którą oprócz w/w pustych przestrzeni trzyma jeszcze poziom kolorystycznie.
Najładniejsze z tej całej plejady są piętra gildii i figurki jednostek. Drobne, starannie wykonane, ze szczegółami. Jednostki zazwyczaj leżą masowo na stosie w przestrzeni zwanej koszarami, kilka z nich błąka się za zasłonkami graczy, a cześć stoi na planszy, ale w zasadzie tylko przez chwilę. Więc, tak po prawdzie, nie ma kiedy i jak się nimi pozachwycać. Nie są głównymi bohaterkami gry, a szkoda. Głównymi bohaterami są za to tekturowi Idrakisowie, których kolory w słabszym świetle potrafią się mylić.
Mechanika
Skoro wizualnie nie jest najlepiej – co i ostatecznie jest to kwestią gustu – to może wrażenia z rozgrywki nam to zrekompensują? Mnie niestety nie. Nie grałam w Himalayę, której LoX jest wcieleniem, nie wiem, czy występują jakieś różnice w zasadach (oprócz osadzenia w fabule). Wiem natomiast, że o ile kiedyś ciągnęło mnie z lektury instrukcji do zagrania w tę pierwszą, o tyle po zagraniu w tę drugą już mnie nie ciągnie. Mamy tu do czynienia z planowaniem akcji, które samo w sobie jest lubianym przeze mnie mechanizmem. Musimy przewidzieć, co zrobi przeciwnik, sensownie ogarnąć możliwości i jeszcze sensowniej zaplanować swoje ruchy. Tylko, że ta mechanika sprawdza się, jeśli planujemy jeden ruch do przodu, a nie od razu sześć.
Planując sobie po kolei, po jednej akcji na raz, mamy czas na reakcję na zagrania przeciwników. W królestwie Xidit planujemy od razu sekwencję działań na całą rundę. Nie mamy więc najmniejszych szans w konfrontacji z przeciwnikiem, który wlazł nam w szkodę. Bardzo często nie opłaca się ryzykować i zastanawiać, czy przeciwnik zrobi nam kuku, czy jednak nie zrobi, bo jeśli zrobi, to mamy praktycznie całą rundę w plecy. Załóżmy, ż w jednym ruchu zaplanowałam rekrutację określonej jednostki, a w kolejnych przejście do miasta, gdzie z jej pomocą ubiję złego potwora. I teraz na arenę wchodzi Hela (moja autentyczna współgraczka, żeby nie było) i sprząta mi tę upatrzoną jednostkę sprzed nosa. Cała moja sekwencja sypie się w gruzy, w bieżącej rundzie mogę jedynie statystować. No, może w ramach pocieszenia, zrekrutuję sobie inną jednostkę, która na razie do niczego mi nie jest potrzebna. Chociaż nie, przecież co kilka rund jest spis wojskowy i jeśli będę miała najwięcej tych jednostek spośród wszystkich graczy, to dostanę oszałamiającą nagrodę typu jednego pieniążka, albo jednej harfy…
Mogłam nie ryzykować? Mogłam. O ile w innej części planszy byłoby coś ciekawego do zrobienia. O ile miałabym dostatecznie blisko. I o ile chciałabym grać w pasjansa. Aczkolwiek na trzech graczy poniekąd – i to z ryzykiem, czy bez – i tak to jest pasjans. Niby planszę ociupinkę okrajamy, ale i tak jest luźno. Za luźno. Istnieje co prawda instytucja wirtualnego gracza, ale jedynie w kwestii punktów, jakie zbiera. Nie widać go na planszy. Czyli, wchodzenie sobie w paradę – źle; nie wchodzenie – też źle.
Wady
Mechanika planowania akcji w Xidicie ma jeszcze jedną wadę. Zobrazuję ją przykładem. Gramy w czwórkę. Jedną z osób jest Wiola. Gra po raz pierwszy. Ba, gra po raz pierwszy w nowoczesną grę planszową! Akurat do tego Lords nadają się świetnie. Tyle z nich pożytku. Tak więc, Wiola planuje sekwencję sześciu ruchów na swojej gadżeciarskiej planszetce, po czym zaczyna klikać na fejsbuku. W międzyczasie wykonujemy ruchy za nią, gdyż raz zaplanowane toczą się już swoim automatycznym torem. Gracz w absolutnie nic nie może ingerować! Po fazie planowania, ta gra to po prostu samograj z zerowym stopniem nie dość że decyzyjności, to jeszcze samodzielności. Równie dobrze po ustawieniu kółeczek na planszetce, wszyscy mogliby się rozejść, a sytuację na planszy mogłaby rozegrać jedna wyznaczona do tego osoba. Powtórzę raz jeszcze – w tej grze po fazie planowania NIE MAMY ŻADNEGO POLA MANEWRU. Jeśli zaplanowaliśmy drogę, to zawsze jest tylko jedna, jeśli akcję w mieście – jest ustalona hierarchia działań i można zrobić tylko w danym momencie tylko jedną rzecz, zero wyboru (!) Gra ogranicza się tak naprawdę do zaplanowania ruchów. A jeśli mieliśmy pecha i ktoś nam zburzył plan – to już w ogóle nic sobie nie pogramy.
