Nie zdarza mi się jakoś wyjątkowo często grywać w dwie osoby, ale czasem sytuacja to wymusza. Niestety moje ulubione gry rodzinne – Ticket to Ride i 7 Cudów Świata – dość słabo skalują się na dwóch graczy. Z nieskrywaną więc przyjemnością i dużymi nadziejami patrzyłem więc na Jaipura, wszak znajduje się on w pierwszej dziesiątce bgg-owego rankingu gier familijnych.
Jaipur wydaje się posiadać wszystko, czego oczekuję od dobrej gry rodzinnej – nieskomplikowane zasady, dynamiczną i niezbyt długa rozgrywkę, oryginalną mechanikę, świetne grafiki tworzące klimat baśni 1001 nocy. Do tego zbiera nad wyraz pochlebne recenzje, podkreślające m.in. dużą decyzyjność gracza oraz wysoką regrywalność tytułu. Czego mógłbym chcieć więcej?
Jarmark przed Pałacem Wichrów
Paczka od Rebela, która przyszła do mnie jakiś miesiąc temu, zawierała zgrabne, kompaktowe pudełko ze świetną grafiką sympatycznego brodacza w turbanie na tle indyjskiego straganu i pałacu maharadży. Po jego otwarciu największe wrażenie zrobiła na mnie… różowa wypraska z wytłoczoną nazwą gry, która mieściła talię kart towarów i wielbłądów oraz tekturowe żetony. Generalnie całość wykonania robi naprawdę niezłe wrażenie, choć żetony mogłyby być nieco grubsze. Nie mówię, żeby były jak sztony ze Splendoru, bo to podniosłoby znacznie cenę gry (tutaj żetonów jest prawie dwa razy więcej), ale po raz kolejny stawię za wzór skromną (i tanią) Sawannę, w której tektura jest znacznie solidniejsza. Gdyby nie ten element, to grafiki i wykonanie oceniłbym na 9, a tak daję „jedynie” 8/10.
Kodeks Handlowy i zasady handlu
Osobny akapit muszę poświęcić instrukcji. Nie mamy na nią oddzielnej oceny, ale jakby była, to ta z Jaipura zasłużyłaby na 10/10. Jest nie tylko zwięzła, przejrzysta, przyjazna, kolorowa, z licznymi przykładami i grafikami, ale przede wszystkim kapitalnie łopatologiczna. Po jednokrotnym przeczytaniu trudno nie zrozumieć, o co w grze chodzi czy jak działa mechanika, a jeżeli przypadkiem zapomnimy jakiegoś szczegółu lub nabierzemy jakichś wątpliwości, to wręcz intuicyjnie znajdujemy w niej odpowiedź. Nota bene muszę pochwalić też za to, iż, mimo że zagrałem całkiem sporą ilość partii, to nie zdarzyła się sytuacja, w której miałbym co do zasad wątpliwości, których instrukcja nie potrafiłaby wyjaśnić.
Nie bez znaczenia dla percepcji zasad jest oczywiście też to, że są one całkiem proste.
Na początku wykładamy 5 kart na targ, wśród których na starcie musi znaleźć się co najmniej 3 wielbłądy, następnie każdy gracz dobiera startową rękę (też 5 kart), odkłada wszystkie wielbłądy na oddzielną kupkę zwaną stadem i możemy zaczynać. Gracze naprzemiennie wykonują ruchy, wybierając dobranie lub sprzedaż towarów, przy czym ta pierwsza opcja możliwa jest do wykonania na trzy sposoby. Dobierając więc karty możemy wybrać czy bierzemy jeden towar nie oddając w zamian żadnej rekompensaty, czy bierzemy wszystkie dostępne na targowisku wielbłądy i dokładamy je do naszego stada (wówczas również nie ponosimy żadnego „kosztu”), czy też dobieramy więcej towarów, ale w zamian oddajemy taką samą ilość kart na targowisko (możemy oddać inne towary lub wielbłądy). Alternatywą dla dobrania kart jest ich sprzedaż. Tutaj sytuacja jest prostsza, bo decydujemy jedynie ile towarów jednego rodzaju chcemy sprzedać. Oczywiście im więcej naraz sprzedamy, tym dla nas lepiej, bo za każdy towar bierzemy jedną monetę ze stosu, a jak sprzedamy więcej niż dwa dobra, to otrzymujemy jeszcze bonus. Warto też dodać, że im szybciej sprzedajemy towary (szybciej od przeciwnika ;)), tym lepiej na nich zarobimy, bo monety na stosach służące do zapłaty są poukładane malejąco, czyli najpierw dostajemy te z większą wartością.
Runda kończy się kiedy zejdą 3 z 6 stosów monet lub talia kart do dobierania towarów. Grę wygrywa natomiast osoba, która wygra dwie niezależne rundy.
Z zasad to by było w zasadzie na tyle, pomijając drobne kwestie typu limit kart na ręce czy pewne ograniczenia w sprzedaży towarów, o których doczytacie w instrukcji.
Intratna posada ministra ?
Pora na podsumowanie. Tu już niestety nie będzie tak sielankowo.
