iGranie z GRUZEM jest to pierwsza gra wydana w ramach „Gry o Pomysł”, który jest wspólnym projektem wydawnictwa Black Monk Games i portalu PolakPotrafi.pl. Autorką gry jest Ilona, Kobieta Ślimak twórczyni komiksu Chata Wuja Freda. Dla osób nie śledzących komiksu od razu wyjaśniam, że GRUZ jest metaforą życia. W grze wcielamy się w jedną z 5 postaci znanych z łamów komiksu, a naszym celem jest zrealizowanie marzeń w ciągu 24 tur, lecz gruz nam tego nie ułatwia, a tym bardziej wspólnie wynajmowane mieszkanie.
Jako, że za wydanie odpowiada Black Monk Games miałem swoje wymagania co do wykonania gry. Jak zwykle poznańska firma spisała się na „piątkę”, dostarczając dobrej jakości produkt. Po otwarciu pudełka znalazłem 5 kart postaci i przypisane im figurki, planszę, kartę z opisem efektów małych pętli, kostkę k6, 3 talie kart (Praca, Chillout, Zaradność), sporo znaczników (pieniądze, gruz, głód i dług), oraz lodówkę – licznik ilości jedzenia poszczególnych graczy.
Co do wykonania nie mam zastrzeżeń, poza pewnymi elementami estetycznymi. Po pierwsze figurki postaci są zdecydowanie za małe, chodź może to tylko moje przyzwyczajenie z gier typu Talisman. Dwa: Lodówka, karty postaci i karta z opisami są wydrukowane na papierze fotograficznym i trzymając je w rękach widać moje małe grzeszki w postaci „tłustych paluchów” po chipsach czy orzeszkach. Po trzecie, talie pracy i zaradności oprócz napisu prawie się nie różnią, nie raz zdarzyło mi się, czy innemu graczowi dobrać kartę nie z tej talii co trzeba. Ostanie to znaczniki gruzu, które są ciut za duże i wystają poza przypisane im miejsce, nachodząc na sąsiadujące. Taka mała głupotka, która mnie osobiście drażni, a że te znaczniki są wykorzystywane wszędzie, to widzę to non stop – stąd też wspominam o tym. Podkreślam, że to są uwagi estetyczno-personalne, jakościowo nie mam zastrzeżeń.
Rozgrywka jest bardzo prosta, oparta na dobrych, wielokrotnie sprawdzonych motywach. Nasza postać posiada 2 umiejętności aktywne, których może użyć po 2 razy na grę, umiejętność pasywną i jakąś cechę, która nie pozwala nam wejść do jednej z małych pętli. Wszystko mamy opisane na karcie postaci, gdzie również znajdziemy liczniki naszego banku marzeń oraz portret postaci.
Plansza, po której się poruszamy to dwie duże pętle Pracy i Chillu połączone ze sobą jednym polem, dzięki czemu poruszamy się po planszy w „ósemkę”. Od każdej dużej pętli odchodzą po 4 małe przedstawiające typowe dla niej rzeczy np. w Pracy spotykamy kolegów z pracy, a w czasie Chillu idziemy do sklepu. Naszą turę rozpoczynamy od rzutu i przesuwamy się o wskazaną liczbę pól. Potem bierzemy kartę z odpowiedniego stosu i rozpatrujemy jej efekt. Jeżeli ruch rozpoczynaliśmy od wejścia do małej pętli to przez nią przechodzimy i sprawdzamy na karcie efektów, co się wydarzyło. Aby mieć wpływ na to, co robi z nami gruz możemy wykorzystać karty zaradności, które pozwalają nam między innymi na podwyższenie wyniku na kostce lub odwrócenie efektu właśnie dobranej karty i zamiast stracić dwa jedzenia to je zyskujemy. Na realizację naszych marzeń mamy 24 tury, które są podzielone na 6 miesięcy, każdy po 4 tygodnie. Jest to o tyle istotne, że co turę, czyli co tydzień, musimy zjeść. Możemy albo z naszych zapasów z lodówki, albo spróbować podkraść jedzenie któremuś z innych graczy. Jeżeli nam się nie uda, dostajemy znacznik głodu. Gdy nie zjemy, posiadając już głód, to umieramy z głodu. Natomiast co 4 tury, czyli raz w miesiącu musimy zapłacić czynsz. Jeżeli nas nie stać, to dostajemy znacznik długu i musimy zapłacić zaległy i bieżący czynsz w następnym miesiącu. Jeżeli nam się nie uda, jesteśmy eksmitowani i umieramy (na bezdomność). Grę możemy więc wygrać albo poprzez realizację marzeń, czyli wpłacenie 15 jedzenia i 15 pieniądza do banku marzeń, albo dzięki temu, że jako jedyni pozostaniemy przy życiu – w skrajnym przypadku dojścia do 24. tury wygrywa osoba, która była najbliżej realizacji marzeń.
