Od razu na wstępie powiem, że nie jestem fanem dodatków. No może poza jednym jedynym wyjątkiem, czyli moim ukochanym i absolutnie na pierwszym miejscu Dominionem, do którego zwyczajnie muszę mieć wszystko. Tak dla zasady. A tak bez zasady, to zdecydowanie wolę kolejną nową grę niż super-hiper dodatek. I dlatego dzisiaj będzie o… dodatku do Potworów w Tokio. Power Up, czyli Doładowanie. A co.
Zasady…
…właściwie wiele się nie zmieniają. Po pierwsze, dostajemy nowego potwora Pandakai i możemy bawić się w 7 osób. Muszę przyznać, że ten Miś Panda graficznie wpasowuje się w moje gusta rewelacyjnie – zapałaliśmy do siebie obopólną miłością :). Po drugie, ważniejsze – każdy potwór otrzymuje 8 kart ewolucji – kiedy tylko wyrzucisz 3 serca, jako bonus (obok normalnej funkcji leczenia) możesz pociągnąć kartę ewolucji. Ewolucję permanentną właściwie możesz zagrać natychmiast, bo działa cały czas. Ale połowa z nich (czyli cztery karty) to ewolucje temporalne – oznacza to, że z takiej temporalnej ewolucji możesz skorzystać tylko raz, choć niekoniecznie nawet w swojej turze.
Wrażenia
Tak, Pandakai jest niesamowicie wyrazisty. Graficznie rzecz jasna. A przy jednoczesnym ogrywaniu przeze mnie Takenoko jest postacią, w którą musiałam się wcielić za każdym razem gdy grałam w Potwory w Tokio. No, prawie za każdym – inni też chcieli pograć Pandakai, poza tym, traktując rolę recenzenta poważnie, postanowiłam zagrać każdym potworem i wypróbować każdą ewolucję. Ale nie powiem, żebym robiła to z radością. Nie zawsze. Jednak Pandakai. Pandakai jest moim „potworem z wyboru”. Na szczęście ma dość ciekawe zdolności i może pozostać w tej roli po wsze czasy bez uszczerbku na jakości gry, np. „Dostawa bambusa”, dzięki której łatwo gromadzi błyskawice (czyli walutę, za którą nabywamy karty), „Jing Jang”, które obraca kostki na przeciwległą stronę, „Pandomonium”, które pozwala na szybkie zdobycie gotówki, „Pandarwinizm”, który daje extra punty zwycięstwa za kolejne ewolucje, a „Misiowym niezbędnikiem” można wyleczyć sobie co-nie-co obrażeń.
Czy inne potwory są równie ciekawe? Inaczej mówiąc – czy są dobrze zbalansowane? Każdy ma coś w zanadrzu, np. Meka Dragon ma bardzo fajną tymczasową ewolucję, która pozwala wyleczyć aż 4 obrażenia (choć kosztem utraty tury). Jego permanentna ewolucja „Fatalny oddech” potrafi popsuć krew przeciwnikom, bo będąc poza Tokio atakuje nie tylko gracza w Tokio. „Zaprogramowany na destrukcję” jest wkurzający, bo czerpie zyski z eliminacji innych graczy.
Obcy (ósmy pasażer Nostromo), czyli oficjalnie Alienoid, permanentnie potrafi wzywać statek matkę lecząc co turę jedno obrażenie za jedną błyskawicę. Bardzo mi się to przydało (choć akurat wtedy i tak przegrałam). „Technologia najwyższych lotów” może być ciekawie wykorzystana do kupowania kart typu „odrzuć” (nie ma ryzyka utraty karty, skoro i tak muszę ją odrzucić). Za to zupełnie nie czuję fanu z permanentnej ewolucji „Dwustronne ostrze”, w której muszę zaryzykować aż dwie błyskawice, by zadać dodatkowe dwa obrażenia. Jak łatwo jest wyrzucić trzy łapki? No niby 50% szansy (chyba, że rzucasz dodatkowymi kostkami). Ale czy to jest warte tej ceny?
Kraken – o, ten ma fajne ewolucje! „Morze ruin” pozwala zadać po 2 obrażenia przy wchodzeniu do Tokio. Na szczęście (dla innych) to ewolucja tymczasowa. Kraken zorientowany jest na leczenie – „Deszcz oczyszczenia”, „Przypływ”, „Zatrute miasto”, „Pochłaniacz dusz” (dzięki niemu może mieć aż 12 żyć!) – wszystkie związane z serduszkami i leczeniem. A przy okazji, zadając obrażenia, powodujesz też utratę PZ („Olbrzymie macki”). „Odrastające macki” są ciekawą permanentną ewolucją (rzuć tyloma kostkami, ile obrażeń otrzymałeś – każde wyrzucone serce pozwala uniknąć 1 obrażenia) ale przyznam się, że ani razu się nie udało – nigdy, absolutnie nigdy nie udało się wyrzucić serducha na takich przerzucanych kostkach. To jednak straaaasznie losowa gra! Ale będę próbować, a co! Kraken jest drugim po Pandakai potworem w Tokio, który mnie pociąga.
Królik, czyli Cyber Bunny – zabawny potworek, który np. tymczasowo potrafi unikać obrażeń („Królik pułapka”), zdobywa punkty gdy kupuje karty („Trawożerny kapitalista”), jest wyrafinowany w zadawaniu ran i potrafi na nich zarabiać („Elektryczna Marchewa”), a „Królik doświadczalny” kupuje taniej.