Wybór dwóch z trzech nagród po udanej walce z potworem i ewentualnego miejsca rozrzucenia swoich harf (punkty zdobywane w regionach na zasadzie większościówki) to za mało, aby wzbudzić poczucie rozgrywania strategicznego pojedynku szlachetnych Idrakisów. Ciekawa jest natomiast punktacja na koniec gry, przeprowadzana w trzech aspektach, których kolejność losuje się przed rozgrywką. Gdyby tylko jeszcze stan monet był jawny, można by już całkowicie świadomie planować zdobycze.
Podsumowanie
Wizualnie gra może się podobać (choć mnie się akurat nie podoba). Może się również podobać całościowo mało wymagającym graczom początkującym. Ale i tak uważam, że za mało gry jest w grze. Klimat napompowany do granic, fabularne wstawki w instrukcji to jak lukier na torcie bez cukru, osładza coś, co samo w sobie dobre nie jest. Instrukcja napisana pompatycznie i niepotrzebnie rozwlekle. Fragment traktujący o uzupełnianiu żetonów miast i rekrutacji brzmi strasznie zawoalowanie, podczas gdy chodzi o banalną czynność odkrywania nowych żetonów. No i do dzisiaj nie rozumiem, po co gracz, który podczas jednego z etapów punktacji już odpadł z gry nadal podlicza się w kolejnych. Żeby mu przykro nie było?
Drogi Rebelu, nie bij. Uwielbiam Twoje gry, większość jest naprawdę dobra, jeśli nie świetna, ale Lords of Xidit to po prostu straszliwy przerost formy nad treścią. Niemniej, a może tym bardziej, życzę Ci wesołych Świąt i samych dobrych decyzji w Nowym Roku! :)
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(4.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra ma poważne wady. Grać można, ale zasadniczo odradzamy. Nie jest to może najgorsza produkcja na świecie, ale znamy wiele innych, lepszych w obrębie tego gatunku. Do spróbowania tylko dla tych, którzy w danym gatunku muszą zwyczajnie mieć wszystko. I koniec.
Dobra recenzja. Z tych samych powodów sprzedałem Himalaję – przy stole nie było wiele do myślenia. Gra ewidentnie dla tych, którzy nie lubią dymu z uszu.
Jedna z ładniej wydanych gier jakie spotkałem, fajna rozgrywka, trochę nieprzewidywalna ale płynna i przyjemna. Każdy ma prawo do subiektywne opinii ale twoja jest tendencyjna, oparta na oczekiwaniach których gra nie jest w stanie spełnić. To nie jest trudna gra, nie ma w niej nieskończonych dróg do wygranej, rekrutujesz jednostki, zabijasz potwory, stawiasz gildię, bierżesz kasę lub kładziesz harfy i tyle. Całkowicie nie podzielam twojego zdania ale ja gram rodzinnie, z ludźmi którym nie zawsze chodzi o to żeby jak to sie wyraził Vester, dym szedł z uszu. Chodzi o dobra zabawę o przyjemność z gry, płynność i regrywalnosc a Lord of Xidit oferuje to wszystko. To trochę tak jakby mój 9-letni syn powiedział ze Agricola jest do kitu bo nic mu nie pasuje w mechanice i wyglądzie, nie ma przyjemności z gry i jej nie rozumie. Tyle ze Agricola jeszcze nie jest dla niego a Lord of Xidit już najwyraźniej nie jest dla ciebie co nie oznacza ze to słaba gra, może słaby był recenzent ponieważ podjął sie recenzji gry której nie rozumie, nie potrzebuje i nie czuje. Oczywiście to twoja subiektywna opinia do której masz pełne prawo, podobnie jak ja do swojej.
Potrafię ocenić gry „nie dla mnie”. W LoX nie widzę po prostu zbyt wiele gry w grze i opisałam dlaczego. To, że się gra podoba jakiejś grupie ludzi, nawet sporej, nie znaczy, że jest dobra i muszę być dla niej łaskawa. Biorąc to kryterium pod uwagę, nie moglibyśmy uznać, że eurobiznes to zła gra.
