Atlantydzi to pierwszy frakcyjny dodatek do Imperial Settlers Ignacego Trzewiczka, czyli dodatek, który wprowadza do gry nową frakcję. Czy wywraca ona grę do góry nogami? Pogłębia rozgrywkę, czy wręcz przeciwnie, psuje grę?
Atlantydzi – co się za nimi kryje?
Atlantydzi przede wszystkim wprowadzają nowe dobro – technologię. Jest do dobro, które może być pozyskiwane i wykorzystywane przez inne frakcje, ale nie różni się dla nich funkcjonalnie od innych dóbr. Atlantydzi zaś korzystają z technologii w szczególny sposób. Po pierwsze to właśnie technologię mogą przechować do następnych rund i na dodatek to właśnie technologia najczęściej występuje w umowach frakcyjnych. Po drugie w dowolnym momencie swojej tury mogą położyć żeton technologii na swojej karcie zwykłej. Karta produkcyjna podwaja wtedy swoją produkcję, cecha aktywowana jest dwukrotnie, a kartę z akcją można aktywować jeden dodatkowy raz. Niektóre karty frakcyjne pozwalają zamienić żeton technologii zwykłej na zaawansowaną (obronną lub punktującą), która pozwala chronić lokacje przed plądrowaniem (a właściwie utrudniać plądrowanie niczym zwykłe tarcze) bądź pozwala na zdobywanie dodatkowych punktów zwycięstwa.
A skoro już jesteśmy przy punktach zwycięstwa – Atlantydzi nie punktują za lokacje frakcyjne na koniec gry. Serio. I to wywraca nieco sposób gry. Może nie o 180 stopni, ale jednak gra Atlantydami różni się znacząco. Lokacje frakcyjne bywają mocne, ale stawiać je przez ten brak punktowania nie bardzo się opłaca. Nie znaczy to, że nie korzystamy z tej talii – o nie, jedynie lokacje frakcyjne pozwalają na zamianę technologii ze zwykłej na zaawansowaną. Jest sporo dość tanich lokacji frakcyjnych (w porównaniu do innych talii), więc na początku też jest to jakaś opcja. Z lokacji frakcyjnych podpisujemy umowy, które rozszerzają naszą produkcję i przyznam się, że najchętniej podpisywałam umowy, grając właśnie Atlantydami.
Niestety, każdy kij ma dwa końce. Atlantydzi mają technologię, która, ogólnie mówiąc, podwaja efekty kart, co pozwala na efektywny rozwój. Ale Atlantydzi, w przeciwieństwie do każdej innej frakcji, nie produkują mieczy. To pokojowo nastawiona nacja. A co za tym idzie, jeśli nie zdobędą karty zwykłej z produkcją miecza (a nie jest to proste i zależy od układu kart) lub nie trafi się miecz w umowie (taka karta w całej talii frakcyjnej jest tylko jedna), to po prostu nie mają szans na zdobycie surowców z plądrowania własnych kart (o cudzych już nie wspomnę, bo każdy miecz, o ile już się go w ogóle ma, jest dla nich na wagę złota). Nie mają też wielu ludzików, więc głównym sposobem na pozyskiwanie dóbr jest wykorzystywanie technologii – bądź explicite z kart z akcją, bądź poprzez dublowanie efektów.
W moim odczuciu Atlantydzi są dość dziwną nacją. Rozwijają się o wiele wolniej niż pozostali (przez brak mieczy mają mocno pod górkę, jeśli chodzi o surowce), ale kiedy już przekroczą granice, to dostają takiego kopa, że trudno ich pokonać. Nie lubię grać Atlantydami, ale zawsze kiedy nimi gram – wygrywam. Czy to znaczy, że psują rozgrywkę? Pewnie tak, choć może po prostu tak dobrze gram ;-) ?
Nie lubię Atlantydów…
Nie lubię ich, bo mają dodatkowe reguły i grając z nowymi osobami zazwyczaj dostaję właśnie Atlantydów (żeby nie komplikować nowicjuszom zapamiętywania szczegółów).