The King, zwany przez nas wściekłą mamuśką, bo najczęściej grała nim mamuśka i… wygrywała. Musiała być bardzo wściekła, bo przecież mamuśki nie są wredne. Przynajmniej nie wszystkie. Karta „Trucht człekokształtnych” pozwala opuścić Tokio bez obrażeń, „Małpi rozum” pozwala podkraść innemu graczowi wejście do Tokio, „Samiec Alfa” zdobywa gwiazdkę (czyli 1PZ) zawsze, gdy atakuje. I do tego jest to ewolucja permanentna! Ona po prostu nas kosiła! „Onieśmielający Ryk” pozwala wyrzucić innych graczy z Tokio siłą. I kolejna, permanentna ewolucja, która nas wykosiła: +1PZ za każde wejście do Tokio i rozpoczynanie tury w Tokio („Król Tokio”). Z wściekłą mamuśką naprawdę trudno wygrać.
I ostatni na liście, Gigazaur. Spodobało mi się „Zrzuć skórę”, tymczasowa ewolucja, która pozwala uniknąć obrażeń w danej turze. „Zamach ogonem” pozwala uzyskać wynik na jednej kostce w postaci 1 lub 2. „Termowizja” powoduje utratę 1PZ u graczy, których atakuje (permanentnie), „Tokijski obrońca” powoduje utratę punktów przez innych graczy, o ile tylko Gigazaur zaczyna rundę w Tokio.
Rozpisałam się. Niektóre z tych ewolucji są bardzo silne, inne mniej. Jak dla mnie – nie przepadam za tymczasowymi ewolucjami. Lubię budowanie silniczków, a permanentna ewolucja + dobrze dobrana karta technologii potrafi stworzyć bardzo mocny układ. Na szczęście nie dzieje się to zbyt często. Jednak można liczyć na spektakularne zwycięstwo. Można ciułać punkty i szanować życie, a można iść va bank i postawić wszystko na jedną kartę.
Jeśli chodzi o balans potworów – według mnie są fajniejsze i te mniej fajne. Ja bardzo nie lubię Aliena – zupełnie mi nie leży i nie potrafię nim grać. Pandakai jest nie tylko słodki (jakby to nie brzmiało w kontekście potwora ;)) ale też ma fajne karty. The King i Kraken to chyba najmocniejsze postacie. Czy tak jest naprawdę? Trudno powiedzieć – ja je tak odbieram. Ale też mam świadomość, że te różnice, jeśli faktycznie są, nie są duże i właściwie każdym potworem gra się fajnie. No, może oprócz nielubianego przeze mnie Alienoida ;).
Czy mi się ten dodatek podoba? Powiem przewrotnie – trudno, żeby się nie podobał, skoro całe Potwory w Tokio mi się podobają. Aż się sobie dziwię, bo raczej do tej pory nie gustowałam w rzucaniu kostkami. Unikałam Potworów w Tokio jak ognia. Aż do czasu, gdy zagrałam. Otóż nie będę się silić na oryginalność – dodatek mi się podoba. Tworzy (potrafi stworzyć) ciekawe combo z kartami technologii. Różnicuje postacie, powodując, że teraz chcemy koniecznie grać tym, a nie innym potworem. Sprawia, że gra staje się bardziej dynamiczna. Jest szybciej i ciekawiej. Nie chcę, nie będę już grała bez dodatku. To nie znaczy, że go mieć musicie. Do tej pory się obywałam – więc i Wy możecie się obyć. Ale jak spróbujecie, to już nie wrócicie do dawnej rozgrywki.
Wydawało mi się – zanim zagrałam – że karty technologii są na tyle różne i ciekawe, że właściwie ewolucja nic specjalnego nie wnosi. I tak, i nie. Nie wnosi, bo na kartach bywają równie ciekawe opcje. Wnosi, bo od tej pory potwory przestają być zwykłymi postaciami i to jest coś, co mi się podoba w tym dodatku najbardziej. Szkoda tylko, że cena jest taka wysoka – prawie 2/3 ceny podstawki. Może jednak z biegiem czasu będzie topnieć, a wtedy na pewno warto będzie zainwestować w Doładowanie.
Jest tylko jedna wada. Dodatek nie mieści się w wyprasce podstawki. Możecie go oczywiście „upchnąć” pod wypraską (karty ewolucji, bo sam Pandakai jako tako da się wcisnąć), ale nie wygląda to ciekawie.
Warto wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy – dodatek niesie ze sobą kilka wariantów wykorzystania. Możecie karty ewolucji potraktować jako współne dobro i metodą draftu (to chyba coś dla miłośników 7 cudów ;)) dobierać sobie swoją własną ewolucję. Albo można tak po prostu ułożyć kupkę dedykowanych dla potwora kart i czekać na trzy serduszka jak na zmiłowanie. Można też rozpocząć od jakiejś wylosowanej lub wybranej ewolucji – i to Wam z całego serca polecam. Czasem losowaliśmy ewolucję, która miała stać się naszą bazową ewolucją (pod warunkiem, że wylosowała się permanentna – zdecydowanie preferuję ewolucje permanentne), czasem wybieraliśmy jedną z dwóch. Tak czy owak – warto rozpocząć grę z już jedną działającą ewolucją – to sprawia, że gra staje się jeszcze bardziej dynamiczna (o ile można podkręcić dynamikę i tak już mega dynamicznej grze).
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(9/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.