Kolejna polska gra, kolejny polski debiutant. Fajnie. Ale gra o śmieciach, na dodatek o nazwie „Śmierdzący interes”? Kogo interesują śmieci, kogo one przyciągną? Co innego piraci, podbój kosmosu czy kierowanie starożytnymi cywilizacjami. Nic bardziej mylnego – śmieci, przynajmniej w tej grze, są bardzo interesujące. Codzienna praca wśród skórek po bananach, ogryzków jabłek, potłuczonych butelek czy aluminiowych puszek po napojach energetycznych – to jest dopiero życie.
Stinky Business to pierwsza gra Piotra Jesionka, wydana kilka tygodni temu przez wydawnictwo G3. Gra przeznaczona jest dla 2–5 graczy w wieku od 10 lat, z czasem rozgrywki około 90 minut. Jest to gra ekonomiczna, w której wcielamy się w zarządzającego firmą przetwarzającą śmieci.
Tradycyjnie akapit poświęcę na grafiki i wykonanie. A w zasadzie na zachwyty nad grafiką i wykonaniem. Już kreskówkowa ilustracja okładki jest prześliczna, kolorowa i szczegółowa. Z pewnością pozwoli wyróżniać się tytułowi na półkach sklepowych i wzbudzić zainteresowanie potencjalnego klienta. Co ważniejsze, nie jest to jedynie ładne opakowanie przeciętnego środka, bo wewnątrz wszystko wygląda równie wspaniale. Grafiki na planszy głównej i planszetkach graczy są przeurocze, na kartach bardzo przyzwoite. Świetne są też drewniane modele domków. Wykonanie kart, plansz, żetonów, domków to też pierwsza klasa. Tektura jest gruba, drewno ciężkie, kolory kontrastują ze sobą i nie sposób ich pomylić. Majstersztykiem jest plansza główna, bo nie dość, że jest śliczna, to jeszcze zawiera bardzo przydatne i czytelne opisy setupu gry, tabele punktowania czy informacje o liczbie i wartości kart określonych surowców. Jest to jedyna większa gra, przy której podczas przygotowania do rozgrywki nie muszę sięgać do instrukcji, żeby sprawdzić ilość niezbędnych do rozłożenia elementów.
Ale i tu wpuszczę kilka kropel dziegciu. Po pierwsze papierowe pieniądze, a’la Eurobusiness znacznie odbiegają jakością od reszty komponentów, po drugie gra zawiera mnóstwo żetonów, na które, po ich wypchnięciu, brakuje woreczka strunowego. Trzecie, co mi doskwiera (choć wiem, że nie ma to żadnego praktycznego znaczenia), to fakt, że po raz kolejny (po Big Deal), wydawnictwo G3 wydaje w Polsce grę z angielskimi napisami na kartach. I nie chodzi mi o to, że komuś trudno zrozumieć, co to znaczy glass, paper czy garbage, ale o to, że Polacy nie gęsi… A jako ortodoksyjny legalista obawiam się nawet, czy Stinky Business nie będzie miała z tego powodu problemów z zakwalifikowaniem się do przyszłorocznej edycji konkursu Planszowa Gra Roku, w którym, w mojej opinii, nie byłaby bez szans co najmniej na nominację.
Przejdźmy do instrukcji i zasad. Jeżeli chodzi o tą pierwszą, to nie jest moim zdaniem do końca dobrze napisana. Przeczytałem ją dwa razy i jakoś ciągle wydawało mi się, że nie wiem do końca jak grać. A nawet nie tyle jak grać, ale jaki ta gra ma sens. Ale poczytałem trochę na forum wątek autora, zapytałem go o jedną wątpliwość, po czym wytłumaczyłem znajomym zasady i przystąpiliśmy do pierwszej partii. I wtedy okazało się, że gra jest całkiem prosta i bardzo sensowna, natomiast w drugiej i kolejnych rozgrywkach udało się nam już odkryć pewne niuanse i zależności, dzięki czemu gra w pełni ukazała przed nami niemałą głębię zależności ekonomicznych (przy czym zaznaczam, że w grach stricte ekonomicznych jesteśmy raczej laikami).