Przyznam, że Jaipur zawiódł mnie trochę. Liczyłem, że dostanę świetną, klimatyczną, regrywalną, pełnoprawną grę rodzinną z dużą ilością decyzji do podjęcia i kilkoma możliwymi taktykami prowadzącymi do zwycięstwa, w którą mógłbym pograć z żoną, kiedy nie uda się zebrać większej paczki znajomych. Tymczasem otrzymałem najwyżej przyzwoity abstrakcyjny fillerek z na tyle znaczną dozą losowości, że zwycięstwa nie cieszą, bo nie wiadomo czy odniesione dzięki umiejętnościom, czy szczęściu, natomiast porażki potrafią mocno sfrustrować, gdy karty ewidentnie nie podchodzą nam, a dochodzą naszemu przeciwnikowi. A najgorsze jest to, że partie, niezależnie od tego czy zwycięskie, czy przegrane, nie zapadają w pamięć, bo po prostu nie budzą emocji. A dzieje się tak dlatego, że więcej tu zależy od losu niż od graczy. Ta podkreślana przez innych wielość decyzji, też jakoś do mnie do końca nie przemawia, w sytuacji kiedy często tak naprawdę i tak tylko konkretne są jedynymi słusznymi. Bo, kto zdecyduje się na sprzedaż towarów lub dobranie wielbłądów, kiedy w jego kolejce na targowisku leżą np. dwa klejnoty? Wiadomo, że w przeważającej liczbie przypadków zrobię wówczas wszystko, żeby je pobrać nawet, jeżeli wcześniej miałem przygotowany jakiś inny ruch w zanadrzu (oczywiście pomijam tu sytuacje w których pobranych klejnotów nie mógłbym już sprzedać).
Zdaję sobie sprawę, że mocne słowa rzucam przeciwko grze powszechnie lubianej i cenionej. Ale to nie dlatego, że ta gra jest zła, tylko dlatego, że nie jest tak dobra, jak to sobie wyobrażałem. Nie jest też do końca tym, czego oczekiwałem. Nie jest grą rodzinną, nad którą spędzę cały wieczór, bo zwyczajnie po jednej partii nie mam ochoty siadać od razu do następnej. Jest jedynie przerywnikiem, w który zagram, gdy będę chciał dać odpocząć szarym komórkom. I jako taki niezobowiązujący przerywnik jest całkiem dobra. Prosta, szybka, niewymagająca, z ładnymi grafikami. Jeśli szukacie właśnie takiej gry, to kupujcie. Jeżeli natomiast szukacie gry rodzinnej, w której chcecie trochę pokombinować, zastanowić się nad kolejnymi ruchami, obrać jakiś kierunek działań, obmyślić, chociażby krótkoterminowe, strategie, to zagrajcie najpierw w Jaipura u znajomych, na jakimś konwencie lub chociaż online, żeby zobaczyć, czy tytuł ten jest na pewno tym, czego oczekujecie.
O końcową notę wyjątkowo trudno bez wskazania w jakiej kategorii tę ocenę się wystawia. Tak więc jako gra rodzinna Jaipur otrzymałby ode mnie 6/10, ale jako fillera cenię go już nieco wyżej i to w tej kategorii daję ocenę końcową.
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.
A ja szczerze proponuję zagrać przez Internet.
Losowość jest. Różne strategie też są. Lepszy gracz rozjedzie słabszego. Na prawdę rozjedzie. :)
Ta losowość, jak widzę, budzi różne opinie (patrz recenzja Veridiany http://www.gamesfanatic.pl/2013/11/07/jaipur-kupczymy-na-chwale-maharadzy/). Ja się nad kupnem zastanawiałem, ale ostatecznie zrezygnowałem. Mechanika mechaniką, ale gra o maharadży….brrr :) Nie mój klimat :)
Ależ tu chodzi właśnie o to, żeby wmanewrować przeciwnika w takie zagrywki, żeby wymiana kart w centrum była na naszą korzyść. Utrzymując odpowiednią liczbę kart na ręce, wielbłądów itd., jednocześnie obserwując możliwości przeciwnika.
kupiłem drożdżówkę
muszę ocenić ją nisko, bo spodziewałem się pełnokrwistego befsztyka…
o losowości napisał już Furan…
i zgłosił fantastyczny pomysł: naprawdę Ginet zagraj sobie na sieci, z kimś kto ma sporo gier i napisz ile procent pojedynków wygrałeś… jeżeli jest losowo powinno być ok. 50% :-) :-)
Spodziewałem się gry rodzinnej i i w takiej kategorii ją oceniałem. Przecież nie porównuje jej do Zimnej Wojny.
Poza tym trudno powiedzieć, żeby ocena 7 (a nawet 6) była oceną niską.
Skąd też założenie, że nie grałem po sieci. Grałem, choć faktycznie nie za dużo. I właśnie tam trafiały mi się sytuacje, w której dostawałem na rękę 2 klejnoty, drugie 2 leżały na stole i miałem pierwszy ruch. Czy w tym przypadku to nie los dawał mi z góry taką przewagę? Bo na pewno nie moje umiejętności :)