Humor jest taki jak w komiksie, ale nie trzeba go znać, aby rysunki i teksty bawiły. Jednak znajomość twórczości Ilony z pewnością dostarczy Wam dodatkowych powodów do uśmiechu – będziecie bowiem wiedzieli, czego się spodziewać. Jednak nie każdemu może pasować fakt, że np. jeden bohater jest żelazną dziewicą i wszystko o podtekście erotycznym jest mu obce. Ja osobiście lubię taki humor, lubię taki styl graficzny, więc gra wpasowała się w mój gust.
Jedna z pierwszych opinii, które usłyszałem o iGraniu z GRUZEM brzmiała: „jest to chińczyk na sterydach”. Nie zgadzam się z nią. W moim odczuciu jest to uproszczona wariacja na temat Talismanu w luźnym, humorystycznym świecie. Jeżeli twórcom gry przyświecała idea stworzenia gry dla początkujących planszówkowiczów, to wywiązali się z zadania wzorowo. Jest to idealny tytuł do wprowadzania casuali w gry trwające około godzinki, albo i dłużej, a które są bardziej skomplikowane niż typowe imprezówki. Uważam, że weterani planszy, również powinni spędzą miłe chwile przy tym tytule – ile w końcu można wybijać hordy goblinów albo budować międzygalaktyczne imperia? Dobra, gra ma jedną małą wadę. Czasem się dłuży, ale tak to jest w każdej talismanopodobnej produkcji, jeżeli dochodzą nieciekawe karty.
Grę oceniam na 7/10 – dobry tytuł do sprawdzenia, ale mechanicznie nie wnosi niczego wyjątkowego. Fajny, lekki klimat gry, który po prostu nie każdemu może przypasować, ale w sumie nie każdy też lubi elfy.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.
„>>jest to chińczyk na sterydach<<. Nie zgadzam się z nią. W moim odczuciu jest to uproszczona wariacja na temat Talismanu"
Czyli dokładnie chińczyk na sterydach.
Wole chińczyka bez sterydów. Karty może i śmieszą za pierwszym razem ale nikt mnie nie zmusi żeby do tego wracać. Więcej frajdy dawały mi pętle w Simpsons Board Game. Tak nieoryginalny twór nie zasługuje na siódemkę. To nawet nie jest średniak. Za stówkę można mieć znacznie ciekawsze pozycje.
Poważnie 7/10 na GF dostaje gra, która spokojnie mogłaby leżeć na jednej półce z kolejnym klonem monopoly? To jeszcze portal dla geeków, czy już onet.pl?
Mnie bardziej niż ta siódemka dziwi określenie gry o mechanice sprzed trzech dekad „idealnym wprowadzeniem dla casuali. W takim przypadku Ticketa wypadałoby chyba nazwać ideałem do kwadratu ;-)
Te cztery wyrazy wyrwane z całego zdania faktycznie brzmią nieodpowiednio. Nie twierdzę, że „gra idealna” targetowana na casuali, chodzi o to, że moim zdaniem idealnie wpisuję się w pozycję wprowadzającą do poważniejszych tytułów.
Nie czepiałbym się tej „semantycznej niezręczności”, gdyby treść za nią stojąca również nie była wątpliwa.
Różne są zdania, jak powinien wyglądać gateway, czy powinna to być gra ciężka, lekka, czy jaka. Natomiast jego funkcja jest, jak sądzę, jasna: ma pokazywać planszówkowym laikom, jaki wielki, złożony i fascynujący jest świat nowoczesnych gier.
Wskazywanie jako gatewaya, ba… „idealnego gatewaya”, gry która zasadza się na zaśniedziałym i rozpoznawalnym, wręcz stereotypowym mechanizmie „rzuć kością, przesuń pionek, zobacz co się stało” mnie kompletnie nie nie przekonuje. Ja bym wręcz powiedział, że takie gry są niemal szkodliwe, bo utwierdzają zakorzenione przekonania, że gra to ciskanie kością.
Oczywiście tego i owego można pewnie w praktyce taką grą wciągnąć w hobby: jeden zaczął od talismana inny od Agricoli. No ale ten fakt to pozwalałby najwyżej na stwierdzenie, że gra „jest ok”, a nie na pisanie peanów pochwalnych.
Z tą losowością rzutu kostką to tak nie do końca, ponieważ posiadamy karty zaradności, które mają dwa znaczenia:
a) zwiększanie / zmniejszanie rzutu kością o x podczas ruchu oraz wykradania jedzenia z lodówki, dzięki czemu jesteśmy w pewnym stanie ograniczyć losowość rzutu kośćmi
b) znaczenia specjalne, które działają na jakiś konkretny etap rozgrywki, np. dużą lub małą pętle itp.
