Napiszę tę recenzję od końca. A co mi tam. Zacznę po prostu od tego, że Kraby na fali to świetna gra logiczna, która spodobała się zarówno dzieciom jak i mnie! I jeśli to stwierdzenie jakkolwiek was wzruszyło, zachęcam do wnikliwszej lektury poniżej :)
Przede wszystkim muszę przypomnieć, że nie przepadam za grami logicznymi. Po drugie, rzadko kiedy zdarza mi się samej grać w tytuł, który dostałam do ogrania świetlicowego w gronie dzieci, które przy odrobinie wyobraźni mogłyby być nawet moimi wnukami. No nie jest to najszczęśliwsza rzecz na świecie i zawsze wymiguję się od tego jak mogę. Owszem, obserwuję, podpytuję, cykam fotki, ale poza tym – trzymam dystans. Ale Kraby na fali już od pierwszego wejrzenia wołają (klekocą?) „Zagraj we mnie! Jestem śliczna, mądra i mam poczucie humoru!” Jak nic, idealna planszówkowa żona!
Wykonanie wywołuje banana na ustach. Kolorowa plansza ze ślicznymi polami i pionki krabów. Słodkie, przypominające stare dobre gry z dzieciństwa (choć wtedy nie były takie ładne, ale były takie klarowne). Całość odrobinę kojarzy mi się ze starą grą Focus. Na duży plus zauważam urozmaicone obrazki krabów (przed pierwszą rozgrywką przyozdabiamy pionki naklejkami). A przecież można było wszystkie wypalić z jednej foremki… Dzięki zastosowanej kolorystyce i ilustracjom nie sposób nie odnieść wrażenia, że w tej grze wybitnie gra się także oczami. Na mały minus natomiast zapisuje się składana plansza, która nie chce leżeć prosto. Ale wystarczy trochę ją dociążyć pionkami (szczególnie na 4 graczy) i raczej nie powinniśmy mieć z nią problemów.
Rozgrywka jest logiczna i prosta. Wręcz szachowa. Naszym zadaniem jest uniemożliwienie przeciwnikowi/om ruchu, czyli zadanie swoistego krabowego mata. Początkowo nasze kraby rozłożone są losowo pojedynczo na polach, ale w toku gry będą po sobie chodzić i w konsekwencji zwalniać pole na rzecz tworzenia stosików. (Uwaga: nie można zajmować pustych pól!) Pod tym względem z kolei gra bardzo przypomina mi… Witchcraft – niedocenianą grę Ignacego Trzewiczka. Skupisko krabów będzie się zatem zmniejszać obszarowo, aż zacznie dochodzić do sytuacji, gdy kraby w większych lub mniejszych grupach zaczną się od niego odłączać. I tu w zasadzie leży clue całej gry.
Już po pierwszej zapoznawczej partii staje się jasne, że pokonanie przeciwnika polega w głównej mierze na bezpardonowym zmywaniu go do wody. Zmywana jest zawsze mniejsza grupa z dwóch, które powstały na skutek podziału skupiska. Blokowanie poprzez nakrywanie swoimi krabami obcych „jednostek” to druga broń, jaką dysponujemy. Trzecia to dokładnie przeliczone manewry, które mają uniemożliwić oponentowi legalny ruch (i dzięki temu umożliwić naszą wygraną). A legalność wynika z określonych zasad dotyczących mobilności skorupiaków, których nie będę tu przytaczać. Może się więc zdarzyć, iż nawet dysponując wieloma odkrytymi krabami – przegramy – gdyż nie będą mogły one wykonać żadnego legalnego ruchu.
Kraby na fali bardzo mi się spodobały ze względu na swój pojedynkowy charakter i bardzo dużo możliwości kombinowania przy małej porcji reguł. Nie bez znaczenia jest tu także skojarzenie z cudownym Witchcraftem. Dzieci nie mają żadnych problemów z opanowaniem zasad i bardzo polubiły ten typ rywalizacji. Można mieć co prawda dwa małe zastrzeżenia do instrukcji, ale wydaje mi się, że dorośli dość szybko uzupełnią sobie sami te dziurki informacyjne. Pudełkowe 20 minut natomiast to chyba gruba przesada. Partyjki są dużo krótsze. Osobiście zamierzam tę grę pokazać Adamowi Kałuży, który jest znanym u nas logikiem. Pewnie rozjedzie mnie jak walcem, ale to będzie miła odmiana od moich dotychczasowych doświadczeń z dziećmi, które już powoli nie chcą ze mną grać ;)
PLUSY: ślicznie wykonana, niezwykle intensywny pojedynek, proste zasady
MINUSY: plansza trochę się wygina, w instrukcji 2 niedopowiedzenia
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(10/10):
Ogólna ocena
(9.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra tak dobra, że chce się ją polecać, zachwycać nią i głosić jej zalety. Jedna z najlepszych w swojej kategorii, której wstyd nie znać. Może mieć niewielkie wady, ale nic, co by realnie wpływało negatywnie na jej odbiór.