Hollywood, zanim jeszcze odbyła się polska premiera gry, doczekało się na GamesFanatic już dwóch teksów. Swego czasu Sipio opisywał wersję anglojęzyczną gry. Ja na Hollywood rzucałem okiem jakieś trzy tygodnie temu. Teraz przyszła pora na popremierową recenzję gry wydanej w Polsce przez Wydawnictwo Egmont.
Zasady opisałem w rzucie okiem (o tutaj…) więc nie będę ich powtarzał (poza regułami dodatków, których wcześniej nie opisywałem). Skupię się natomiast bardziej na wrażeniach.
Gra przeznaczona jest dla od 2 do aż 6 graczy, co jak już ostatnio pisałem przy Uchu Króla, jest dla mnie zawsze wielkim plusem, oczywiście pod warunkiem, że tytuł dobrze się skaluje. W pełnym składzie niestety nie zagrałem, ale przećwiczyłem każdy z pozostałych wariantów i mogę stwierdzić, że jest w porządku. Najmniej podobał mi się wariant dwuosobowy. Do rozgrywki wchodzi wówczas jedynie 42 ze 150 (licząc z dodatkami) kart podstawowych i 12 z 48 kart gwiazdorskich. Po jednej kolejce draftu w zasadzie już znamy wszystkie karty, jakie weszły do gry w danym roku, nie mamy większych dylematów w wyborze, bo i tak istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że upatrzona karta zaraz do nas wróci, licytacje też budzą dużo mniejsze emocje. Pozostałe warianty spisywały się już całkiem nieźle. Najlepiej grało mi się w liczbie 3-4 graczy, przy 5 osobach rozgrywka się już nieco ciągnęła, ale chyba tylko z powodu obecności „zamulacza” przy stole.
No właśnie, czas rozgrywki. Faktycznie jest to około 45-60 minut, a dzięki mechanice draftu nie zależy to w większym stopniu od liczby graczy (no, chyba, że się zagra ze wspomnianym „zamulaczem”, ale taki mógłby się trafić także w partii na dwie osoby). Jedynie licytacja w większym gronie może nieco się wydłużać, szczególnie, kiedy kilku jej uczestników upatrzy sobie tę samą kartę. I to by był chyba jedyny moment w grze, w którym gracze niezainteresowani już kupowaniem kart mogliby się nieco nudzić. Rozgrywka jest raczej szybka i dynamiczna więc tutaj plus.
Grafiki na kartach są dosyć fajne, choć trzeba zaznaczyć, że się powtarzają, co szczególnie rzuca się w oczy przy aktorach, aktorkach i reżyserach. Gdyby chociaż zróżnicować ich ze względu na kategorie filmów w jakich grają, to byłoby ciekawiej i czytelniej. Nadrabiają natomiast karty ekipy filmowej i karty z dodatków (szczególnie z dodatku „Za kulisami”) – niektóre po prostu wymiatają. Plansza to w zasadzie tylko toru punktacji i miejsca na położenie decków więc wizualnego szału nie ma.
Wykonanie jest dobre, solidne, z jednym małym wyjątkiem. Tekturowe Oscary w plastikowych podstawkach mi się po prostu nie podobają. Reszta jest całkiem niezła, karty dobrej jakości, plansza z grubej tektury, ikonografia czytelna (w sensie, że ją dobrze widać ;) ). Może planszetki graczy nie są zbyt grube, ale też nie powinny dać się łatwo zniszczyć.