No właśnie nie do końca chyba. Nie bardzo rozumiem, skąd ta emocjonalność wypowiedzi w recenzji. Ona przesłania merytoryczną warstwę recenzji i, według mnie, racjonalny osąd tematu. A już ten komentarz najlepiej podsumowuje podejście do tej recenzji i samej siebie pani recenzentki – skoro nie podoba się mnie, to jest zła i nic tego nie zmieni, a kto ma inne zdanie, ten jest albo początkującym, albo się kompletnie nie zna. A może jest też głupi, bo przecież według recenzji tu w ogóle nie trzeba myśleć!
Emocjonalność? Bo nie lubię tekstów suchych jak pieprz.
Recenzja jest wyrażeniem mojego zdania i moim zdaniem gra jest kiepskawa. I nie wiem, co mogłoby zmienić tę opinię i właściwie PO CO miałabym ją zmieniać.
Kto ma inne zdanie – najwidoczniej szuka innych elementów w grach.
Ostatniego zdania nie skomentuje, bo pojawiło się chyba tylko przez emocjonalność wypowiedzi…
„Bardzo często nie opłaca się ryzykować i zastanawiać, czy przeciwnik zrobi nam kuku, czy jednak nie zrobi, bo jeśli zrobi, to mamy praktycznie całą rundę w plecy.”
Właśnie dlatego trzeba próbować przewidzieć co może zrobić przeciwnik, zakładać jakiś sensowny wariant i nie ryzykować jak nie trzeba, ale czasem warto. W ile tur mogę dojść do tego przeciwnika, 3 ok to zdążę. Tu jeszcze niczego nie ma ale Edek zaraz zabije potwora i się pojawi następny ze stosu… chyba że najpierw pójdzie rekrutować jednostkę, przecież nikt nie spróbuje podebrać mu potwora, który jest najbliżej niego… chyba że nie ma potrzebnych jednostek… Tytani przebudzą się w tej turze, czy jednak zejdzie jeszcze jedno miasto?
I właśnie dlatego ruchów wykonuje się 6, a nie 1. Przy 1 ruchu wiadomo co zrobi przeciwnik, jak zmieni się stan gry i całe planowanie nie ma sensu. Przy 6 bywa różnie co podnosi losowość i daje satysfakcję kiedy uda się zrealizować plan. To jest kwintesencja mechaniki i cały pomysł na grę.
Nie podszedł? Zdarza się, jest dość unikatowy i ma swoje problemy.
Większość została wypunktowana – opłaca się grać bezpiecznie i wykonanie rozkazów zajmuje sporo czasu, zwłaszcza jak w czasie wykonania pojawiają się nowe miasta na planszy i trzeba rozmieścić plastik.
Ale mechanika ma też swój urok, a żadna z pozytywnych cech nie została zaznaczona w recenzji. Trzeba planować pojawianie się nowych kafli w okolicy i trzeba walczyć o atrakcyjnych przeciwników – nie da się wygrać nie pokonując potworów, a nie każdy potwór jest równie wartościowy do pokonania. Trzeba się też spieszyć z wieżami, jedną partię przegrałem, bo za późno zacząłem inwestować w wieże i pod koniec partii nie było już na nie miejsca.
(A jak wypadł Space Alert, RoboRally czy Dungeon Lords z podobnym motywem planowania długofalowego? Dla mnie właśnie w Lords of xidit wypadło to najlepiej , z powodu lekkości gry mechanizm wypływa na pierwszy plan, w RoboRally i Dungeon lords mi to planowanie zupełnie nie pasuje i wolałbym inny mechanizm (SA nie liczę, bo to koop i tam planowanie działa jednak na innej zasadzie))
„Może się również podobać całościowo mało wymagającym graczom początkującym.”
A jak ktoś ma inne zdanie to jest skisły ogórek?
Nie jestem może największym fanem gry, ale mechanika jest na tyle inna że dołączyłem ją do swojej kolekcji. (Himalaja jakoś nie podeszła mi oprawą.) A połączenie lekkości i oprawy daje szansę na zagranie w gronie mniej doświadczonych graczy.
Rozumiem ocenę negatywną, ale recenzja wygląda jak pastwienie się nad grą która nie podeszła, ale innym się spodobała, więc poszukajmy na siłę plusów narzekając na to że gra nie jest czymś innym niż jest.
Nie szukałam plusów na siłę. Nie wiem, skąd ten pomysł. Jest to gra na pewno lepsza od nieszczęsnych klasyków pokroju Monopoly i nie potępiam jej w czambuł. Jako własnie taki pośredniak nadaje się na pomost przejściowy i w takiej roli sprawdziła się i u mnie.
Wytknęłam dużo wad, bo za takowe uważam wymienione elementy. JA – gracz i recenzent. I nie muszę brać pod uwagę faktu, że komuś innemu gra się podoba. MNIE się nie podoba. Na tym polega recenzja. Na WŁASNEJ ocenie, a nie statystycznym podsumowaniu, ilu osobom i co podeszło. O tym można co najwyżej wspomnieć.
