Uwielbiam wędrówki piesze, zwłaszcza po lasach. Przepadam za grzybami, w każdej postaci i każdej potrawie. Nie umiem zbierać grzybów… Może to kwestia wzroku, a może stanu emocjonalnego podczas leśnych spacerów – myślę wówczas o wielu innych, niegrzybowych tematach.
Tak czy siak, z grzybami skojarzenia mam bardzo pozytywne. Z jednym może wyjątkiem… Grzybobranie! Granie w dzieciństwie, później z moimi Skarbami (czasem w jakiejś mikołajowej paczce się trafiło) czy innymi dzieciakami to smutne, prawie traumatyczne przeżycie koszmarnie zmarnowanego czasu…
Jako że lubię wyzwania i przełamywanie własnych strachów poczułem się sprowokowany przez Rebel wydaniem gry o tak pełnym emocji tytule.
Jakie emocje daje nam partia Na grzyby! – w niniejszym tekście postaram się to rozwinąć.
Pudełko zawiera typową karciankę. Rebelowe wydanie różni się od pierwszego zamianą żetonów na karty właśnie. Gra moim zdaniem zyskała dzięki temu na mobilności (talię łatwiej kompaktowo spakować) oraz na przejrzystości. Prócz kart wykorzystywanych do rozgrywki, czyli kart grzybów oraz masła, cydru i kilku innych mamy także patyki – swoistą walutę w tej grze oraz świetnie przygotowane karty pomocy gracza. Duża płachta instrukcji potrzebna jest tylko na początku poznawania zasad, w praktyce grania wszystko jest na owych poręcznych kartach podpowiedzi.
Grafiki są bardzo sympatyczne. Już po chwili gdzieś tam w głowie odżywają atawistyczne, pierwotne skojarzenia i zaczynamy czuć zapach lasu, grzybni i samych grzybów. Kapitalna sprawa! Gra adresowana jest do graczy z całego świata, stąd kilka gatunków jest swojskich, ale większość dość egzotyczna dla polskich miłośników kurek, podgrzybków, kań, maślaków, kozaków, prawdziwków, gąsek, kań czy rydzów. Dodatkowo opisy łacińskie nie ułatwiają szybkiego rozpoznania gatunków. Jestem pełen uznania dla pracy grafika Jarka Noconia, tak delikatnie budującego ilustracjami klimat gry.
Dla dwójki
Gra to dla dwóch osób. Zaledwie, bo atmosfera bardzo mi odpowiada i chciałbym móc cieszyć się nią w szerszym gronie. Celem naszym jest zebranie i usmażenie jak najcenniejszych grzybowych potraw. O tyle takie określenie ma sens, że do grzybów możemy dodać masło i cydr podnosząc ich walory smakowe. Tylko za usmażone grzyby zdobywamy punkty smaku. Cała reszta naszego koszyka marnieje na koniec. Widać z tego, że tradycja suszenia i marynowania grzybów nie jest chyba znana autorowi…
Wystawka, czyli widoczna część lasu dzieli się wirtualnie na bliską (dostępną od razu) i dalszą, która wymaga poniesienia kosztu w postaci patyków, aby móc w niej buszować. W ten sposób gracze muszą decydować, które karty zbiorą na rękę (a prócz grzybów będą to także patelnie, dodatki, koszyki oraz cenniejsze grzyby zbierane nocą). Nie tylko szacując wartość karty i zasoby posiadanych patyków. Trzeba pamiętać, że owa wystawka działa jak swego rodzaju taśmociąg. Zabranie karty przesuwa kolejne obniżając ich koszt, a także ujawnia nowe karty – być może cenniejsze i właśnie poszukiwane przez oponenta. Mały, sprytny i świetnie działający mechanizm.
Na koniec tury (którą stanowi jedna z 5 możliwych akcji) całość wystawki zmienia się znowu. Pierwsza karta wędruje na kompostownik (skąd taka nazwa, w innym polskim tłumaczeniu była to ściółka…), a las uzupełniany jest do 8 kart. Ten mechanizm taśmociągu jest bardzo ważny w grze, bo generuje naturalną podczas grzybobrania losowość, ale też pozwala na pewne psychologiczne rozpracowywanie przeciwnika. Jakie karty zbiera, na czym mu zależy? Czy brać kosztowną kartę, czy poczekać aż stanieje, bo oponentowi ona niepotrzebna?
Interakcja i ciężar w rozgrywce
Jest w pewnym stopniu obecna, ale nie da się za wiele szkodzić. Limit kart na ręce to 8 (podnoszony dzięki zdobytym koszykom). A to oznacza, że biorąc kartę przeciwnika zamulamy naszą rękę. A nie ma tu akcji pozwalającej łatwo pozbyć się kart. Jedynie muchomor, zwykle unikany i bezużyteczny, wymusza odrzucenie z ręki kart, co jest taką swoistą akcją ratunkową.
Jeśli mówić o interakcji, to jest ona bardziej subtelna. Obserwując zbierane grzyby możemy próbować unikać konkurencji, licząc na szybsze pojawianie się naszych grzybów.
Można też, mając nieco szczęścia na początku, zaczynając z koszykiem starać się wykorzystywać kompostownik. Gromadzące się tam karty można zebrać w większej liczbie, a przy odrobinie szczęścia będą to grzyby interesujących nas gatunków.
