2Pionki firmują linię gier dla rodzinnych graczy, grupy która do tej pory nie była głównym odbiorcą gier Portalu. Ostatnio wydana została, nomen omen, szalona gra imprezowa. Szalone zegarki po raz kolejny potwierdzają moją tezę, że są gry (zabawy towarzyskie?), które obdarowują nas największą dawką radości w czasie samej rozgrywki, a sam wynik jest na dalszym planie. Zapraszam do lektury.
Gra reprezentuje kategorię gier imprezowych, gdzie więcej będzie szczerego, radosnego śmiechu niż ciężkiego myślenia. Zadanie graczy skoncentrowane jest wokół uważnego rozpatrywania sytuacji powstającej na stole, a kto się zagapi czy pogubi zbiera karty jako swoiste punkty ujemne. Wygrywa ten, kto swoich kart pozbędzie się pierwszy (wg zasad rozgrywa się kilka rund i ta ostatnia określa zwycięzcę).
Gra oferuje w zasadzie trzy poziomy wtajemniczenia. Pierwszy to swego rodzaju rozgrzewka. Karty zawierają kilka rodzajów zegarów pokazujących pełne i połówkowe godziny (każda ponadto opisana jest cyfrowo np.: 10:00). Ponadto niektóre karty to specjalne zegary – maszyny czasu. W podstawowej wersji gra przypomina nieco Prawo dżungli – wykładamy kartę i odliczamy kolejną godzinę (pierwsza, druga… dwunasta, pierwsza). Banał!
A jednak nie! – jeśli odkryta właśnie karta pokazuje wypowiedzianą godzinę, to tak jak w Prawie dżungli, musimy wykazać się refleksem i klepnąć centralny zegar (w formie podstawki pod kubek). Ktoś rzeknie – nadal banał!
A jednak, powtórzę, nie tak całkiem. Karta z maszyną czasu odwraca naszemu parterowi po lewej kolejność liczenia. Wówczas zamiast następnej, trzeba powiedzieć godzinę poprzednią. I tu się często zaczynają schody… Oczywiście kolejna maszyna czasu znów zmienia kierunek liczenia. Ale tak doświadczeni planszówkowicze jak nasi czytelnicy po raz kolejny, coraz bardziej zblazowanym głosem, rzekną – banał, po trzykroć banał!
Ja zaś zripostuję – bom grał z wielką radością i satysfakcją w różnorodnym gronie – nie tak całkiem. Otóż zdarzyć się może sytuacja, gdy odkrywamy kartę z maszyną czasu i to taką, która akuratnie pokazuje właśnie wypowiadaną godzinę. I co? Otóż wówczas gra się resetuje. Ani nie klepiemy zegara centralnego, ani nie zmieniamy kierunku liczenia. Należy z całym spokojem wyłożyć kolejną kartę i zacząć od pierwszej.
Zaczyna się
Dobrze, przyznaję. Po kilku partiach z takimi zasadami gracze są już na tyle wyczuleni, że pomyłki są coraz rzadsze. Taka gra na pewno nie mogła by się obronić w dłuższej perspektywie. Co zatem wymyślił autor? Ano dodatkowe reguły! I tu się zaczyna szalona, a jakże by inaczej, jazda! Zwycięzca rundy dobiera kartę „Kiedy?” określającą sytuację na stole oraz „Co?” definiującą działania, które należy podjąć. I w ten sposób do początkowych dwóch (trzech licząc reset) zasad dochodzą kolejne.
I tu się zaczyna zabawa. Reguły resetują się wyłącznie wtedy, gdy odkryta karta aktywuje więcej niż jedną. Stąd możliwe całkiem szalone połączenia. A to oznacza, że zaczyna się szaleństwo. To najfajniejsze, gdy z jednej strony starasz się skupić na grze, by poprawnie zareagować. Z drugiej zaś strony parskasz śmiechem, gdy ktoś – choćby i Ty sam – popełnisz błąd.
Te zasady naprawdę nie są skomplikowane. Jednak presja czasu i ogólna atmosfera podczas rozgrywki powoduje, że pomyłki jednak się zdarzają. Do tego dochodzi ta kluczowa zasada resetu. Gdy w danej chwili miałaby zadziałać więcej niż jedna reguła, to zaczynamy od nowa…
Powiew świeżości
W zasadach zaawansowanych mamy jeszcze jeden, zupełnie szalony wariant. Otóż jednego z graczy wypraszamy za drzwi i ustalamy nową regułę (co ważne – nadajemy jej nazwę). I po chwili gramy z jednym nieuświadomionym gościem. Oczywiście śmiechu co niemiara, gdy próbuje on odkryć prawidłowość jaka dodaje mu coraz to więcej kart… Na szczęście taka przyjemność może dotknąć nas tylko raz w czasie rozgrywki.
Mamy zatem imprezówkę. Grę, w której więcej radości czerpiemy z samego grania niż z ewentualnej wygranej (dość losowej –wszak decyduje tylko ostatnia runda). A jednak z drugiej strony w czasie partii nasz umysł poddawany jest wyzwaniom, które mnie kojarzą się z Trio albo SETem, a może i Duuszkami. Musimy błyskawicznie (bo inaczej współgracze zaczną nas, celowo i zgodnie z regułami, dekoncentrować) rozstrzygnąć, czy zwyczajnie dodajemy albo odejmujemy jeden (modulo 12!), czy też wdrażamy jedną z obowiązujących zasad. A przecież może się trafić to swoiste bingo, gdy trzeba klepnąć zegar centralny.
W efekcie mamy grę, która rozbawi nawet młodszych –nie musimy wprowadzać więcej nowych reguł. Da satysfakcję dojrzałym graczom, którzy raz po raz sami będą zaskoczeni, jak można pomylić się w aplikowaniu tych kilku prostych zasad. Przyciągnie miłośników gier wymagających myślenia – jest go tu może nie tak wiele, ale musi być to szybkie, bardzo szybkie myślenie. Nie pozwoli szybko się znudzić, bo prócz mnóstwa kombinacji kart Kiedy? i Co? jest pole do popisu dla naszej kreatywności.
Z dużą przyjemnością zasiadam do Szalonych zegarków!
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(8/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.