Są takie gry, którą kupicie w każdym kiosku, sklepie papierniczym czy w “1000 drobiazgów”. A w zasadzie jest to tysiąc gier w jednej… Dokładniej mówiąc, są to karty. Czy w starej klasycznej talii 55 kolorowych kartoników, może być coś, co zainteresuje wielbicieli nowoczesnych gier planszowych? Trefl uznał, że tak.
Wydawca ten od dawien dawna wydaje całą masę zwykłych kart, które można kupić dokładnie wszędzie. Zresztą to od jednego z karcianych kolorów pochodzi nazwa firmy. Są one niesamowicie uniwersalne i pozwalają rozegrać setki, a może i tysiące rozmaitych gier. Jestem pewien, że każdy bez większego problemu wymieni kilka przykładów, takich jak kierki, makao, brydż czy oczko. O nieskończonej ilości pasjansów nawet nie warto wspominać. Tak się jednak składa, że my, gracze planszowi, zupełnie o nich zapomnieliśmy. Najczęściej mamy zbyt wiele nowych gier do rozegrania i zbyt mało czasu, żeby zagrać w nie wszystkie, więc co się będziemy przejmować starymi jak świat kartami.
Jednak Trefl postanowił nas zainteresować zwykłymi kartami. No dobra, może jednak nie do końca zwykłymi. Zamiast klasycznych, zgranych do bólu grafik pojawiło się coś nowego, coś ciekawego. Zostały wydane cztery interesujące talie tematyczne: Alianci, PixelArt, Nightmares oraz Graffiti.
W moje ręce wpadły dwie pierwsze, obie zapakowane w estetyczne, ładne, sztywne kolorowe pudełka, miło zapowiadające, czego można się spodziewać w środku.
Jak sama nazwa wskazuje, pierwsza z nich jest ściśle powiązana z wojskami alianckimi z II Wojny Światowej. Zamiast figur na kartach znajdziemy grafiki alianckich dowódców oraz sprzętu bojowego – czołgów, okrętów i samolotów. Do tego dochodzą grafiki żołnierzy głównych alianckich armii oraz polskich partyzantów. Zaś jokery to mocne uderzenie – atomowe grzyby.
Muszę wam powiedzieć, że te grafiki są naprawdę świetne, to zbiór małych dzieł sztuki. Z prawdziwą przyjemnością bierze się je do ręki i ogląda. Ale przecież nie służą one tylko do oglądania. Te karty są dobrze wykonane z płótnowanego papieru i naprawdę trwałe – mogą znieść długą i uciążliwą eksploatację.
Oprócz talii w pudełku znajdują się dwie książeczki. Pierwsza to komentarz historyczny do przedstawionych na kartach postaci i sprzętu. Znajdziemy tam dane techniczne oraz krótką historię działań bojowych. Bardzo ciekawy dodatek dla wszystkich, którzy nie mieli do tej pory okazji zainteresować się takimi informacjami.
Druga z nich to instrukcja, która zawiera zasady sześciu popularnych gier karcianych. Tak więc, nawet jeżeli nie macie pojęcia w co można by zagrać takimi kartonikami, to bez problemu znajdziecie coś ciekawego dla siebie!
Zanim te karty wpadły w moje ręce, przeglądałem zdjęcia na stronie wydawcy i uznałem, że PixelArt jest najmniej ciekawą z proponowanych pozycji. Ze zdziwieniem więc dowiedziałem się, że właśnie ta talia najbardziej zaciekawiła mojego nastoletniego syna. Jest ona poświęcona specyficznej odmianie sztuki (czy też estetyki) – tytułowemu PixelArtowi. Sztuka ta opiera się na grafikach z mocno zaznaczonymi pixelami – coś, co jest świetnie znane wszystkim, którzy pamiętają bardzo stare gry komputerowe albo też grali w miarę nowego komputerowego Minecrafta lub karcianego Boss Monstera. Grafiki na tych kartach są bardziej powiązane z klasycznymi wzorami, bo znajdziemy na nich dobrze znane figury, jak damy czy królowie. Tyle, że będą one bardzo pixelowate.
Estetyka ta jest bardzo specyficzna (zupełnie do mnie nie przemawia), ale bez wątpienia znajduje swoich entuzjastów.
Obie talie są bliźniacze pod względem wykonania, więc nie będę się już na tym rozwodził. Dodam tylko, że tym razem w książeczce historycznej znajdziemy opis i historię PixelArtu.
Jeżeli zastanawiacie się, czy warto kupić takie karty, to moja odpowiedź brzmi – zdecydowanie tak. Świetnie nadają się na niedrogi upominek, także dla kogoś, kto nigdy nie grał w klasyczne gry karciane i być może nawet nigdy w nie nie zagra. Zawsze można te talie potraktować jako specyficzny album pełen interesujących grafik, a pośród czterech dostępnych wzorów każdy znajdzie coś dla siebie.
Oprawa wizualna
(10/10):
Grafiki kart drugowojennych, zwłaszcza te ze sprzętem w roli głównej, są doskonałe. Mam wrażenie, że postacie prezentują się nieco gorzej (twarze dowódców lekko odbiegają od rzeczywistości), ale całość sprawia świetne wrażenie.
Aż chciałoby się mieć plakat, np ze spadającą B-17tką!
Zgadza się, jak pierwszy raz zobaczyłem zdjęcia to moja reakcja była : „JA KCE!” ;P
Montgomery jako as karo? Mało nie pękłem ze śmiechu! :D
Ano niestety. :)
Podoba mi się też Swordfish na damie pik: podchodzi do lądowania na HMS Illustrious od strony dziobu! ;