Sama rozgrywka, mimo dość szybkiego tempa, jest raczej relaksująca. To naprawdę dobry pomysł na wspólny odpoczynek we dwoje przy oryginalnej karciance. Wyszukujemy interesujące nas karty albo zagrywamy te z ręki, przewijamy taśmociąg. I tak do skończenia talii. Nie ma tu wielu okazji do frustrujących działań, prędzej można to porównać do cichego, ambicjonalnego wyścigu jaki ma miejsce podczas prawdziwego grzybobrania – kto na koniec pochwali się lepszym koszykiem, a tu usmażonymi punktami smaku.
Wiele razy deklarowałem, że preferuję (bardzo!) gry z silną i nawet ostrą interakcją. Są jednak tytuły, które mają jej w sobie niewiele, a mimo to gra mi się w nie z wielką przyjemnością. Do takich na pewno należy Na grzyby!, a mogę podać inny tytuł (też Rebela) Mały książę. W obydwu odczuwam podobne oderwanie od codziennych stresów, lekkie stąpanie po lesie czy bujanie w obłokach. Dziwne, ale przyjemne!
Na patelnię!
Jak to w karciankach bywa cała zabawa wynika z różnorodności talii. Grzyby występują z różną częstotliwością, zależną od ich wartości. Mając na ręce 2 grzyby tego samego rodzaju możemy je zamienić na patyki (te pozwolą nam wybierać z lasu ciekawsze sztuki). Z kolei 3 grzyby oraz patelnia (którą możemy zagrać z ręki także niezależnie), to punkty smaku. Można oczywiście w takiej akcji użyć więcej grzybów, ale nie zawsze jest to proste. Użycie dodatków, które same są bardzo rzadkie, wymaga większej liczby grzybów. Dają one znaczącą premię, ale zamulenie sobie ręki cydrem na początku rozgrywki to słaby pomysł. Zanim uzbieramy tak dużo potrzebnych kart, przeciwnik na mniej wartościowych grzybach już nabije punkty.
Ciekawą odmianą są grzyby nocne. Zdobywamy je losowo wymieniając kartę nocnej wyprawy. Ogromną ich zaletą jest podwojona wartość. Zamiast dwóch kart na ręce mamy jedną, a efekt ten sam! Przegrałem kilka partii lekceważąc nocne wyprawy (a bo to trzeba wcześnie wstać, a ja raczej sowa jestem niż skowronek…). Przeciwnik zbierał te cenne karty i na patelni sprawnie zamieniał je na świetnie wysmażone punkty.
W grze ważne jest sprawne i szybkie przeliczanie tempa przepływu kart przez wystawkę. Jedna karta z urzędu, do tego karta zabrana przez przeciwnika, znów jedna z urzędu, moja wziątka… Niby proste, ale naprawdę często łapaliśmy się ze współgraczami na wyrazie zaskoczenia w oczach czy na twarzy. Jak to? Już poszło? Bywa, że ktoś jeszcze zdąży podjąć cenne dla siebie karty z kompostownika, ale i tu bywało różnie.
Gra jest oryginalną mieszanką zarządzania ręką i zbierania zestawów. Nocne wyprawy, muchomory, koszyki i patelnie istotnie mieszają w prostych, wydawałoby się, decyzjach i każda rozgrywka związana jest jednak ze sporym skupieniem. Ale to właśnie ten rodzaj skupienia, który występuje w czasie grzybobrania (ale chyba nie u mnie ;) ). Grzybiarz w czasie spaceru intensywnie się relaksuje, oddychając pełną piersią krystalicznym powietrzem. A w tym samym czasie skanuje teren w poszukiwaniu grzybów i – mimo wszystko – spieszy się, aby go inni nie ubiegli!
Muszę przyznać, że te proste środki wykorzystane w konstrukcji mechaniki gry, wzmocnione wspaniale uzupełniającymi je grafikami dały kapitalny, wyjątkowy efekt.
I tak jak rzadko sięgam po takie lajtowe gry, tak teraz Mały książę już nie będzie samotny na półce w swojej kategorii.
Polecam!
Pingwin (8/10): Fungi – tak brzmi tytuł ostatniego wydania międzynarodowego, na którym wzorowało się wydanie polskie. Fungi to grzyby po … łacinie. A skoro na kartach pozostawiono nazewnictwo łacińskie to rezygnacja z łacińskiego tytułu gry jest dla mnie wprost niezrozumiała. Tym bardziej, że teraz kojarzy się z grzybobraniem :( . Uwiera mnie w tej grze potwornie duża rotacja kart – ale nie z powodu konieczności przeliczania czy zejdą/nie zejdą. Ponieważ wybory bywają dość oczywiste to zdarza się, że jeszcze nie zdążymy poprzesuwać kart po wypadnięciu dwóch, a już przeciwnik bierze co sobie upatrzył i wypadają kolejne dwie karty – jednym słowem nie nadążamy fizycznie uzupełniać lasu. Mimo to uważam, że gra jest naprawdę dobra i lubię w nią grać. Graliśmy w nią nawet w trzy osoby – jest wtedy mniej decyzyjności a jednocześnie trudniej, bo poszerza się ten zakres lasu, który na 100% już dla gracza będzie niedostępny w następnej turze, ale i tak jest przyjemnie. Polecam eksperyment z większą ilością graczy, bo zasady dają się naginać – i to jest dodatkowy atut tej gry ;)
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.