Instrukcja. No, tu zaczynają się schody. Fakt, że zmniejszenie jej rozmiarów z „angielskich” 24 stron do 12 w polskiej wersji jest niewątpliwym plusem, na dodatek klarowny język i liczne ilustracje / przykłady sprawiają, że po pierwszym przeczytaniu odnosimy wrażenie, że wszystko już wiemy i nie będzie z grą żadnych problemów, ale diabeł tkwi w szczegółach. O braku opisów działania kilku (dwóch) kart z podstawki już pisałem w rzucie okiem. Co prawda Egmont tutaj szybko się zreflektował i wydał suplement opisujący działanie wszystkich postaci zarówno z podstawki jak i z dodatku (bardzo przydatny, polecam wydrukować w 6 egzemplarzach jako pomoce dla graczy – można go znaleźć tutaj), ale pojawiły się nowe problemy. Przykładowo spór powstał o zasadę działania kultowego scenariusza, który według zaszeregowania powinien być kartą negatywną, którą podrzucimy innemu graczowi. Tymczasem daje on 3 Oscary, a jedyną bolączką właściciela jest to, że nie określa gatunku filmu. Spór oparł się o to czy w związku z tym nie punktujemy wówczas w ogóle za gatunek filmowy, czy – jak w przypadku bezwartościowego scenariusza, który również ikonki gatunku nie zawiera – gatunek filmu wybieramy sobie sami (problem to niebagatelny bo wart dobrych kilka milionów dolarów… :) ). Innym ważkim problemem były zasady działania agenta i prawnika, którzy pozwalają ściągnąć od innego gracza do naszej ekipy jego aktora, aktorkę lub reżysera. I w takim przypadku czy ów gracz może komuś oddać właśnie otrzymaną lub nawet pozostawioną dla siebie inną negatywną kartę np. dziewczynę producenta albo aktorkę kina niezależnego, które w filmie zastąpią naszą aktorkę – oto jest pytanie (problem powstały chyba w dlatego, że pierwotnie agent był postacią z podstawowej wersji gry, w której negatywne karty nie występowały więc nie było takiego dylematu).
Zanim przejdę do rozgrywki, krótkie przedstawienie dodatków. Mamy trzy. Festiwale, Łowcy nagród i Za kulisami. Pierwszy to 6 małych kart, z których jedną ciągniemy przed każdym rokiem rozgrywki (czyli 3 na partię). Zmieniają one zasady gry lub punktowania w danym roku. Fajny, choć dość drobny dodatek. Łowcy nagród to z kolei karty reżysera drugie ekipy, którego możemy wykorzystać podobnie jak bezwartościowy scenariusz, karty podwójnego przeznaczenia (np. aktor/reżyser lub aktor/aktorka) i kilka dodatkowych kart ekipy filmowej. Tu również mam dobrą opinię, bo więcej kart to zawsze więcej możliwości. Największe kontrowersje budzi jednak dodatek Za kulisami. Zmienia on najbardziej rozgrywkę, wprowadza negatywną interakcję, zdecydowanie ożywia grę i wprowadza znacznie większe emocje. Z drugie strony jednak problemy z interpretacją działania niektórych kart są tak frustrujące, że skutecznie potrafiły mi zatrzeć pozytywne wrażenie z tego dodatku. Poza tym są też osoby, którym negatywna interakcji przeszkadza.
Towarzystwo, z którym grałem w Hollywood stwierdziło, że gra jest średnia – i to jest chyba dobre podsumowanie. Mimo zaczerpnięcia mechanik czy tematyki z bardzo lubianych przez ze mnie gier – draftu z 7 Cudów Świata i licytacji z Tytusa, Romka i A’tomka (oryginalne Dream Factory – również było grą o kręceniu filmów) – jest od nich wyraźnie słabsza. W mechanice draftu denerwująca jest jego losowość, która może doprowadzić to tego, że do filmu zabraknie nam np. reżysera, co jeżeli gramy bez dodatku Łowcy nagród i karty reżyser drugiej ekipy, może doprowadzić do tego, że zmarnujemy cały rok. W mechanizmie licytacji nie odpowiada mi natomiast jej tajny charakter, zamiast standardowego systemu przebijania poprzedniego zawodnika. Wszystkie te elementy powodują, że gra jest nieprzewidywalna i dość przypadkowa, przez co – nawet z urozmaicającymi ją dodatkami – nie budzi nie wiadomo jakich emocji. To jednak, że gra jest średnia nie oznacza, że jej zakup byłby złym pomysłem. Ma szanse się spodobać świeżym graczom, powinna dobrze się sprawdzić w większym gronie rodzinnym lub w sytuacji kiedy inne planszówki nie podołają, ze względu na limit osób, do tego grana od czasu do czasu może być sposobem na miłe spędzenie wieczoru. Ocena 6 z plusem, czyli „grze warto się przyjrzeć, bo mimo jakiś „ale” ze strony recenzenta, może być fajna i dawać satysfakcję” jest w tym przypadku jak najbardziej zasłużona.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(6.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.