O skisłych ogórkach nic mi nie wiadomo. Znam zaawansowanych graczy, którzy co jakiś czas namawiają mnie na partyjkę Eurobiznesu. Nie rozumiem, ale też ich nie kiszę ;)
Porównujesz na siłę tą grę do Monopolu czy eurobiznesu a to oznacza że gra zaliczyła totalny upadek. To nie prawda, gra ma fajny mechanizm, fajny system podliczania punktów i daleko jej do gier pokroju eurobiznesu. Oczywiście jako „Recenzent” możesz być subiektywna, nikt ci tego nie odbiera i nie każe pisać o grze samych superlatyw. W moim odczuciu dobry recenzent to taki który potrafi wybrać właściwy temat do recenzji. Ty wybrałaś grę której najwidoczniej kompletnie nie czujesz i dyskredytujesz pod każdym względem. Jesteś zaawansowanym graczem który zjadł zęby na trudnych tytułach, brawo, świetnie. Czujesz się na tyle mocna w temacie gier żeby je recenzować to je recenzuj. Ale mam wrażenie że spojrzałaś na grę oczami fana euro sucharów, kogoś komu obce jest już pląsanie po planszy tylko dla przyjemności gry, niezależnie od ilości zdobytych punktów zwycięstwa. Nie wiem czy masz dzieci, jeżeli masz to musiały również zagrać w tą grę. Im również się nie podobało? A zwykłym graczom niedzielnym, rodzinnym którzy nie grają w Brassa, nie ślęczą nad Tash-Kalarem również się nie podobało jak z tobą grali? A może grałaś raz i to z graczami twojego pokroju? Maż prawo do każdej opinii, nie odbieram ci tego, ale grałem w tą grę około 15-20 razy, z dzieckiem 9-letnim, z rodziną w młodym i starszym wieku i wszystkim, ale to absolutnie wszystkim gra się podobała. Nie mówię że to mistrzostwo świata bo mocno minął bym się z prawdą. Niemniej jednak gra jest dobra (nie rewelacyjna), ale dla graczy rodzinnych, młodszych chodź nie koniecznie początkujących. Gram w gry planszowe od 4 lat, rozegrałem sporo partii, ograłem sporo tytułów. Mój syn który ma mniej niż 9 lat również gra od około 3-4 lat w gry. Graliśmy w łatwe tytuły, gramy w te troszkę bardziej zaawansowane jak 7 cudów świata, seasons, epokę kamienia, summoners wars. Nie gramy w gry zaawansowane z powodu wieku dziecka. Patrząc na nas nie można powiedzieć że jesteśmy graczami niedzielnymi (w kolekcji mamy około 30 gier), nie jesteśmy jeszcze graczami zaawansowanymi ale wiemy co to dobra gra. Już wcześniej przytoczyłem porównanie z Agricolą, będę sie go trzymał. Twoja recenzja to przerost formy nad treścią, to poczucie super znawcy (Recenzenta) którego zdanie jest nieomylne.
Wszystkim którzy czytają twoją recenzję Lord of Xidit mogę jedynie napisać żeby się nią nie sugerowali. Jeżeli jesteś graczem niedzielnym, rodzinnym, średnio zaawansowanym, graczem który lubi dobrą zabawę, gry z fajną mechaniką, dozą niepewności czy losowości to powinien zagrać w Lord of Xidit i nie powinien się rozczarować. Jesteś fanem liczenia każdego punktu czy planowania każdego ruchu to słuchaj recenzenta.
Co złego to nie ja, Wesołych Świąt
Pozdrawiam
A ja tam będę bronił Pani Recenzentki, bo to Jej strona i Jej opinia. Co to znaczy, że powinna wybrać inny temat, skoro gra się nie podoba? Od kiedy recenzje muszą być tylko pozytywne? Jeśli gra mnie zawodzi, to nie wciskam kitu, że mi się podobała. I oczywiście, że wszystko zależy od doboru graczy (ich wieku, doświadczenia, preferencji itp.), ale to taki planszówkowy truizm: tak było zawsze. Klimat i odbiór gry w większym stopniu definiują ludzie z którymi gramy, niż sama gra.
Piszesz, że recenzent niesłusznie wylewa pomyje na grę, uważając się za superznawcę o nieomylnym zdaniu… Na jakiej podstawie to wnioskujesz? Bo Twój komentarz sugeruje, że Ty tak myślisz o sobie, jednoznacznie stwierdzając, że to dobra gra… Wystarczyło poprzestać na tym, że gra Ci się podoba i za co, i że świetnie się sprawdziła w Twoim gronie. I o to przecież chodzi.
Recenzent pisze o swoich własnych odczuciach, nie musi patrzeć na statystyki z bgg abo na to, że ktoś się poczuje „dotknięty”.
