Są tematy, które mnie kręcą i są takie, których unikach jak ognia. Do tych pierwszych należą na pewno maszyny, przemysł, industrializm, dziwne ustrojstwa i sprzęty. Gra Wiek pary sugeruje, zresztą słusznie, że do tej grupy idealnie się wpisuje. Są maszyny i dziwne ustrojstwa, a wszystko podlane steampunkowym sosem. Początek znajomości był zatem bardzo obiecujący.
Nie samym tematem jednak się gra, więc choćby i najpiękniejszy steampunkowy sen może zepsuć źle dobrana mechanika (co stało się udziałem gry On Her Majesty’s Service). Mechanizmy Wieku pary obiecywały z jednej strony fajne kombinowanie podczas budowania i jeszcze fajniejsze podczas wysyłania ludzików do pracy. Jest to bowiem połączenie gry kafelkowej z tzw. worker placement, czyli rozstawianiem pionków na polach akcji.
Zasady klimatem podszyte
Każdy gracz wciela się w rolę jednego z ekscentrycznych wynalazców, którego zadaniem jest budowa jak największej liczby jak najbardziej atrakcyjnych maszyn. Każda część maszyny jest na koniec gry warta 1 punkt (dlatego idziemy w ilość), a jeśli maszyna zdoła przyciągnąć uwagę innych graczy i poślą oni do pracy przy niej swoje ludziki, to otrzymujemy punkty dodatkowe (dlatego idziemy też w jakość).
Sercem gry jest walka o zdobycie konkretnych części maszyn i połączenie ich w jedną całość. Trudność tkwi w fakcie, że w grze występują trzy rodzaje napędów: silniki parowe, mechaniczne i elektryczne. Różne części pracują na różnych napędach (niektóre na dwóch lub wszystkich trzech), więc mamy tu raczej do czynienia z mozołem budowania, a nie radosną twórczością własną. Już po pierwszej rozgrywce orientujemy się, że konstrukcja maszyn wymaga starannego planowania, gdyż:
– nie wszystkie elementy pasują do siebie – m.in. silników nie wolno łączyć z silnikami, a części z częściami (te dwa rodzaje elementów trzeba zatem tak jakby przeplatać);
– konstrukcja odbywa się albo na zasadzie budowy nowej maszyny, albo rozbudowy już istniejącej, a są to dwie odrębne akcje;
– akcje pozwalają budować lub rozbudowywać maszyny OKREŚLONEJ wielkości – nie da się więc raz za razem odpalać tej samej akcji, bo np. akcja „rozbuduj maszynę 2-elementową” pozwoli nam tylko na jednokrotne działanie na jednej maszynie, która po akcji będzie już przecież składała się z 3 elementów;
– wysłany do pracy ludzik (a konkretnie wysłany na jeden z silników danej maszyny) odpala akcje z wszystkich kafelków, które ten silnik zasila – nie ma zbytniego sensu budować byle czego i byle jak, bo taka maszyna nie będzie po prostu atrakcyjna i poza samym faktem, że jest, nie przyniesie nam więcej punktów za użytkowanie przez przeciwników;
– z tyłu głowy pobrzmiewa wciąż dylemat: skorzystać z maszyny przeciwnika i podarować mu punkt, czy poradzić sobie samemu?
– wysyłane do pracy ludziki trzeba opłacać, a to zawsze bardzo w planowaniu przeszkadza ;)
Wszystkie te cechy sprawiają, że z pozoru rodzinna – Wiek pary to gra jednak wymagająca. Gracz, który buduje duże ciekawe maszyny na pewno wygra z kimś, kto buduje co popadnie. Do tego dochodzi cudowny motyw z wyścigiem do silników – wszak to worker placement – i oto mamy przed sobą bardzo fajną propozycję na planszówkowy wieczór.
Nie jest to jednak tytuł idealny. Przede wszystkim rozgrywka potrafi się czasem przeciągać poza miarę. Na pewno też opcja gry w 4-5 osób jest zdecydowanie ciekawsza od tej, która angażuje 2-3 graczy. Nie do końca sprawdza się też instrukcja, a na jednej z plansz graczy pozostawiono angielskie napisy.
Aby nie zakończyć tekstu niemiłym akcentem, gdyż gra na to absolutnie nie zasługuje (ponoć psychologicznie działa to tak, że zapamiętujemy wydźwięk, który zaistniał jako ostatni), dodam, że grę można odkrywać na nowo poprzez zróżnicowanie postaci i ich umiejętności, a pozorna plątanina kresek i kolorów na kafelkach dosyć szybko ulega oswojeniu i akcje na komponentach stają się w pełni zrozumiałe.
Wiek pary jest zatem tytułem dobrym i ciekawym, o ile gramy w większym gronie. Ciężkością plasuje się gdzieś na poziomie zaawansowanych graczy rodzinnych. Powinni oni także poradzić sobie z niejasnościami w instrukcji poprzez odwołania do materiałów w Internecie (choć absolutnie nie powinno stać się to dla wydawców powszechną praktyką). Grając z rozmysłem i podejściem trochę a’la łamigłówka mamy szansę na naprawdę miło spędzony czas. Miło i oczywiście efektywnie.
Złożoność gry
(5/10):
Oprawa wizualna
(5/10):
Ogólna ocena
(7/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.