Nie lubię ich, bo układając żetony technologii na kartach i jednocześnie wydając żetony technologii w celu aktywowania kart, robi się misz-masz. Bo aktywując kartę kładziemy na nią surowce (w tym żetony technologii). I trzeba pamiętać, że ten żeton to dobro aktywujące, a ten to żeton dodatkowej akcji (ewentualnie kombinować z innym oznaczeniem karty). Dlaczego to ważne? Bo żetony wykorzystane do aktywacji spadają w fazie czyszczenia, a żetony technologii podwajające efekt – nie.
Nie lubię Atlantydów, bo do tej pory nie nauczyłam się, kiedy żetony technologii wracają do mnie, a kiedy są odrzucane razem z kartą. Za każdym razem muszę to sprawdzać w instrukcji, obiecuję sobie, że teraz już na pewno będę pamiętać, próbuję sobie to skojarzyć, a i tak wychodzi, jak wychodzi. I teraz pisząc ten tekst też oczywiście nie pamiętam, choć nie tak dawno, bo zaledwie wczoraj, rozegrałam kolejną partię z Atlantydami w roli głównej. (Uwaga: sprawdzam w instrukcji: ………… żetonów technologii podstawowej nie odrzucamy, one do nas wracają. Odrzucamy żetony technologii zaawansowanej – wracają one do wspólnej puli. Jeśli na skutek splądrowania karty, to dostajemy punkt zwycięstwa, jeśli sami kartę odrzucimy np. pod budowę innej lokacji to punktu oczywiście nie uzyskujemy)
Nie lubię Atlantydów, bo mają składaną planszę. Za tę cenę (prawie 100 zł) można było dać inne pudełko – dłuższe, a węższe, tak żeby zmieściła się plansza w całości.
Na obronę powiem, że fajnie chodzą w trybie solo, ale moje zdanie na temat wszelakich trybów solo jest co najwyżej ambiwalentne (przestaje to być wtedy gra towarzyska – za co kocham gry bez prądu – i może lepiej wtedy po prostu poczytać książkę?), więc to nie jest dużej wagi argument.
… ale jednak coś w sobie mają
Jeśli jesteście ograną ekipą, to na pewno Atlantydzi wnoszą powiew świeżości. Otrzymujemy dodatkowe karty frakcyjne dla wszystkich nacji, dzięki którym możemy odświeżyć talie. Gra Atlantydami sama w sobie jest ciekawa. Można też potraktować ich jak wyzwanie – z jednej strony gra nimi jest nieco trudniejsza, bo trzeba się nimi nauczyć grać – z drugiej są frakcją bardzo silną, z którą trudno wygrać. W rozgrywce 3-osobowej może się to udać poprzez zawiązanie koalicji… Zawiązywanie koalicji 2 przeciw 1 jest bardzo złą praktyką i nie lubimy takich graczy, ale… cóż, niektórzy kochają grają inaczej. A koalicja przeciwko graczowi, który z założenia jest silniejszy nie jest już tak bardzo nieetyczna.
Niestety, na niekorzyść działa fakt, że potrafi doskwierać losowość w dociągu kart (a są mocno zależni od kart zwykłych).
Ale za to można zagrać w 5 osób, choć nie wiem, ilu ludzi to wytrzyma :).
Jednym zdaniem
Dla fanów O:NI jest to dodatek, było nie było, obowiązkowy. Dla okazjonalnych graczy – myślę, że podstawka wystarczy. A jeśli miałabym polecać od czego zacząć rozbudowę gry, to chyba jednak od Każdy potrzebuje przyjaciela.
Jak już pisałam wczoraj, a powtórzę dla tych, którzy nie czytali – bardzo lubię Osadników, lubię tworzyć imperium, lubię te komba, które w trakcje gry powstają, dostarczające mi kolejnych dóbr, które mogę znowu na coś wydać i nagle okazuje się, że w trakcje rundy umiejętne zagrywanie kart istotnie wydłuża czas akcji i pozwala na zrobienie więcej niżby się wydawało na początku. Podstawka stoi u mnie dość wysoko, co najmniej 9/10. Atlantydzi jednak mnie nie zachwycili na tyle, ile bym oczekiwała. Mam przeczucie, że po pewnym czasie wrócę jednak do podstawki, ewentualnie zainwestuję w przyjaciela.
Złożoność gry
(6/10):
Oprawa wizualna
(8/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.