„Dobra gra” to moje subiektywne odczucie a także kilkoro graczy w różnym wieku z którymi miałem okazję grać. Tak jak i Pani recenzent, mam prawo do mojego subiektywnego odczucia. Problem w tym, że ja nie twierdze, że gra jest świetna czy wyjątkowa, z doświadczenia napisałem że jest dobra, ot co. Można grę spisać na straty można ją zgnieść recenzją ale niech ta recenzja bierze pod uwagę również grupę docelową, przeznaczenie wiekowe itp kwestie.
„Piszesz, że recenzent niesłusznie wylewa pomyje na grę, uważając się za superznawcę o nieomylnym zdaniu… Na jakiej podstawie to wnioskujesz”
Wnioskuje to na podstawie recenzji która stawia grę w niekorzystnym świetle pod każdym względem. Recenzent przedstawił grę w bardzo negatywnym świetle oczekując najwyraźniej tego czego ta gra nie mogła mu zaoferować. Skrytykował wszystko, nie wypunktował zasadniczo żadnych zalet. O wyglądu po mechanikę, klimat itp sprawy. A ty czytałeś recenzję? Grałeś w ogóle w tą grę czy jak większość malkontentów krytykujesz mnie dla samej krytyki? Gra ma na bgg ocenę 7,52 co jednak może świadczyć o tym że nie jest totalny gniot.
„Wystarczyło poprzestać na tym, że gra Ci się podoba i za co, i że świetnie się sprawdziła w Twoim gronie. I o to przecież chodzi.”
Właśnie to napisałem, czytaj ze zrozumieniem. Rozumiem że nie mogę się odnieść do recenzji w sposób subiektywny, nie mogę napisać w komentarzu moich przemyśleń, nie mogę skrytykować konstruktywnie recenzenta, jest nietykalny?
Pytanie podstawowe brzmi czy ty w ogóle grałeś w tą grę, jeżeli nie to dialog między nami jest bez sensu.
Dla jasności, nie często komentuje cudze recenzje, może 2-3 razy mi się to zdarzyło a czytam ich sporo. Nie staram się na siłę czepiać, nie mogę jednak przejść obok tak negatywnej opinii gry która w moim odczuciu na to nie zasługuje. Tyle w tym temacie.
I jeszcze raz zapytam, grałeś w tą grę chodź raz czy bronisz recenzji dla samej zasady. Pamiętaj także że nie każda recenzja jest dobra, recenzent ma prawo pisać co chce, czytelnik natomiast ma prawo go oceniać.
W grę nie grałem, a recenzja mi się bardzo podoba. Czy to mnie wyklucza z dyskusji? W końcu odnoszę się tylko do tekstu recenzji, nie do samej gry. I obojętnie jaki by nie był mój odbiór tej gry (być może będę miał okazję zagrać), to nadal nie zamierzam bić piany o to jak ocenił ją ten lub ów recenzent na tej czy innej stronie. Być może zbyt osobiście do tego podchodzisz.
Jest dość oczywiste że recenzentowi nie wszystkie gry się podobają i negatywne recenzje też się pojawiają.
Mi gra bardziej podeszła, a nie podeszła mi recenzja. Próbuję określić co w recenzji mi się nie spodobało i mam wrażenie że ogólny wydźwięk. Ale pokusiłem się o szczegółową recenzję recenzji:
„A nie, przepraszam, w pudełku Lordsów znajdziemy jeszcze promocyjną kartę do Seasons. Ale jedna jaskółka sequela nie czyni.”
a to miał być sequel? czemu dezinformacja recenzenta jest punktem wyjścia recenzji
zgadzam się że nawiązanie do Seasons można traktować jako wadę LoX, bo gry nie mają wiele wspólnego, ale aż tak istotną żeby poświęcić jej cały wstępy akapit?
„Proszę nie strzelać do pianisty, ale mało co mi się w tej grze podoba.”
dlaczego recenzent się tłumaczy? i to zanim powie cokolwiek o grze? czyżby świadomość że recenzja nie oddaje odczuć innych grających?
Ocena wyglądu odbiega od mojej oceny. Wypunktowane problemy uważam za sensowne. Ale brakuje mi odniesienia do innych gier, bo LoX na tym tle naprawdę nie wypada źle. Dużo gier wkłada dużo mniej wysiłku w warstwę estetyczną gry i to widać. Subiektywne zadanie subiektywnym zadaniem, ale są też obiektywne fakty, które zupełnie zignorowano. Rozmiar elementów, figurki tam gdzie wystarczyłyby kostki, gra jest overproduced.
Spodziewałbym się raczej treści w stylu:
„Widać że dużo wysiłku włożono w warstwę artystyczną gry. Jest dużo plastikowych figurek, dużych żetonów, plansz. Ale warstwa graficzna zupełnie mi się nie podoba.”
