Wczoraj rano rozegrałam cudowną partię w 51.Stan + Nowa Era + Zima + Ruiny. To najlepsza gra na świecie. Trafia we wszystkie moje planszówkowe potrzeby i je hurtowo zaspokaja. Ale to nie jest recenzja genialnej postapokaliptycznej tetralogii Trzewiczka. To jest recenzja Pojedynku Ninja. A przeskok między tymi dwoma tytułami to jak położyć się spać w hotelu na Bahamach, a obudzić się w izbie agroturystycznego gospodarstwa w Wąchocku. No sorry, taki mamy klimat, growy.
Wydawnictwo Portal od jakiegoś czasu zmienia profil, czy jak to się światowo mówi – target. Geeki chwilowo mogą odpocząć od fazy wypatrywania nowych tytułów, gdyż obecnie trwa faza produkcji gier bardziej rodzinnych, głównie lżejszych. Dla odpowiedniego odbiorcy w sam raz, ostatecznie nie samymi ciężkimi fazami akcji gracz żyje. Byle tylko wszystkie te lżejsze propozycje także trzymały przyzwoity poziom.
Tymczasem faza punktacji dobitnie świadczy o tym, że poziom – co tu dużo ukrywać – skacze, chwieje się i pląsa. Okey, trudno utrzymać się na szczycie cały czas, jeść też trzeba. Ale żeby było aż tak źle, żeby wydawać kościankę, w której brak większego pomyślunku? Swego czasu zjechałam Rebela za wydanie Lords of Xidit, dziś dostanie się Portalowi za Pojedynek Ninja.
Kilka, naprawdę kilka, zdań o zasadach:
Oto mamy dwa klany po dwóch stronach ułożonego w szpaler terenu (trochę jak w Konwoju). W każdym klanie znajdują się wojownicy z oznaczeniami Kamienia (hełmu kabuto), Papieru i Nożyczek oraz jeden Mistrz (kamienio-papiero-nożyk). Gracz rzuca kośćmi i może przesunąć odpowiadających im kolorystycznie wojów o wskazaną liczbę oczek w kierunku wioski przeciwnika. Jeśli wojownik ma na sobie innych, przemieszcza się wraz z nimi (jak w Pędzących Żółwiach czy Przebiegłych Wielbłądach). Jeśli po obu stronach terenu spotkają się wrogie jednostki – następuje rozstrzygnięcie walki na zasadach kamień-papier-nożyczki. Przy takich samych symbolach liczy się siła karty. Jeśli walczą stosiki kart, to zawsze walczą wierzchnie postacie, a przegrany „spada”. Tym samym powstaje nowa walcząca para. Celem gry jest doszczętne wybicie przeciwnika lub dotarcie do jego wioski usytuowanej na przeciwległym krańcu terenu.
Napis na pudełku obiecuje premiowanie sprytu
Owszem, pierwsza partia nie była partią złą. Powiem nawet, że była całkiem sympatyczna. Banalne zasady, szybka, taktyczna walka i pozamiatane. Można rozegrać rewanżyk. Co prawda końcówka wyszła trochę przypadkowa, bo zadecydował rzut kośćmi, ale znając już dobrze zasady i specyfikę gry, w rewanżu nie pozwolimy sobie na żadną przypadkowość.
A jednak. Znowu to samo. Zadecydowały kości. I w kolejnych partiach identycznie. Do pewnego momentu jest fajnie, a potem następuje ten nieszczęsny finisz, gdzie kulanko pokazuje, kogo w dniu dzisiejszym los bardziej lubi. Nie, no ja przepraszam. Ale to naprawdę wydał Portal? Ten sam od fenomenalnego 51. Stanu z jeszcze lepszymi dodatkami? C’mon…
Tak, podchodzę do tej recenzji emocjonalnie…
… bo dawno się tak boleśnie nie rozczarowałam. Pojedynek Ninja przypomina grę Uncle Chestnut’s Table Gype, którą także recenzowałam. W obu grach koniec partii zależy od rzutów kośćmi. Do momentu, gdy wrogie jednostki się miną, jest ciekawie. Po minięciu – nuda i los. No nie da rady inaczej. To znaczy, próbowałam różnych układów, próbowałam zostawiać w wiosce Mistrza, ale i Herkules dupa, gdy wojska kupa – sam jeden nic nie zdziała (obowiązują go specjalne zasady). A zostawić z kolei więcej jednostek, to osłabić się w ataku, czyli sprowadzić grę do czekania w okopach na zmasowany najazd przeciwnika i jeszcze większy festiwal kości. Szczególnie, że walka przy końcu terenu dopuszcza wyrzucenie większej liczby oczek od liczby pól dzielących nas od wioski, tym samy premiując grę agresywną. A przy obu agresywnych graczach wojska się w końcu mijają i zaczyna się wyścig o to, kto pierwszy się dokula (dosłownie!) do wioski przeciwnika.
Przykro mi, ja inaczej grać nie umiałam. I moi współgracze też nie. I nikt nie chciał więcej próbować. Owszem, gdyby grać z nierównym sobie graczem, to zapewne szczęście w kościach nie byłoby nam potrzebne do wygranej. Zmietlibyśmy go w połowie drogi do wioski. Tylko, czy to dałoby nam satysfakcję? Gra prawdopodobnie spodoba się niedzielnym graczom. Ale czego ona ich nauczy? Niczego nowego. W kamień, papier, nożyczki wszyscy już grali, a zbyt duże znaczenie kości utwierdzi ich w mniemaniu, że wszystkie gry są losowe i basta.
Portalu, proszę – przejdź do fazy czyszczenia obszaru gry i powróć na solidne tory!
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Portal Games.
PLUSY: początkowa faza rozgrywki, wykonanie
MINUSY: końcowa faza rozgrywki, umacnianie stereotypu „głupich kości”, prawdopodobnie zmarnowany potencjał na szybką i faktycznie sprytną grę taktyczną
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(4/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra ma poważne wady. Grać można, ale zasadniczo odradzamy. Nie jest to może najgorsza produkcja na świecie, ale znamy wiele innych, lepszych w obrębie tego gatunku. Do spróbowania tylko dla tych, którzy w danym gatunku muszą zwyczajnie mieć wszystko. I koniec.