Gra podzielona jest na 10 rund odmierzanych przez dokładane do talii odpadów „złote śmieci” ;). Każda runda składa się z kolei z czterech faz – śmiecenia, inwestycji, sortowania i spalania, przetwarzania. Zanim jeszcze przystąpimy do pierwszej fazy w pierwszej rundzie, układamy po 12 losowych kart śmieci na określonych miejscach na planszy (sektor III, sektor II). W fazie śmiecenia każdy gracz bierze na rękę cztery nowe karty, wybiera jedną, a pozostałe odkłada na planszę główną, na miejsce przeznaczone na sektor I. Wybraną kartę możemy zatrzymać na ręce (limit do 2 kart), położyć na jednej z naszych planszetek (o ile mamy już przetwórnie pozwalającą na przetworzenie tego surowca) lub położyć na nasze wysypisko (to najgorsza opcja, bo o ile dana karta nie przedstawia odpadu szkodliwego, to dostaniemy za nią punkty ujemne na koniec gry). Na końcu tego etapu modelujemy tak kupkę kart z sektora I, żeby znajdowało się na niej 12 kart (czyli w 2, 3 graczy dokładamy losowe karty, a w 5 graczy odrzucamy nadmiar), dodajemy do nich jeden śmieć złoty i przechodzimy do fazy inwestowania. Tutaj możemy z kolei zakupić sortownie (pozwalające nam przebierać karty z sektorów I, II i III w poszukiwaniu wartościowych śmieci do przetworzenia), spalarnię (zapewniającą gotówkę za śmieci, których nie udało się wcześniej zabrać graczom do przetwórni), przetwórnię lub mnożnik wydajności przetwórni (pozwalające czerpać/podwyższać zyski za przetworzenie aluminium, szkła, plastyku, papieru czy śmieci biodegradowalnych). Następnie przechodzimy do fazy segregacji i spalania śmieci, w której przy użyciu wcześniej zakupionych sortowni poszukujemy śmieci do późniejszego przetworzenia, a za pomocą spalarni spalamy niechciane odpady, zarabiając przy tym niemałe pieniądze. W tym momencie następuje jednocześnie przesunięcie się stosów ze śmieciami: karty z sektora III trafiają do spalarni, czyli odpadają z gry (przynajmniej do czasu skończenia się denku do dobierania), śmieci z sektora II trafiają na miejsce sektora III, a z sektora I zostają teraz przesunięte na sektor II, pozostawiając tym samym pole na nowe odpady wyłonione w kolejnej fazie śmiecenia. W ostatniej fazie rundy przetwarzamy zdobyte wcześniej śmieci, przy czym nie możemy przetworzyć więcej śmieci danego rodzaju niż mamy tego typu przetwórni. Tak gramy 10 rund, po których następuje przydzielanie punktów. Punktujemy za posiadane sortownie, spalarnie, zgromadzone odpady szkodliwe i posiadaną gotówkę oraz różne rodzaje przetwórni. Dostajemy też punkty ujemne za odpady na wysypisku czy karty pozostałe na ręce. Oczywiście gracz, który zgromadził najwięcej punktów wygrywa.
