To już trzecia recenzja Zaklinaczy w serwisie Games Fanatic. Po dwóch recenzjach Pingwina (prototypu i wersji finalnej), przyszła kolej na to żebym i ja podzielił się z Wami wrażeniami z rozgrywek. Czy debiut nowego wydawnictwa i druga gra autora ciepło przyjętego Alcatraz: The Scapegoat jest udanym tytułem? Zapraszam do przeczytania recenzji.
Po raz drugi pod rząd odpuszczę sobie streszczenie zasad z rozgrywki, bo o nich o nich możecie przeczytać w recenzji Joanny. Wspomnę tylko, że Zaklinacze to gra karciana autorstwa Rafała Cywickiego, wydana prze nowe studio G-Indie. Jest to gra przeznaczona dla 2-4 graczy w wieku od 12 roku życia. Czas partii, w zależności od liczby graczy, waha się w granicach 30-60 minut.
Opis wrażenia zacznę oczywiście od odbioru fizykalno-wizualnego gry. W środku pudełeczka, rozmiarowo przypominającego to od Tajniaków, znajdujemy 165 kart, na które składa się 6 talii kart do gry, 11 wiosek i 4 karty pomocy, sporą ilość żetonów kryształów (waluty) i ran (punktów ujemnych) oraz zgrabnie napisaną i opatrzoną licznymi przykładami 16-stronicową instrukcję. Co prawda zdarzało mi się widywać w grach grubsze żetony i sztywniejsze karty, ale ze względu na występującą w Zaklinaczach ilość zarówno jednych jak i drugich nikt nie powinien narzekać na jakościową stronę ich wykonania, gdyż jest ona co najmniej przyzwoita, a lepszy papier i grubsza tektura z pewnością podniosłyby, i tak niemałą cenę, gry. Strona wizualna, jeżeli brać pod uwagę okładkę i awersy kart, jest naprawdę imponująca. Negatywnie wypada natomiast ocenić dobór kolorystyki rewersów kart, które często, przy niezbyt intensywnym oświetleniu, się po prostu zlewają, co utrudnia ich segregowanie do następnej partii.
Przechodząc już do samej rozgrywki, to pierwszym, co się rzuca w oczy, jest prostota zasad, która w połączeniu z krótkim setupem i czytelną ikonografią, pozwala rozpocząć partię w zaledwie 10 minut od pokazanie Zaklinaczy nowym graczom.
Decyzyjność w Zaklinaczach jest dość prosta, gdyż zazwyczaj mamy dychotomiczny podział możliwości – albo zostajemy w wiosce i korzystamy z jej zdolności, albo wyruszamy na wyprawę, żeby zdobyć kartę. Z kolei wybór kart ogranicza nam najczęściej zasobność portfela. Dzięki tej prostocie decyzji, rozgrywka jest dość szybka i dynamiczna oraz prawie pozbawiona downtime’u.
Regrywalność Zaklinaczy jest bardzo duża. Niestety podobnie zresztą jak losowość. Pierwsza wiąże się oczywiście z różnymi taliami oraz różnorodnymi sposobami ich łączenia zarówno pomiędzy sobą, jak i z wioską. Niektóre talie (i wioski) pozwalają zdobywać więcej kryształów, inne dają możliwości częstego leczenia ran, jeszcze kolejne wprowadzają masę negatywnej interakcji czy to w postaci niszczenia przeciwnikom kryształów lub przedmiotów, czy to zadawania im ran czy z kolei eliminacji ich punktów zwycięstwa.
Losowość występuje praktycznie w każdej karciance i generalnie mi ona nie przeszkadza. W Zaklinaczach zdarzają się jednak momenty, kiedy ewidentnie los premiuje niektórych graczy. Dzieje się tak, dlatego, że koszt przedmiotu czy potwora zależy wyłącznie od jego miejsca w szeregu i zdarza się podczas niektórych partii – szczególnie przy grze dwuosobowej – ewidentnie lesze okazje, trafiają się tylko jednemu graczowi. Nie chciałbym też być w tym miejscu źle zrozumiany – mimo że mam kilka ulubionych przedmiotów, zaleć i … potworów, to karty wydają mi się być dobrze zbalansowane. Chodzi o takie sytuacje, w których, na przykład wśród wyłożonej talii samych potworów jednemu z graczy trafia się w końcu mocny przedmiot, pozwalający na ich ubicie, podczas gdy drugi gracz musi jeszcze przez kilka tur „bezczynnie” siedzieć w wiosce. Takie przypadki są sporadyczne, ale jednak się zdarzają.
Interakcja w grze, jak wspominałem, zależy głównie od dobranych do partii talii. Może to być zarówno interakcja nie szkodząca w sposób bezpośredni innym graczom (np. podbieranie kart z toru) czy nawet im pomagająca (np. leczenie ran przeciwnika), jak i interakcja wybitnie negatywna w postaci zadawania ran, uszczuplania majątku lub pozbawiania przeciwników punktów zwycięstwa.
Skalowność gry jest dobra – zarówno przy dwóch, jak i trzech czy czterech graczach gra się przyjemnie. Niestety nie ma w Zaklinaczach mechanizmów balansujących czas rozgrywki, tak więc ten rośnie wprost proporcjonalnie do ilości graczy prze stole. Jak już wspomniałem, nawet jednak przy komplecie graczy partie są płynne, a ich czas nie powinien przekraczać 60 minut.
Na koniec grywalność. Co by tu nie pisać Zaklinacze mi się podobają. Klimatycznie rozgrywka przypomina mi trochę godziny spędzone przy pierwszym Diablo, gdzie wybierałem się z Tristram coraz to głębiej do podziemi, żeby rozwijać swoją postać, gromadzić coraz silniejsze przedmioty, pokonywać coraz mocniejsze potwory i co chwilę wracać do wioski, żeby wyleczyć rany i uzupełnić sakiewkę. Przypadł mi do gustu także system punktacji, który premiuje nie tylko zabijanie potworów, ale daje też możliwość zdobycia, kluczowych nieraz punktów, za zbierane komplety przedmiotów czy zdolności wynikające z niektórych wiosek lub artefaktów.
Zaklinacze to karcianka zdecydowanie warta uwagi. Poczynając od grafik i wykonania, poprzez mechanikę, balans i zróżnicowanie, a na feelingu z rozgrywki kończąc. Nie powiem, że gra mnie rzuciła na kolana, ale także nie skłamię, twierdząc, że każdą partię grało mi się bardzo przyjemnie i to niezależnie od ilości osób przy stole, jak i wybranych do rozgrywki talii. Kolejna dobra gra polskiego autora i polskiego studia, którą z pewnością warto sprawdzić. Brawo!
Złożoność gry
(3/10):
Oprawa wizualna
(7.5/10):
Ogólna ocena
(7.5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Dobry, solidny produkt. Gra może nie wybitnie oryginalna, ale wciąż zapewnia satysfakcjonującą rozgrywkę. Na pewno warto ją przynajmniej wypróbować. Do ulubionych gier jednak nie będzie należała.