Gust gustem, ale ignorowanie faktów.
Potem mechanika:
„Tylko, że ta mechanika sprawdza się, jeśli planujemy jeden ruch do przodu, a nie od razu sześć.”
„Nie mamy więc najmniejszych szans w konfrontacji z przeciwnikiem, który wlazł nam w szkodę.”
„Bardzo często nie opłaca się ryzykować i zastanawiać, czy przeciwnik zrobi nam kuku, czy jednak nie zrobi”
te zdania dla mnie świadczą o nie zrozumieniu podstawowego mechanizmu i jego konsekwencji
trafnemu spostrzeżeniu o promowaniu gry nie ryzykownej towarzyszy zupełna ignorancja co do faktu że to właśnie ostatnie parę ruchów jest tymi które trzeba próbować przewidzieć i jest to kwintesencją rozgrywki…
bez tego elementu gra nie miałaby żadnego sensu jako mechanika
„przecież co kilka rund jest spis wojskowy i jeśli będę miała najwięcej tych jednostek spośród wszystkich graczy, to dostanę oszałamiającą nagrodę typu jednego pieniążka, albo jednej harfy”
znowu zdanie które kłóci się z logiką. Na spisach jednostek się nie traci. Porównano zyski z pokonania potwora, kiedy jednostki trzeba oddać, z małym bonusikiem za samo posiadania dużej ilości jednostek danego typu w niektórych momentach gry. Takie porównanie jest absurdalne, zwłaszcza że odbiorca recenzji najprawdopodobniej nie zna szczegółowo mechaniki gry i nie widzi jego bezsensu.
„Mogłam nie ryzykować? Mogłam. O ile w innej części planszy byłoby coś ciekawego do zrobienia. O ile miałabym dostatecznie blisko. I o ile chciałabym grać w pasjansa.”
Niepotrzebnie marudny ton.
Opis gry wariantu dla 3 graczy. Zgadzam się z przesłaniem – dalej za luźno.
Znowu kopanie martwego konia ignorując fakty. W tryb dla 3 graczy włożono zadziwiająco dużo wysiłku – jest cały zestaw alternatywnych kafli miast i potworów, żetony do przykrycia nieużywanego fragmentu planszy i dodatkowy wirtualny gracz z dużą planszą i mechaniką rozwoju. Zgadzam się że dalej jest za luźno, ale to jest częsty przypadek w dużej ilości gier, w niektórych konfiguracjach ilości graczy gra się inaczej, często słabiej. Cały akapit wspominający o trybie dla 3 graczy jest bardzo chaotyczny… a nie ma prostego zdania „Gra się lepiej na 4-5 osób, trybu 3 osobowego nie polecam.”
„NIE MAMY ŻADNEGO POLA MANEWRU”
po co ten caps lock? i znowu prawie celne określenie faktycznej wady – czasochłonne wykonywanie akcji, połączone z dywagacjami dla mnie uwłaczającymi logice – w grze w planowanie po zaplanowaniu akcji nie można zmieniać decyzji… to jest idea mechanizmu, nie wada… może się nie podobać, ale pomysł jako taki nie jest wadą…
Faza wykonania rozkazów nie jest fazą grywalną w sensie podejmowania decyzji. To nie jest problem – to jest założenie mechaniki. Problemem jest to że wykonanie rozkazów twa za długo, a nie to że nie ma tam decyzji. Dodanie decyzji mogłoby zmniejszyć problem z oczekiwaniem, ale to byłaby zupełnie inna gra.
„Wybór dwóch z trzech nagród po udanej walce z potworem i ewentualnego miejsca rozrzucenia swoich harf (punkty zdobywane w regionach na zasadzie większościówki) to za mało, aby wzbudzić poczucie rozgrywania strategicznego pojedynku szlachetnych Idrakisów”
Pojedynek jest w planowaniu, to jest kwintesencja rozgrywki. Dlaczego ten fakt jest konsekwentnie ignorowany przez całość recenzji. A samo planowanie jest określane jako wada, a nie mechanizm który ma wady.
„Ciekawa jest natomiast punktacja na koniec gry, przeprowadzana w trzech aspektach, których kolejność losuje się przed rozgrywką.”
Znowu mechanizm eliminacji najsłabszych graczy w 3 kategoriach nie dostał sensownego opisu, dostał jedno zdanie w losowym kontekście w sekcji o wadach gry, i to jeszcze jest wymieniony jako zaleta… groch z kapustą
A sam mechanizm i jego konsekwencje moim zdaniem zasługują na oddzielny akapit… zwłaszcza że wyznacza cel gry, co dla graczy zainteresowanych rywalizacją jest kluczowe. Recenzja nie opisuje co robią gracze i po co…
„Gdyby tylko jeszcze stan monet był jawny, można by już całkowicie świadomie planować zdobycze.”
