Jaki to zwierzak? to gra wpasowująca się w prosty quizowy charakter sprawdzających podstawy wiedzy kolorowych gier z gadżetem (tym razem w postaci dzwonka), która głównie przeznaczona jest dla młodszego odbiorcy (ze względu na charakter owej wiedzy i … głośność dzwonka, który po kilku minutach może doprowadzić do szału) i z założenia wszystko z nią w porządku, ale jak zobaczycie – tylko z założenia. Uff, tylko jedno zdanie tytułem wstępu!
Tak, bez owijania w bawełnę, od razu powiem, że gra w teorii jest całkiem dobra, ale potrafi często polec w konfrontacji z dwunożną rzeczywistością w wieku 5 – 10 lat.
Oto mamy talię dużych, fajnych, narysowanych „z jajem” kart zwierząt wszelakich. Od myszy, przez delfiny, po leniwce, na nosorożcach kończąc. W sumie 24 zwierzęta, w dziwnej dystrybucji. 22 gatunki występują w 2 kopiach, a 2 gatunki w 3. Jakby nie można było domyśleć 25-go i też zrobić go w parze (?). (Tak na marginesie, to w rozpisce zamieszczonej w instrukcji brakuje orła).
Druga ciekawostka to fakt, że dopiero gdy zajrzałam na informacje o grze na stronie BGG dowiedziałam się, że fabularnie polega ona na robieniu zwierzętom zdjęć! (Zauważyliście aparat na okładce?) W tym kontekście dwustronność kart (patrz: niżej) nabiera sensu, którego to sensu nie dostrzegłam zupełnie w edycji polskiej, w której brak jakiegokolwiek opisu tytułem wstępu.
Ale do rzeczy. Każda karta z jednej strony posiada wizerunek zwierzątka chowającego się a to za krzaczkiem, a to w wodzie, ot widać tylko kawałek (medal dla dzieciaka, który rozpozna schowanego leniwca!); z drugiej strony natomiast mamy zwierzątko już w całej krasie i to w dodatku opatrzone dwoma symbolami. Jeden symbol mówi o tym, ile nóg delikwent posiada (żadnej, dwie lub cztery). Drugi informuje o trybie życia (dzienny, nocny, mieszany). W sumie na kartach znajdziemy więc 6 symboli, które to wszystkie odnajdziemy także na specjalnej kości (6 ścianek = 6 symboli).
Centrum gry stanowi dzwonek, wokół którego rozstawiamy 5 losowych stosów zakrytych kart (czyli z chowającymi się przed obiektywem zwierzakami). Jedna osoba rzuca kością i … wszyscy grający równocześnie mają za zadanie jak najszybciej wypatrzeć pośród pięciu widniejących na wierzchu stosów zwierzątek to, które posiada cechę wskazaną przez kość. Jak ktoś zidentyfikuje takie zwierzątko, uderza w dzwonek i podaje jego nazwę. Dla sprawdzenia, czy nie nastąpiła pomyłka (szczególnie w kwestii trybu życia – pomyłki co do liczby nóg zdarzają się zdecydowanie rzadziej) odwracamy kartę i sprawdzamy widniejące na niej symbole. W przypadku poprawnej odpowiedzi – zatrzymujemy kartę jako punkt, w przypadku złej – odkładamy zarówno tę kartę, jak i jedną ze swoich już wcześniej zdobytych. Cała filozofia. Proste, jasne i edukujące.
Plusy:
– Jako że kwestia trybu życia nie jest tak przejrzysta i oczywista jak ta dotycząca liczby nóg, dzieci wpierw głównie zgadują, kiedy dane zwierzątko jest aktywne, a po kilku rozgrywkach dają radę dużo z tego zapamiętać i utrwalają tę wiedzę.
– Dzieci nie znają pojęcia ryzyka, więc nie ma przestojów tylko dlatego, że wszyscy boją się pacnąć w dzwonek przy najbardziej problematycznym symbolu dzienno/nocnego trybu życia.
– Gra bywa wesoła i bardzo emocjonująca.
– Uczy też refleksu i koordynacji wzrokowo – ruchowej.
Minusy:
– Gra jest niesamowicie hałaśliwa i kłótniogenna. Dzieci bez przerwy się kłócą o to, kto pacnął dzwonek jako pierwszy.
– Warstwa edukująca sprowadza się do nauki trybu życia. Liczbę nóg dzieci mają raczej opanowaną. Nawet te 5-letnie.
– Jakakolwiek różnica wiekowa powoduje, że młodsze dzieci nie mają szans ze starszymi.
– Technicznie gra przegrywa z dziecięcymi emocjami. Małolaty ZAWSZE trzymają ręce nad dzwonkiem, co uniemożliwia sprawiedliwy dostęp do niego. ZAWSZE najpierw pacają w dzwonek, a dopiero potem myślą nad wyborem zwierzątka. NAJCZĘŚCIEJ wrzeszczą wszystkie naraz, bez względu na to, kto zadzwonił jako pierwszy. No i ZAZWYCZAJ znajdzie się w grupie osoba, której dźwięk dzwonka wybitnie się podoba i która będzie waliła w niego bez opamiętania nawet w tych krótkich chwilach przerwy, gdy mógłby zamilknąć…
– Na powyższe nie pomagają żadne upomnienia, przypomnienia, prośby i groźby…
W zasadzie z moich doświadczeń wynika, że gra sprawdza się w swoim zamyśle dopiero z grupą (i to nie każdą) co najmniej 11-latków. Są to dzieci już trochę bardziej opanowane, dojrzałe i nie jarają się odgłosem dzwonka… Potrafią poczekać, pomyśleć i zagrać nawet w szybszy wariant polegający na tym, że szukają wskazanej na kości cechy i zabierają ze stosów kolejne zwierzątka do momentu, gdy jest co zabierać.
Podsumowując
Gra w teorii jest dobra, łączy kilka pozytywnych cech. Ale w warstwie technicznej jest kompletnie niedostosowana do założonego wieku. A trzeba też popatrzeć na to, że starszym dzieciom znudzi się w końcu dość skromna warstwa edukacyjna. Może już prędzej sięgniemy po to kolorowe pudełko jako tytuł rodzinny, choć dorosły będzie miał ewidentną przewagę nad dzieckiem. A jeśli miałby dawać pociechom fory, to i tak, prędzej czy później, dopadną go mordercze odruchy na dźwięk jakiegokolwiek dzwonka ;)
Tak więc, trochę plusów, trochę minusów, w sumie moja ostatnia świetlicowa nowość stanęła w chybotliwym rozkroku na skali ocen.
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(9/10):
Ogólna ocena
(4.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra ma poważne wady. Grać można, ale zasadniczo odradzamy. Nie jest to może najgorsza produkcja na świecie, ale znamy wiele innych, lepszych w obrębie tego gatunku. Do spróbowania tylko dla tych, którzy w danym gatunku muszą zwyczajnie mieć wszystko. I koniec.