Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego bajki dla dzieci przepełnione są przemocą, bezdusznością i cierpieniem? Dlaczego Baba Jaga chce dzieci upiec i zjeść, a dziewczynce z zapałkami nikt nie pomaga? Otóż, okazuje się, że bajki dla najmłodszych muszą być okrutne, aby wytworzyła się w nich jasna granica między dobrem a złem. Okey. A zastanawialiście się kiedyś, dlaczego w niektórych grach kierujemy złą stroną mocy i białe jest czarne, a czarne jest białe? Dlaczego we Władcach Podziemi walczymy ze strasznymi bohaterami tfu tfu, a w Złocie bohaterów kierujemy zgrają potworów, które chcą wykraść złoto ze skarbca pilnowanego przez przebrzydłych rycerzy, tfu tfu?
Nie wiem, jak taki zabieg odwróconego archetypu wpływa na dziecięcą psychikę, ale mam nadzieję, że w wieku lat 8+ (a dla takiego wieku gra jest przeznaczona) podstawowe rozróżnione są już poczynione i rozgrywka w lekką naparzankę potworów ze zbrojną obsadą zamku nie powinna poczynić jakichś dewastacyjnych spustoszeń w młodocianych umysłach.
A o co w tym chodzi? Każdy gracz dysponuje małą talią potworków, której używa do ataku. Każda karta to inne współczynniki ataku i zdrowienia. Prosta ilustracja (za prosta) i mało finezyjne oznaczenia statystyk. Odkryte potworki kładziemy po obu stronach korytarza zamkowego prowadzącego do skarbca, przy konkretnym jednym zakrytym strażniku. Tworzą się w ten sposób walczące grupki: czasem przy jednym strażniku jest miejsce na 2 potwory, czasem na więcej. W skrócie: gracze rozmieszczają potworki aż zajmą wszystkie dostępne miejsca. Wtedy następuje rozstrzyganie walk. Suma siły potworów musi co najmniej zrównoważyć siłę strażnika – wtedy walczący z nim gracze dzielą się pilnowanym przez rycerza skarbem. Jeśli nie – to nie ;)
Myk polega na tym, że strażnicy, jak powiedziałam, są zakryci. Znamy jedynie przedziały wartości ich siły i złota, z czego najbardziej interesuje nas wartość maksymalna siły. Jeśli jej nie zrównoważymy, mamy lekki stresik. Stresik się potęguje im bliżej bramy zamkowej. Pojedynki rozstrzyga się bowiem kolejno, licząc od bramy właśnie i pierwszy przegrany pojedynek unieważnia siebie samego i wszystkie kolejne. Nie odkrywamy wtedy strażników, nie dzielimy skarbów. W zamian leczymy (kosztem złota) wszystkie nasze potwory, zarówno te z przegranej walki, jak i te, które nie walczyły (tłumaczę dzieciom, że dostają depresji z nieróbstwa…)
I to jest element bardzo na plus. Zasada ta intensyfikuje strategiczne manewry podczas fazy rozstawiania potworów. Ponadto potwory można za odpowiednią opłatą podmieniać, więc walka o dobre pozycje potrafi być zacięta. Druga faza to już czysty automat, wszystko dzieje się według ustalonego algorytmu. Porównujemy wartości siły, dzielimy się złotem, albo leczymy spotworniałych wojaków. A wygrywa oczywiście ten przywódca potwornej drużynki, który nazbiera najwięcej złota.
Czy Złoto bohaterów jest zatem grą dobrą? Tak, ale tylko dobrą. Na tle innych nowoczesnych gier dla dzieci wyróżnia się niestety na minus uproszczoną grafiką i to w dodatku brzydką kolorystycznie. Jakby się urwała z wcześniejszej epoki. Przeważają bure kolory i banalne symbole. Paleta barw pasuje jedynie do korytarzy zamkowych, natomiast całej reszcie przydałyby się żywsze kolorki.
Drugim minusem jest fakt, że jak na grę dla dzieci, posiada ona zbyt taktyczne zasady. Ja wiem, że formalnie rzecz biorąc, pudełkowy wiek 8+ to już nie jest gra stricte dziecięca, ale nie wyobrażam sobie, że zasiadają do rozgrywki sami dorośli. Większość dzieci najprościej mówiąc, olewa kilka reguł. Przede wszystkim za wielce niedogodną uznają regułę skalowania się długości korytarza zamkowego. Im więcej graczy, tym dłuższy korytarz, więcej strażników i więcej miejsc na ustawianie potworów. Logiczne, prawda? Dziecięca logika jest jednak inna: „Taki krótki korytarz?! – No bo gra was tylko troje. – Eeee, dołożymy sobie resztę części. – Ale nie starczy wam potworów do obsadzenia stanowisk. – Eeee, weźmiemy sobie po dwie talie…” Liczy się dobra zabawa, a nie zasady! Tak jak dzieciaki lubią „zapominać” o płaceniu podczas podmiany potworów, czy o warunku zakazu podmiany, jeśli suma siły zrówna się już z maksymalną wartością siły strażnika (tę już jawnie jednym uchem wpuszczają, drugim wypuszczają).
Autorzy stworzyli całkiem dobrą i sensowną grę obiektywnie rzecz biorąc, ale tylko najbardziej ambitne dzieci (w moim otoczeniu 11+) stosują się do wszystkich sprytnych wytycznych. Młodsze nie za bardzo nawet przywiązują wagę do wariantu zaawansowanego, w którym co rundę obowiązuje jakaś dodatkowa mała zasada. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Nie zauważyłam, aby tak często modyfikowano zasady w innych grach. Na pewno nie pomaga fakt, że gra wizualnie jest nieciekawa, więc chyba dzieci idą po linii najmniejszego oporu i próbują po prostu powalczyć kartami, bo to je akurat zawsze bawi. A i zbieranie złota jest przecież fajne.
Tak więc, teoretycznie Złoto bohaterów to gra całkiem dobra, ale przegrywająca z praktyką. Z jakiegoś powodu nie działa tak jak powinna. I to gra przeznaczona raczej dla starszych dzieci. Jednakże, mając na półce wiele ładniejszych gier, często wybiorą właśnie te drugie.
Złożoność gry
(4/10):
Oprawa wizualna
(5/10):
Ogólna ocena
(6.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Do tej gry mamy konkretne zarzuty. Może być fajna i dawać satysfakcję, ale… ale jest jakieś zasadnicze „ale”. Ostatecznie warto się jej jednak bliżej przyjrzeć, bo ma dużą szansę spodobać się pewnej grupie odbiorców.