Znowu losowa uwaga, 100% nieczytelna bez dogłębnej znajomości reguł gry i sugerująca niezrozumienie czym jest mechanizm tajnych punktów zwycięstwa i jakie są jego konsekwencje. Zwłaszcza że w tej grze nie ma żadnego problemu z graniem na jawne pieniądze, podobnie jak w Puerto Rico houserule ujawniający punktację jest banalny do wprowadzenia. Ale czy gra na nim zyska? Pieniądze są najprostszą z kategorii dlatego tajna punktacja dodaje im smaczku i emocji. Pozostałe 2 punktacje są prawie 100% jawne. (bardowie mają jeden niejawny region)
Sekcja Podsumowanie
Ponownie groch z kapustą.
Wzmianka o tym że gra może się jednak niektórym wizualnie podobać dopiero tutaj.
Uwaga o tym że gra może się spodobać „MAŁO WYMAGAJĄCYM graczom początkującym” – po co to deprecjonowanie lubiących grę… i moi znajomi, którzy lubią TTA grali i im się podobało…
Wzmianka o fabule dopiero w podsumowaniu. Zupełnie chaotyczna. Ja akurat fabułę uważam za absurdalną i bezsensowną więc ponownie mam zupełnie inne zdanie. I ponownie ignorowanie faktu że naklejony temat to częste zjawisko w grach, tu nie jest najgorzej.
2 wzmianki o losowych słabo opisanych fragmentach instrukcji. Dlaczego w podsumowaniu? Opis przebudzenia tytanów przekomplikowany, ale czy to aż tak ważne żeby trafiło do podsumowania. Uwaga o podliczaniu graczy którzy odpadli nie ma żadnego znaczenia dla oceny gry. [Fragment instrukcji ma sens jest przy bardach, żeby nie ignorować bardów gracza, który odpadł na poprzednich punktacjach] (po co się czepiać takich głupot jak to zdanie? Są dużo większe problemy z zasadami różnych gier)
„Drogi Rebelu, nie bij.”
Dlaczego recenzent tłumaczy się przed wydawcą…
Recenzja nie zgadza się z moją oceną gry, choć uważam że sporo wad zostało trafnie namierzonych.
Mam też zastrzeżenia do formy, co chyba dość szczegółowo wypunktowałem.
Recenzja recenzji (Krytyka recenzji?) też jest formą subiektywną i można mieć inne zdanie, ale może któreś z moich uwag będą pomocne przy określeniu przyczyn mojego negatywnego nastawienia do recenzji.
Trafne podsumowanie. Podziwiam zacięcie pisarskie, bo komentarz jest o wiele bardziej rzetelny i logicznie skonstruowany od komentowanej recenzji.
Bardzo dziękuję za komentarz. Rzadko kiedy spotyka się tak obszerne. Przeczytałam od deski do deski. Rozumiem większość zarzutów, nie rozumiem tych dotyczących osobistych wstawek (pianista, caps lock, rebel). Jesteśmy więc kwita ;)
Wydaje mi się że te zdania (nie bicie recenzenta) nie posiadają treści w sensie informowania o faktach. Mają silny ładunek emocjonalny i wprowadzają niezrozumiały dla mnie klimat jakoby recenzent musiał się bać o swoje zdrowie z powodu negatywnej recenzji. Czytanie moich TL;DRów może być uciążliwe, ale chyba nie jest tak źle :)
Wydaje mi się że bardziej spokojne zaznaczenie informacji że gra ma swoich zwolenników ale recenzent do tej grupy nie należy byłoby lepszym rozwiązaniem.
Jeśli chodzi o fragment CAPS LOCKIEM. Cały akapit bardzo wyraźnie informuje o przestojach i braku decyzyjności. Rozpoczyna się od opisu gracza bawiącego się komórką podczas tej fazy, co nie przeszkadza bo faza nie ma decyzji, bardziej dobitnie się chyba nie da… ale akapit toczy się dalej wciąż drążąc tą samą kwestię… Caps lock w netykiecie oznacza krzyk. Dlaczego recenzent na mnie krzyczy? I to powtarzając treść którą już czytelnie przekazał.
Długo zastanawiałam się, czy zabrać głos, ale nie mogę jednak przejść obojętnie.
Recenzja Veridiany jest po prostu świetna. Niesie ze sobą nie tylko opis i analizę gry ale ogromny ładunek emocjonalny – dzięki temu zauważamy w recenzji to co recenzentka chciała nam przekazać. Na dodatek tekst napisany jest ciekawym językiem (tak, te wstawki o Rebelu, czy o pianiście to nie ma być „treść w sensie informowania o faktach”, to styl, to zabieg artystyczny, który sprawia, że recenzję czyta się lekko i przyjemnie). Ona jest o wiele lepsza niż gdyby zawierała delikatne stwierdzenia, że gra jest niezła, ale recenzent nie należy do grona wielbicieli.
