Kilkadziesiąt kart, ilustracje z komiksu i czterech autorów. Czy Lis to zatem skomplikowana gra karciana osadzona w powszechnie znanym uniwersum? Raczej nie. Kilkadziesiąt kart to tak naprawdę kilkanaście różnych kart w kilku kopiach. Komiks, z którego czerpano inspiracje, nie jest znany ani mnie, ani żadnemu z moich współgraczy. A poziom skomplikowania zasad? Minimalny.
Dobrze, że czwórka kolegów wpadła na pomysł zrobienia prostej gry karcianej. I dobrze, że ta gra stoi schodek wyżej od Uno. Ale wielka szkoda, że owych czterech autorów nie zauważyło, że powyżej tego jednego schodka już dawno zbudowano całe Stairway do planszówkowego Heaven.
Lis to typowa gra w przerzucanie się kartami.
Ja zrobię kuku tobie, ty może zrobisz kuku mnie (zależy jakie karty podejdą) i tak się pobawimy, aż komuś się znudzi lub skończy się piwo. No chyba, że dotychczas faktycznie graliśmy jedynie w Uno – wtedy będziemy się pewnie dobrze bawić.
Każdy z graczy wciela się tajnie w jedną z postaci komiksu i próbuje skompletować odpowiedni zestaw kart celów. Następnie wykonując po kolei po 2 akcje, staramy się te karty celów namierzyć, a następnie zdobyć. (Mogą one kryć się w stosie, w rękach graczy, wśród kart odrzuconych).
Nie ma tu jednak żadnych nowinek, żadnych zaskoczeń.
Karty akcji działają głównie na zasadzie: dobierz, podejrzyj, zabierz, wylosuj itp. Czyli szare komórki mają fajrant. Jedyną sensowniejszą akcją jest odzyskiwanie kart odrzuconych, gdy płacąc dwoma kartami z ręki mamy prawo wziąć dowolną kartę ze stosu. Możemy wtedy zapolować na kartę celu, która nam się przyda, a którą ktoś inny nieopatrznie odrzucił. Tu wchodzą w grę tajne tożsamości postaci. Każdej zależy na innych kartach i dobrze byłoby nie wyrzucać w prezencie karty, na którą ktoś inny czeka. Problem tylko w tym, że grając w komplecie graczy każda karta komuś się przyda, więc domysły mijają się, nomen omen, z celem. Natomiast na mniej niż komplet jako tako może to działać.
Drugim ciekawszym elementem jest wetowanie. Chcąc zablokować akcję przeciwnika (a jako że jest to gra interakcji bezpośredniej, to czasem chcemy to zrobić), krzyczymy STOP i opłacamy tenże okrzyk odrzuceniem z ręki karty celu. Jest to jakieś urozmaicenie i nawet fajnie to funkcjonowało.
Cóż z tego, jeśli na drugim krańcu mamy unikatowe karty akcji (jednorazowe bomby), które mogą przemielić nam sytuację jak w mikserze. Karta wyrywająca graczom wszystkie karty z ręki, albo karta zmieniająca dystrybucję postaci jest ukryta wśród zaledwie około 60 kart i na pewno co jakiś czas wejdzie w życie. Spieszę zatem poinformować, że takich hekatombialskich rozwiązań to w nowoczesnych grach już się raczej nie stosuje, a wręcz ich UNIKA.
A czego jako gracze nie unikamy? W losowej grze polegającej na skompletowaniu konkretnych kart oczywiście największe wzięcie ma akcja oferująca przegląd kilku kart ze stosu (tzw. Wróżbita Maciej). Ewentualnie jeszcze „Zabierz innemu graczowi losową kartę z ręki”. Pozostałe akcje są infantylne (np. Kolejka wskazanego gracza jest pomijana), mało efektywne lub do bólu losowe.
A co z klimatem?
Jak zaznaczyłam na początku, o komiksie i tytułowym Lisie nie wiedzieliśmy nic. Z kart wyzierają nawet przyjemne posępne ilustracje z fabularnymi podpisami, co daje nam jednak zbyt małe pojęcie o historii w tle. (Historii bohatera walczącego z niesprawiedliwością społeczną?) Oprócz czterech głównych postaci brak jakichkolwiek konkretnych odniesień, czy to do miejsc, czy wydarzeń. Doczytawszy jednak nieco więcej w sieci, dowiedziałam się, że pomimo moich osobistych graficznych skojarzeń z komiksami z lat 80-tych, Lis jest konceptem bardzo świeżym, bo niespełna 2-letnim. A za powstaniem gry kryje się autor komiksu, Dariusz Stańczyk.
No i zagadka wyjaśniona!
Lis – gra karciana jest kolejnym przykładem gry promującej inny produkt. Skleconej chyba jednak na szybko, bez przeglądu modnych obecnie machanik. Podejrzewam, że autorom zostały w pamięci zasady prostych karcianek z dzieciństwa i nie zaprzątali sobie głowy rozeznaniem rynku. Wot, tradycyjny przepis na babkę z piasku. Tak więc, mamy kolejną „kampanię” łączoną. Oby tylko sam komiks był ciekawszy niż rozwiązania zastosowane w grze!
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7/10):
Ogólna ocena
(4/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Gra ma poważne wady. Grać można, ale zasadniczo odradzamy. Nie jest to może najgorsza produkcja na świecie, ale znamy wiele innych, lepszych w obrębie tego gatunku. Do spróbowania tylko dla tych, którzy w danym gatunku muszą zwyczajnie mieć wszystko. I koniec.
Komiks jest całkiem niezły. Ogólnie wpisuje się w trend polskich superherosów. Z zasady popieram kupowanie wszystkich niszowych produkcji polskiego autoramentu,więc w ciemno polecam i komiks i grę. Chodzi o to, że jeśli będziemy jedynie kupować FFG, które zwyczajnie zdziera nas na kosztach licencji, nigdy nie doczekamy się ,,nowości”. FFG nie zrobi nigdy ciekawej gry, oni żyją z klimatu wynikającego z licencji. Ciekawe pomysły miewają tylko amatorzy, więc warto ich wspierać nawet jeśli jeszcze na niego nie wpadli:)