Nie jestem jakimś hardcorowcem, nie jestem też kompletnym laikiem, ale i tak uważam, że gra jest całkiem całkiem, jako tzw. „entry point”.
Ja też się za żadnego hardkorowca nie uważam. Jednak po bliższym poznaniu z tą grą mogę z czyściutkim sercem i sumieniem powiedzieć: trzymajcie się od niej z daleka! Prymitywna mechanika, przedłużająca się rozgrywka, wszechobecna losowość (możliwość manipulacji wynikami rzutu zmienia tu tyle co i nic), regrywalność raczej marna (cały „fun” z rozgrywki płynie z kart, które zapamiętujemy w pierwszej partii).
W szczególności odradzam jako „entry point”, no chyba że celem jest utwierdzenie „ofiary” w przekonaniu, że mechanika Talismana to szczytowe osiągnięcie w świecie gier.
Trochę wyrozumiałości dla naszego debiutanta warto by okazać…
Gra jest niszowa, nie miałem okazji jej poznać. Trudno mi się wypowiadać odnośnie wartości oceny.
Ale żeby tak po jednym tekście całego Games Fanatica skreślać?
Nie cały portal tylko samego recenzenta:) Już wiem , że na jego ocenie polegać nie można. Czuje się jakbym czytał materiał sponsorowany. Poziom skomplikowania rozgrywki oceniono tak jak np w Kemecie. Wchodzą tu głównie osoby zorientowane w planszówkowym grajdole. Jeśli zestawić Kemeta z Chińczykiem da się wyczuć pewne różnice w skomplikowaniu mechaniki. Albo recenzent zbyt mało gier ograł w życiu albo w swoim debiucie chciał być zbyt neutralny. Co by nie było rzetelnie analizując mechanikę nie znajdziemy nic co pozwala tak wysoko ocenić grę. Jak pojawi się recenzja Polak jednak potrafi w podobnym tonie wtedy będzie trzeba skreślić portal:)
Ja tam w iGranie nie grałem, ale recki Serka będę bronił.
GF to portal tak dla geeków jak i dla casuali, bo geekiem się nie nie rodzi tylko zostaje, grając najpierw sporadycznie i zaczynając od lżejszych tytułów. Czemu więc taki niedzielny gracz nie miałby prawa skorzystać z recenzji na portalu, żeby poczytać o grze „w jego kategorii wagowej”. I Serek oceniał grę z takiej właśnie perspektywy.
Dla osoby która wcześniej grała tylko w Monopol, który ocenia np. na 6, a ostatnio ktoś jej podsunął Ticketa i go ocenia powiedzmy na 9 (bo chyba jasne, że Ticket od Monopoly jest lepszy ;) ) to takie iGranie będzie gdzieś pośrodku.
Z kolei geek, który zna znacznie więcej tytułów niż tylko Chińczyk, Grzybobranie i Monopol, zapewne przed wyborem i kupnem gry czyta o niej coś więcej niż tylko ocenę końcową więc zakładam, że po przeczytaniu recenzji zorientuje się, że to gra nie dla niego.
Przyjmuję wasze uwagi z pokorą i wyciągnę z nich lekcję. Przyznam się bez bicia, że na ocenę wpływ miała znajomość komiksów kobiety ślimak i to że przy „ogrywaniu tytułu” trafiały mi się w większości fajne grupy, co zostawiło pozytywne odczucia co do samej gry. Tu przyznaje, mój błąd, postaram się być bardziej obiektywny i chłodny w stosunku do gier.
Serek – nie ma za co przepraszać. Masz prawo oceniać grę wysoko, nawet jeśli mechanika jest prosta jak kij od miotły, innowacja polega na kompilacji zasad z 2 innych gier, a losowość jest na poziomie wygranej w totka. Są gry naprawdę średnie, po które jednak sięga się często, bo dają mnóstwo frajdy. Ocena punktowa jest jedynie pewnym umownym miernikiem, który pozwala nam porównać ją z innymi ocenianymi grami (a trzeba pamiętać, że każdy ma swoją własną skalę ocen). Pewnie w wielu przypadkach recenzent wolałby uniknąć wystawiania numerka grze, ale jednak musi być wierny raz ustalonej formule. Bo i tak kwintesencją recenzji jest opis mocnych i słabych stron gry, wrażenia, spostrzeżenia, analiza możliwych strategii/taktyki itp. Czytając krytyczne komentarze, widać jasno, że Twoja recenzja spełniła swoje zadanie. Dzięki Twojemu opisowi mechaniki i wrażeń z gry część osób, które zamieściło tu swoje komentarze, jednoznacznie mogło stwierdzić, że ta gra nie jest dla nich i mimo oceny 7 nie sięgnęliby po nią nawet po kilku głębszych. Notabene to też dobrze świadczy o czytelnikach, że nie przyjmują recenzji bezkrytycznie, ale umieją z nich wyciągnąć wnioski dla siebie.