Petroniusz w Quo Vadis mówił, że Miedzianobrodemu można przyganiać pod warunkiem, że w niewielkiej przyganie zawarte będzie ogromne pochlebstwo. Naprawdę tego właśnie oczekujemy od recenzji? Chwalić kiedy gra się podoba, a owijać w bawełnę kiedy nas rozczarowuje? Czy recenzent musi płynąć z nurtem (miliony much nie mogą się mylić, jedzmy g….), czy recenzent musi być politycznie poprawny? Przecież nie chcemy recenzentów, którzy będą pisali teksty reklamowe, chcemy recenzentów, którzy będą pisali recenzje!
A tak na marginesie – „(..) klimat jakoby recenzent musiał się bać o swoje zdrowie z powodu negatywnej recenzji” – najwyraźniej musi, bo właśnie pianista został rozstrzelany….
Pingwin, świetnie to ujęłaś. Podpisuję się pod tym obiema rękami :)
Ja chętnie posłucham osób, którym recenzja się podobała. Z tego co rozumiem jestem w mniejszości ale piszę duże TL;DRy. Dla mnie właśnie ta emocjonalność recenzji to problem, kiedy emocjonalna recenzja nie zgadza się z moimi odczuciami co do gry. Jestem przekonany że jeśli taka recenzja zgadzałaby się z moim zdaniem o grze nie miałbym jej nic do zarzucenia. Problem pojawia się kiedy mam inne zdanie. Recenzja emocjonalna przekazuje mniej treści, a budzi emocje… negatywne kiedy treść się nie zgadza z moim odczuciem…
IMO lepsze są takie zdania z którymi nie można się nie zgodzić, nawet jeśli mam odmienne zdanie. Czyli w przypadku emocji podkreślanie subiektywizmu i mocne odnoszenie się do faktów.
Dodatkowo w przypadku recenzji mocno negatywnej bądź mocno pozytywnej recenzent IMO powinien zostać adwokatem diabła i poszukać plusów/minusów, które dla niego nie były decydujące, ale jednak w grze są, bo to daje pełniejszy obraz. IMO każda gra ma swoje problemy, i nie ma takiej gry w której nie można wykazać plusów.
https://www.youtube.com/watch?v=PzLYKY1nPsY
Co nie zmienia faktu że grać się w to nie da, ale pokazuje że ktoś odrobił pracę domowa.
Tak się zastanawiam, czy grałaś kiedyś np. w Szoguna? Tam się planuje 10 ruchów do przodu, z czego znasz kolejność 5, a kolejność kolejnych 5 jest ci nieznana, więc nie można zapalnować, że po A zrobisz B, bo może się okazać że B było pierwsze. Po zaplanowaniu tych 10 ruchów możliwości zmiany są niewielkie.. i właśnie dlatego można tu główkować i kombinować, a gra nie należy do kategorii lekkich. Musisz tak zaplanować zasoby, żeby nie opierać się na tym, że teraz zdobędziesz coś co zaraz potem użyjesz. To jest właśnie strategia. W LoX jest o tyle lepiej, że widzisz co wejdzie na planszę w kolejnych ruchach więc możesz to uwzględnić przy planowaniu
Grałam w Shoguna i odczucia mam diametralnie różne. Szczegóły tworzą dużą różnicę. Po pierwsze, jeśli zaplanuję w jakiejś prowincji ruch lub walkę, to w zależności od aktualnej sytuacji na planszy, DECYDUJĘ, co dokładnie zrobić i w którym kierunku. Po drugie, jeśli nawet nie wykonam akcji w jakichś prowincjach, to zapewne wykonam inne akcje w innych prowincjach, bo akcje są od siebie mniej zależne niż w LoX, gdzie jedna nieudana akcja niweczy w zasadzie cały łańcuszek. Po trzecie, zmienność akcji, niewiadoma, co przyjdzie potem, wieża – to wszystko generuje adrenalinę. W LoX jedynym odczuciem towarzyszącym niepewności co do tego, czy runda pójdzie na stracenie był wnerw. O ile trzeci argument uznaję za wielce subiektywny, o tyle dwa pierwsze pozwalają graczom poczuć decyzyjność i kontrolę, czego w LoX nie ma.
Cześć. Świetna gra. Tzn generalnie mnie kupiła i nie zgadzam się z Twoimi zarzutami, ale to mało istotne. To Twoja recka i miło przeczytać, że ktoś ma taką, a nie inna opinię – to też szerzej pozwala spojrzeć na grę. :) Pzdr i dzięki za tekst.