Wrażenia z partii rozgrywanych w Stinky Business mam bardzo dobre. Kapitalne grafiki i mało abstrakcyjny temat pozwalają z łatwością zachęcić do gry nowe osoby, jednakże wbrew znalezionym w sieci opiniom (m.in. samego autora) nie uważam, że jest to lekka gra rodzinna, w którą spokojnie można pograć z dziećmi. Fakt, mechanika jest dość prosta, ale płynna rozgrywka zaczyna się dopiero od drugiej partii, bo pierwsza służy raczej do przyswojenia i zapamiętania poszczególnych etapów czy wyłapania zależności pomiędzy różnymi działaniami (np. nie warto budować na początek przetwórni aluminium, skoro nie mamy sortowni, z której to aluminium będziemy mogli ewentualnie pozyskać lub nie ma sensu zostawiać sobie na koniec rundy na ręce dwóch materiałów, nie mając ich przetwórni, bo w kolejnej rundzie faza śmiecenia przyniesie nam następny odpad, który będziemy musieli położyć na naszym wysypisku i prawdopodobnie przyniesie on nam ujemne punkty). Obawiam się, że młodsi gracze mogą tych zależności nie wyłapać i w kolejnych partiach, przez co w rozgrywkach z dorosłymi będą raczej zostawać w ogonie. Z tego też powodu nie uważam tej gry za dobrego gatewaya, a raczej za grę dla graczy średniozaawansowanych.
Gra skaluje się dobrze w wariantach od trzy- do pięcioosobowego. W dwie osoby nie miałem okazji zagrać, ale podejrzewam, że też nie byłoby źle ze względu na zastosowane w rozgrywce mechanizmy ruchomej liczby przetwórni i domków graczy.
W grze występuje pewna losowość, ponieważ wybudowanie sortowni nie pozwala nam przeglądać wszystkich leżących na stosie kart śmieci, a tylko jej ograniczonej ilości. Zdarzyć się więc może, że mimo iż my wybudowaliśmy pierwsi sortownie w danym obszarze miasta (płacąc przy tym dodatkową opłatę za odblokowanie sektora), to inni gracze zgarną najbardziej łakome śmieciowe kąski. Losowość ta nie przeszkadza jednak na tyle, żebyśmy mogli czuć się ewidentnie pokrzywdzeni jej wpływem na koniec partii.
Rozgrywka jest płynna i szybka dzięki temu, że większość etapów możemy rozgrywać symultanicznie. Poza fazą inwestowania, w której trzeba się czasem mocno zastanowić, gdzie najlepiej ulokować zarobione pieniądze, podczas partii w zasadzie nie występuje zjawisko downtime’u.
Stinky Business jest często porównywany do Wysokiego Napięcia, w które ja osobiście nie grałem. Przyznać muszę jednak, że tytuł całkiem dobrze przedstawia zasady działania przedsiębiorcy, zachęca do odważnego inwestowania zarobionych środków w rozwój firmy, co często przynosi pożądane zyski, ale może się też odbić czkawką i zostawić nas w kluczowej fazie inwestycji z pustym portfelem.
Generalnie gra jest bardzo grywalna, wymaga jednak co jakiś czas pewnych przerw (może 1-2 tygodniowych), ponieważ powtarzanie w kółko tych samych czynności może być po kilku partiach pod rząd nieco nużące (w tym aspekcie przypomina mi nieco Splendor). Łatwo się zorientować, że droga do zwycięstwa jest jedna – zdobycie po 10 rundzie jak największej ilości pieniędzy, bo to też przynosi największe dochody punktowe. Punkty za inne elementy mogą robić jedynie kosmetyczne (choć czasem istotne) różnice.
Reasumując, Stinky Business to kolejny udany „polski” debiut, w który ja będę się ze znajomymi często zagrywał i który będę chętnie pokazywał innym graczom. A w przyszłości liczę na kolejne gry Piotra Jesionka i kapitalne ilustracje, odpowiedzialnej za stronę wizualną, Sylwii Smerdel (jej ilustracje można było podziwiać do tej pory głównie w oferowanych przez G3 karciankach, jak chociażby w Ucho Króla, Robot X czy Pamiętne Historie).
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(9.5/10):
Ogólna ocena
(8.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Bardzo dobry przedstawiciel swojego gatunku, godny polecania. Wady mało znaczące, nie przesłaniające mocno pozytywnego odbioru całości. Gra daje dużo satysfakcji.